23 kwietnia 2024

Zmarł Eugeniusz Kitliński

W dniu 20.08.2016 r. w godzinach wieczornych w Kamieńcu Ząbkowickim w wieku 99 lat zmarł Eugeniusz Kitliński. Urodził się 22.05.1917 r. w Odessie, syn Walentego i Stanisławy, lekarz medycyny, wieloletni dyrektor i ordynator szpitala oraz sanatorium przeciwgruźliczego w Kamieńcu Ząbkowickim. M.in. absolwent LO im. St. Staszica w Hrubieszowie. Przedwojenny biegacz i piłkarz KS „Strzelec” Hrubieszów oraz drużyny młodzieżowej „Amator”.

 

Często na boisku występował pod pseudonimami, ponieważ był zakaz centralny przynależności do klubów sportowych młodzieży szkolnej, przez co kilkakrotnie zmuszany do szybkiego opuszczenia boiska, (na co sędziowie byli przygotowani), kiedy w trakcie meczu, pojawiał się nauczyciel lub dyrektor ze szkoły, a na straży najczęściej stał jego młodszy brat Tadeusz, przez wielu wspominany do dzisiaj, jako zagorzały kibic Unii Hrubieszów i sędzia lekkoatletyczny w skoku w dal.

W czasie II wojny światowej śp. Eugeniusz był dowódcą jednej z drużyn Armii Krajowej działającej na terenie powiatu hrubieszowskiego. M.in. wykradali broń i inne materiały z samochodów niemieckich, które stały np. przy posesji rodzinnej przy Kolonii Urzędniczej w Hrubieszowie. Część z nich została zakopana w ogrodzie i odnaleziona w latach osiemdziesiątych XX wieku. W domu rodzinnym organizowane były narady dowództwa hrubieszowskiego AK, przechowywano tych, którzy musieli ukrywać się, podobnie było w majątku żony w Strzelcach. Po wybuchu Powstania Warszawskiego, stawił się na zbiórkę razem z bratem i kolegami, niestety zostali zmuszeni do poddania się lub rozproszenia, co mu udało się.

Warto też pamiętać, że po przejęciu władzy przez komunistów dom rodzinny nachodził „czerwony Żyd”, który chciał zająć posesję, a mieszkańców przesiedlić, w gorsze zdecydowanie miejsce, przyłożony pistolet do jego głowy przez śp. Eugeniusza K. i kilka „ostrzegawczych” słów, w końcu spowodował, że więcej się nie pojawił.

Po wojnie aresztowany uciekł z placówki NKWD mieszczącej się w dworku Du Chateau nakładając na głowę czapkę jednego z oprawców i przechodząc w niej pomiędzy nie interweniującymi wartownikami. Podczas prowadzenia do siedziby tej zbrodniczej „ochrony” wziął harmonię, (na co mu ku jego zdziwieniu pozwolono) i na niej grał, ostrzegając innych akowców, co się dzieje.

W celu uniknięcia dalszego nękania opuścił Hrubieszów, schronił się, na tzw. „ziemiach odzyskanych”, ukończył medycynę we Wrocławiu i na stałe zamieszkał w Kamieńcu Ząbkowickim. Za życia i jak miał mniej lat często swoim samochodem, przynajmniej raz do roku przyjeżdżał do Hrubieszowa i mieszkającej tu rodziny, w tym Jego dzieci Iwona i Bogdan. Przywoził zawsze coś do aktywności sportowej m.in. szpady i maski ochronne, piłki, różne rakietki, wiatrówkę, wędki, gry planszowe, szachy czy rower wyścigowy. Uwielbiał podróże, a z nich przywoził nam wiele zdjęć a później filmów, które nam wyświetlał.

Osobiście przez wiele lat był zagorzałym myśliwym i wędkarzem z funkcjami prezesa włącznie w Kamieńcu Ząbkowickim oraz działaczem miejscowego klubu sportowego. Wielokrotnie nagradzany i dekorowany za aktywną działalność społeczną i zawodową.

Ojciec chrzestny niżej podpisanego Marka Ambroży Kitlińskiego. Pamiętam wyraźnie, jak byłem jeszcze zawodnikiem, odbył się na stadionie w Hrubieszowie z okazji Święta Pracy bieg na 1500 m, jakby nie było w obstawie wojewódzkiej. Tłum ludzi, a wśród nich przebywający z odwiedzinami w naszym mieście właśnie mój stryj i zarazem ojciec chrzestny Eugeniusz (Gienek). Mogę jeszcze raz pochwalić się, że zaprezentowałem się znakomicie, ponieważ po sprinterskim finiszu okazałem się zwycięzcą. Widziałem, jaki stryj był ze mnie dumny, a nawet od Niego otrzymałem specjalną nagrodę…

Również, jemu zawdzięczam, że mam normalne uszy, ponieważ miałem odstające, za jego protekcją operację będąc w szkole podstawowej przeszedłem w Polanicy Zdrój.

A, jaki był również dumny, kiedy wysyłałem Mu opracowane przeze mnie książki czy foldery z historii sportu hrubieszowskiego, a w nim opis i zdjęcia z Nim oraz jego przedwojenną drużyną piłkarską. Dzwonił i gratulował. Za co jeszcze raz serdecznie Dziękuję!


Stryju i Ojcze Chrzestny!!!

Spoczywaj w spokoju, zasłużyłeś na to!!!


Marek Ambroży Kitliński (mak) z Rodziną



Fot. zbiory rodzinne