25 kwietnia 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 39 „Bitwa nad Worsklą” – 12 VIII 1399

Odcinek, o którym będziemy rozmawiać, to prawie tabu w naszej historii. Bitwa rzadko wspominana w książkach, jedynie niektórych starych encyklopediach wojskowych można znaleźć wzmianki i pewne fakty o wydarzeniu, które dotyczyło także Polaków.

 

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 39 „Bitwa nad Worsklą” -12 VIII 1399

617 lat temu

 

Zapytam Stanisława E. Bodesa, bo jak się wydaje tabu w tej historii jest obce malarzowi i Jego zainteresowaniom. Co nam powie o tych zasnutych mgłą tajemnicy dalekich wydarzeniach?

            Widzisz, tak to bywa, że tak daleka bitwa nad rzeką Worsklą przestała już dawno być dla mnie tajemniczym czy zapomnianym wydarzeniem. Trzeba też zwrócić uwagę na datę powstania obrazu. Przystępując do malowania musiałem mieć pewne wiadomości o starciu. Kto z kim i dlaczego walczył tak daleko od naszych granic? Trzeba jednak pamiętać, że Worsklą to rzeka, która miała wpływ na politykę w. ks. litewskiego Witolda. Gdyby wygrał, to dyktowałby warunki księstwom na Rusi, a Złota Orda miałaby chana, który swój tron otrzymałby dzięki księciu.                                                        

Także królestwo polskie mogło osiągnąć pewne korzyści, których nie sposób wyliczyć lub jednoznacznie ocenić, bo wypadki w historii zmieniały się często i nieprzewidywalnie. Bitwa, o której mówimy, rzeczywiście jest nieznana na polskim gruncie, a przecież powinna.

Nie będziemy rozważać tła politycznego, skupimy się raczej na wyprawie, którą poprowadził w. ks. Witold Kiejstutowicz na stepowe tereny Dniepru.

            Wielki Książę Witold zmontował szeroką koalicję, która zapowiadała szansę na pokonanie Mongołów i osadzenia na tronie Złotej Ordy chana Tochtamysza, który od dłuższego czasu gościł na dworze księcia w Wilnie i obaj czekali na szczęśliwe okoliczności. Wiadomo, sukces ma wielu ojców, klęska tylko jednego, więc nie należy się dziwić, że obwiniano ks. Witolda za zmarnowaną okazję i stracenie tylu świetnych rycerzy, zwłaszcza ruskich kniaziów i bojarów, którzy w wielkiej liczbie polegli.

Z kogo się składa armia i w jakiej liczbie są wojska zgromadzone na daleką wyprawę?

Łącznie zostało zebranych około 38 tys. wojsk sojuszniczych, które składają się z wielu poszczególnych kontyngentów, a więc:                                                                                

Na koncentrację pod Żytomierzem wojska ks. Witolda tworzą następujące związki bojowe. Jako pierwszy wchodzi hufiec wileński samego księcia. Osobno po podliczeniu 10 tys. jazdy bojarskiej razem z pocztami i służbą, której jest kilkanaście tysięcy. Swoje hufce przyprowadzili, hufiec wołyński – Dymitr Koriatowicz Wołyniec, hufiec brański – Dymitr Starszy. Jeszcze dodatkowo zgromadzono 5 tys. piechoty litewsko-ruskiej. Niestety nie wiadomo, kto nimi dowodził.                        

Przybyły polskie posiłki w liczbie 4 tys. zbrojnych i nie są to kopie, jak czasami się mylnie przedstawia. Po opracowaniu Grunwaldu mam w tej materii wyrobione zdanie. Gdyby przyjąć, że 4 tys. to są kopie, wtedy wszystkich zbrojnych byłoby ponad 12 tys. Czyli, że takie rozumowanie jest błędne, które należy odrzucić. Na wyprawie mamy 1300 polskich rycerzy z pocztami i to oni tworzą liczbę 4 tysięcy zbrojnych razem z 15 armatami, którymi dowodzi Spytek z Melsztyna.                           

Jest także 1500 rycerzy mołdawskich na czele, których stoi hospodar Stefan jako polski lennik. Zaprzyjaźniony w tym czasie z Krzyżakami ks. Witold i od nich otrzymuje zbrojną pomoc. W Żytomierzu melduje się 500 Krzyżaków i znów historia się powtarza, 500 nie oznacza rycerzy, tylko wszystkich zbrojnych Zakonu, którymi dowodzi komtur Rastemborka Tomas Szurwiłło. To tyle, po czym wyprawa ruszyła ku przeprawie przez Dniepr pod Kijowem, następnie do wojsk książęcych dołączyło 15 tys. Tatarów z Krymu i Powołża wiernych Tochtamyszowi.

Niezwykle ciekawy fragment historii, tym bardziej, że wcześniej w mediach nie poruszano tego tematu, a przecież skutki wyprawy okazały się istotne dla dalszych losów księstwa litewskiego. Jak w takim razie potoczy się historia?

            Dnia 9 VIII dość duże w końcu wojska dotarły do Worskli, którą przekroczono i na drugim brzegu założono nie jeden, ale aż siedem warownych obozów bez planu obronnego na wypadek ataku. Zresztą o przeciwniku nie słyszano. Dziwne, że świetni zwiadowcy tatarscy nie wywiązali się ze swoich umiejętności. Obozy za rzeką w razie klęski groziły pogromem wszystkich sił w trakcie odwrotu, a tym bardziej ucieczki. Drugi dziwny przypadek, że tak wielu kniaziów, specjalistów od kontaktów z Tatarami wybrało taki wariant. Może myślano, że wszyscy po kilkudniowym odpoczynku ruszą dalej.                                 

Tymczasem 11 VIII w nocy 40 tys. Mongołów Timura Kułtuga stanęło w cichości przed wojskami ks. Witolda nie rozpalając nawet ognisk, żeby nie zdradzić swojej obecności. Nieprzyjacielski wódz czekał na chana Edygeja, który rzekomo miał przyprowadzić aż 50 tys. wojowników. Na drugi dzień oczom sprzymierzonych wojsk okazała się cała uszykowana do bitwy ogromna armia mongolsko-tatarska. Sądzę, że tylu wrogów nie było, ale widok nawet 60-70 tys. mógł przerazić wielu, zwłaszcza, że obozy nie miały litego frontu. Nie skoordynowano planu bitwy, zresztą teraz nie było czasu. Zemściło to się tragicznie, ale tak bywa, gdy maszerująca armia nie troszczy się o swoje bezpieczeństwo. Zaprzyjaźnieni zwiadowcy Tochtamysza powinni wyprzedzać o dzień lub dwa całe wojsko, by w odpowiedniej chwili dać znać siłom głównym o wrogu czy jego liczbie. Nie popełnili tego błędu przeciwnicy, a ich zwiad działał precyzyjnie i dobrze zlokalizował wojska ks. Witolda, a swoje oddziały podsunął tak, że pojawienie się rano nieprzyjacielowi było pełnym zaskoczeniem.

Przed nami bitwa, której sprzymierzeni nie unikną, ale kto odpowiada za taki przebieg zdarzeń?

            Oczywiście kniaź Witold i doradcy, czyli poszczególni kniaziowie hufców, które same wlazły w matnię. Rano nikt jadł, stawano naprędce w szykach, bo oto na gwizd dowódców runęły chmary skośnookich dzikich jeźdźców na wszystkie obozy równocześnie, by nikt nie przyszedł z pomocą.      Widać, że wódz mongolski miał gotowy plan, który jako doświadczony od razu podjął właściwe decyzje. Uderzono mocno na lewym skrzydle Witoldowych wojsk od strony Dniepru, przez co od razu odcięto i okrążono drogi odwrotu. Od wschodniego skrzydła, a także w centrum ataki prowadzili Mongołowie chana Timura Kułtuga, a od rzeki z północy między obozy wdzierali się Tatarzy Edygeja. Tak naprawdę, to już na samym początku przegrano bitwę rozstawieniem obozów i brakiem rozpoznania oraz przez zaskoczenie. Przecież wróg nie czekał, aż sprzymierzeni ustawią własne szyki, uderzył od razu na zbierające się dopiero wojsko Witolda.                                                       

Całkowity brak współdziałania między hufcami, czego generalnym dowodem jest fakt, że w pole wyszli sojusznicy tatarscy, Litwini ks. Witolda i hufiec wołyński kniazia Dymitra, a reszta jak widać wolała się bronić we własnym zakresie, czyli każdy sobie, co było najgorszym posunięciem.

Co na to wielki książę Witold?

            Dwie godziny trwały już rozpaczliwe zmagania, kiedy w. książę zobaczył klęskę swoich wojsk po tym jak fala wrogów wdarła się między obozy. W niektórych walczono już w środku, a tym bardziej, że drogi na zachód zostały zamknięte. Wielki kniaź na czele przybocznego hufca wyrąbał sobie drogę przez tysiące wrogich Tatarów, przeprawił się na drugi brzeg i po prostu uciekł.

Co dalej, bo dramaturgia sięga chyba zenitu?

Być może, ale przed nami jeszcze dużo zdarzeń, po pierwsze, to, że dowodzenie objął teraz kniaź Dymitr Koriatowicz Wołyniec, który w trakcie odwrotu, cofając się w ciężkiej walce ku obozowi, został ze swoimi ludźmi okrążony i zginął.                                                                             

Następnie dowodzenie przejmuje Dymitr Starszy, lecz pół godziny później podczas masakry swojego hufca traci życie. Dużo tych bohaterów musi być po tej bitwie w ruskich przekazach. Teraz bronią się wszyscy, rycerze, giermkowie, zbrojni, służba i różnego rodzaju pachołkowie. Każdy, kto tylko może utrzymać broń walczy o życie, bo wróg nie bierze na razie jeńców. 

Teraz opowiem o Polakach, 4 tys., to nie jest mało w Europie, lecz tam daleko na stepie w spotkaniu z bezwzględnym nieprzyjacielem to nic nie znaczy. Jednak Mongołowie wiele razy odskakują porąbani straszliwie mieczami i toporami. Dobrze uzbrojeni i okryci Polacy walczą o przetrwanie wycofując się krok po kroku w stronę rzeki. Hufiec naszych rycerzy broni się na prawym skrzydle aż do momentu, kiedy strzała ugodziła w gardło wojewodę Spytka z Melsztyna. Ten wielki i znakomity pan zginął na miejscu, tam gdzie walczył. Z kilkutysięcznego hufca udało się broniąc przeprawy uratować tylko 400 zbrojnym w większości rannych.     

Co dalej, dramat trwa i straty są ogromne z takiej armii. O wiele chyba mniej było wojska po naszej stronie pod Grunwaldem?

            No tak, lecz tam Polaków było ponad 22 tys. zbrojnych, a tutaj byli tylko częścią wielkiej armii, jakiej nigdy więcej nie będzie miał ks. Witold. Bitwa wciąż się toczy, chociaż ponad połowa armii zalega pobojowisko. Nie istnieją dokładne dane o stratach, są w miarę ogólne, ale dobre i to.         

Także sprzymierzeni Tatarzy uchodzą, wyrwali się z otoczenia mimo zaciętości wrogów, wywożą swego chana Tochtamysza i jego syna Dżelal ad-Dina (Dżena), to imię może zmylić, ale to on będzie dowodził Tatarami pod Grunwaldem. Teraz jednak zasypując pościg tysiącami strzał uchodzą w step zostawiając za sobą tysiące poległych wojowników. Nigdy już Tochtamysz nie zdobędzie władzy na Krymie. Przepłynęli Tatarzy Worsklę i zmieniając swoim zwyczajem konie odskoczyli od pogoni.

Czy tam między obozami jest już po walce?

            Owszem, tłumy zwycięzców przeszukują pole walki zbierając łupy gdzie zginęło tysiące ludzi po obu stronach. Wszystkim Mongołom należy się odpoczynek po ciężkiej bitwie i po wielodniowym ciężkim marszu. Co mogę dodać, uciekającego Witolda osłaniali dwaj polscy rycerze ze swoimi pocztami, to znani w historii panowie jak: Sędziwój z Ostroroga czy Wincenty z Szamotuł. Według wyjaśnień wielkiego kniazia, to Polacy rzekomo mieli namówić Witolda do ucieczki, by nie powiększał strat, gdy klęska stała się oczywista.                           

Śmierć oprócz wojewody Spytka ponieśli Jan Głowacz z Łążenic, Hanus z Dąbrowy, jednak bohaterem miał zostać Abraham Socha, rycerz, o którym dowiedziałem się dopiero przed wywiadem. Kronika krzyżacka wymienia Markwarda von Saltzbach, starego znajomego spod Grunwaldu, którego namalował Jan Matejko, a ja w rycerskiej panoramie umieściłem jak komtur von Saltzbach jest prowadzony do niewoli przez rycerza Jana Długosza z Niedzieliska h. Wieniawa, to ojciec naszego kronikarza.                                         

Latem tego roku nieszczęście dotknęło oprócz śmierci tylu rycerzy, także królowa Polski Jadwiga zmarła razem z narodzoną ledwo królewną. Śmierć, która załamała króla Władysława Jagiełłę, bowiem przez wiele tygodni wyłączył się z czynnego zarządzania państwem. Ogółem klęska w dłuższej perspektywie odpadła szansa podporządkowania Złotej Ordy i zjednoczenia ziem ruskich przez Jagiellonów.

A straty, powiedz, co wiesz o ofiarach bitwy i antymongolskiej krucjaty?

            Tak, to smutny obowiązek podawać nekrologi, ale zaszczytny nawet dla tego, który to czyni. Otóż śmiercią bohaterską polegli oprócz polskiego wojewody, także ponad 3 tysiące zbrojnych Polaków, nie licząc ich służby, ponad 6 tys. ludzi. Zginęło 74 kniaziów litewsko-ruskich, setki bojarów i rycerzy oraz ponad 10 tys. zbrojnych nie licząc także ich sług. Zginął hospodar mołdawski Stefan I, kniaź Dymitr Koriatowicz Wołyniec, kniaź Dymitr Starszy Olgierdowicz i kniaż Andrzej Garbaty oraz komtur krzyżacki Szurwiłło, a z 500 zbrojnych zakonu, aż 400 przepadło w bitwie. Jedynie wspomniany von Saltzbach z kilkudziesięcioma ludźmi uratował głowę. Nie wiadomo ilu zginęło sprzymierzonych Tatarów, ale nie mało, bo na nich jako na konkurentów i zdrajców szczególnie polowano. Jednak kilka tysięcy zostało na polu, gdy reszta zdołała ujść.

            Czyli całość ujmując, poległo lub dostało się do niewoli ponad 20 tys. zbrojnych bez służby, której musiała być liczba wielotysięczna, bo poczty rycerzy czy krzyżackich były spore, a dwory kniaziów i orszaki bojarów były na wzór wschodni bardziej liczne. Wszystkich tych nieszczęśników było bardzo dużo, o czym mało, kto wspominał. Podobny mechanizm opisałem w książce o panoramie bitwy pod Grunwaldem, która czeka na wydanie. Wszyscy przy okazji piszą o bitwach średniowiecza, gdzie wymienieni są zbrojni z obu stron i straty, ale w tych samych publikacjach nie znajduję wieści o tysiącach sług, rzemieślnikach, którzy w taborach i obozach czekają w trwodze na koniec bitwy. Stracono wszystkie taborowe wozy z zapasami, cały sprzęt, działa i chorągwie, a także wszystkie drogocenne przedmioty, tysiące koni, dodatkowe uzbrojenie i broń. Pewnie jeszcze wielu lżej rannych zmarło po drodze z głodu i wyczerpania.

Co o tej historii mówią dwa inne obrazy?

            Jeden czy drugi są także ważne. Pierwszy przedstawia najazd pogańskich Litwinów ojca Witolda księcia Kiejstuta, który w 1375 roku najeżdża na Mazowsze, a także przyległe tereny. Tytuł obrazu stworzyłem na podstawie hasła z wojny punickiej, które wykrzykiwali przerażeni mieszkańcy Rzymu. Tym razem podobny okrzyk słychać na Mazowszu. „Kiejstut ante portas!” W tle obrazu widoczny polski dwór rycerza polskiego, który wypadł z mieczem w dłoni przeciw najezdnikom.    

O drugim warto też wspomnieć, bo dawno był prezentowany, o ile sobie przypominam, to na samym początku cyklu w 2014 roku. „Bitwa pod Hrubieszowem –1433”, kiedy najmłodszy brat króla Władysława poparty krzyżackimi obietnicami pomocy wypowiedział wojnę suwerenowi, chcąc oderwać Litwę od Polski. Obraz ważny dla Hrubieszowa i najstarszy w naszych dziejach, który namalowałem, a który pokażemy w kadrach.

Dziwię się, że jeszcze władze nie zakupiły tego obrazu, który byłby ozdobą np. w naszym muzeum. Jak widzę, malując takie obrazy poruszyłeś nieznany fragment dziejów. Czy na 10 lat przed wojną z Krzyżakami warto było tak ryzykować? Przecież to Litwa poniosła ciężkie straty, które mogły się przydać pod Grunwaldem?

            Jak wiesz ryzyko zawsze istnieje, nawet, gdy nie ma wojny, wtedy także jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo. Nikt, kto przystępuje do zbrojnej wyprawy nie stawia na klęskę, każdy chce odnieść zwycięstwo, chyba, że popełnia się błędy, które potem skutkują. Nie przewidziano takiej kontrakcji ze strony nieprzyjaciela, który operował daleko na wschodzie, ale za to był mistrzem w toczeniu operacji wojennych. Z drugiej strony gdyby bitwę wygrano i osadzono na Krymie zaprzyjaźnionego wodza Tatarów Tochtamysza, a księstwa ruskie jeszcze bardziej związano z Litwą, to pomoc przeciwko Krzyżakom byłaby większa. Proszę sobie tylko wyobrazić, że z pomocą królestwu polskiemu pod Grunwald przybywa nie 2 tys. Tatarów, a 20 tys. wojowników. Tak samo dotyczy posiłków litewskich czy ruskich. Jednym słowem gra warta była świeczki, zabrakło tylko dobrego rozpoznania sił przeciwnika przed walką.

W odcinku specjalnym pokazujemy kilka obrazów z historii polsko-litewskiej, która w różnym czasie miała inne znaczenie. Czy tak?

            Obraz bitwy nad Worsklą toczyła się w nowej sytuacji politycznej, litewski kniaź został królem korony polskiej i daleka wyprawa została poparta polskimi posiłkami, które stanowiły siłę znaczącą, no i przyzwolenie królewskie. Trzy obrazy, to trzy różne historie, które opowiadają o innych dziejach podobnego okresu, lecz różnego znaczenia i głównych bohaterów. Klęska nie zmieniła wzajemnych relacji między dwoma bliskimi sobie władcami, a wiele czyniono, żeby tylko ich poróżnić. Pokażę też rzadko prezentowane ilustracje do historii Polski, Litwy, Rusi i Tatarów, gdzie przedstawiam czas omawiany w cyklu „Chwała Bohaterom”, któremu poświęciłem ostatnie lata.

            W roku 50-lecia pracy twórczej traktuję swoją po tylu latach jeszcze poważniej, doceniając znaczenie dla wiarygodności historycznej owe batalie, które namalowałem w swoim życiu. Nie patrzyłem przez lata, czy coś się opłaca, czy warto ryzykować malując tematy, które były na cenzurowanym. Dlatego dzisiaj mam prawo do pełnego wyrażania swoich opinii o historii prawdziwej, pokazującej bohaterstwo polskich żołnierzy z 1000-letnich dziejów oręża polskiego, którym oddaję hołd całym swoim twórczym życiem.

            Kończąc opowieść o historii wyprawy z ostatniego roku XIV wieku, już żyję następną wyprawą razem z lisowczykami, kiedy będę rozważał, czy zasługują na miano bohaterów i czy mogą się znaleźć w nowym październikowym materiale.

 

Obrazy:

 

„Bitwa nad Worsklą – 12 VIII 1399”, karton akw. 66×100 cm (1981) nr inw. 163

„Kiejstut ante portas! – 1375”, karton akw. 65×98,5 cm (1981) nr inw. 156

„Bitwa z Litwinami pod Hrubieszowem-1433”, ol.-pł. 73,5x 106 cm (1999) nr inw. 560

„Bojarzyn litewski”, ol.-pł. 38,5×33,5 cm (1991) nr inw. 369

„Bitwa pod Zasławiem- 25 I 1491”, karton akw. 60×100 cm (19850 nr inw. 243

 

Reprodukcje i zdjęcia: Zofia Bodes,

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński

 


 

Czytaj również – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 36 „Kair”  – 1798

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 37 „Zbaraż” 1649

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 38 „Mielejczyce – 1920”

itd. do pierwszego numeru

 

Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 8 „Lipsk – Bitwa Narodów” 16 – 19 X 1813 roku

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 9 – Jubileusz

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 10 – „Wyprawy Krzyżowe”

itd. do pierwszego numeru