30 kwietnia 2024

Mariusz Sawa – „Łuny na wschodzie” M. A. Koprowskiego – recenzja

Po książkę „Łuny na wschodzie. Krwawa wojna z OUN-UPA o Lubelszczyznę” autorstwa Marka A. Koprowskiego sięgnąłem chętnie. Dotyczy bowiem tematyki bliskiej mi terenowo i naukowo.

 

Mariusz Sawa „Łuny na wschodzie” M. A. Koprowskiego – recenzja

 

Po książkę „Łuny na wschodzie. Krwawa wojna z OUN-UPA o Lubelszczyznę” autorstwa Marka A. Koprowskiego sięgnąłem chętnie. Dotyczy bowiem tematyki bliskiej mi terenowo i naukowo. Skusiły mnie także hasła reklamujące tę publikację: „szeroka perspektywa”, „przystępne ujęcie”, „pozycja wyjątkowa”, „mało znane wątki” itp. Miałem też świadomość, że jest to temat bardzo złożony i trudny. Wprawne pióro dobrego pisarza byłoby w stanie ukazać tę skomplikowaną przeszłość w atrakcyjnej literacko formie. Ponadto mam świadomość, że tradycyjna, czy jak kto woli pozytywistyczna historiografia, przy pewnych problemach może nie dysponować odpowiednimi do wyjaśnienia niektórych zjawisk narzędziami (np. przemoc w ujęciu psychologicznym, albo socjologicznym). Liczyłem po cichu na to, że taka pozycja w końcu powstanie. Miałem nadzieję, że jej autorem jest M. Koprowski. Przeglądając spis treści obejmujący chronologicznie okres okupacji niemieckiej i powojnia mogłem się zorientować, że Autor reprezentuje „polski” punkt widzenia i polemizuje z „ukraińskimi” opowieściami o tych samych wydarzeniach. Niestety bardzo szybko się rozczarowałem. O ile w pierwszym przypadku była to prawda, o tyle w drugim Autor stworzył jedynie pozory polemiki. W większości przypadków (za wyjątkiem chyba tylko Oresta Subtelnego) nie podał autorów, gdyż wiele tez, z którymi „polemizował” po prostu sobie wymyślił. Powiedzieć, co zawiera książka, jest niezwykle trudno z uwagi na nieprawdopodobną chaotyczność przedstawianych problemów. Można powiedzieć, że z grubsza Koprowski opisuje walkę polskiego podziemia i polskiej władzy komunistycznej z banderowskim podziemiem ukraińskim od 1944 r. po akcję „Wisła” w 1947 r.. Założenia przewodnie to: ukraińskie podziemie nacjonalistyczne było elementem obcym, ekspansywnym, zbrodniczym, a Ukraińscy cywile zawsze wrodzy Polsce, Polakom (zarówno przed wojną, w okresie wojny jak i po jej zakończeniu), wspierający banderowców i słusznie wysiedleni; Polacy (władza II RP, polskie podziemie, polscy komuniści) to natomiast zawsze strona postępująca słusznie (za wyjątkiem porozumień z UPA zawartych w maju 1945 r.) i odnosząca same zwycięstwa. Takie ujęcie problematyki mnie nie dziwi, nie bulwersuje i zawsze jest do przyjęcia, jeśli jego autor podchodzi do niej racjonalnie, rzetelnie i bez emocji. W tym przypadku jest niestety inaczej.

 

Tytuł

Już sam tytuł książki wydaje się nie do końca poprawny i zrozumiały. Trudno odgadnąć, co Autor miał na myśli poprzez sformułowanie „na wschodzie”. Lubelszczyzna to faktycznie wschód Polski dzisiaj, ale na pewno nie w 1944 r. Określenie „krwawa wojna” ma przyciągnąć potencjalnych czytelników, ale nie zawiera w sobie żadnej konkretnej treści – nie znam wojen tradycyjnych, które nie byłyby krwawe. Ponadto zbitka słowna „OUN-UPA”, która weszła już do obiegu nawet naukowego, również nie jest zbyt fortunne, ponieważ takiej organizacji po prostu nie było. Była OUN (mówimy tu o banderowcach) i UPA (banderowska UPA). UPA była partyjną bojówką OUN, ale nie wszyscy jej członkowie należeli do OUN. Podobnie nie wszyscy członkowie OUN walczyli w szeregach UPA. Lepiej byłoby prostu użyć: OUN i UPA.

 

Bibliografia

Wiele do życzenia pozostawia bibliografia. W tekście umieszczonym na okładce mowa jest o tym, że książkę oparto na „całej dostępnej literaturze”. Tymczasem można sformułować wobec niej trzy zarzuty: jest dalece niepełna, nie uwzględnia w ogóle najnowszej literatury przedmiotu i jest wadliwie skonstruowana. Bibliografia pracy, którą reklamuje się słowami: „oparta na obficie cytowanych dokumentach, relacjach i wspomnieniach. Nie tylko polskich, ale również ukraińskich, niemieckich […]” powinna być obszerna, aktualna, nowatorska i poprawna. Okazuje się jednak, że pozycja „źródła” (znajduje się na końcu, a powinna na początku), zawiera tylko dwa tytuły, tj. dokumenty dostępne on-line. Podejrzewam więc, że Autor nie odwiedził żadnego archiwum, nie przeprowadził ani jednej kwerendy, nie widział i nie przeczytał ani jednego dokumentu, znajdującego się w jakiejkolwiek placówce archiwalnej. Jako autor pracy popularnonaukowej być może nie musiał tego robić, ale co ciekawe, tomy źródeł opublikowanych, z których korzystał (m.in. pod redakcją C. Madajczyka oraz E. Misiły) umieścił w pozycji „Książki” zamiast „Źródła” (albo np. „źródła drukowane”). Znalazły się w niej natomiast takie tytuły jak: „Biuletyn Ukrainoznawczy”, „Dzieje najnowsze”, „Radzyński Rocznik Humanistyczny” i „Tygodnik Podlaski”, które nie są książkami, lecz czasopismami. Dział ten nie zawiera ponadto ani jednej pracy Mariusza Zajączkowskiego, poświęconej ukraińskiemu podziemiu w opisywanym przez Autora okresie[1], czy też Jana Pisulińskiego, który również dwie najnowsze publikacje poświęcił wysiedleniom Ukraińców do ZSRR oraz Operacji „Wisła”[2], nie mówiąc już o dziełach Grzegorza Motyki[3]. W dziale „Artykuły” Koprowski wymienił m.in. tekst Justyny Dudek, która jest autorką znacznie ważniejszych i nowszych dwóch publikacji poświęconych Marianowi Gołębiewskiemu, o którym Autor pisze kilkakrotnie[4]. Omawiając dzieje religijne regionu w dwudziestoleciu międzywojennym Marek Koprowski nie sięgnął chociażby także do ważnej pracy Krzysztofa Grzesiaka „Diecezja lubelska wobec prawosławia w latach 1918-1939” (Lublin 2010), zaś przy okazji działalności sotni „Wowky” do artykułów Roberta Ziętka z „Rocznika Chełmskiego” i „Podlaskiego Kwartalnika Kulturalnego”[5].

Koprowski kreuje się na autora, który zna źródła ukraińskie. Np. na stronie 107 pisze, że korzystał z 7 tomu „Litopysu UPA”. Nie natrafiłem jednak na żadną wzmiankę, która świadczyłaby, że zna 39 tom tego samego wydawnictwa źródłowego, które w całości poświęcone jest Chełmszczyźnie[6]. Natomiast podczas lektury książki można natrafić na fragmenty, z których wynika, że Autor zna najnowszą literaturę przedmiotu, powołując się na jej ustalenia, ale nie wymienia autorów i tytułów ich tekstów. Na stronie 186 pisze o „najnowszych ustaleniach” dotyczących lokalizacji porozumień poakowskiego podziemia i UPA pod Lubaczowem. O ile mi wiadomo, tychże ustaleń dokonał Mariusz Moszkowicz[7], ale czytelnicy „Łun na Wschodzie” tego się nie dowiedzą.

Już tak pobieżna analiza bibliografii może poddać w wątpliwość wiarygodność pierwszego zdania książki, które mówi o jej wyjątkowości.

 

Wyobrażenia Koprowskiego o przeszłości

Książka pełna jest dziwnych uproszczeń i sprzeczności. Na przykład Marek Koprowski twierdzi, że akcja burzenia cerkwi w 1938 r. (s. 9, 10) była uderzeniem wojska w ukraiński nacjonalizm, albo że w czasie wojny „Ukraińcy masowo poszli na współpracę z Niemcami” (s. 10) jakby nie dostrzegając innych postaw, które na opisywanym przez niego terenie mogły być równie albo i bardziej liczne (np. zwolennicy Sowietów). Koprowski wielokrotnie nazywa wszystkie ukraińskie podziemne formacje Ukraińską Powstańczą Armią, mimo iż nigdy w niektórych opisywanych przez niego wydarzeniach nie brała ona udziału (np. w walkach z AK i BCh 9-10 marca 1944 r.). Stoi poza tym na trudnym do zrozumienia dla niewtajemniczonego czytelnika stanowisku, że oddziały UNS (Ukraińskiej Narodowej Samoobrony) na Chełmszczyźnie, to także była UPA (s. 11, 79). Czasami można odnieść wrażenie, że Koprowski sam sobie przeczy lub nie rozumie o czym pisze. Tylko w kilku zdaniach w jednym akapicie (s. 11) napisał, że Stanisław Basaj ps. „Ryś” (jeden z dowódców Batalionów Chłopskich) prowadził „walki w obronie”, potem, że dokonał „prewencyjnego uderzenia”, po czym znów, że „wojnę rozpoczęła UPA”. Jego narracja jest typowo heroiczna, traktująca działalność polskiego podziemia w stosunku do ukraińskiego jako rozstrzygające i zwycięskie („zatrzymało ofensywę ukraińskich oddziałów” – s. 12), co jest niezgodne z prawdą, gdyż wojna z UPA rozpętała się w końcu marca 1944 r. na dobre, a szala zwycięstwa przechyliła się na jej stronę i nie zakończyły jej działania AK i BCh, ale wejście Sowietów. Niezgodne z prawdą jest również twierdzenie jakoby dowództwo banderowskiego podziemia podjęło rozmowy z poakowskim, by „zdjęło z niej odium ludobójczej formacji, która dopuściła się zbrodni wołyńskiej i współpracowała z Niemcami” (s. 12). Nie mogę sobie przypomnieć żadnego dokumentu z tego okresu, w którym OUN-B wyrzucała sobie tego typu działalność. Nie do końca zrozumiałe wydaje się też twierdzenie Autora, że „Ukraineraktion” (a nie „Ukraineaktion” jak pisze Koprowski) to „przykład popierania Ukraińców” przez Niemców (s. 17), w sytuacji, gdy w świetle dokumentów niemieckich w wyniku zaaranżowanych przez Niecmów przesiedleń polski atak miał właśnie uderzać w ludność ukraińską. Świadczy to o zupełnym ignorowaniu przez Niego dokumentów, z których korzystał (pod red. Madajczyka) dotyczących niemieckiej polityki wysiedleńczo-osiedleńczej na Zamojszczyźnie. Podobne zdziwienie budzić może określenie akcji polonizacyjnej, czy też wynaradawiającej jaka dotknęła prawosławnych mieszkańców Turkowic i okolic w 1939 r. poprzez przymusowe nawracanie na rzymski katolicyzm jako zabieganie „o względy mieszkańców” (s. 24). Niepoparta żadnymi źródłami jest także teza, że Chełmski Legion Samoobrony stworzony przez ukraińskich działaczy za zgodą Niemców „formalnie wchodził w skład Ukraińskiej Narodowej Samoobrony”, podczas gdy był raczej zdominowany przez melnykowców, a nie banderowców. Autor nawet wbrew przekazom samych polskich konspiratorów (w tym przypadku S. Kwaśniewskiego) sugeruje, że „Wywiad Komendy Obwodu Hrubieszowskiego ustalił, iż oddziały USN-UPA przygotowują generalne uderzenie przeciwko ludności cywilnej i oddziałom polskim” wiosną 1944 r. [8] Nieprawdą jest także to, że w wyniku akowskiego i bechowskiego uderzenia „wieś spłonęła całkowicie razem z cerkwią i kościołem” (s. 95), ponieważ wówczas w tej wsi nie było dwóch świątyń. Autor w niewyobrażalny wprost sposób pomnaża ilość członków ukraińskiego podziemia w zaatakowanych wsiach, wbrew temu, co mówią relacje polskich partyzantów. W Strzyżowcu, Turkowicach, Wronowicach czy Malicach nie było żadnych „oddziałów UPA”, a Metelin w ogóle nie był wówczas (10 marca 1944 r.) atakowany. „Nie zdobyto też Hostynnego” (s. 99), gdyż wcale nie zamierzano go atakować, o czym mówi szczegółowy plan ataku opisany przez Zenona Jachymka. Hostynne zamierzano zniszczyć kilka tygodni później, o czym jest mowa w meldunku Władysława Rybczyńskiego ps. „Konrad”, dowódcy plutonu AK do dowódcy Kompanii Tyszowce AK z 23 marca 1944 r.[9] Przy okazji akcji z 10 marca 1944 r. Koprowski podaje liczbę ofiar: 30 zabitych uzbrojonych mężczyzn Szychowicach – poza tym nie doszukałem się żadnych innych danych liczbowych oraz ani jednej wzmianki o najnowszych szacunkach autorstwa Igora Hałagidy[10]. Pisząc o walce w Łaskowie „autorom ukraińskim” przypisuje, że „AK i BCh dokonały we wsi pogromu”, co w Jego ocenie jest nieprawdą. Gdyby zadał sobie trud sięgnięcia do relacji bechowców, którzy brali udział w akcji w Łaskowie przeczytałby: „rozwaliliśmy cały Łasków”[11]. Odnośnie do zbrodni na pasażerach pociągu pod Zatylem Koprowski napisał (s. 145), że prawdopodobnie dokonała jej sotnia „Jahody”, nie precyzując o którego „Jahodę” chodzi, czy Mariana Łukaszewycza, czy Iwana Sycz-Sajenkę (w rzeczywistości była ona dziełem Dmytra Karpenki ps. „Jastrub”[12]). Na stronach 174 i 175 Autor książki pisze o 5. pułku policji SS, po czym zamieszcza zdanie „Nad rankiem policjanci tego pułku otoczyli Smoligów” i opisuje dokonaną tam masakrę (27 marca 1944 r.). Jak wiadomo nie tylko ów pułk brał w niej udział (zginęło od 70 do 220 osób, Polaków i Ukraińców), ale przede wszystkim Ukraiński Legion Samoobrony w służbie niemieckiej wraz z niemiecką policją i wojskiem[13]. Dalej sugeruje, że właśnie z funkcjonariuszy 5 pułku składała się niemal w całości sotnia „Wowky” („Wilki”) „Jahody” utworzona w połowie marca 1944 r. w Bohorodycy. Niestety nie wiemy skąd ta informacja. Nie znam bowiem żadnego źródła, które podawałoby skład oddziału z tego okresu. Dane jakie posiadamy dotyczą kurenia i pochodzą z przełomu lat 1945 i 1946. Wynika z niego, że jedynie kilkunastu członków miało za sobą służbę w jednostkach niemieckich, w tym w Wehrmachcie, SS (jedenastu w Dywizji Galizien), policji i innych formacjach[14]. Opisując działalność „Wilków” pisze: „Z zaskoczenia obezwładniali posterunek MO, czyniąc to najczęściej bez jednego wystrzału i zajmowali siedzibę władz gminy itp.” (s. 179). To prawda, że partyzanci „Jahody” bardzo często uciekali się do podstępu, ale oprócz napadu na posterunek MO w Kryłowie 25 marca 1945 r. nie przypominam sobie więcej przypadków zdobycia w ten sposób siedziby milicji, a tym bardziej jakiejkolwiek gminy. Wszystkie akcje na posterunki (według moich szacunków ponad dwadzieścia) miały formę walki ogniowej (Czerniczyn, Mircze, Waręż i in.). Zgłębiając dalsze wywody Koprowskiego na temat działalności oddziału „Jahody” możemy dojść do wniosku, że autor bezkrytycznie wierzy w źródła, które cytuje, mówiące o tym, że ukraińskie podziemie nie mogło dopaść zdrajcy o pseudonimie „Jurczenko” (s. 181). Nie wspomina jednak, że zginął on w zasadzce pod Warężem zorganizowanej właśnie przez strzelców „Jahody” w dniu 28 sierpnia 1945 r. Pisał o tym m.in. Grzegorz Motyka, uznając tę akcję „za największe zwycięstwo odniesione przez UPA w starciu z NKWD na ziemiach dzisiejszej Polski[15]. Ponadto Koprowski podaje sprzeczne informacje w sprawie okoliczności śmierci Mariana Łukaszewycza ps. „Jahoda”. W jednym miejscu twierdzi, że zginął – co jest nieprawdą – w lesie pod Dołhobyczowem (s. 182), w innym, że w Żniatynie (zapisanym błędnie jako „Zniatyń”, s. 265). Raz podaje też błędną datę roczną jego śmierci, czyli 1946 r. (s. 265).

Za wyssane z palca można uznać niektóre tezy Autora. Np. taką, że o ludobójstwie na Wołyniu polskiego podziemie „poinformowało cały świat” (s. 184), albo że polska emigracja była „wstrząśnięta tragedią wołyńską” (s. 264) lub – wbrew źródłom, że „Współpraca między polskim podziemiem niepodległościowym a OUN-UPA została źle przyjęta przez polskie podziemie” (s. 261).

 

Pomnażanie ofiar UPA

Marek Koprowski zarzuca „niektórym autorom” (nie pisze niestety, kogo ma na myśli), że „usiłują widzieć straty tylko po stronie ukraińskiej” (s. 146). Autor natomiast nie tyle postępuje w ten sam sposób, co nawet przypisuje upowcom zbrodnie popełnione przez inne formacje. Porażający przykład nierzetelności badawczej odnajdziemy na stronie 241. Koprowski uważa, że „UPA w marcu 1945 r. po raz pierwszy napadła na Hrubieszów” mordując siedmiu mężczyzn. Jestem ciekaw co powiedzą na to rodziny ofiar i lokalni społecznicy, który kultywują pamięć o zabitych wówczas – w rzeczywistości szesnastu – mężczyznach, gdyż zostali oni zabici nie przez upowców, a ubowców, czyli funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w nocy z 3 na 4 marca 1945 r. Była to więc zbrodnia komunistyczna. Kilka wersów niżej Autor napisał: „18 maja 1945 r. oddział UPA „Jahody” zamordował we wsi Brodzica w gminie Gozdów 45 osób narodowości polskiej”. W zdaniu tym prawdziwa jest jedynie data. Oddział UPA „Jahody” mordował w tym czasie Polaków w okolicach Radkowa, Rzeplina i wsi Łachowce. Natomiast w Brodzicy (ówczesnej Bohorodycy), która tak na marginesie nigdy nie leżała „w gminie Gozdów”, gdyż taka gmina nigdy nie istniała, podpalenia gospodarstw po wysiedlonych do USRR Ukraińcach dokonała bojówka Oddziału Specjalnego Przeznaczenia (WOP) Wołodymyra Sywaka ps. „Zirka”, który z sotnią „Jahody” ściśle współpracował. Niektóre dokumenty mówią o 80 poszkodowanych wówczas rodzinach i „wielu osobach”, które poniosły śmierć, ale bez podania konkretów[16]. Jeden z ubeckich meldunków mówi o „6 aktach terrorystycznych” w nocy z 18 na 19 maja 1945 roku. Można to rozumieć jako sześć ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej[17], jednakże żaden ze znanych polskich wykazów nie podaje ani jednego nazwiska osoby, która poniosłaby wówczas śmierć[18]. Z relacji mieszkańców można być jednak pewnym, że osobą, prawdopodobnie zastrzeloną przypadkowo, był Maksym Waszczuk, Polak o korzeniach ukraińskich. W kolejnym akapicie Marek Koprowski podaje, że „10 czerwca 1945 r. w kolonii Staszic oprawcy z UPA zamordowali 47 Polaków”. Wszystko wskazuje na to, że autor „Łun” po raz kolejny przypisał upowcom zbrodnię dokonaną tamże na kilkunastu chłopach z dwóch okolicznych wsi przez komunistów (NKWD lub UB). Dzisiaj upamiętnia ją stojący pod lasem pomnik. W tym samym akapicie znajdujemy jeszcze informację: „W nocy z 11 na 12 października 1945 r. banderowcy spalili wieś Terebiń wraz z jej mieszkańcami”, co jest – jeśli chodzi o mord na mieszkańcach – nieprawdą. Owszem jeden z pododdziałów kurenia „Wowky” podpalił około 300 domostw ukraińskich, w których mieszkali już polscy nasiedleńcy, ale nie zabił ani jednej osoby. Wręcz przeciwnie – potwierdzają to przekazy ukraińskie[19], ale także sprawozdania władz[20] oparte na zeznaniach samych mieszkańców tej wsi – upowcy wyprowadzali Polaków i pomagali im wynosić dobytek z domów przeznaczonych do zniszczenia. W tym samym akapicie Koprowski wspomniał również o „20 Polakach” zamordowanych przez UPA w zasadzce w Wyżłowie (1 września 1945 r.). W rzeczywistości większość z nich stanowili funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, milicjanci i pracownicy starostwa hrubieszowskiego (także kobiety), a więc osoby czynnie zaangażowane w „utrwalanie władzy ludowej” na wschodniej Lubelszczyźnie[21].

 

Przekłamania dotyczące „Rysia”

Książka poświęcona jest pamięci Stanisława Basaja ps. „Ryś”, żołnierza BCh, który w okresie okupacji niemieckiej i po jej zakończeniu walczył w powiecie hrubieszowskim zarówno z Niemcami jak i ukraińskim podziemiem. Nie wiemy, na jakich źródłach Autor oparł twierdzenie, że Basaj był pierwszym, który „stanął do obrony mieszkańców polskich wsi, mordowanych przez nacjonalistów ukraińskich”[22]. Kolejne zdanie zawiera natomiast nieprawdę. Mówi bowiem, że „Ryś” zginął po wojnie. O ile mi wiadomo poniósł śmierć prawdopodobnie w ostatnich dniach marca 1945 r. (schwytany 25 marca), a więc na ponad miesiąc przed końcem wojny w Europie i ponad pięć miesięcy przez zakończeniem wojny na świecie. Koprowski twierdzi również, że Stanisław Basaj pełnił służbę w Milicji Obywatelskiej jako oficer, czego nie potwierdzają żadne źródła. Również żadne źródła nie potwierdzają, że został zamordowany przez „oprawców” z oddziału „Jahody”, czyli Mariana Łukaszewycza. Na pewno został przez nich ujęty w Kryłowie i zabrany podwodą w kierunku Dołhobyczowa. Trudno sobie wyobrazić, by dowódca, który aktywnie występował przeciwko ukraińskim bojówkom w okresie okupacji niemieckiej, został zabity zaraz po schwytaniu przez szeregowych upowców, a nie oddany w ręce Służby Bezpieczeństwa OUN, co miało miejsce w analogicznych przypadkach. Potwierdzają to przypuszczenia samych członków UPA, których relacje w 2018 r. opublikował po polsku Bohdan Huk[23]. Analizując okoliczności śmierci „Rysia” M. Koprowski powołuje się na artykuł Mariusza Kwiatkowskiego, ale niestety nie można zaliczyć go już do „najnowszych ustaleń” (s. 178). Koprowski powtarza też legendę stworzoną kilkadziesiąt lat temu przez Wojciecha Sulewskiego na potrzeby „Tygryska” pt. „Ryś w akcji” jakoby Basaj zginął w trybach kieratu (s. 179). Mówi przy tym, że wynika to z relacji „wielu świadków” nie podając przy tym nazwiska ani jednego, bo tak naprawdę żadnego świadka takiego wydarzenia być nie mogło. Samą akcję na posterunek w Kryłowie Marek Koprowski przypisuje „Jahodzie” pisząc, że „Jahoda wkroczył do wsi” (s. 178). Tymczasem Marian Łukaszewycz nie brał udziału w napadzie. Dowodził wówczas Hryć Rudenko ps. „Suszko”, o czym mówi „Kronika” oddziału.

 

Błędy faktograficzne

Książka Marka Koprowskiego zawiera wiele banalnych błędów faktograficznych, które mogłyby zostać usunięte w trakcie pobieżnej nawet redakcji naukowej. Bieżeństwo miało miejsce w 1915 r., a nie w 1916 (s. 21), a zbrodnia w Oszczowie została dokonana 17 a nie 11 marca 1944 r. (s. 102). Za relacją Kazimierza Wróblewskiego ps. „Maryśka” M. Koprowski mówi o rozstrzelaniu przez polskie podziemie w Peresołowicach Jakowa Halczewskiego (Wojnarowskiego) 19 marca 1944 r. (s. 131-133), podczas gdy miało ono miejsce 22 marca 1943 r. Koprowski nie prostuje także innych błędnych danych podanych w źródłach. Przykładowo Wołodymyr Sywak ps. „Zirka” (nie zaś „Zirko” jak pisze na stronie 274) nie urodził się w Czerniczynie (s. 271), tylko w Czerniczynku. Warto przy okazji zauważyć, że Frankamionka nie leży na północnym-wschodzie Hrubieszowszczyzny jak uważa M. Koprowski (s. 110), ale w jej zachodniej części. Zniszczenie przez polskie podziemie Bereścia i wymordowanie jego 160 mieszkańców miało natomiast miejsce nie 16 (s. 104) a 21 marca  1944 r.

 

Błędy językowe

Korekta nie jest najmocniejszą stroną omawianej publikacji. „Łuny na Wschodzie” zawierają bowiem szereg błędów językowych. Przykładowo: książka „w […] dostępny sposób przedstawia […]” (s. 9) (raczej przystępny), „Rodząca się Rzeczpospolita […]” (s. 9) (lepiej brzmiałoby: odradzająca się), „etos ukraiński” (s. 17) to raczej etnos. Rażą też błędne transliteracje ukraińskich tytułów, jak w przypadku książki S. Barana poświęconej Cerkwi prawosławnej na Chełmszczyźnie i Podlasiu (s. 30), czy też książki W. Serhijczuka pt. „Tawrujuczy wyzwolnyj prapor”, a nie jak podaje M. Koprowski: „Gawrujuczi wizwolnij prawow” (s. 293). Powątpiewam także, czy tłumaczenie skrótu „WOP” jako Wojskowa Ochrona Podziemia jest prawidłowe (s. 214). Wedle mojej wiedzy oraz literatury przedmiotu (patrz: prace M. Zajączkowskiego) były do Oddziały Specjalnego Przeznaczenia.

Kartki książki przepełnione są błędami w zapisach nazw własnych (także ortograficznymi), w tym miejscowych i osobowych: „Mołków” (s. 80) to w rzeczywistości Małków, „Bruchnalski” (s. 85) to „Bruchalski”, „Gołębiowski” (s. 89) to Gołębiewski, „Chrobrów” (s. 92) i „Chorodrów” (s. 247) to Chorobrów, „Mieniawy” (s. 93) to Mieniany, „Peresławice” (s. 93) to Peresołowice, „Wereszczyn” (s. 93) to Wereszyn, „Korystyna” (s. 93) to Korytyna, las „laskowski” (s. 93) to las łaskowski, „Terbin” (s. 93) to Terebiń, „Gozdawa” (s. 104) to Gozdów, „Ulchówek” (s. 107) i „Uhnówek” (s. 108) to Ulhówek, „Poturzyna” (s. 107) to Poturzyn, „Suszew” (s. 108) to Suszów, „Korczyn” (s. 107) to Korczmin, „Pozadów” (s. 117), czyli miejsce największej bitwy AK z UPA, jaka rozegrała się wiosną 1944 r. to Posadów, „Łubcza” (s. 117) to Łubcze, „Jarczew” (s. 119) to Jarczów, „Ciesznów” (s. 124) to Cieszanów, „Nabroż” (s. 133) to Nabróż, „Uhrunów” (s. 171) to Uhrynów, „Pyrwa” (s. 173) i „Prywara” (s. 265) to „Prirwa” (Jewhen Sztendera), „Dołhobycz” (s. 178) to Dołhobyczów, „Pasieki” to Pasieka (s. 71), „Tarsaszkiewicz” (s. 198) to Taraszkiewicz (Leon Taraszkiewicz ps. „Jastrząb”), „Uchnów” (s. 224, 225) to Uhnów, „Hucza” (s. 257) to rzeka Huczwa, „Uhanie” (s. 261) to Uchanie, a „Włodzin” (s. 261) to Władzin. Dotyczy to także błędnych zapisów źródłowych, które Autor ma obowiązek prostować: „Miniany” to Mieniany, „Saharyń” to Sahryń, „Malicze” to Malice (wszystkie na s. 70).

Każde szanujące się wydawnictwo zamieszcza na końcu książki indeks nazwisk oraz miejscowości. Gdyby takowe zostały sporządzone, na pewno pozwoliłoby to uniknąć tak wielu błędów w nazwach własnych, zwłaszcza miejscowych.

 

Czy warto sięgnąć po „Łuny na Wschodzie”?

Książka jest produktem. Zarabia na niej, w tym przypadku wielokrotnie nagradzany, autor i wydawnictwo. Korzystają na niej patroni (wśród nich jest TVP Historia, „Do Rzeczy Historia” i Muzeum Niepodległości). Przy okazji na okładce promują się ludzie polecający pozostałe pozycje tegoż autora (np. Piotr Zychowicz). W tym przypadku otoczka reklamowa wygląda imponująco. Wydaje się, że warto sięgnąć po dzieło, które nazwano wyjątkowym, opartym na całej dostępnej i najnowszej literaturze przedmiotu. Jest jednak zupełnie inaczej. Czytelnika traktuje się więc jako osobę co najmniej pozbawioną wiedzy. Każdy autor może się mylić. Każda książka może zawierać błędy faktograficzne i językowe. Nawet na wyssane z palca hipotezy autora można przymknąć oko, jeżeli stara się on rzetelnie, a nie wybiórczo sięgać do źródeł i publikacji (może nawet część z nich pominąć z różnych powodów), ale książka Marka Koprowskiego nie jest po prostu taką, za jaką się podaje. Nie tylko poprzez tytuł, ale przede wszystkim licznymi błędami i ewidentnie umyślnymi manipulacjami przywodzi na myśl „Łuny w Bieszczadach” Jana Gerharda, uważane dzisiaj za przykład komunistycznej propagandy.

 

Mariusz Sawa



[1] M. Zajączkowski, Pod znakiem króla Daniela. OUN-B i UPA na Lubelszczyźnie 1944-1950, Lublin-Warszawa 2016; tenże, Ukraińskie podziemie na Lubelszczyźnie w okresie okupacji niemieckiej 1939-1944, Lublin 2 Pisuliński J., Akcja specjalna „Wisła”, Rzeszów 2017.

[2] J. Pisuliński, Akcja specjalna „Wisła”, Rzeszów 2017; tenże, Przesiedlenie ludności ukraińskiej z Polski do USRR w latach 1944-1947, Rzeszów 2017.

[3] Np. G. Motyka, Ukraińska partyzantka 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Warszawa 2006.

[4] J. Dudek, Marian Gołębiewski (1911-1996). Żołnierz, opozycjonista, emigrant, Lublin 2016; Bo mnie tylko wolność interesuje… Wywiad-rzeka z Marianem Gołębiewskim (Nowy Jork, listopad 1988-czerwiec 1989), wywiad przeprowadził D. Balcerzyk, oprac. J. Dudek, Lublin 2014.

[5] Chodzi o trzy ważne teksty: 1. Działalność Ukraińskiej Powstańczej Armii w powiatach hrubieszowskim i tomaszowskim od sierpnia do grudnia 1944 roku, „Rocznik Chełmski”, t. 9, 2003; 2. Działania oddziałów partyzanckich Ukraińskiej Powstańczej Armii na południowym Podlasiu w latach 1944–1947, „Podlaski Kwartalnik Kulturalny” 2000, nr 3; 3. Konflikt polsko-ukraiński na Chełmszczyźnie i południowym Podlasiu w okresie okupacji niemieckiej, „Rocznik Chełmski” 2001, t. 7.

[6] Litopys UPA. Taktycznyj widtynok UPA 28-j „Danyliw” Chołmszczyna i Pidlaszszja (Dokumenty i materijały), Toronto-Lwiw 2003, t 39.

[7] Moszkowicz M., Gdzie w maju 1945 r. kierownictwo Inspektoratu AK-DSZ Zamość prowadziło rozmowy i zawarło porozumienie z OUN-B i UPA?, „Cieszanowskie Zeszyty Regionalne” 2012, z. 5.

[8] J. Dudek, Marian Gołębiewski…, s. 115, przyp. 374.

[9] I. Caban, Z. Mańkowski, Związek Walki Zbrojnej i Armia Krajowa w Okręgu Lubelskim 1939-1944, część druga, dokumenty, Lublin 1971, s. 250. 

[10] I. Hałagida, Ukraińskie straty osobowe w dystrykcie lubelskim (październik 1939−lipiec 1944) – wstępna analiza materiału statystycznego, „Pamięć i sprawiedliwość” 1 (29) 2017.

[11] Akta główne prokuratora w sprawie dokonanej w dniach 9-10 marca 1944 r. zbrodni przeciwko ludzkości będącej wynikiem akcji zbrojnej podjętej przez oddziały Armii Krajowej oraz Oddział Batalionów Chłopskich przeciwko zgrupowaniom UPA w miejscowościach Alojzów, Bereźnia, Sahryń i inne, t. 10, k. 1974.

[12] M. Zajączkowski, Ukraińskie…, s. 376, przyp. 215.

[13] Tamże, s. 204. 

[14] Szczegółowe informacje na ten temat: M. Zajączkowski, Pod znakiem…, s. 113.

[15] G. Motyka, Na białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944-1953, Kraków 2014, s. 370.

[16] APCh, SPH, Statystyka i sprawozdania 1945 r., sygn. 284, Pismo Inspektora Rejonowego Państwowego Urzędu Repatriacyjnego do Przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej z dn. 22 maja 1945 r., k. 1.

[17] AIPN Lu 032/5, Sprawozdanie dekadowe za okres od dnia 17 do 27 V 45 r., k. 30.

[18] Np. Wykazy osób zamordowanych w okresie okupacji hitlerowskiej z terenu pow. Hrubieszów sporządzone przez Prezydia Gromadzkich Rad Narodowych w latach 1968-1971, sygn. IPN Lu 504/5, k. 24.

[19] Litopys UPA, t. 39, s. 142.

[20] APL, UWL-WSP, sygn. 216, Pismo komendanta powiatowego MO do starosty hrubieszowskiego z dnia 3 listopada 1945 r., k. 73.

[21] APL, UWL-WSP, sygn. 216, Informacje terenowe, k. 37; Pismo starosty hrubieszowskiego do wojewody lubelskiego z dnia 3 października 1945 roku, k. 39.

[22] Warto w tym miejscu polecić tekst: . Zajączkowski, „Legenda w najlepszym wypadku…”. Kilka uwag na marginesie wojennych losów Stanisława Basaja „Rysia”, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 1 (29), 2017.

[23] UPA i WiN w walce z totalitaryzmem 1945-1947. Dokumenty i wspomnienia, red. B. Huk, Przemyśl 2018, s. 543, 551.

 


 

Zobacz też:

REGION – Marek A. Koprowski – Łuny na Wschodzie. Krwawa wojna z OUN-UPA o Lubelszczyznę