19 kwietnia 2024

Bioenergoterapia a medycyna

Bioenergoterapia to jedna z wielu dziedzin medycyny niekonwencjonalnej – czyli jakiej? Chciałoby się powiedzieć: „jak sama nazwa wskazuje, medycyna niekonwencjonalna jest dziedziną medycyny…”, jednak dużo prawdy w tym stwierdzeniu nie ma. Mimo słowa „medycyna” w nazwie metody niekonwencjonalne nie należą do grona dziedzin medycyny, tak jak np. ortopedia, ginekologia czy onkologia. Ich działanie nie zostało w pełni potwierdzone naukowo.

 

Niemniej jednak, podobnie jak w przypadku medycyny tradycyjnej, jej celem jest leczenie pacjentów i poprawa ich ogólnego samopoczucia. Skoro efekt końcowy w założeniu jest ten sam, to co różni oba nurty? I co je łączy? Przekonajmy się.

Na początek podobieństwa. Oczywiście, tak jak już wspomniano wyżej, efekt końcowy obu nurtów to polepszenie zdrowia pacjenta. Wprawdzie medycyna niekonwencjonalna skupia się raczej na poprawie samopoczucia (eliminowaniu migren, spadku nastroju itp.) niż na leczeniu konkretnych schorzeń, bioenergoterapeuci są zdania, że uregulowanie przepływu energii w ciele pacjenta może pomóc im np. przy problemach z trawieniem.

Terapeutą, podobnie jak lekarzem nie może nagle ogłosić się ktokolwiek – wtedy jest to zwykłe oszustwo. W przypadku podawania się za lekarza i praktykowania medycyny bez odpowiednich uprawnień konsekwencje są bardzo poważne, za takie działania można nawet trafić do więzienia na okres nie dłuższy niż rok. Za udawanie bioenergoterapeuty za kratki oczywiście nie trafimy, ale kłamstwo ma krótkie nogi – prędzej czy później ktoś zechce sprawdzić, czy faktycznie mamy uprawnienia do wykonywania tego zawodu. Zasięgnie informacji, czy zdawaliśmy Egzamin Państwowy w Cechu Rzemiosł przy Izbie Rzemieślniczej – tylko tak w legalny sposób można zostać dopuszczonym do uprawiania zawodu. Jeśli nie figurujemy na liście absolwentów, sprawa jest przesądzona – czeka nas kompromitacja, bo w dobie poszukiwania informacji w internecie złe opinie rozchodzą się po sieci z szybkością błyskawicy. Nie warto więc ryzykować utraty dobrego imienia.


A co w takim razie różni obie metody?

Na pewno podejście do pacjenta i to, co dzieje się podczas wizyty. W gabinecie lekarza głównie rozmawiamy oraz analizujemy wyniki badań, wysłuchując zaleceń na przyszłość. Głównymi metodami leczenia jest farmakoterapia lub w ostateczności leczenie operacyjne. Na sesji bioenergoterapeutycznej działamy, a ściślej – działa terapeuta. Pacjent kładzie się lub siada wygodnie, relaksuje się i pozwala terapeucie znaleźć punkty w ciele, gdzie kumuluje się zła energia i napięcie. Po wszystkim otrzymuje mapę swojego ciała, na której zaznaczone zostają deficyty energetyczne oraz miejsca, gdzie energia jest skumulowana. U lekarza pod koniec wizyty zazwyczaj otrzymujemy receptę i właściwe leczenie odbywa się w domu – w bioenergoterapii jest odwrotnie.

Mimo, że bioenergoterapia nie została oficjalnie uznana jako metoda leczenia pacjentów, terapeuci posiadają grono wiernych pacjentów, którzy poprawę zdrowia i samopoczucia przypisują właśnie odpowiednio prowadzonym sesjom terapeutycznym. Lekarze oponują twierdząc, że efekty uzyskamy stosując się jedynie do ich zaleceń – ale czy na pewno? Zapominają, że terapeutyczne działanie ma już sam fakt kontaktu z drugim człowiekiem – stąd też tak wielka popularność wszelkiej maści terapii grupowych.

Warto więc odrzucić wszelkie uprzedzenia i wybrać się na terapię chociaż raz. Jeśli nas to nie zainteresuje – nikt przecież nie zmusza nas do jej kontynuowania.

Artykuł napisany we współpracy z Bioenergoterapeutą.

 

fot. mat. sponsora