25 kwietnia 2024

Nie jestem złodziejem, tylko łakomczuchem

Mam na imię Staś, przyjechałem z Warszawy do Werbkowic tylko na jeden miesiąc, ale mój pobyt przedłużył się do sześciu miesięcy.

 

W Werbkowicach wiodę sobie fajny pieski żywot, co prawda w Warszawie byłem taki czyściutki i bielutki, natomiast w nowym miejscu od rana biegam po porannej rosie a później wytarzam się w kurzu, ale świetnie się z tym czuję.

Nie jestem groźnym psem, emanuję radością i dobrą energią, bardzo ciężko znoszę samotność.

Czasami się nudzę, ale na szczęście po sąsiedzku mam do podglądania dwie fajne sąsiadki Szilę i Sonię, jestem bardzo kochliwym pieskiem i jak nikt nie widzi to coraz częściej „czmychnę” sobie pod siatką do moich uroczych sąsiadek.

Wtedy czuję się taki wolny i szczęśliwy, bardzo brakowało mi tego w Warszawie.

Ale przydarzyła mi się bardzo nieprzyjemna przygoda, otóż już drugi dzień z kolei przedostałem się pod siatką do najbliższego sąsiada i wyżarłem karmę, która była przeznaczona dla jego dwóch kotków.

Pan od kotów troszkę na mnie i na moją panią nakrzyczał, wygonił mnie a ja ze zwieszonym ogonem uciekłem, i było mi bardzo przykro z tego powodu.

Lubię tego pana sąsiada od kotów, to fajny gość, nazywa mnie Puszek ale mi się to nie podoba bo kojarzy mi się to z „pustymi puszkami po piwie porozrzucanymi w parku”.

Wróciłem do siebie, przemyślałem sprawę i postanowiłem przyznać się do łakomstwa, a mój honor podpowiedział mi żebym odkupił karmę i przeprosił kotki, co z pokorą uczyniłem, bo za swoje błędy trzeba ponieść karę.

Wieczorową porą, kiedy kotki już smacznie chrapały, po cichutku podrzuciłem to co „zeżarłem”.

Na pierwszym zdjęciu widać, jak oddałem karmę dla kotków z przeprosinami, na drugiej fotografii leżę sobie w Werbkowicach na dywaniku zmęczony, brudny i czekający na kąpiel po ciężkim tygodniu, na trzecim zdjęciu siedziałem sobie w Warszawie w „piernatach” jak król, natomiast na czwartym zdjęciu smacznie sobie śpię.

 
Staś
 
tekst i fot.: Danuta Muzyczka