12 października 2024

W Zespole Szkół nr 1 czytają Gombrowicza

Był to poranek jak każdy inny, wraz z pierwszymi promieniami słońca zapiał stary kogut. O tej porze Eustachy Kozikiewicz wstaje, aby jak zawsze rozpocząć nowy dzień. Eustachy miał trzydzieści sześć lat i mieszkał z rodzicami w małym domu składającym się z kuchni, dwóch pokoi i łazienki.

Reklamy

Twórczość W. Gombrowicza jednych „zachwyca”, innych drażni. Aby przybliżyć młodzieży słynne dzieło pisarza – „Ferdydurke”, a zarazem nakłonić do pisania, Wydawnictwo Literackie wraz z Wydziałem Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego ogłosiły konkurs literacki zainspirowany słynną powieścią.

W konkursie wziął  udział uczeń Zespołu Szkół nr 1 w Hrubieszowie – Łukasz Magier. Zachęcam do lektury opowiadania nawiązującego do „Ferdydurke”.

Reklamy

 Daniel Buchowiecki

 

Wieczne dziecko

Reklamy

Był to poranek jak każdy inny, wraz z pierwszymi promieniami słońca zapiał stary kogut. O tej porze Eustachy Kozikiewicz wstaje, aby jak zawsze rozpocząć nowy dzień. Eustachy miał trzydzieści sześć lat  i mieszkał z rodzicami w małym domu składającym się  z kuchni, dwóch pokoi i łazienki. Eustachy nie był jedynakiem, miał jeszcze trójkę rodzeństwa. Najmłodszy – Krzysztof ma dwadzieścia trzy lata i studiuje medycynę w Krakowie, trzydziestoletnia Małgorzata to matka dwójki dzieci – Jacka i Agaty oraz trzydziestodwuletniego Andrzeja, który jest kierowcą w PKS-ie. Zofia – matka Eustachego nie chce go wypuścić „spod matczynych skrzydeł” ponieważ to jej pierworodny. Eustachy mimo swojego dojrzałego wieku nie golił się. Nie dlatego, że nie umiał, po prostu jego matka bała się, że może zrobić sobie jakąś krzywdę. Eustachy będąc w pierwszej klasie szkoły zawodowej zazdrościł kolegom z klasy tego, że mogą decydować o swoim losie. Pewnego wieczoru postanowił użyć brzytwy – niestety – było to tragiczne w skutkach. Następnego dnia, gdy matka przy śniadaniu zobaczyła, co zrobiło jej najukochańsze dziecko omal nie zemdlała. Od tamtej pory Eustachy nie sięgnął po brzytwę dziadka, a jego czarna, gęsta broda osiągnęła takie rozmiary, że w zimie zastępowała mu szalik. Włosy obcinał mu chorujący na demencję ojciec – Marian, ponieważ matka twierdziła, że u fryzjera jest zbyt wiele zarazków i pasożytów, od których mógłby wyłysieć, ale biorąc pod uwagę przypadłość ojca, wolałby chodzić łysy, niż chować pod czapką to, co mu zrobił ojciec. Eustachy mimo, że mieszkał w pobliżu masarni z ubojnią nie pracował tam. Nie dlatego, że nie chciał, po prostu mama mu nie pozwalała, argumentując swoją decyzję tym, że Eustachy widując codziennie dużą ilość krwi mógłby postradać zmysły lub  zamknąć się w sobie. Eustachy twierdzi inaczej ponieważ kształcił się w tym kierunku, ale nie chciał się kłócić z matką, gdyż to złamałoby jej serce. Po kilku kolejnych miesiącach życia na matczynym garnuszku znalazł kompromis. W miejscowości oddalonej o dwadzieścia osiem kilometrów od miejsca zamieszkania potrzebny był ogrodnik. Eustachy wytłumaczył swojej matce, że podczas wykonywania prac związanych z ogrodem nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Po długich prośbach syna matka zgodziła się dodając, że będzie to prezent na trzydzieste siódme urodziny. Do obowiązków Eustachego w jego pierwszej pracy należało tylko podlewanie małych sadzonek. Praca ta nie dawała mu wielkich perspektyw ani zarobków, ale cieszył się, że ją ma i przykładał się do niej z całych sił. Eustachy niejednokrotnie mówił do swoich zielonych podopiecznych i czytał im bajki. Jego zachowanie było dość nietypowe jak na człowieka w takim wieku, ale z drugiej strony nie ma się czemu dziwić osobie wychowywanej pod skrzydłami nadopiekuńczej matki. Jedynym minusem tej pracy było to, że Eustachy musiał dojeżdżać rowerem. Eustachy miał prawo jazdy i samochód – fiata 125p, jednak ojciec Eustachego bał się, że w sytuacji trudnej mógłby spanikować i spowodować wypadek. Pewnego dnia, podczas swojej wykonywania swojej pracy spotkał kobietę. Nie była ona szczególnie piękna, ale posiadała wystarczająco urody, aby oczarować Eustachego. Po kilku godzinach spędzonych na wspólnej pogawędce Mariola – bo tak miała na imię owa dama, zgodziła się zostać dziewczyną naszego bohatera. Gdy Eustachy zakończył pracę poprosił szefa o zaliczkę. Szef – jak to w życiu bywa – okazał się straszną sknerą i dał Eustachemu tyle pieniędzy, że ledwo wystarczyło na dwie drożdżówki i wodę gazowaną. Pracodawca twierdził, że skoro Eustachy mieszka z rodzicami, którzy go utrzymują, to nie potrzebuje dużo pieniędzy. Po zakończonym posiłku Eustachy zabrał Mariolę na ramie swojego roweru do rodzinnego domu. Gdy dotarli na miejsce matka Eustachego karmiła kaczki. Z chwilą kiedy zobaczyła syna z jakąś nieznajomą kobietą spuściła psa z łańcucha, a ten natychmiast zaatakował Mariolę. Kobieta w młodości uprawiała lekkoatletykę i bez problemu wdrapała się na pobliską jabłonkę. Zofia nie tracąc czasu zadzwoniła na policję i oskarżyła Mariolę o wtargnięcie na teren prywatny. Oniemiały Eustachy zobaczył Mariolę odjeżdżającą na tylnym siedzeniu radiowozu i nie spotkał jej nigdy więcej. Matka próbowała mu wytłumaczyć, że ta kobieta to kolejna lafirynda, która rozkochuje w sobie młodych kawalerów i z czasem pozbawia ich całego majątku. Dobra rodziny Kozikiewiczów były skromne – stary dom, dwa prosiaki, szara gęś, pies i kilka kaczek. Mimo przykrości jaką sprawiła swojemu synowi, Zofia upiera się, że postąpiła dobrze i ochroniła syna przed rozczarowaniem jakie niesie ze sobą nieudana miłość. Po incydencie ze swoją niedoszłą narzeczoną Eustachy próbował się usamodzielnić, niestety,  po każdej próbie matka trzymała go coraz krócej. Swój błąd odczuł wówczas, gdy despotyczna matka porąbała mu siekierą rower, który był jedynym środkiem transportu do pracy. Jednak przypomniał sobie o maluchu stojącym  za domem. Bez chwili zastanowienia Eustachy pobiegł do samochodu, aby raz na zawsze uciec przed matką tyranką. Gdy Eustachy zbliżał się do samochodu spostrzegł stojącą przy nim Zofię,  która chcąc zatrzymać syna w domu za wszelką cenę, przebiła nożem kuchennym opony pojazdu. Zrozpaczony Eustachy nie mogąc zaradzić beznadziejnej sytuacji znowu poddał się woli matki. Mijały kolejne dni marnej egzystencji Eustachego, który czuł się jak marionetka bez wolnej woli, bez uczuć. Mimo trudnej sytuacji postanowił walczyć o niezależność. Za pomocą spawarki leżącej w szopie pospawał ramę. Nie przypominała ona już kształtem dawnego roweru, ale ważne, że była solidna. Po założeniu łańcucha przyszła kolej na opony. Eustachy nie miał pomysłu, co mogłoby mu się przydać się do sklejenia dętek. Eustachy wzmocnił koła, aby obyć się bez nich. Kiedy Eustachy kończył ostatni spaw – aby rower był gotowy do jazdy próbnej – z domu wyszła Zofia. Na widok syna ze spawarką w ręku wpadła w wielką furię, Eustachy nie spostrzegł matki w porę  ponieważ miał na twarzy maskę spawalniczą. Matka dobiegłszy do spawarki cisnęła nią o ziemię uniemożliwiając synowi dokończenie pracy. Próbowała mu wytłumaczyć, że posługiwanie się spawarką jak                              i reperowanie w ogóle jakichkolwiek sprzętów jest szalenie niebezpieczne. Zanim ponownie weszła do domu kazała obiecać Eustachemu, że dopóki ona będzie w domu, Eustachy nie spróbuje uciec. Syn przytaknął i zgodził się na warunki matki. Następnego dnia, gdy matka wyszła do sąsiadki, Eustachy wyszedł na polanę, aby obserwować naturę, gdyż od dłuższego czasu nic nie odprężało go bardziej od śpiewu ptaków i szmeru trawy. Gdy leżał na trawie i spoglądał na chmury, które lekki wiatr przesuwał po niebie niczym statki usłyszał jakiś hałas. Kiedy podniósł głowę ujrzał pięknego zająca z długimi uszami, ubranego w brązowe futro. Bez chwili namysłu Eustachy postanowił go złapać. Zając jednak nie był w ciemię bity i od razu zorientował się o co chodzi i pomknął ile sił do lasu, Eustachy nie należał do tej grupy ludzi, którzy szybko się poddają – co już zdążyliśmy zauważyć – i pobiegł za zającem. Biegł tak i biegł aż zupełnie stracił poczucie orientacji i kiedy zając znikł mu z oczu, widział dookoła siebie tylko i wyłącznie drzewa. Usiadł na pobliskim kamieniu i zaczął tęsknić za rodzicami i domem. Myśl, że będzie musiał spędzić tu noc przeraziła go, ale nagle zrozumiał, że spełniło się jego największe marzenie – ma szansę wykazać się samodzielnością. Od razu zabrał się do budowy szałasu. Niczym Robinson Cruzoe zaczynał od początku.

Łukasz Magier