24 kwietnia 2024

W epicentrum nawałnicy

Niedzielny letni wieczór, po pogodnym dniu na niebie zaczynają się pojawiać na niebie burzowe chmury. Właśnie zebraliśmy się do wyjazdu z weekendowej wizyty u teściów do domu. Burza się zbliża, ale żona decyduje się jechać. Trasa krótka, 12 km, do pokonania w najwyżej kwadrans…

b>NIEDZIELNA NAWAŁNICA A.D. 2011

Niedzielny letni wieczór, po pogodnym dniu na niebie zaczynają się pojawiać na niebie burzowe chmury. Właśnie zebraliśmy się do wyjazdu z weekendowej wizyty u teściów do domu. Burza się zbliża, ale żona decyduje się jechać. Trasa krótka, 12 km, do pokonania w najwyżej kwadrans…

Wsiadamy do samochodu, córka jak zwyke marudzi, że chce zostać u babci i nie daje się zapiąć w fotelik, więc biorę ją na kolana i tulę do siebie – dojedziemy do drogi, to się ją zapnie w foteliku. Przy wjeździe na drogę zatrzymuje się na chwile, dziecko siada w foteliku, zapinamy pasy i ruszamy. Nagle pojawia się coraz silniejszy wiatr, widać latające gałęzie po polach i ani zawracać, ani dalej jechać, więc z dwojga złego próbujemy tej drugiej opcji – jedziemy. W sąsiedniej miejscowości stajemy przed pierwszą przeszkodą – powalone siłą wiatru drzewo zablokowało drogę. Wspólnie z innymi kierowcami udało nam się przesunąć je do rowu i odblokować jeden z pasów. Jedziemy dalej – leży następne, ale już nie do przesunięcia, więc cofamy się i jedziemy inną drogą, a za nami sznur samochodów. Żona przerażona, ale nie traci zimnej krwi, ja po „gościnie” raczej jej nie zmienię, więc trzymam dziecko za rękę, a córeczka, która zawsze tak boi się burzy, z wystraszonymi oczyma patrzy to na mnie, to na to, co dzieje się za oknem naszego samochodu. Drzewa się łamią, deszcz tak intensywny, że niewiele widać, mijamy gałęzie i z podwyższoną adrenaliną przejeżdżamy przez te miejsca, gdzie przy drodze rosną drzewa. Dojeżdżamy do kościoła – w duchu modlę się do jego patrona „Święty Janie prowadź”. Za chwilę stajemy przed kolejną przeszkodą, która da się przesunąć. Jedziemy jako drugi samochód w kawalkadzie aut.

Nagle na drodze zauważamy wielkie drzewo, po raz kolejny wyskakuję z samochodu i biegnę w jego kierunku, z innymi. Są wśród nas miejscowi strażacy z OSP. Przed drzewem „Polonez”, który w ostatniej chwili pewnie wyhamował przed tą przeszkodą, we wnętrzu zszokowany kierowca. Podbiegamy do drzewa i okazuje się, że pod nim jest przywalony samochód. Na pierwszy rzut oka wygląda to przerażająco, biegnę w jego kierunku, zaglądamy do środka, ale nikogo w nim nie ma – ludziom udało się uciec z niego przez okna drzwi – cud, że nie zostali zmiażdżeni.

Czytaj więcej…
Zdjęcia »

***

Autor:
TOMASZ S.

Źródło:
www.organista.blog.pl
Komentarze LubieHrubie.pl

Foto:
Miran