16 kwietnia 2024

Moi skrzydlaci goście

Na przełomie maja i czerwca 2019 roku, niecodzienni goście zawitali na moje podwórko…

 

W ostatnim dniu maja, w parku w Werbkowicach znalazłam gołąbka „pokoju”, który nie umiał jeszcze fruwać. Na początku był taki smutny i osowiały, nawet myślałam że jest chory. Ale kiedy zabrałam go na swoje podwórko, zaczął jeść kaszkę manną i z każdym dniem był weselszy i zaczynał podfruwywać.

Następnego gościa przyniósł mi ktoś w pudełku i była to mała wronka „podfruwajka”, która była bardzo sprytna i ożywiona od początku. Nie była głodna, bo tak, jak gawronek – łapała muszki w trawie. Wiedziałam, że jest to kwestia kilku dni i wronka odfrunie… I tak się też stało.

Trzeciego gościa znalezionego naprzeciw mojego podwórka, przyniosła mi moja sąsiadka i był to bardzo skrzeczący mały gawronek. Gawronek bardzo skrzeczał i wtedy ku mojemu zdziwieniu nad moim podwórkiem pojawiła się chmura wron. Zasiadły na drutach elektrycznych i bardzo skrzeczały. Przez chwilę poczułam się, jak w filmie Hitchcocka pod tytułem „Ptaki”.

Zostawiłam na chwilę ich samym sobie, ale nie zabrały gawronka z mojego podwórka i przez kilka dni gościł u mnie, łapiąc sobie muszki. Czasami rozkładał skrzydełka do lotu, ale jeszcze przez tydzień nie umiał latać.

Gawronek jak widać na zdjęciach, zdążył się nawet zaprzyjaźnić z moim pieskiem Stasiem. Wpatrywali się w siebie całymi dniami.

Czwartym gościem na moim podwórku była młoda sówka Zosia, którą znalazł na chodniku i przyniósł do mnie młody strażak z OSP Werbkowice. Zosia była bardzo głodna, bo na samym początku zjadła pół puszki kitiketu, a ja cieszyłam się, że ma apetyt i karmienie jej sprawiało mi przyjemność. Przymocowaliśmy do brzozy koszyk dla Zosi, a ona siedziała w nim napuszona i niczym dostojna dama, wlepiała we mnie te piękne pomarańczowe oczyska.

Aż przyszedł taki czas, że moi skrzydlaci goście zaczęli sukcesywnie odfruwać z mojego podwórka. Pierwszy odleciał gołąbek „pokoju”, później odfrunęła mała wronka „podfruwajka”, która swój pierwszy lot wykonała w mojej obecności, lądując na samochodzie…

Następnie odleciał mały gawronek, który najdłużej gościł na moim podwórku. Było mi przykro z tego powodu, ale takie jest prawo natury.

Ostatnia odleciała sówka Zosia. Codziennie siedziała na wyższej gałęzi brzozy i już nie sięgałam tak wysoko, żeby ją nakarmić. Zawsze na noc zostawiałam jej jedzonko na stoliku pod drzewem i rano było wszystko zjedzone. Ale nie jestem do końca przekonana, czy to Zosia skonsumowała…

Aż pewnego dnia nie było już Zosi, ani na brzozie, ani na świerku.

Moi sympatyczni goście, po prostu, za wcześnie powypadali ze swoich gniazd i trzeba ich było delikatnie wspomóc. Zapewniałam im na swoim podwórku bezpieczeństwo, codziennie na noc wkładałam je do pudełek, bo nie potrafiły jeszcze latać.

Ale kiedy już fruwały, to powróciły do swoich, zostawiły miłe niepowtarzalne wspomnienia i radość w moim sercu, że mogłam im chociaż w małym stopniu pomóc.

Moi skrzydlaci bohaterowie, są uwiecznieni na poniższych zdjęciach – zachęcam do obejrzenia.

 

Danuta Muzyczka

Foto Klaudia Adamowicz i Вадим Альохін