Dworzec Gdański w Warszawie wsławił się masowym wyjazdem pewnej części obywateli PRL-u po marcu 1968. Mało kto jednak wie, że już wcześniej było to miejsce wyjątkowe. W tamtejszym bufecie można było niekiedy dostać świeżutką bułkę z masłem i szynką i w dodatku nawet bez kolejki.
Czym była szynka w tamtych czasach, niech świadczy fakt, że sam Gomułka się na niej przejechał. Kiedy KC PZPR podniosło ceny na wędliny, tłumaczył robotnikom, że cena szynki ich nie dotyczy, bo i tak przecież ich na nią nie stać.
Atrybutem władzy niepodzielnej zawsze jest jej arogancja. A jak ta buła z szynką ma się do naszych czasów? Wygląda na to, że tylko patrzeć, jak Unia Europejska wyda dyrektywę o zakazie spożywania jej w miejscach publicznych. Do takiego przypuszczenia skłania mnie przypadek, jaki zdarzył się w Paryżu. Jakiś Francuz ośmielił się jeść bułkę z szynką w miejskim środku komunikacji, czym uraził uczucia religijne jadących z nim Arabów, którzy w przypływie słusznego gniewu pobili Francuza. Myślę, że jest to wystarczający powód, żeby w całej Europie zakazać jadania bułek z szynką w miejscach publicznych.
Małgorzata Todd
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Mów mi geniusz
Występują: Grasow, czyli w skrócie Gras, pracownicy pionu propagandyWańka i Fritz
Gras – Wy dwaj będziecie odpowiedzialni za pion propagandy. Do waszych obowiązków będzie należało dostarczanie tematów do „przekazu dnia”.
Wańka – Takich w rodzaju „mamusia małej Madzi”?
Gras – Tak, ale bez przeciągania struny, jak to było w tej sprawie.
Fritz – Moim zdaniem należy wejść głębiej w ich struktury.
Wańka – Jeszcze głębiej? Mamy przecież w każdej ich organizacji swojego człowieka.
Gras – Który najczęściej bierze pieniądze za nic. Potrzeba nam nowych pomysłów, nie ludzi, coś co chwyci, rozpali emocje.
Fritz – A mogą być odgrzewane kotlety?
Gras – Zależy jak stare. Spór historyków może nie być interesujący.
Wańka – Właśnie, powinno być coś w rodzaju hecy z Baumanem?
Gras – No… Tak, ale nie powielajmy schematów.
Fritz – Chyba mam coś takiego. Teraz dla odmiany niech się biją w piersi.
Gras – A konkretnie?
Fritz – Odgrzejmy geniusza.
Gras – Karpat?
Fritz – Ani Karpat, ani nawet Biłgoraja. Mówimy partia – w domyśle Lenin, mówimy profesor – w domyśle Władysław B. A jak powiemy „genialny konstruktor” to w domyśle…
Wańka – Jacek K.
Fritz – Bingo.
Gras – Ten co to na złość władzy ludowej świnie pasał?
Fritz – Ten sam. Ale zacznijmy od początku. Najpierw władza ludowa wysłała go na stypendium do USA. Po powrocie dostał zakład doświadczalny, w którym mógł realizować swoje wizjonerskie projekty.
Gras – Podobno ten jego komputer był znacznie lepszy od radzieckiego.
Fritz – Na pewno znacznie mniejszy. Dlaczego towarzysze radzieccy go sobie nie przywłaszczyli, pozostaje nadal tajemnicą. Natomiast tajemnicą nie jest, że pomysłu nie podchwyciło także IBM.
Gras – A to skąd wiadomo?
Fritz – Z podsłuchu. W tamtych czasach naszym reprezentacyjnym lokalem była restauracja Budapeszt na Marszałkowskiej naszpikowana elektroniką podsłuchową. To właśnie tam został zaproszony bardzo wysokiej rangi przedstawiciel IBM-u. Po zapoznaniu się z K-202 nie wyraził chęci współpracy. Zakład Doświadczalny rozwiązano.
Wańka – I wtedy właśnie powstało to sławetne zdjęcie ze świniami?
Fritz – Tak. To było rzeczywiście genialne pociągnięcie marketingowe. Nawet sam Kudelski dał się nabrać. Zaprosił „genialnego konstruktora” do Szwajcarii, pomógł załatwić kredyt, powstała fabryka z wielkim napisem na dachu i na tym koniec. Znowu geniusz nie został doceniony. Po powrocie do kraju próbował jeszcze robić urządzenia, które już dawno były na rynku.
Wańka – W sumie postać nieco żałosna.
Gras – I dlatego nadaje się idealnie do naszych celów. Nazwijmy go polskim Billem Gatesem.
KURTYNA