24 kwietnia 2024

Rozmowa ze Stanisławem E. Bodesem o wernisażu wystawy „My z Napoleonem” w Muzeum Podkarpackim w Krośnie

Dość długo trwało namawianie Stanisława E. Bodesa do udzielenia krótkiego wywiadu i udostępnienia zdjęć z wystawy „My z Napoleonem”, w której wziął udział wystawiając swoje napoleońskie obrazy. Weszło mi już w krew przedstawianie naszego twórcy, zwłaszcza, gdy kolejny raz rozsławia nasze miasto, czy to będzie w Krośnie, Wrocławiu lub w każdym innym miejscu.

 

Rozmowa ze Stanisławem E. Bodesem o wernisażu wystawie „My z Napoleonem” w Muzeum Podkarpackim w Krośnie, która jest czynna w dniach 12 III – 30 V 2015 r.

 

Wiem, że nie masz czasu, ale pozwól, że zadam tylko trzy pytania. Czy jesteś zadowolony z aranżacji wystawy napoleońskiej?

 

– Oczywiście, że tak. W końcu historia Wielkiej Armii, a zwłaszcza losy wojska polskiego w okresie Księstwa Warszawskiego są w mojej pracy batalistycznej, czasem najbardziej twórczym. Przecież lata 1798 – 1815 obfitują w liczne wydarzenia, które wielu żołnierzy wyniosły na szczyty sławy. Żądano od nas, co prawda dobrych żołnierzy, ale trzeba przyznać, że nikt z cesarzy niewolących Polskę nie zaproponował nam więcej.

            To gwiazda cesarza Napoleona, chociaż na krótko uwolniła naszych rodaków z hańbiącej niewoli, dając poczucie wolności. Dlatego namalowałem najwięcej obrazów od legionów J. H. Dąbrowskiego zaczynając, a na ostatnim szwadronie polskich szwoleżerów pod Waterloo kończąc.

            Wysiłki cesarza Francji, który mimo licznych kontrowersji był jednak przyjacielem narodu polskiego nie zostały utrwalone. Zabrakło czasu, kolejnych zwycięstw, a może przewaga nieprzyjaciół była zbyt wielka. Nasza wolność skończyła się wraz z upadkiem Napoleona, ale pamięć o tym jest ciągle żywa.

            Wszędzie, gdzie nie spojrzysz, na moich obrazach zobaczyć można liczne epizody bitewne, sławne szarże sławnych pułków, bohaterów polskiej jazdy, szwoleżerów, ułanów, strzelców konnych, huzarów czy Krakusów. Prezentuję też żołnierzy polskiej piechoty, która jak wiadomo dokonywała przecież nie mniej głośnych wyczynów. Bledną one jednak przy bardziej spektakularnych szarżach kawaleryjskich. Często doświadczam pewnej satysfakcji, gdy obok własnych obrazów dostrzegam wspaniałe pamiątki historyczne po czasach dawnych, zwłaszcza te militarne. W tym przypadku organizatorzy zadali sobie niemały trud wypożyczając z kilku sławnych ośrodków muzealnych, bardzo ciekawe eksponaty. Czego tam nie ma! Piękne okazy broni białej, szable, pałasze, bagnety i tasaki. Broń palna jazdy i piechoty, mundury czy nakrycia głowy. Ordery, odznaczenia, są stare sztychy, dokumenty, listy, a także portrety, rzeźby i posążki z Napoleonem. Dla miłośnika epoki to istny raj!

 

Czy na podobnych wystawach chciałbyś spotykać się częściej z młodzieżą?

 

– Z pewnością! To należy już do pewnego rytuału, że podczas trwania wystawy urządzane są spotkania lekcyjne z historią. Wszystko jednak zależy od Dyrekcji Szkół i ich nastawienia do przeszłości a także na tego rodzaju inicjatywy. Zresztą posyłanie młodzieży do różnych obiektów historycznych czy kulturalnych powinno być obowiązkowe i to dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych lub bardziej wrażliwych. Oczywiście wiele instytucji muzealnych czy galerii ma swoich stałych bywalców, którzy zazwyczaj bywają w takich miejscach i przyprowadzają nowe pokolenia.

            Wystawa „My z Napoleonem” jest w dobrych rękach i powinna być tylko dobrze rozreklamowana w mediach, bo zasługuje na to w zupełności. W tym przypadku pracownicy Muzeum w Krośnie, których poznałem, gwarantują rzetelną znajomość pokazywanych historii.

            Pamiętam, że kiedyś miałem podobną wystawę w Niemczech, gdzie prezentowałem około 40 obrazów z epoki napoleońskiej właśnie w otoczeniu eksponatów militarnych. Od kilkunastu lat w całym kraju odbywają się różne imprezy czy inscenizacje historyczne, które gromadzą coraz więcej młodych uczestników, za każdym razem coraz więcej ludzi, ogląda takie widowiska, a niektóre gromadzą tysiące i dziesiątki tysięcy widzów, którzy żywiołowo reagują w trakcie pokazów np. (Grunwald 1410 czy Lipsk 1813).

            Praktycznie wszystkie okresy z całego tysiąclecia mają w różnych częściach kraju swoje Grupy Rekonstrukcji Historycznych, do których dołączają podobne bractwa z zagranicy. Jeżdżą nasi, co roku pod Somosierrę, gdzie szarżują w szwoleżerskich mundurach, a konie wypożyczają na swoje nieszczęście zaprzyjaźnieni Hiszpanie. Podobnie wyglądają inne bitwy z udziałem żołnierzy Legii Nadwiślańskich, a także udział naszych chłopców w podobnych imprezach na terenie Francji, Niemiec, Austrii, Hiszpanii i w kilku innych miejscach. Będę o tym wspominał podczas rozmów w cyklu „Chwała Bohaterom”.

 

Poznałeś pewnie nowe osoby podczas prawie dwudniowego pobytu, wiem też o zdarzeniu, które miało ciąg dalszy, ale może sam chciałbyś o tym wspomnieć?

 

– Jak wiesz na każdej wystawie otaczają mnie różni ludzie zadając pytania, chcąc zrobić zdjęcie, czasami proszą o autograf. Tak też było i tym razem. Po części oficjalnej rozmawiałem z kilkoma osobami, spotkałem też znajomych, bo to mój drugi pobyt w Krośnie. Najdłużej jak się okazało rozmawiałem z panem posłem Stanisławem Piotrowiczem. Chyba najwięcej zdjęć zrobiono podczas naszej krótkiej pogawędki, podczas której pokazywałem swoje wcześniejsze katalogi, czy kopie rysunków.

            Tak było i tym razem, jednak to nie koniec całego zdarzenia, bo ciąg dalszy niebawem nastąpił i to całkowicie z innej strony. Wyobraź sobie, 9 IV oglądam (dobry) film dokumentalny Andrzeja Fidyka „Smoleńsk 2010 – na własne oczy”. W pewnej chwili zobaczyłem niezwykle wzruszający fragment z cmentarza katyńskiego, kiedy oczekujący rodacy dowiadują się o zagładzie polskiego samolotu z polską delegacją i parą prezydencką na pokładzie, których przecież tam oczekiwano.

            Wśród osób ogarniętych rozpaczą na wieść o niewyobrażalnej tragedii, zobaczyłem swojego rozmówcę, którego poznałem podczas wernisażu 12 III 2015 roku, czyli niecały miesiąc wcześniej. Mamy kwiecień 2015 roku. Rocznica „Katynia 1940” i kolejna smutna już po raz piąty rocznica katastrofy smoleńskiej, której dramaturgii znów uległem.

Ciągle doświadczam pewnych zjawisk i okoliczności, które potem układają się w istotny sposób wzbogacając naszą pamięć o wydarzeniach dawnych i współczesnych, których nie możemy wcześniej przewidzieć, ale po pewnym czasie ilość faktów tworzy interesujące i bogate tło wokół powstających potem obrazów.

 

Dziękuję za rozmowę, a przebywających w Krośnie zachęcam do odwiedzenia Muzeum z wystawą naszego malarza – batalisty.

 

– Ja także.

 

 

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński

Zdjęcia: Zofia Bodes, Zdzisław Gil