19 kwietnia 2024

Mój sentyment do małego Kościółka w Werbkowicach

Z okazji jubileuszu 100-lecia istnienia Parafii św. Michała Archanioła w Werbkowicach, pozwoliłam sobie na moje wspomnienia związane z małym Kościółkiem w Werbkowicach.

 

Od dziecka mieszkałam w Podhorcach, gdzie był filialny kościół parafii Werbkowice i msze święte odprawiały się tylko raz w niedzielę. W związku z tym, na wszystkie inne uroczystości kościelne typu rekolekcje, rezurekcje, nowenny itp. chodziliśmy na piechotę 7 kilometrów, na skróty przez łąki wilkowieckie do Werbkowic. Czasami był mróz -20 stopni, albo śnieżyce, deszcze i wiatry jesienne, ale nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby opuścić uroczystości w Werbkowicach.

Wracaliśmy do domu zmarznięci, przemoknięci i głodni, czasami zastała nas noc, ale nasi rodzice wiedzieli, że nic się nam nie stanie, może dlatego że świat był jakiś bezpieczniejszy. Pamiętam, że tak bardzo dużo zawsze było dzieci i młodzieży, że mały Kościółek w Werbkowicach, „pękał w szwach”. W porównaniu z jeszcze mniejszym kościółkiem w Podhorcach, ten w Werbkowicach, wydawał mi się wówczas „olbrzymią metropolią”.

Przez cały okres mojej Szkoły Podstawowej, na wszystkich ważniejszych uroczystościach kościelnych w Werbkowicach, deklamowałam wiersze. Były to wiersze z związku z wizytą biskupa, różne jubileusze i inne ważne wydarzenia parafialne, ponoć miałam dobrą dykcję. W Podhorcach mieszkała i uczyła mnie nauczycielka, pani Kazia która wyłapała u mnie ten talent…

Zaprzęgano konie do do wozu i jechaliśmy do Werbkowic, gdzie przez całą drogę była próba generalna, bo musiałam wypaść imponująco. Zajeżdżaliśmy na podwórko starej plebani, a tam witała nas i zapraszała na herbatkę pani Ciepła, nauczycielka z Werbkowic, kuzynka pani Kazi. Pamiętam do dzisiaj, te piękne filiżanki i zawsze takie dobre ciasto.

Moja mama na tę okazję zawsze mnie tak ładnie ubierała, czasami kręciła mi włosy i wiła wianuszek na głowę (na zdjęciu poniżej). Byłam taka malutka, że nie było mnie widać w tłumie, więc ksiądz Jan Bednara, brał mnie na ręce albo przynosił stolik (na zdjęciu poniżej).

Moją pierwszą komunię świętą pamiętam tylko z opowiadań i ze starych fotografii. Dla nas wtedy komunia święta miała inny wymiar, bo nie było prezentów, tylko wokół Kościółka były poustawiane stoły, na których stała oranżada i pączki.

Na odpust do małego Kościółka w Werbkowicach jeździliśmy zawsze, ojciec zaprzęgał konie do furmanki i pięknie ubrani jechaliśmy całą rodziną. Od ulicy Zamojskiej przy drodze do kościoła, po obydwu stronach stali kramarze, ależ to był raj dla dzieci, natomiast od strony ulicy Sikorskiego, po obydwu stronach dróżki osiedlowej, stały furmanki. Strzelały pistony zakupione u kramarzy, dzieci jadły szczypy, odbijały jojka, nieopodal rżały konie i to był niepowtarzalny odpustowy klimat.

Po uroczystej sumie odpustowej, zawsze była procesja wokół Kościółka, jako dziecko marzyłam żeby chociaż raz ponieść szarfę od obrazów, ale nigdy się nie dopchałam, bo było bardzo dużo chętnych dziewczynek.

W 2009 roku zostało powołane Stowarzyszenie na rzecz Remontu Drewnianego Kościoła Zabytkowego w Werbkowicach, w którym miałam zaszczyt być członkiem (zdjęcie poniżej). Wspaniali ludzie zaangażowali się w organizację zbiórek, przyszło dofinansowanie zewnętrzne z Ministerstwa Kultury, Urzędu Gminy Werbkowice, Cukrowni Werbkowice i Starostwa.

Zewnątrz mały Kościółek w Werbkowicach wyglądał imponująco (na zdjęciu poniżej), przydałby się remont też w części wewnętrznej kościoła, ale zabrakło kontynuacji i chęci, i w 2017 roku Stowarzyszenie się rozwiązało.

W moim odczuciu wyjątkowość małego Kościółka polega na tym, że wszyscy moi najbliżsi właśnie tutaj otrzymali wszystkie najważniejsze sakramenty święte, to tutaj pierwsze kroki stawiały moje dzieci.

Do dzisiaj uwielbiam chodzić na msze święte do małego Kościółka, lubię patrzeć na te stare żyrandole, które „pamiętają” moje dzieciństwo, a czasami mam nieodparte wrażenie, że za chwileczkę wyjdzie z zakrystii pochylony staruszek, ksiądz Franciszek Klinger i swoim donośnym głosem poprowadzi nabożeństwo.

Dookoła małego Kościółka do dzisiaj rosną drzewa kasztanowe, które niczym „ochroniarze” strzegą go od wichrów, śnieżyc i innych kataklizmów. W starej dzwonnicy, gdzie kiedyś odbywały się lekcje religii, pewnie ze starości rozsypały się już schody.

Pamięć ludzka ulotna jest i niektóre fakty z dzieciństwa znamy z opowieści, i ze starych fotografii, ale mały Kościółek w Werbkowicach już na zawsze będzie dla mnie i myślę, że dla wielu pokoleń – największą Perełką Werbkowic.

 

tekst D. Muzyczka, fot.: M. Sawa, D. Muzyczka