27 kwietnia 2024

Moje wspomnienia związane z kolejką wąskotorową

Prawie każdy z nas z biegiem umykających lat, chętnie powraca do miejsc i wydarzeń związanych ze swoim dzieciństwem i swoją młodością.

 

Z przyjemnością wracam do lat, kiedy kolejka wąskotorowa, tzw. „ciuchcia”, była dla mieszkańców Podhorzec i innych okolicznych miejscowości jedynym środkiem lokomocji i oknem na świat. Po prostu autobusy wtedy do wiosek nie przyjeżdżały.

Ciuchcia była wówczas wspaniałym środkiem lokomocji, co prawda trochę powolnym, ale za to z duszą i klimatem.

W tych czasach był pewien biegacz z Unii Hrubieszów, który mieszkał w Gminie Werbkowice i do szkoły, do Turkowic, biegł razem z pociągiem.

Pamiętam, że pociągiem osobowym można było dojechać do Łaszczowa, Turkowic, Werbkowic, Gozdowa, Brodzicy, Hrubieszowa i Strzyżowa.

Jako dziecko bardzo lubiłam, kiedy mama zabierała mnie do Hrubieszowa kolejką wąskotorową, tylko czasami bałam się że pociąg spadnie z mostu do wody na rzece Huczwie w Brodzicy.

Bardzo długo jeszcze miewałam koszmarne sny, że wpadam do wody.

Jako wiejskiemu dziecku, wychowywanemu w małym drewnianym domu, bardzo podobał się budynek Dworca Kolejowego w Hrubieszowie. Dla mnie wtedy to był ogromny i piękny, niewyobrażalnie duży gmach. Często wyobrażałam sobie w swoich dziecięcych marzeniach, że kiedyś będę tu pracowała i zamieszkam w tym kolejowym pięknym budynku.

Na lekcji rysunku często malowałam dworzec w Hrubieszowie, albo lepiłam z plasteliny.

Do szkoły średniej też dojeżdżałam kolejką wąskotorową, tak jak i moi rówieśnicy. Rodzice kupowali nam bilety miesięczne i uczniowie dojeżdżali do szkół w Hrubieszowie i Turkowicach.

Z Podhorzec do Stacji Kolejowej w Gozdowie chodziliśmy codziennie około 3 kilometry, przez łąki, gdzie była wydeptana wąska ścieżeczka i trzeba było chodzić gęsiego.

Natomiast w zimie, trzeba było w śniegu wydeptać ścieżkę w zaspach po kolana, ale wtedy nikt nie narzekał. Byliśmy pewni, że nie ma innej możliwości, a rzekę Huczwę pokonywaliśmy po lodzie albo po bardzo niepewnej kładce.

W mojej młodzieńczej pamięci jednak, najbardziej zapadła Stacja Kolejowa w Gozdowie. Wspominam ją z wielkim sentymentem.

I te tory wąskotorowe, pamiętam że było ich kilka, po pierwszym torze jeździły tylko pociągi towarowe z Werbkowic do Uchań, po pozostałych jeździły osobowe i towarowe.

Niedawno z czystej tęsknoty do przeszłości, pojechałam zobaczyć Stację Kolejową w Gozdowie i ku mojej uciesze zobaczyłam jeszcze jeden nie zdemontowany kawałek toru wąskotorowego, którego widok sprawił mi wielką przyjemność.

W tamtych czasach zawiadowcy, dyżurni ruchu, konduktorzy, maszyniści, nastawniczy i zwrotniczy, byli dla mnie prawdziwymi bohaterami, tak bardzo fascynowała mnie ich praca.

Dyżurni ruchu czerwonym lizakiem odprawiali pociągi, konduktorzy sprzedawali bilety, czasami łapali gapowiczów, a kiedy wszyscy pasażerowie wsiedli i wysiedli to krzyczeli „odjazd”, a w nocy podnosili latarkę w górę.

Zwrotniczy przestawiali „wajchę” na właściwy tor, w nocy sygnalizowali lampą kolejową w której tlił się ogień, że droga wolna. Takie dwie lampy dostałam od pana kolejarza z Gozdowa który był kiedyś zwrotniczym.

Wagony były ciągnięte na początku przez lokomotywy parowe. Jako dziecko, pamiętam ten specyficzny gwizd i zapach dymu. Później były motowozy nazywane „Katafiejami”, a na końcu lokomotywy spalinowe tzw. Rumuny.

W wagonach były drewniane siedzenia podwójne i pojedyncze. Czasami było bardzo gwarno i wesoło. To tam można było spotkać miłość swojego życia, bo młodzi ludzie nadawali temu miejscu wyjątkowy charakter.

Pamiętam, że na podwójnych siedzeniach, zawsze siedziały wiejskie gospodynie, które w dni targowe woziły na targ jajka, śmietanę, ser, mleko i żywe kury albo kaczki tzw. kumoszki. Rozprawiały o swoim życiu… Teraz wiem, że to było urocze i wymowne.

Do Hrubieszowa dojeżdżali też ludzie do pracy. Czasami się zastanawiam, dlaczego teraz nie ma tak dużo kolejarzy, jak kiedyś? PKP to było państwo w państwie.

Zapamiętałam na zawsze dwoje młodych ludzi, którzy zawsze siedzieli na pojedynczych siedzeniach. Dziewczyna była z Gozdowa, a chłopak z Werbkowic. Wiem, że później zostali małżeństwem. Byli tak bardzo w sobie zakochani, a przy tym byli tak naturalnie piękni – zawsze na podpórce przy oknie trzymali się za ręce i wpatrzeni w siebie byli nieobecni dla otoczenia. Nigdy więcej nie spotkałam już takich pięknych „zakochańców”.

W Werbkowicach była parowozownia i lokomotywownia, i tam były remontowane lokomotywy i wagony.

Ja, z czystej miłości do kolejki wąskotorowej, w 1984 roku podjęłam pracę na odcinku w Werbkowicach, jednak w 1993 roku kolejka wąskotorowa została zamknięta.

Tylko czasami jest żal, że nikt nie zatrzymał kolejki wąskotorowej, a jej reaktywacja jest tylko ulotnym marzeniem, zwiewnym jak westchnienie.

 

O Hrubieszowskiej Kolei Dojazdowej więcej na stronie:

http://zamojskie.lubelskakolej.net/hkdcen.htm FOTO

 

Danuta Muzyczka

Fot. DM