29 marca 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 50 „Bitwa pod Kłuszynem” – 4 VII 1610

Trwa wojna Rzeczypospolitej Obojga Narodów z państwem moskiewskim. Armia królewska oblega Smoleńsk, gdy nadchodzi wieść o wielkiej armii carskiej. Wojsko, które ma zamiar odblokować twierdzę, wprowadzić posiłki i pobić Polaków razem z Litwinami. Przed nami są najbardziej zaskakujące i sensacyjne wydarzenia, które zaprowadzą nas tam, gdzie nigdy nie stanęły polskie zbrojne oddziały.

Reklamy

 

Rozumiem, że opowiesz o historii, która dzisiejszym Polakom uświadomi, że dawno temu byliśmy „na” i w tym miejscu nie będę uprzedzał faktów. Oddam głos Stasiowi, który poprowadzi nas na wschód w głąb dziejów.

 

            W 1609 roku król polski Zygmunt III Waza wystąpił przeciw Moskwie i zrywając rozejm ruszył z 13 tys. armią koronną pod Smoleńsk, który posiadał bardzo dobre zaopatrzenie, wystarczające fortyfikacje i uzbrojenie. Na dodatek liczna załoga gwarantowała twardy i długotrwały opór, ale także mieszczanie i chłopi mieli bronić murów miasta i być użyci do wzmacniania murów w przypadku ich osłabienia przez polski ostrzał. Polskie wojska miały do dyspozycji tylko 4 tys. piechoty, która dobrze nadawała się do szturmów i wszelkich robót oblężniczych. Twierdza i miasto broniło się już dwa lata, odrzucając wszystkie rozmowy o kapitulacji. Dopiero w czerwcu 1611 roku zamek został zdobyty

Reklamy

.

Powiedz, jak wygląda sytuacja wojska polskiego i jakie oddziały tworzą siły zbrojne, które zostały zgromadzone?

 

            Wracam do jeszcze do poprzedniego zdania, mamy rok 1610 i car Wasyl Szujski wysyła na odsiecz Smoleńskowi duże siły, które mają pokonać oblegających Polaków w jednej bitwie. Całość wielkiej armii idącej z odsieczą powierzył swojemu bratu Dymitrowi.      Armia carska przedstawia się imponująco: 5 tys. żołnierzy, zaciężnych cudzoziemców (Szwedzi, Niemcy, Francuzi, Finowie i Szkoci), którymi dowodzą Jakub de la Gardie i Everhard Horn. Główne wojska, to 30 tys. Rosjan plus kilka tysięcy chłopów zgromadzonych do budowy umocnień i prac polowych.

Car nie wierzy bojarom, a zwłaszcza radzie bojarskiej, upatrując w niej wrogów dybiących na jego życie. Psychoza na Kremlu od czasów Iwana Groźnego wciąż trwale paraliżuje wszystkie indywidualne poczynania. Jest jednak dobrej myśli, bo szpiedzy donieśli, że królewskie wojsko pod Smoleńską twierdzą jest zbyt małe, więc łatwe do pokonania. Owe lekceważenie Polaków i butna ufność we własną przewagę będą miały tragiczne konsekwencje, ale to dobrze, bo nie można zwycięstwa upatrywać jedynie w żywej przewadze własnej armii, ale trzeba brać pod uwagę przede wszystkim wartość żołnierzy, ich wyszkolenie i morale.

 

Skąd wiesz tyle o carskiej armii, którą i tak bardzo liczną, jeszcze według plotek wzmocniono jeszcze kilkoma tysiącami najemników?

 

            Po kilkudniowym marszu wielkie wojska dotarły pod Kłuszyn i tu założono warowny obóz umocniony drewnianymi palisadami i działobitniami. Wojsko czuło się bezpiecznie, ufając siłom, które zostały zgromadzone, a stąd był tylko jeden skok pod Smoleńsk, który należało odblokować.

Noc z 3/4 sierpnia upływała spokojnie. Rozstawione straże pilnują porządku i spokoju, zresztą 35 tys. żołnierzy carskiej armii jest bardzo pewnych siebie. Nie lękają się nikogo, bo w pobliżu nie ma obcych, którzy w tym czasie oblegają twierdzę smoleńską, a to grubo ponad 10 km. Od dawna bojarzy zapewniali cara, że wszystkich Lachów rozniosą na strzępy, a liczne regimenty piesze i chorągwie jazdy bojarskiej mogły wszystkich żołnierzy napawać optymizmem. Zresztą 5 tys. cudzoziemców świetnie wyposażonych i uzbrojonych, to elitarne oddziały, które walczyły na zachodzie Europy, są pewne, bo walka, która jest przed nimi, to nic wielkiego. Są przecież dobrze opłaceni, których żołd do małych nie należy. W obrazie będą widoczni. Pięknie i bogato prezentują się ruscy bojarzy, ale jak ze śmiechem mówili polscy husarze, łup po nich będzie godny i zwróci nam wszelkie koszta poniesione przed wyprawą.

 

Polskim wojskiem dowodzi hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski. Jak hetman zamierza rozegrać bitwę i pokonać carskich, kiedy dysponuje nielicznym wojskiem?

 

            Przyszła bitwa należeć będzie do klasycznego przykładu pokonania mniejszymi siłami własnymi kilkakrotnie większych wojsk przeciwnika, który na dodatek dysponuje przewagą pod każdym względem. Z której to, jednak nic nie wynika, gdy rozegranie batalii jest pozbawione odpowiedniej wiedzy o nieprzyjacielu. Wszystko zależy od talentu wodza, który potrafi małym korpusem rozbić w pył dużo większe zgrupowanie wroga. Pięć lat wcześniej hetman J. K. Chodkiewicz w cztery tysiące żołnierzy zniósł w mistrzowski sposób 11-14 tys. Szwedów. Teraz zaś przewaga Moskwy jest kilkakrotnie większa, co jednak hetmanowi polskiemu nie przeszkadza w podjęciu olbrzymiego ryzyka. Hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski występuje ze śmiałym planem pobicia z dala od twierdzy Smoleńskiej wielkiej armii carskiej. Jeszcze, kiedy wróg maszerował, hetman w tym czasie oblegał twierdzę Carowe Zajmiszcze, którego broniła kilkutysięczna (8 tys.) grupa Wałujewa. Na wieść o wojsku cara, hetman zostawia część sił do blokady twierdzy, które tylko mają pozorować pod murami całość polskiego wojska. Jest tego niewiele, ale to musi wystarczyć do wprowadzenia w błąd obrońców. Tylko 400 kozaków, 700 polskiej jazdy i 800 piechoty mają udawać polskie przygotowania do kolejnego szturmu. Sam zaś z resztą wojska podążył w stronę Kłuszyna.                                                                                               Prowadzi hetman Żółkiewski 6.526 jazdy, 200 piechoty i 2 działa. Chcąc zaskoczyć nieprzyjaciela wyruszono w pełnej tajemnicy jeszcze tej nocy tylko komunikiem, czyli bez taborów. Jedynie luzaki i juczne konie wiozły proch i zaopatrzenie. Po przebyciu 15 km czołowe oddziały w ciszy znalazły się pod samą miejscowość Kłuszyn, jednak musiano czekać, bo kolumna w marszu została rozciągnęła.

 

Co na to nieprzyjaciel, nadal czuje się pewnie?

 

            Okazało się na miejscu, że wojska carskie niczego się nie spodziewają i śpią w dwóch oddzielnych obozach. Większy należy, co jest zrozumiałe do carskich (30 tys. ludzi), a mniejszy zajmują zaciężni cudzoziemcy. Ustawianie szyków trwało prawie godzinę, a po drugiej stronie nadal cisza. Przed Polakami wieś Preczistoje, która w planach hetmana stoi na drodze przyszłej szarży. Nakazuje, więc hetman rozbierać płoty, a chaty spalić, dopiero wtedy po stronie wroga zrobił się ruch, grały trąby na alarm. Słychać werble bębnów, kiedy cała wieś już płonęła, wyskoczyły do przodu lekkie chorągwie moskiewskie i stanęły jak wryte, bo przed nimi stały sprawione szyki polskiego wojska gotowe do bitwy. Ustawione jest wojsko w trzy rzuty z niewielkim odwodem w centrum. Natomiast po tamtej stronie na prawym skrzydle piechota cudzoziemska, a za nią dopiero rajtarzy. Lewe skrzydło obsadzają oddziały piechoty oraz jazdy bojarskiej. Tak to w pośpiechu wielkie wojska stanęły przeciw Polakom.

 

Pewnie za chwilę dojdzie do bitwy?

 

            Tak, przed pierwszą szarżą, gdy wojska stały w ordynku, hetman objeżdżając szeregi wojska, zwrócił się takimi oto słowami do żołnierzy: „Necessitas in loco, spes in vertute, salus in victoria”, czyli (konieczność w obronie, nadzieja w męstwie, ocalenie w zwycięstwie).

Jeszcze przed samym świtem, wśród wielu spalonych domów ruszyły do szarży chorągwie husarii. Zawrzała straszliwa walka na polskim lewym polskim skrzydle, gdzie za częściowo rozebranymi płotami broniła się z wielkim męstwem cudzoziemska piechota. Polacy atakować musieli tylko przez dziury w płotach, które pikami i halabardami zastawiali ludzie Pontusa. Jaka to była w tym miejscu bitwa, niech świadczy fakt, że przez trzy godziny chorągwie husarskie musiały szarżować 8-9 razy. Dopiero spóźnione przybycie owych 200 piechurów z 2 armatami, pozwoliło od razu rozbić resztki płotów i ukrywających się za nimi zachodnich najemników.

Kolejny atak jazdy dokończył roboty, bo w tym miejscu leżały setki zabitych i setki rannych zachodnich piechurów zaciężnych. Po reorganizacji chorągwi i szyków jazdy polskiej, jeszcze raz ciężka jazda i pancerni skoczyli na rajtarów, którzy po krótkim oporze dali nogę, chroniąc się w swoim obozie.

 

Ale co się dzieje w innym miejscu bitwy, gdzie jest ponad 30 tys. Moskali?

 

            W samym czasie prawe skrzydło polskie i centrum rozstrzygnęło o wiele wcześniej walkę na swoją korzyść. Armia cara była słabą zbieraniną, a sołdaty źle wyszkoleni, więc opór mimo przewagi trwał niezbyt długo, chociaż mężnie się broniono. Część zrejterowała za umocnienia, duża jeszcze grupa wojsk broniła się w obejściach, które pozostały. Za to bitna jazda bojarska wiała na wszystkie strony, ścigana przez lekką jazdę polską.

Jednak zanim do tego doszło, przez ponad godzinę walczyli bojarzy z husarią, której ataki kładły pokotem coraz to nowe chorągwie carskie, które wpadały zaraz w polskie ręce. Przed hetmanem stanęło trudne zadanie, jak pokonać wroga ukrytego za palisadami obozu, bo bez piechoty to rzecz arcytrudna. Tych 200 piechurów nie brano pod uwagę. Zatem po krótkiej naradzie postanowiono uderzyć wpierw na zaciężnych. Wystarczyła krótka walka i jazda polska wtargnęła do obozu, ale cudzoziemcy dobrze obeznani z wojną, zdołali sformować czworoboki. Jednak na widok gotujących się do nowej szarży polskie husarii, oficerowie wywiesili białe chorągwie i przystąpili do rozmów.

 

Czy one coś dadzą, gdy tak dużo carskich jest w swoim obozie, lub czy straty mogły zmiękczyć ich obronę?           

 

Jak się wkrótce okaże psychoza bitewna ma pewne podłoże i racje do wykorzystania. Postanowiono z dowódcami zaciężnych, że część wojska odejdzie wolno po złożeniu broni i przysięgi, że nie będą walczyć przeciwko królestwu polskiemu. Jednak i to całkiem sporo, przeszło na naszą stronę i razem z polskimi żołnierzami zaatakowało obóz, w którym znalazły ocalenie resztki carskiego wojska.

Zły wódz, jakim okazał się Dymitr Szujski, już w trakcie bitwy nakazał odwrót, który jak to było do przewidzenia, zamienił się w paniczną ucieczkę. Nie licząc wcześniejszych strat, tylko w tej fazie walka pochłonęła około 8 tys. Moskali i 2 tys. zaciężnych cudzoziemców, a z Polaków ponad 100 towarzyszy husarskich, czyli szlachty. Po doliczeniu pocztowych i pachołków straty tych drugich sięgnęły 700-800, a nawet do 1000 ludzi. Bitwa okazała się długa i krwawa, a cała uwaga hetmana skupiła się od początku na pokonaniu zawodowych żołnierzy cudzoziemskich, dobrze wyszkolonych, którzy stanowili najbardziej profesjonalny i bitny trzon armii Dymitra.

Wojska carskie jak przewidywał hetman Żółkiewski nie będzie stanowiło problemu i atakom husarii nie oprze się słabo dowodzony i świeży żołnierz. Hetman podjął olbrzymie ryzyko stając do bitwy w niecałe 7 tys. ludzi przeciwko wrogiej armii liczącej 35 tys. wojska.

 

Wygrana pod  Kłuszynem chyba nie kończy wojny?

 

            Zwycięstwo kłuszyńskie odbiło się głośnym echem w państwie carów i w całej Europie. Zaraz też poddała się grupa Wałujewa w Carowym Zajmiszczu, która mogła swobodnie pokonać niewielkie siły, które pod murami pozostawił hetman dla pozoracji.

Po tych wydarzeniach ruszono w kierunku Moskwy, a tam na wieść o klęsce i marszu armii polskiej, szlachta i rada bojarska usunęła z tronu Wasyla Szujskiego i obawiając się drugiego samozwańca oraz ludowych rozruchów zawarła z Polakami układ, poddając hetmanowi całą Moskwę. Zgodzono się także na objęcie tronu przez królewicza Władysława, który w trakcie koronacji przeszedłby na prawosławie.

Wojska polskie uporządkowane i wypucowane na błysk, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, wkroczyło przy dźwiękach surm i bębnów na Kreml witane uroczyście przez najwyższe władze stolicy. Był to najbardziej doniosły moment w naszych dziejach niewykorzystany przez politykę królewską, a mogło być inaczej, niż jak się potem stało. Tak naprawdę to krótko zabłysło słońce Rzeczypospolitej nad stolicą Rusi, nawet gdyby doszło do koronacji, to z pewnością zostałby polski królewicz Władysław, już, jako car moskiewski wkrótce zamordowany. Taka wtedy w Moskwie panowała moda.

 

Czy polski władca mógł panować w Rosji?

 

            Oczywiście, istniała szansa, że przez jakiś czas stosunki między naszymi narodami w ledwie zaczętym XVII wieku mogą ułożyć się dość poprawnie. Jednak wmieszała się polityka koterii na dworze królewskim, którego urzędnicy nie znali dobrze ani Moskwy, ani specyfiki carskiego państwa na wschodzie. Na dodatek sam Król Zygmunt III Waza, zamiast popierać swego syna Władysława, chciał tronu tylko dla siebie. Na to nie mogła się zgodzić rada bojarów, patriarcha Moskwy i cała szlachta, bojąc się wpływów rzymskiego kościoła. Król do swojej osoby, ostatecznie zraził wszystkich dookoła, co doprowadziło do pierwszych zamieszek, a następnie do wybuchu wielkiego powstania w stolicy.

Polska załoga na Kremlu została otoczona i regularnie oblężona w Moskwie. Mimo, że kilkakrotnie wzmacniano siły polskie i dostarczano zapasy, gehenna polskich obrońców trwała bardzo długo. Nastały straszne dni głodu obrońców, którzy pozjadali wszystko, co tylko nadawało się do zaspokojenia i oszukania głodu. Nie zostało żadnych żywych zwierząt, poszły pod nóż konie wspaniałych ras, ci najwierniejsi przyjaciele jazdy, które zawsze i w każdej bitwie towarzyszyły swoim panom. Ba, nawet myszy i szczury przepadły, na które zrozpaczeni ludzie urządzali polowania. Wielokrotnie próbowano dostarczać zaopatrzenie, żywność, prochy i ludzi, a czynił to hetman litewski Jan K. Chodkiewicz, ale bez większego powodzenia. Dopiero po dwóch latach ostatni i nieliczni przy życiu obrońcy w listopadzie 1612 roku podpisali ugodę i opuścili Kreml, który nigdy nie został zdobyty, kiedy w jego murach siedzieli Polacy. Te dwa lata obrony twierdzy moskiewskiej, to w historii polskiej największy triumf wojska po za granicami, słynny z wielkiego bohaterstwa, zaparcia, twardej obrony i niespożytej energii. Wielka szkoda, że temat jest całkowicie obcy w sztuce. Gdzie byli najlepsi reżyserzy i inni twórcy w minionym czasie. Nie zauważyłem w dawnym życiu publicznym polskich akcentów w wojnie z Moskwą. To znamienny fakt, że dla sławy nie znalazł się żaden odważny reżyser, który chciałby taki obraz nakręcić.

Mogę jedynie dodać, że następny pobyt nastąpił dopiero po 200 latach, kiedy żołnierze polscy ponownie wkroczyli zbrojnie w ramach „Wielkiej Armii” do Moskwy, a było to we wrześniu 1812 roku. Muszę gwoli sprawiedliwości historycznej zaznaczyć, że od początku ludowego powstania, za walką stał i walce patronował kniaź Pożarski oraz przywódca mieszczan i chłopów Kuźma Mimicz i im zawdzięczano ostateczne zwycięstwo. Dwuletnie oblężenie, to wielka epopeja historyczna nie tylko dla Rosjan, ale także dla Polaków, którzy ze strachu nie docenili wielkiego wydarzenia.

Jeszcze jedno, przed paru laty powstał w Rosji antypolski i antyhistoryczny film, który z prawdziwymi faktami miał niewiele wspólnego, a znajomość historii była iluzoryczna, a nawet fałszywa, ale bardzo prorosyjska, więc dla nich do przyjęcia. Podobnie, jak w filmach J. Hofmana, które tylko pozornie dbały o polskie dobre imię. Całość zaś smakowała, jak bułka bez szynki z PRL-u. Szkoda tylko, że M. Żebrowski wspaniale zagrał Skrzetuskiego, a w filmie „Rok 1612” zagrał anonimowego polskiego hetmana, którego na dodatek nie znalazłem w historii, bowiem takiego polskiego dowódcy nie było, a zwłaszcza żeby taką haniebną poniósł śmierć. Więc jest to typowa manipulacja historią, gdzie fakty nie mają znaczenia. Nie pierwszy raz mówię, że sztuka historyczna w malarstwie czy w filmie należy do bardzo trudnych, albo jeszcze bardziej odpowiedzialnych, bo nie można nad ludzkimi losami dowolnie się pastwić.

 

Czy wyjście Polaków z Kremla zakończyło wojnę?

 

            Nie, wojna toczyła się wiele lat, jeszcze w 1617 roku Władysław IV, już, jako król polski poprowadził wyprawę na Moskwę, jednak bez większego rezultatu, tamta okazja była jedyna. Wrócę na chwilę do poprzedniego tematu. Jestem pewien na tyle, na ile znam historię, że bitwa z 1610 roku była jedyną w naszych dziejach, którą można było dobrze dla dobra Rzeczypospolitej spożytkować, ale tylko w przypadku powstania bardzo silnego stronnictwa polskiego w Moskwie, które i tak miałoby potężnych wrogów, czekających tylko okazji na przejęcie władzy. Wszystkie późniejsze dywagacje o podporządkowaniu Moskwy władzy i polityce zachodniej nie miały i nie mogły mieć racji bytu. Kto tego nie rozumiał, łudził się tylko w tym przypadku jedynie głupią i bezpodstawną nadzieją.

Dopiero po wielu latach wojny, nowy car Michał Romanow podpisał 3 I 1619 roku z królestwem polskim układ, który przyznawał Polsce olbrzymie zdobycze terytorialne, ale za cenę rezygnacji z tronu carskiego. Co od lat było powodem wojny. Do Polski miały należeć ziemie: Smoleńska, Czernichowska i Siewierska, to były wielkie połacie kraju ruskiego, nad którymi trudno było panować. Niedługo jednak będzie trwał pokój, bo nie mógł ten sporny teren być oazą dobrobytu dla tylko jednej strony. Ale to już inne historie, które są odległe od naszej rozmowy o wyprawie polskiego hetmana pod wieś Kłuszyno i wielkim zwycięstwie, które w dziejach oręża polskiego zajmuje czołowe miejsce.

 

Jak oceniasz obraz, który powstał tak dawno i czy jest ważny dla Ciebie?

 

            Wtedy, nawet bardzo, bo stanowił moje prawo do malowania historii prawdziwej, której tak bardzo się obawiano, zwłaszcza, gdy chodziło o dozgonne sojusze, które miały obowiązywać do kończ świata. Nie wiem, czy zdawano sobie tak naprawdę sprawę, jaki obraz władze kupują, bowiem Kłuszyn kojarzył się może z polskim Kałuszynem. Gdyby wiedziano wtedy, że na obrazie Polacy biją Rosjan, to odskoczono by od niego na bezpieczną odległość. Przecież w połowie lat osiemdziesiątych, to było tabu, temat zakazany, z którym najlepiej było nie mieć nic wspólnego. Sprawa sprzedaży była dla mnie frajdą, że czerwoni kupują obraz, na którym nasi leją Rosjan. Gdyby, to się wydało, ktoś musiałby beknąć. Proszę przypomnieć sobie wcześniejsze losy „Panoramy Racławickiej”, którą bojkotowano przez wiele lat i utrudniano renowację, byle tylko nie urazić towarzyszy radzieckich.

Podobnie myśleli i działali prawie wszyscy decydenci kultury, których specjalnie dobierano i którzy strzegli prawomyślności obywateli. Jak to dzisiaj brzmi zabawnie i zarazem głupio, ale wtedy nie wszystkim artystom było do śmiechu. To był czas, w którym luminarze kultury masowej i nie tylko, czynili wiele zła, lecz także specjalne zabiegi w swojej karierze, byle tylko awansować, nawet kosztem narodowej tożsamości.

Wypada mi wspomnieć dla porządku, że obraz namalowałem w tym samym roku, w którym urodziła się moja córka Karina Wiktoria. Muszę przypomnieć, że ten obraz i jeszcze druga akwarela w ubiegłym wieku, jak to ładnie brzmi, gdy żyjemy na przełomie dwóch wieków zostały sprzedane i do dziś są własnością Muzeum im. ks. Stanisława Staszica w Hrubieszowie. „Kłuszyn 1610” wisiał na wystawie 50-lecia pracy twórczej pod nadal zmienionym tytułem, wywołując we mnie miłe wspomnienia. Z pewnością dzisiaj taki temat, zrobiłbym bardziej z odpowiednim przesłaniem, dramaturgią i z jeszcze większą ekspresją.

 

Czy to wszystko?

 

            Chyba tak, jak wiesz mogę dalej przypominać o historii ważnej dla Polaków, chociaż nie dla wszystkich, historii prawdziwej, o której dzisiejsza polska młodzież powinna mieć pojęcie, zresztą podczas podróży spotykam coraz więcej młodych ludzi, którzy coraz częściej biorą bardziej aktywny udział w narodowych i patriotycznych wydarzeniach. Trzeba o tym przypominać, bo to nie tylko obowiązek młodych ludzi z dużych miast. W każdym miejscu i w każdej szkole należy odpowiedzialnie uczyć młodzież i dzieci polskiego pochodzenia, żeby nie zapomniały swoich korzeni, jak miało to miejsce w latach 1945- 1989.

 

Galeria:

 

„Bitwa pod Kłuszynem” – 4 VIII 1610, akwarela 64,5×100 cm, (1979) nr inw. 130

„Bitwa pod Lubieszowem” – 1577, ol.-pł. 57×76 cm, (1999) nr inw. 5782

„Diabeł łańcucki’ – akwarela 48×60,5 cm, (1974) nr inw. 67

„W straży przedniej” – 1612, akwarela, fragm. 68×101 cm, (1973) nr inw. 51

„Skutki wojny” – akwarela 63×91 cm, (1974) nr inw. 67

„Bitwa pod Lubieszowem” – 1577, tak na zbliżeniu mogli wyglądać żołnierze zaciężni w tym przypadku opłaceni przez Gdańsk i podobnie musieli wyglądać pod Kłuszynem. Skorzystam także z okazji, pokazując fragmenty obrazu z 1996 roku, w którym toczy się bitwa Polaków z bojarami moskiewskimi, zdjęcie Chrystusa na Ukrainie i jeszcze zdjęcia podczas rozmowy w holu panoramy racławickiej z przyjaciółmi, którzy w 1980 roku należeli do Społecznego Komitetu Ratowania Panoramy oraz ze ślicznymi dziennikarkami wrocławskimi, z którymi rozmawiałem podczas wystawy szkiców grunwaldzkich w 2010 roku.                          

 

Reprodukcje i zdjęcia: Zofia i Krystian M. Bodes

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński



 

Zobacz też:

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 47 „Szczekociny – 1794

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 48 „Martynów – 1624”

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 49 „Wagram – 6 VII 1809”

itd. do pierwszego numeru

 

Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Wydanie Specjalne nr 12 – „Pobojowisko 1000-lecia

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Wydanie specjalne nr 13 – „Huta Pieniacka 2017”

„Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” –Wydanie specjalne nr 14 – „Żółte Wody – Korsuń” – 1648

itd. do pierwszego numeru