Hrubieszów
W Gimnazjum nr 1 w Hrubieszowie odbył się na wysokim poziomie wieczór poetycko – muzyczny poświęcony obchodom – Miesiąca Pamięci Narodowej, w którym uczestniczyli m.in. członkowie Środowiska 27 WDP AK w Hrubieszowie.
Został również podsumowany konkurs dotyczący II Wojny Światowej – wygrała go Paulina Najczuk, której pracę prezentujemy.
Na początek dużo wcześniej, ponieważ 10 marca 2010 r. w Gimnazjum nr 1 im. Króla Władysława Jagiełły w Hrubieszowie odbyło się „robocze” spotkanie członków Środowiska 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej w Hrubieszowie z uczniami tej szkoły. Tematem były wojenne i powojenne wydarzenia na Wołyniu, które były również inspiracją przystąpienia do konkursu pod kierownictwem nauczycielek historii z tej szkoły p. Iwony Kraczkowskiej oraz p. Jolanty Marel. Należy podkreślić, że młodzież bardzo uważnie wysłuchała tych relacji i licznie przystąpiła do konkursu.
Oto lista i wyróżnienia uczniów biorących udział w szkolnym konkursie wiedzy historycznej o ludziach i wydarzeniach z okresu II wojny światowej. Konkurs przeprowadzony w Gimnazjum nr 1 im. Króla Władysława Jagiełły w Hrubieszowie w związku z obchodami Kwietnia Miesiąca Pamięci Narodowej. Poniżej praca Pauliny Najczuk, która zdobyła 1 miejsce.
Dyplom za zajęcie I miejsca + nagroda książkowa
1. Najczuk Paulina – Temat: Życie Polaków na podstawie wspomnień i literatury z okresu II wojny światowej.
Wyróżnienia:
2. Grabowska Anna + nagroda książkowa
3. Kabylska Beata + nagroda książkowa
4. Mojsym Wioleta + nagroda książkowa
5. Suwała Mateusz + nagroda książkowa
6. Bitner Anna + nagroda książkowa
Podziękowania za udział w konkursie:
7. Suska Angelika
8. Omelczuk Mateusz
9. Kamińska Aleksandra
10. Waś Natalia
11. Łopocki Szymon
12. Litwin Justyna
13. Sanek Paweł
14. Kania Łukasz
15. Szala Ernest
16. Skierska Paulina
17. Adam Michał Kędziera
18. Kula Justyna
19. Borkowski Kamil
20. Palonka Paweł
21. Zachaj Katarzyna
Dyplomy i książkę za 1 miejsce ufundowała szkoła, pozostałe książki Środowisko 27 WDP AK w Hrubieszowie.
—
Praca Pauliny Najczuk – Klasa III b
Życie Polaków na podstawie wspomnień i literatury z okresu II wojny światowej
Do napisania tej pracy zainspirowały mnie opowieści mojego dziadka z czasów II wojny światowej, przekazane mojemu ojcu. Musimy pamiętać, że w tym okresie zginęło bardzo wielu Polaków a ci, którzy przeżyli i powrócili z wojny, więzień i łagrów, przeważnie byli wyczerpani i schorowani. Poświęcili swoją młodość, zdrowie a nawet życie aby nasze pokolenia mogły żyć w niepodległej Polsce. Nie możemy zapomnieć o historii swojego państwa, gdyż „ Narody, które tracą pamięć giną!”.
Mój dziadek urodził się 18 listopada 1918 roku w Liskach Horodelskich, pow. Hrubieszów. Dzieciństwo spędził w rodzinnej miejscowości gdzie uczęszczał do szkoły powszechnej i pomagał rodzicom w gospodarstwie. Ze względu na zbyt ubogie piaszczyste ziemie, pięcioosobowa rodzina nie mogła zapewnić sobie dostatecznych warunków. W 1935 roku rodzice dziadka postanowili tak jak inne rodziny polskie wyjechać na Wołyń, gdzie były bardzo urodzajne ziemie. Miejscowość na Wołyniu nazywała się Wiktorów w powiecie Włodzimierz. Tam również pomagał rodzicom w gospodarstwie. W 1941 roku – dwa miesiące przed napaścią Niemców na Związek Radziecki dziadek zostaje wcielony do wojska i jako żołnierz Armii Czerwonej bierze udział w walce na froncie z Niemcami w okolicach Krzywego Rogu i Kirowogradu. Po sforsowaniu rzeki Dniestr pod ostrzałem artyleryjskim i samolotów, dostaje się do niewoli niemieckiej. Z Kirowogradu zostaje przewieziony do Stalagu nr 319 w Chełmie Lubelskim – jednego z największych wówczas niemieckich obozów jenieckich na ziemiach polskich. Wyładunek z wagonów odbywał się na rampie, gdzie hitlerowcy utworzyli podwójny szpaler i przy użyciu drewnianych pałek przeganiali jeńców za druty. W obozie przebywali osobno Polacy, Rosjanie i Żydzi. Nie wszyscy mieścili się w barakach, część jeńców przebywała pod gołym niebem. Panował jesienny chłód, choroby i brak żywności. Jeńców karmiono zupą z pokrzywy i na obozowy plac rzucano główki kapusty.
Po pewnym czasie Polacy zaczęli żądać przedstawiciela Czerwonego Krzyża i księdza. Odpowiedzią na żądanie Polaków było wymordowanie części Żydów, którzy byli więzieni za drutami obok Polaków. Niemcy przy pomocy psów zagnali ich do baraku, potem oblali go benzyną i na oczach wszystkich go spalili. Wśród Polaków zapanowała groza i zwątpienie, jednak po pewnym czasie w obozie pojawił się przedstawiciel Czerwonego Krzyża, sprawdził warunki w jakich przetrzymywano jeńców i sprawił to, że okoliczna ludność mogła dostarczyć do obozu nieco żywności oraz cieplejszej odzieży. Pomimo tego panowała duża śmiertelność wśród jeńców, jeszcze gorzej było z jeńcami radzieckimi i żydowskimi – tam odbywały się częste egzekucje.
Podczas kolejnej wizyty dziadek wręczył gryps przedstawicielowi Czerwonego Krzyża, który zamarł ze strachu, gdyż po każdej wizycie w Stalagu był rewidowany przez Niemców, lecz dostarczył wiadomość do stryja Antoniego mieszkającego w Czortowicach. Gryps zawierał informację o tym, gdzie dziadek przebywa, gdyż jak dotąd nie miał możliwości powiadomić rodziny o swoich losach.
W obozie Niemcy rozpoczęli przeprowadzać selekcję wśród jeńców. Lekarze niemieccy dzielili jeńców na dwie grupy. Jedni, mniej wycieńczeni, kierowani byli do wagonów i wywożeni na roboty do Rzeszy, drudzy kierowani byli z powrotem za druty i ich los był niepewny; rozstrzelanie lub obóz koncentracyjny. Ze względu na młody wiek, 24 lata, dziadek został skierowany na odżywienie do rodziny niemieckiej, gospodarzy folksdojczów w okolicach Krasnegostawu, a następnie miał być wywieziony na roboty do Rzeszy Niemieckiej .Gospodarz niemiecki nie lubił Polaków, wyznaczył spanie w komórce lecz, warunki bytu były nieporównywalne do obozowych; spanie na sienniku, miska ciepłej strawy, suchy chleb, zboże lub surowe ziemniaki i marchew w piwnicy. W ciągu dnia miał obowiązek młócić zboże cepem w stodole, narąbać drewna i nanosić wody dla gospodyni. Pewnego dnia zauważyła go Polka mieszkająca niedaleko rodziny folksdojczów, zabrała go do swojego domu, nakarmiła i kazała mężowi nagrzać wody i po kąpieli, ogoleniu brody sięgającej do pasa wszyscy się zdziwili, że jest to młody człowiek a nie wychudzony staruszek. Zawszone ubranie spalono w piecu a gospodarz dał mu swoje odzienie. Po powrocie wieczorem do rodziny folksdojczów gospodyni była tym zaskoczona i to ona sprawiła, że jeniec był już inaczej traktowany; dostał spanie w kuchni i jedzenie takie jak wszyscy. Na wiosnę pojawił się stryj Antoni z aktem zgonu sporządzonym przez Niemców (do dziś nie wiadomo jak to uczynił) i zabrał dziadka do swojej miejscowości Czortowice. Po kilku miesiącach sołtys ostrzegł stryja Antoniego, że nie może ukrywać w tej miejscowości niemeldowanej osoby, gdyż może narazić się Niemcom z całą rodziną. Dziadek wrócił do rodzinnej miejscowości Liski Horodelskie i tam wstąpił do Armii Krajowej.
Liski Horodelskie były wioską, gdzie mieszkali sami Polacy, nie było narodowości Ukraińskiej i Żydowskiej, mieszkała tam również rodzina Jego matki, która podczas konspiracji dawała mu schronienie.
Pod dowództwem porucznika „Wygi” Karola Bojarskiego tj. w batalionie „Wiktora” Stefana Kwaśniewskiego bierze udział na terenie powiatu hrubieszowskiego i Rzeczpospolitej Grabowieckiej w walkach z Niemcami, SS-Galizien i Ukraińską Armią Powstańczą. Jego oddział brał również udział we wspólnych ciężkich walkach prowadzonych przez Bataliony Chłopskie „Rysia” Stanisława Basaja na południu i zachodnich gminach powiatu hrubieszowskiego. W 1943 roku zabiera rodziców i młodsze rodzeństwoz Wołynia (Wiktorów) do powiatu hrubieszowskiego, gdyż zaczynały się już mordy Polaków przez UPA.
W 1944 roku w Jankach Moniatyńskich wpada w ręce NKWD kurier z Londynu (prawdopodobnie zastrzelony) i lista Akowców z pseudonimami. 28 grudnia 1944 roku dziadek zostaje aresztowany i przewieziony do siedziby NKWD mieszczącej się w Dworku DuChateau w Hrubieszowie. Tu następują przesłuchania przez dwa tygodnie. Obok dworku, w nieistniejącym już budynku na posadzkę wylewana jest zimna woda, aresztowany przebywa boso i w bieliźnie. Następnie przeniesienie na UB przy ul. Podzamcze, przesłuchiwania i więzienie w piwnicy. Po dwóch tygodniach samochodem ciężarowym, w bieliźnie (zima) sześciu więźniów pod obstawą NKWD wywieziono na Zamek Lubelski. Ponieważ prawdopodobnie nie było w tym czasie wolnych miejsc na Zamku, samochód skierowano do obozu przejściowego w Sokołowie Podlaskim. Tam zziębniętych „na kość” wyładowano z ciężarówki. Miejscowa ludność z litości dała ubranie.
W Hrubieszowie nie można było zabrać swojego ubrania. Po pewnym czasie załadowano ich do wagonów bydlęcych i rozpoczęła się droga w nieznane.
Na początku obawiano się, że może spotkać ich los jak tych w Katyniu, gdyż o tym ludobójstwie już wtedy było wiadomo. Pomimo mrozów, w wagonach panował zaduch, brud i zawszenie, z pragnienia pękały usta, za ubikację służyła rynna w podłodze wagonu, ludzie stłoczeni stali (50 osób), nie można było się położyć, tylko wagony-izolatki dla ciężko chorych posiadały „prycze”. Rozlegał się lament, płacz lecz seria z karabinu maszynowego uspokoiła kilka osób i dalej trzeba było jechać z trupami. Na jednej ze stacji otworzono drzwi, wyrzucono trupy do rowu, wrzucono kilka bochenków chleba, wstawiono dwa wiadra wody z których ludzie więcej jej wyleli niż wypili. I tak się powtarzało na każdej stacji. Do stacji końcowej na Uralu dojechało w wagonach po 2/3 ludzi, już nie było ścisku, był spokój i modlitwa. Transport na Ural trwał kilka tygodni. Największa umieralność obywateli polskich była w pierwszych tygodniach po przybyciu, spowodowana tragicznymi warunkami jazdy, załamaniem psychicznym, utratą zdrowia (krwawa biegunka, zapalenie płuc, róża, odmrożenia i inne choroby). „Pierwszy obóz to PFŁ nr 0302 tzw. filtracyjny w obwodzie mołotowskim „ 1 – praca pod konwojem przy wyrębie lasu, śnieg po pas, mróz do 500 C, nawet ptaków nie było, pojawiały się tylko w okresie letnim, który trwał bardzo krótko. Niskie temperatury powodowały odmrożenia różnych części ciała, obuwie i ubranie zamarzało na „kość”.
„Drugi obóz Jegorsziński nr 523 w obwodzie swierdłowskim „ 2 – od grudnia 1945r praca w kopalni. Dużo zawałów, wypadki lecz praca w cieple. W obu przypadkach (obozach) jeśli nie wykonało się określonej normy, dostawało się mniej chleba a wtedy traciło się siły, przychodziła choroba i śmierć. Ciężka praca ponad siły ludzi wyczerpanych złymi warunkami życia obozowego i braki podstawowych dla organizmu witamin powodowały również owrzodzenia, puchnięcie nóg, wypadanie zębów i gnicie dziąseł. Spustoszeń na wycieńczonych ciałach dokonywały również wszy i pluskwy.
Ciała wynoszone były poza obóz na cmentarzysko, lecz w wiecznej zmarzlinie nie można było głęboka pochować, po kilku dniach lisy roznosiły ludzkie kości. W baraku mieszkało około 600 ludzi Do spania służyły prycze piętrowe zbite z desek tzw. nary. Barak ogrzewany był dwoma piecykami (kozami), więźniowie spali w ubraniach ze względu na duży mróz i okradanie się z odzieży. Teren łagru ogrodzony drutami, obstawiony wieżyczkami, oświetlony i dokładnie pilnowany przez psy i NKWD. Były próby ucieczki lecz zazwyczaj kończyły się rozstrzelaniem lub ciężkim więzieniem. Jedzenie: głównie zupa rybna, ziemniaczana, z pszenicy, mąka z wodą i chleb 60 dkg lub 30 dkg w zależności czy wykonało się obowiązującą normę pracy.
W obozach uralskich większość stanowili Polacy oskarżeni o polską działalność niepodległościową, znajdowali się również Niemcy, Ukraińcy podejrzewani głównie o powiązania z OUN lub UPA, Rosjanie, Białorusini, Czeczeni, Żydzi, Słowacy, Czesi, żołnierze Armii Czerwonej zwolnieniz niewoli niemieckiej, jeńcy wojenni, będący żołnierzami niemieckimi a również i kryminaliści. 13 października 1947 roku, dziadek w grupie 999 Polaków, został odesłany ze stacji Ałapajewsk do obozu nr 284 w Brześciu, skąd 1 listopada 1947 roku przekazano ich władzom polskim w Białej Podlaskiej.Internowanie było jednym z rodzajów sowieckich represji, polegającym na pozbawieniu wolności bez wyroku jakiegokolwiek organu skazującego (sądu, trybunału wojskowego, itp.) Z całej uralskiej grupy internowanych obywateli polskich najpóźniej wracali do Polski ci, którzy w okresie internowania zostali skazani (np. za ucieczkę) i musieli odbywać wyroki pozbawienia wolności. Niektórych z nich przekazano władzom Polski w aż w 1955 roku. Niektórzy po zwolnieniu musieli zamieszkać na terenie ZSRR.
Wielu z tych, którzy powrócili utraciło zdrowie lub wymagało długiego leczenia. Dziadek wrócił do Polski mając 29 lat w ogólnym stanie wycieńczenia, ważył ok. 50 kg, Jego stan wymagał długiego odżywiania.
W wieku 32 lat założył rodzinę, pracował, lecz po pewnym czasie choroby dały o sobie znać. Zmarł w wieku 70 lat w 1988 roku. W ciągu dwóch lat przed śmiercią, ciągle wspominał o swoich przeżyciach, zwłaszcza wojennych i zsyłkę na Syberię.
Zrehabilitowany został po śmierci w 1995 roku, za niesłuszne aresztowanie, przez IV Wydział Karny Sądu Okręgowego w Zamościu.
Wspomnienia opisałam w skrócie na podstawie:
Przypisy:
– Opowieści dziadka spisane przez ojca w 1986-1988r.
– Internowani na Uralu tom XVI IPN – wykaz 3940 nazwisk internowanych Polaków i nazwiska dziadka – strona 264
Autorzy:
– prof. dr hab. Andrzej Paczkowski,
– prof. dr hab. Stanisław Ciesielski
– dr hab. Albin Głowacki
– dr hab. Krzysztof Jasiewicz
– prof. dr hab. Wojciech Majerski
– Odpis Ankiety Centralnego Archiwum MSW nr 063732 z dnia 2.XI.1947
***
Opracował – mak
Na zdjęciu – W środku Paulina Najczuk, która zajęła 1 miejsce w konkursie.