Jak już wcześniej się państwu przedstawiałem, nazywam się Staś i jestem Maltańczykiem, w kwietniu b.r. przyjechałem do Werbkowic z Warszawy, w celach turystycznych.
Zostałem na długie, cudowne 7 miesięcy w Werbkowicach i przeżyłem najpiękniejszą miłość swojego życia. Zakochałem się w przecudnej Shilli, rasy Shih Tzu, nawet były podejrzenia że zostanę ojcem, ale okazało się że to fałszywy alarm. Gdyby jednak los obdarzył mnie potomstwem, to byłem gotów zostać z Shillą w Werbkowicach na zawsze, bo jestem dżentelmenem i mam klasę.
Fajnie mi było w tych Werbkowicach, spałem sobie w pościeli, byłem przytulany i rozpieszczany, a swoją drogą piękny jest ten powiat Hrubieszowski i gmina Werbkowice.
Kiedy spacerowałem ze swoją panią, to wszyscy się tak miło kłaniali i pozdrawiali mnie bardzo serdecznie.
Natomiast w Warszawie, będę pieskiem incognito.
Biegałem sobie po podwórku w Werbkowicach i obszczekiwałem przechodniów, chciałem pokazać, że ja tu jestem gospodarzem, ale mnie się nikt nie bał. Czasami byłem niegrzeczny i uciekałem pod siatką, ale to wszystko przez te dziewczyny, tutaj poczułem wolność biegając po całych Werbkowicach, no i po co była ta panika mojej pani, przecież zawsze wracałem.
Poznałem kilku kumpli w Werbkowicach, nie wiem jak się nazywali ale wiem na pewno, że „sprzedali” mi jakieś insekty i miałem kleszcza, ale pan Tomasz Ciesielczuk, najlepszy weterynarz z Werbkowic, bardzo profesjonalnie pousuwał mi te „potwory”.
Jest 11 listopad 2019 roku, wyjechałem z Werbkowic i za około 4 godziny dojadę do celu, trochę ciągnie mnie do wielkiego świata, bo jak przygoda to tylko w Warszawie. No cóż, będę tęsknił, za Werbkowicami, wiozą mnie do Warszawy pięknym białym Mitsubishi Outlanderem, niczym wielkiego króla świata.