23 kwietnia 2024

Werbkowice: Z facebooka Danuty Muzyczki

Danutę Palczyńską od lat po mężu Muzyczka poznałem, kiedy byliśmy piękni i młodzi a naszą pasją był sport. Danka brylowała na stołach tenisa stołowego, ja sprawdzałem się w zawodach lekkoatletycznych i tak wyszło, że łączył nas jeszcze jeden człowiek pełen pasji działacz sportowy Franciszek Skierski.

 

Minęły nasze kariery sportowe, młodość a w sercach pozostała miłość do sportu, do którego na swój sposób systematycznie zachęcamy. Okazuje się, że dzisiaj radna gminy Werbkowice uwielbia przyrodę, zwierzęta, ptaki, swoją Małą Ojczyznę … reaguje na losy ludzi, o czym można poczytać na jej facebooku. Dla przykładu…


***


FLORA I FAUNA W RÓŻNYM WYDANIU…

Jest taki cichy zakątek na ziemi, a konkretnie w gminie Werbkowice i zwie się Kolonia Podhorce.
Krajobraz wokół tej malowniczej miejscowości jest przeuroczy, od strony zachodniej i wschodniej jest las, w którym to ptaki dają niepowtarzalny koncert. Od południa i północy widać łany zbóż i łąk, które o tej porze roku kwitną a ich barwność i różnorodność sprawia, że wyglądają niczym perskie dywany. Od strony południowej płynie rzeka Huczwa a przyroda w tym miejscu jest naturalna, dzika i nieskazitelna.

W tym azylu ciszy i spokoju, swoje miejsce na ziemi odnalazł pan Alfred Matyjaszczyk ze swoją rodziną z Świdnika. W 2014 roku zakupił posiadłość w Podhorcach Koloni i założył Fundację Reksio i Przyjaciele, jego zaangażowanie i miłość do czworonogich jest wyjątkowa i niespotykana. Pan Alfred Krzesimowski, bo taki ma profil na fb świetnie współpracuje z gminą Werbkowice w kwestii zwierząt bezdomnych, którą reprezentuje Beata Weremczuk, Beatka bardzo solidnie wykonuje swoje obowiązki, bo kocha zwierzęta.

Dzisiaj odwiedziliśmy pana Alfreda i jego podopiecznych w Podhorcach Koloni z moimi najbliższymi sąsiadami, którzy też kochają zwierzęta i za to ich cenię, na początku pieski były nieufne, ale chwilę później głaskaliśmy je i radości i miłości nie było końca.

Bardzo często bezdomne pieski błąkają się po Werbkowicach, bo ktoś je po prostu wywiózł, czyli wyrzucił ze swojego życia i stoi taki smutny, głodny i nieszczęśliwy pies, bo właśnie zawalił mu się cały świat. Zwierzęta nie przysięgają miłości, one po prostu kochają swojego pana, nigdy się nie gniewają i są przyjacielem do końca swoich dni.

Apeluję !!! Do ludzi nie róbcie tego swoim pupilom, oddajcie do schroniska albo sąsiadowi, bo to nie przedmiot, który można wyrzucić one tak jak ludzie tęsknią, czują głód, ból i tak się składa, że to właśnie człowiek jest panem ich życia i śmierci nie róbmy im krzywdy, bo to są nasi „mniejsi bracia”.

Nawet dzikie ptaki potrzebują miłości, o czym miałam przyjemność sama się przekonać. Udało mi się „przygruchać” i dokarmiać 4 bociany i nawet, kiedy nie były głodne to też przylatywały na moje podwórko, bo pewnie chciały ze mną po prostu pobyć.

Miałam też sowę, która przyfruwała i siadała mi na ramieniu, karmiłam ją kitiketem a ona wlepiała we mnie te pomarańczowe oczyska i wtedy byłam chyba dla niej najważniejsza, ale kiedy zagoiła się jej chora nóżka to odfrunęła i czasami „huczała” jeszcze na drzewie, ale nigdy już nie wróciła.

Miałam też gołąbka bez nóżki, ten z kolei siadał mi na głowie, co przeszkadzało mi w domowych obowiązkach, wtedy wkładałam go do kieszeni wystawał mu tylko dzióbek i spał przytulony i szczęśliwy. Aż pewnego dnia zjadł go kot.

Pod moją opieką był też jastrząb, który spadł raniony wprost na moje podwórko, opatrywałam mu rany karmiłam a jak wyzdrowiał to długo jeszcze fruwał po 'moim niebie’. Czasami zwierzęta i ptaki potrzebują troski ludzi, bo nie są w stanie sami o siebie zadbać.


Kolejny bocian…

Przedstawiam nowego bociana, który trafił dzisiaj do mnie, został przywieziony z Podhorzec i nazywa się Feluś, dokładnie go obejrzałam i na szczęście nie ma poważniejszych urazów tylko kuleje na lewą nogę. Jest piękny i taki dostojny i dlatego że jest młody ma jeszcze czarny dziób i nogi.

Wczoraj ktoś mnie zapytał, dlaczego te bociany trafiają właśnie do mnie, otóż tak się utarło w Gminie Werbkowice, że jeżeli ktoś znajdzie bociana to przywozi do mnie a ja się cieszę tym skrzydlatym szczęściem i już od kilku lat tak jest, że bociany goszczą na moim podwórku a jak wyzdrowieją to odlatują, ale bywało też tak, że weterynarz nie zdołał już pomóc.

Jeden bocian o imieniu Kacper najbardziej poruszył moje serce i w skrócie napiszę o nim. Został wyrzucony z gniazda w Kotorowie, jak był bardzo malutki, bo widocznie matka nie dała rady wykarmić, natychmiast pojechałam po niego a nie umiał jeszcze jeść, więc wkładałam mu jedzenie do dzióbka, tak samo podawałam mu wodę. Zrobiłam mu w drewutni gniazdo z wiór i wieczorem układałam go do snu przykrywając kocykiem, Kacper nauczył się jeść i pić i trzeba było nauczyć go latać, więc brałam go na ręce i rzucałam coraz wyżej, wyżej aż nauczył się latać. Swój pierwszy lot wykonał i usiadł na Hali Sportowej w Werbkowicach.

Aż pewnego razu około 20 dni do odlotu bocianów do ciepłych krajów wydarzyło się coś bardzo dziwnego, co jest dla mnie niepojęte do dzisiaj. Od strony zachodniej mojego podwórka zauważyłam, że na pobliskich blokach i ogrodach siedzi około 200 bocianów a dwa bociany krążą nad nami i wtedy zrozumiałam, że muszę oddać im Kacpra. Ostatni raz rzuciłam Kacpra w górę a on miarowo rozkładając swoje szerokie skrzydła wzbił się w skrzydlaty tłum i wszystkie bociany jak na komendę odleciały razem z nim, często patrzyłam w niebo z nadzieją, że jeszcze kiedyś do mnie przyleci jednak tak się nie stało, szkoda.

Fascynuje mnie świat ptaków, pamiętam, że jeszcze, jako małe dziecko godzinami mogłam patrzeć, jak sikorki i wróbelki dziobały zawieszoną w zimie słoninę. Czasami zazdroszczę ptakom tej wolności i przestrzeni oraz faktu, że mogą z góry s..ć na wszystko – bez konsekwencji!!!

 

Więcej na FB Danuty Muzyczki >>

 

Wyszukał – mak

Fot. DM