19 kwietnia 2024

Kościuszko: Po prostu wyjedź w Bieszczady

Gdy na zmartwienia nie ma rady… po prostu wyjedź w Bieszczady! – śpiewa w swojej piosence Wojciech Młynarski. I ma rację!

 

Gdy zbliża się koniec roku szkolnego i trwa gorączkowa krzątanina wokół przyziemnych spraw, takich jak na przykład nasze starania o jak najlepszą ocenę z matmy, biologii, chemii…, może właśnie wtedy warto choć na chwilę wyciszyć się i z miłymi wychowawcami zorganizować chociażby trzydniowy wypad w Bieszczady. Tak dla psychicznego zdrowia i po to, aby już na początku czerwca poczuć powiew wakacyjnego wiatru.

Naszą eskapadę rozpoczęliśmy o 8.00, bo po co zrywać się skoro świt, jeżeli można normalnie… Więc najpierw był Sanok ze swoim Muzeum Budownictwa Ludowego i słynnym miasteczkiem galicyjskim, a potem Berezka – agroturystyczna miejscowość nieopodal Polańczyka i Soliny – nasza baza wypadowa, a w niej…?

No właśnie! Lepszego lokum nie mogliśmy sobie wymarzyć! Samodzielne domki z pełnym wyposażeniem (w tym telewizory i wifi), boisko do siatkówki, staw z rowerem wodnym, miejsce na ognisko nocą (późną!, baardzo późną!) i ogromne przestrzenie, a najbliższy sąsiad w takiej odległości, że go nie widać i nie słychać, więc nasi wychowawcy nocą nie spali, a my z nimi…, wspólne ogniska były codziennie, a raczej co wieczór, aż do wschodu słońca.

Troszeczkę niżej od nas (bo my na wysokościach) znaleźliśmy sklep, kryty basen i inne atrakcje. A ci, którzy z nami nie pojechali – niech żałują! Drugi dzień pobytu rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia. Pobudka skoro świt (dla tych, którzy przysnęli nieco przy ognisku, czyli naszych sorów), a potem dwugodzinna przejażdżka Bieszczadzką Kolejką Leśną po dzikich ostępach Bieszczadów.

Nadmienić należy, iż podróż odbywała się w odkrytych wagonach, więc fajnie było! Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że na tym koniec, nic z tego! Po południu czekał nas jeszcze rejs po Jeziorze Solińskim byłym statkiem wojennym RP, przerobionym na wycieczkowiec „Tramp”. Zapierające dech w piersiach widoki najpiękniej zobrazował Wojciech Gąsowski w swojej piosence Zielone wzgórza nad Soliną. 

Na zakończenie dnia odbyliśmy jeszcze spacer po solińskiej zaporze wodnej. 

Uff! To był dopiero pracowity dzień! Mili gospodarze cały czas „przychylali nam nieba”, więc żal było się żegnać, ale cóż – komu w drogę, temu czas. Na zakończenie bieszczadzkiej eskapady w trzeci dzień wycieczki zawitaliśmy do twierdzy Przemyśl. Tam, pod opieką rzeczowego i bardzo konkretnego przewodnika, zwiedziliśmy starówkę i przemyskie podziemia, pogłaskaliśmy po nosie dobrego wojaka Szwejka, a niektórzy delektowali się słynnymi przepysznymi lodami przemyskimi. W Bieszczady, jak mawiał nasz przewodnik, jedzie się tylko raz, a później się już tylko wraca! Więc żegnajcie Bieszczady na rok!



źródło i fot. ZS nr 3