23 grudnia 2024

Małgorzata Todd: Lekcja pokera odc. 125

To był najodpowiedniejszy moment na złożenie niezapowiedzianej wizyty. Środek nocy w środku tygodnia jest porą, w której rzadko kto decyduje się na zmianę lokalizacji. Jeżeli mieszkanie okaże się puste, to pewnie takie pozostanie przynajmniej do rana.

Reklamy

 

Lekcja pokera

odcinek 125

Reklamy

To był najodpowiedniejszy moment na złożenie niezapowiedzianej wizyty. Środek nocy w środku tygodnia jest porą, w której rzadko kto decyduje się na zmianę lokalizacji. Jeżeli mieszkanie okaże się puste, to pewnie takie pozostanie przynajmniej do rana.
Zaopatrzona w silną latarkę i znajomość kodu otwierającego drzwi wejściowe, Misiula stanęła u progu wyzwania, budzącego dreszcz emocji. Miała też zapewnienie, że drzwi mieszkania nie będą zamknięte na klucz.
Rzeczywiście tak było. Ustąpiły po naciśnięciu klamki. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. W przedpokoju stanęła, nasłuchując przez moment. Kompletnej ciszy nie zakłócał żaden podejrzany szmer. Postanowiła jednak nadal być bardzo ostrożna.
Pierwszym pomieszczeniem, do którego zajrzała, była kuchnia i chociaż pełno tu było szafek, to mało prawdopodobne, żeby znalazła w nich to, czego szukała.
Naprzeciw kuchni znajdowała się niewielka sypialnia. Jej też nie poświęciła specjalnej uwagi. Zajrzy tu, obiecała sobie, jak nie znajdzie dokumentów tam, gdzie powinny się znajdować. Upewniła się jeszcze, że łazienka jest pusta i weszła do największego pokoju w mieszkaniu.
Tu rolety były spuszczone, więc prawdopodobieństwo, że zobaczy ją ktoś z ulicy, było praktycznie żadne. Ale czy na pewno? Gdyby właściciel wrócił jednak niespodziewanie i przyszła mu ochota sprawdzić, czy nie ma kogoś w jego mieszkaniu, samo światło zdradziłoby obecność intruza. Postanowiła zrobić wstępne przeszukanie jedynie przy pomocy latarki.
Regał zdawał się być miejscem oczywistym dla przechowywania archiwum, którego poszukiwała. Nie dała się zmylić porcelanowym figurkom umieszczonym w przeszklonych gablotkach. Ją interesowały te nieprzeszklone szafki. Już pierwsze podejście dało pozytywny wynik. To, co mogło wyglądać na barek z klapą, która po otwarciu tworzyła dodatkowy blat, było w rzeczywistości szufladą zawierającą alfabetycznie ułożone akta.
Wyciągnęła jedną z teczek, ułożyła na blacie i przejrzała. Prócz danych osobowych nieznanej jej osoby była też koperta ze zdjęciami robionymi najwyraźniej z ukrycia. Czy miały służyć do szantażu? Trudno na pierwszy rzut oka ocenić. Zdjęcia, o których wspomniał Robcio, też zapewne gdzieś tu się znajdowały. Nie one jednak były w tej chwili najważniejsze. Tak na dobrą sprawę Misiula sama nie wiedziała, co było najważniejsze, ale chciała odkryć jak najwięcej. Zamknęła więc ten schowek i otworzyła szafeczkę zamykaną na kluczyk. Właściciel mieszkania najwyraźniej nie miał przed kim ukrywać zawartości, bo kluczyk zostawił w zamku.
To, co zobaczyła, napełniło ją zdumieniem. Nigdy nie była w laboratorium kryminalistyki, ale tak właśnie mogła wyglądać jakaś z jego szaf. Na długich metalowych prętach pozawieszane były małe przezroczyste foliowe torebki z numerami i różną zawartością. Były tu włosy, paznokcie i spora ilość kieliszków, wszystkich jednakowych. Co mogły zawierać? Czyżby odciski palców?
Ktoś zbierał dowody rzeczowe zbrodni? Ale jakich? Popełnionych i nierozwiązanych? A może dopiero takich, które zostaną popełnione? Ta myśl przejęła ją przerażeniem.
Jakby tego było nie dość, wydało jej się, że usłyszała jakiś szmer w przedpokoju, coś w rodzaju skrzypnięcia niedomkniętych drzwi. Odwróciła się od regału i ruszyła ostrożnie w kierunku przedpokoju. To był błąd.
Zgasiła latarkę i usiłowała dojrzeć w ciemności, czy to tylko wieszak z ubraniami, czy ktoś się za nim kryje. Cisza panowała kompletna. Zrobiła dwa następne kroki i wtedy poczuła na szyi uścisk, jakby czyjeś ręce same wyłoniły się z szafy tuż obok wieszaka. Z trudnością łapała oddech, próbując wyzwolić się z uścisku.
– Jeżeli będziesz się szarpać albo krzyczeć od razu poderżnę ci gardło – wycharczał jej wprost do ucha.
Puścił jednak szyję, ale jednocześnie sprawnym ruchem wykręcił jej ręce do tyłu i założył kajdanki. Pomyślała, że to jest odpowiedni moment, żeby krzyczeć. Byli w przedpokoju, ktoś z sąsiadów na pewno usłyszy. On najwyraźniej też o tym pomyślał, bo dłonią uchwycił ją za podbródek.
– Nie waż się pisnąć – znowu wycharczał jej wprost do ucha i popchnął w kierunku dużego pokoju.
Tu kazał jej usiąść na krześle w taki sposób, że jej skute ręce oplotły oparcie. Wtedy dopiero zapalił światło. Znajdował się cały czas za jej plecami, nie była więc w stanie zobaczyć jego twarzy. Pomyślała, że nagle się odwróci, ale on znowu udaremnił jej zamiar, zarzucając na głowę jakąś szmatę.
– Daj sobie spokój z głupimi pomysłami – mówił cały czas szeptem. Najpierw pomyślała, że może w mieszkaniu jest ktoś jeszcze, kto mógłby usłyszeć jego głos, ale zaraz zdała sobie sprawę, że chodzi raczej o uniemożliwienie jej identyfikacji głosu. Szept trudniej rozpoznać. Taka ostrożność dobrze wróży. Gdyby zamierzał ją zabić, taki kamuflaż nie byłby potrzebny.
Poczuła, jak jego ręce zanurzają się pod szmatę przykrywającą jej oczy. Zdążyła jeszcze wydać dźwięk, który okazał się tylko cichym, zupełnie bezskutecznym jęknięciem, po czym poczuła taśmę klejącą na ustach. Czuła jak tą samą taśmą przytwierdza jej nogi do nóg krzesła. Próbowała się rzucać tylko przez moment. Mężczyzna pracowicie unieruchomił też samo krzesło i z zadowoleniem odsapnął.
– No, to masz, czego chciałaś – powiedział cicho, ale już nie szeptem.
Usłyszała skrzypnięcie jakiejś sprężyny, jakby jej prześladowca usadowił się w fotelu albo kanapie. Po dłuższej chwili zaczął mówić:
– A teraz posłuchaj mnie, głupia kobieto. Znalazłaś to, czego szukałaś. Chciałaś sensacji, masz sensację, tyle że nikomu o niej nie opowiesz. Byłaś narzędziem w moich rękach, ale niezbyt dobrym, takim, którego nie warto reperować, lepiej wyrzucić.
Pierwszy raz wykorzystałem cię, podając informację o rzekomym romansie asystentki ministra z Urbaniukiem. Połknęłaś gładko i przekazałaś dalej, tak jak się tego spodziewałem. Postarałaś się nawet o tak zwany dowód rzeczowy w postaci włosów asystentki. Jak zauważyłaś, dysponuję wieloma „dowodami”, które mogą znaleźć się na miejscu zbrodni.
Policja tego nie kupiła. No, może na początku. Później okazało się, że asystentka była z całą pewnością gdzieś indziej i nie można jej było w to wrobić. Podsunąłem ci wtedy inny pomysł, mając nadzieję, że pójdziesz za ciosem, ale ty zlekceważyłaś moją sugestię, żeby oskarżyć ministra gospodarki o knowania z Niemcami w sprawie odpadów. Szkoda. Wszystko miałaś podane jak na tacy. Wystarczyło zadać kilka kłopotliwych pytań ministrowi, połączyć usunięcie kontenerów do segregowania odpadów z jego tajemniczą wizytą, zrobić reportaż o dzikich wysypiskach i tyle. To by chwyciło i pozbyłbym się polityka, którego dałoby się później oskarżyć jeszcze o to i owo.
Jednak z czasem twoja nadgorliwość w poszukiwaniu zabójcy stawała się odrobinę nieprzewidywalna, dlatego postanowiłem wyrobić ci wariackie papiery. Ta cała niby-zbrodnia w altance na działce skompromitowała cię, ale okazało się, że niedostatecznie. Nadal próbowałaś działać na własną rękę.
Informację o ucieczce groźnego przestępcy konwojowanego przez policję podrzuciłem ci tak z dobrego serca, żebyś miała czym się zająć. Tu nie dało się niczego spieprzyć, więc wykazałaś się poprawnością. W rzeczywistości zależało mi na tym, żebyś pochwaliła się prokuratorowi, jak dobrze jesteś poinformowana. On to najwyraźniej zbagatelizował. Jego rzecz.
Pracowałaś dla mnie, nie wiedząc o tym, ale ta niewiedza nie usprawiedliwia złej roboty. Po cholerę był ci ten wywiad ze Szmitem? Nikt ci przecież nie kazał wrabiać Boruty jako homofoba. Nie lepiej było znaleźć sobie jakąś narkomankę, która za parę złotych wyznałaby przed kamerą, że była więziona i gwałcona przez tatusia? Przecież to hit sezonu, każda szanująca się stacja telewizyjna ma taki materiał. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie posługujecie się takimi spreparowanymi materiałami?
Nie, Misiula wcale tego powiedzieć nie chciała. Gdyby miała najmniejszą choćby okazję przemówienia, poprosiłaby, żeby ja uwolnił. Gotowa była obiecać, czego by tylko zażądał. Ale on dalej perorował:
– Musiałem to odkręcać, a ty przez to straciłaś swoją posadkę. Zresztą – urwał i po chwili dodał: – To teraz już dla ciebie i tak bez znaczenia.

Reklamy

CDN…


Czytaj i pobierz ten odcinek powieści w pliku PDF. Już teraz można zamówić całość w formie e-booka za jedynie 20 zł wpłacając należność na konto Wydawnictwa TWINS (dane w stopce na blogu) oraz podając e-mail do wysyłki.

 


Małgorzata Todd

mtodd.pl/blog