Z okazji okrągłej rocznicy wybuchu I Wojny Światowej, która po raz pierwszy w historii ludzkości pochłonęła miliony ofiar. Nigdy do tej pory z taką łatwością nie szafowano ludzkim życiem i zdrowiem np. Verdun, Marna czy ofensywa w Karpatach. Stanisław E. Bodes opowie i pokaże swoje obrazy, a także przybliży rodzinne dzieje na małym skrawku w okresie wielkiego ludzkiego nieszczęścia.
Stanisław Eugeniusz Bodes
Z cyklu „Chwała Bohaterom”
Dzieje Oręża Polskiego – wydanie specjalne nr 5:
„W 100 – rocznicę wybuchu I Wielkiej Wojny Światowej” – 1914 – 1918
„W drodze do niepodległości”
– minęło 100 lat
Rozpocznij swoją opowieść, bo wiem, że dowiemy się wielu ciekawych rzeczy?
– W czasach prawie nam współczesnych, bo w tym czasie rodzili się nasi rodzice, mamy początek XX wieku i wielkiego rozwoju technicznego, który jak się wydawało spowoduje szczęśliwe życie i dobrobyt milionów ludzi. Jaki to były złudne nadzieje, kiedy po zamachu na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie, który powinien przejść bez większego echa. W Europie rozpoczęto mobilizację i działania zbrojne. Okazało się to okazją dla nas, bowiem w krótkim czasie doszło do rozłamu trzech zaborców, którzy ponad 100 lat wcześniej rozdarli nasz kraj, a teraz wzięli się łby.
Nastała dla Polaków dziejowa sprawiedliwość, że ci wrogowie walcząc między sobą zostawią narodowi polskiemu nadzieję odzyskania, chociaż częściowej wolności. W lecie 1914 roku wielomilionowe armie na wschodzie i zachodzie w imię swoich własnych interesów stanęły naprzeciw siebie, rozpoczynając historię krwawych zapasów, jakich jeszcze świat nie widział.
Wielka szkoda, że do swoich szeregów wcielili setki tysiące młodych Polaków, którzy już w pierwszych miesiącach musieli walczyć w imię obcych spraw. Wśród licznych nieszczęść, które dotknęły polskie rodziny, nie brakowało zabitych, rannych i tysięcy kalek, którzy mogli w przyszłości przydać się bardzo Polsce.
Wśród nich był ojciec mojej Matki, czyli mój dziadek Wiktor Komendacki, który służąc jako podoficer saperów w gwardii cesarzowej Rosji zginął w 4 tygodniu po rozpoczęciu wojny. Według relacji było to pod Augustowem 1914 roku w trakcie ofensywy rosyjskiej, a na 3,5 miesiąca przed urodzeniem mojej mamy. Pamiętam z opowiadania babci o karcie poczty polowej, w której o śmierci Wiktora zawiadamiał żonę przyjaciel z frontowego lazaretu. Wiem, że dziadek Wiktor został ciężko ranny w brzuch po ostrzale niemieckiej artylerii i taki obraz namalowałem.
Czy dotarłeś do zdjęć, dokumentów. Czy Twoja wiedza o tym wydarzeniu została zaspokojona?
– Bardzo chciałbym pokazać kilka zdjęć z tamtego okresu i trochę później. Największą wartość miał portret stojący mego dziadka Wiktora Komendanckiego w carskim mundurze gwardii z około 1910 roku, który zaginął u rodziny. Pamiętam to zdjęcie dobrze i rozpoznałbym je natychmiast nawet wśród wielu podobnych. Wracając do walki, wiem, że pułk, w którym służył mój dziadek wchodził w skład 2 Armii gen. Samsonowa, niestety nie wiem, jaka to była dywizja, pułk czy kompania. Został śmiertelnie ranny między jeziorami, tam gdzie toczyły się ciężkie walki. Wielkie zwycięstwo armii niemieckich dowodzonych przez Hindenburga, propaganda cesarskich Niemiec okrzyknęła, jako rewanż za Grunwald z 1410 roku. Ten nieprawdziwy w porównaniu sukces nad Słowianami został nazwany „Tannenbergschlacht” 1410 – 1914.
Przed laty namalowałem kilka obrazów z lat wojny, które w pewnym stopniu wiązały się także z losami mojej rodziny niż z wydarzeniami ogólnymi. Będzie jednak wśród nich jeden z szarżą podobną do tej pod Somosierrą, ale o tym będziemy wspominać w 2015 roku, także w setną rocznicę bohaterskiego ataku w szyku konnym pod Rokitną. Wracając do pytania, zawsze poszukuję wszelkich informacji, którymi zaspokajam swoją wiedzę o zdarzeniach, które staram się zatrzymać w obrazach.
Czy wśród obrazów z tego okresu są takie, które darzysz specjalnymi względami?
– Przed laty namalowałem kilka obrazów z lat I wojny światowej, które są ważne z innego punktu niż historia, a bardziej mi bliskimi ze względu na bohaterów, których chciałem uwidocznić w swojej twórczości. Może warto w tym miejscu wymienić niektóre z nich, bo później przesuniemy się w czasie:
– „Pierwsi w kongresówce” – 6 VIII 1914, ol. – pł. 44,5 x46,5 cm(1994) nr inw. 432 (była to najsłynniejsza siódemka legionistów, którzy jako pierwsi przekroczyli granicę zaboru rosyjskiego).
– „Śmierć Wiktora Komendanckiego pod Augustowem –1914”, ol.- pł. 72,5 x67,5 cm(1991) nr inw. 358
– „Komendant” – akw. papier 16,5 x14 cm(1988) nr inw. 304
– „List do Matki” – 1915, ol. – pł. 57 x40,5 cm(1988) nr inw. 287
– „Urodziłaś Matko syna” – 1916, ol. – pł. 77 x76,5 cm(1990) nr inw. 352 (jest to historia żołnierza z I Brygady Legionów). Jak jemu podobni, był kochany przez wszystkich domowników, a gdy wyrósł na mężczyznę, poszedł do wojska i jak tysiące innych poległ za Ojczyznę. Pozostawił zrozpaczonych bliskich, którzy nigdy nie odnaleźli jego miejsca śmierci.
To pewnie nie koniec Twoich wspomnień?
– O nie! Pamiętam z rodzinnych opowieści członka mojej rodziny, który został zesłany na Sybir. Po roku czy dwóch jego żona uzyskała łaskawe zezwolenie na wyjazd do męża. Wyruszyła z kilkuletnim dzieckiem i nigdy już nie wrócili w rodzinne strony. Był też inny kuzyn, który ciągle wieczorami gdzieś znikał. Na pytanie, gdzie tak często wychodzi, odpowiadał, że z kolegami idzie grać w karty, na zabawę, czy na imieniny do koleżanki. Aż przyszedł pamiętny dzień 1918 roku, gdy na odgłos końskich kopyt wybiegli wszyscy z domu. Na podwórku ten nie mający jeszcze 18 lat Edmund zatańczył na koniu nie pozwalając się zbliżyć ukochanym osobom, żeby nie zostać zatrzymany. Krzyknął tylko przejmującym głosem „Jadę na wojnę! Zostańcie z Bogiem!” I już galopem pojechał na zbiórkę i wymarsz oddziału. Dopiero potem wyszło na jaw, że z kolegami chodził na tajne szkolenia związku strzeleckiego. Będzie na zdjęciu, aż na Litwie, a potem już podczas drugiej wojny światowej zostanie rozstrzelany we Włodzimierzu 1942 roku, jako zakładnik razem z 35 Polakami za zabicie jakiegoś volksdeutscha.
Rzeczywiście, opowiadasz wzruszająco wplatając w historię, którą malujesz rodzinne dzieje. Budząc refleksje, które z takich właśnie elementów tworzą historie „Małych Ojczyzn”.
– Masz rację. Wielka tylko szkoda, że nie zdążyłem zapytać się żyjących o ważne sprawy z przeszłości, które dzisiaj wzbogaciłyby naszą rozmowę, ale takie jest życie, kiedy zabraknie najbliższych. Ciężko potem odtwarzać kolejne historie. Dopiero po niewczasie przypominamy sobie, że pozostało bardzo wiele pytań bez odpowiedzi.
Wspaniali to byli chłopcy, gdy stawali w obronie Ojczyzny, wielu z nich było bardzo młodymi żołnierzami. Historia powtórzy się już za 2 lata w 1920 roku, gdy potrzeba będzie ochotników do Armii Rezerwowej. Jeszcze raz będziemy świadkami wielkości młodych roczników, gdy runą na Polskę bolszewickie hordy.
Czy zamierzasz stworzyć kolejny obraz, który będzie odnosił się do wydarzeń, które miały miejsce w naszej okolicy?
– Zamierzam zrobić obraz o bitwie pod Dołhobyczowem – 18 XII 1919 roku, to będzie słynna historia szarży ułańskiego pułku, który potem zostanie przemianowany na 1 Pułk Szwoleżerów. W tym pułku w okresie międzywojennym będzie służył brat cioteczny mojej mamy Piotr Komendacki. To u niego w Warszawie przez kilka lat mieszkała moja mama zdając kilka atrakcyjnych kursów dla młodych panien.
Pozostały mi zdjęcia pięknej młodej kobiety i na dodatek dobrze ubranej. Widać było, że ma wrodzony gust i dobry smak. Zresztą, także mój ojciec Edward Bodes, był przystojnym mężczyzną, umiejącym się ubierać z elegancją. Razem tworzyli śliczną parę, co widać na nielicznych zdjęciach. Pobrali się w lipcu 1939 roku a miesiąc miodowy odbywali w ostatnim miesiącu pokoju. To dla nich zadedykowałem książkę o „Panoramie Grunwaldu”, która czeka na wydanie. Jest jeszcze inna historia, Dołhobyczów 1919 roku, w domu, w którym mieszkała moja babcia Leonia z 5-letnią Wiktorią, przyszłą moją mamą. Po drugiej stronie domu kwaterowało 28 – 32 żołnierzy polskiej piechoty, którzy pełnili służbę wartowniczą. To oni brali także udział w obronie miejscowego pałacu. Z Hrubieszowa wyruszyli na pomoc ułani dowodzeni przez rtm Gustawa Orlicz – Dreszera biorąc udział w bitwie z Ukraińcami, którzy w tym czasie walczyli z Polakami, a dopiero potem nastąpiła ugoda i wspólna wyprawa na Kijów przeciwko bolszewikom.
Słynne ataki ułanów przeszły do historii, a zwłaszcza szarża, która przechyliła szalę zwycięstwa na naszą stronę. Dzień 18 XII 1919 roku stał się świętem pułkowym właśnie w rocznicę tej bitwy. Było kiedyś, dobrze pamiętam za młodych lat zdjęcia tych młodych żołnierzy, którzy kwaterowali w tamtym domu, z którym wiąże się pewna legenda: Otóż pewnego dnia oczom zdumionych domowników, gdy wyszli na dwór okazał się taki widok. Pod ścianami domu stało opartych około dwustu blaszanych wianków z cmentarza przyniesionych przez żołnierzy, którzy pełnili tam wartę. Na swoje usprawiedliwienie odpowiedzi, że te metalowe wianki swoim szelestem zagłuszają wszystkie inne odgłosy, a miejsce było rzeczywiście niebezpieczne, bo wysunięte do przodu, skąd mógł nadejść wróg i pełnienie w tym miejscu warty było bardzo ryzykowne.
Jak zakończyła się bitwa, sądzę, że zwycięsko, inaczej nie świętowano by tego dnia?
– Bitwa pod Dołhobyczowem stoczona 18 XIII 1919 roku zakończyła się odparciem ukraińskich wojsk. Obroniono pałac i prawie wszystkie domy, a z mieszkańców ucierpiano niewielu, jedynie żołnierze złożyli ofiarę ze swego życia. Dzisiaj w historii 1 P. Szwoleżerów figuruje ta nazwa, gdzie doszło do bitwy. Po walce, gdy ucichły strzały jak mi opowiadała babcia wyszli wszyscy dorośli z domu na drogę, wtedy zobaczyli wielu poległych i rannych, a pod stopami zgrzytały łuski po wystrzelonych pociskach karabinowych.
W następnym roku jeszcze gorsze rzeczy czekały ludność i żołnierzy polskich?
– Przyszedł rok 1920, tym razem rozgorzały walki z najazdem bolszewików, tu na naszym terenie dochodzi do walk w czasie odwrotu z oddziałami kawalerii Budionnego. Dopiero klęska pod Komarowem spowodowała, że tereny powiatu hrubieszowskiego zostały uwolnione od władzy sowieckiej, która popełniała tylko grabieże polskiego majątku. Szlak ich ucieczki znaczyły pożary, gwałty i zbrodnie, podobne do najazdu dzikich Hunów.
Namalowałem także obrazy z wojny 1919 – 1920 roku, w kolejnych odcinkach „chwały” zostaną przedstawione bitwy pod Komarowem i Mielejczycami. W tym miejscu wymienię też obrazy, które pasują do tej wojny, która zaczęła się jw. 1919 roku.
– „Rtm Gustaw Orlicz – Dreszer” – ol. pł. 71,5 x48 cm(1994) nr inw. 436
– „Czata” – 1919, ol. pł. 55,5 x38 cm(1988) nr inw. 289
Chyba zamkniemy ten odcinek wojną obronną 1939 roku i latem 1944 roku, kiedy to doszło do największego powstania w stolicy państwa?
– Cała ludność stanęła do walki w imię wolności nie patrząc na ofiary, zresztą nikt się nie spodziewał takich zbrodni wobec cywilów i miasta. Sam wódz III Rzeszy zadecydował o zagładzie polskiej stolicy, w czym pomogli mu towarzysze zza Wisły, którzy celowo wstrzymali walki i nie dopuścili leśnych oddziałów z pomocą. Czy w takiej sytuacji powstanie mogło się skończyć inaczej?
Zabronili także lądowania alianckich samolotów, które nadlatywały nad Warszawę. Musiały, zatem wylatywać z lotnisk włoskich i zamiast ładunków z pomocą, trzeba było zabierać takie ilości paliwa, żeby starczyło na powrót.
W następnym roku będziemy rozmawiać o obrońcach wschodniej granicy, żołnierzach Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP), kiedy przedstawię obraz „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Powiem tylko, że długo poszukiwałem śladu mego wujka, kpt. 56 PP z Krotoszyna, który poległ gdzieś nad Bzurą. Tylko tyle przez wiele wiedzieliśmy jako rodzina. W końcu dowiedziałem się, że 36 letni kpt. Tomasz Lisiewicz poległ w bitwie nad Bzurą, a dokładniej 16 IX 1939 roku w czasie odpierania niemieckiego ataku pod Adamową Górą. Mało tego, leży na cmentarzu wojennym w Żychlinie,20 kmod Kutna. Został pośmiertnie odznaczony krzyżem „Virtuti Militari” V klasy, więc bohater. Miał jeszcze dwóch braci. Drugi ppor. AK Czesław Lisiewicz został przez UB zamordowany w Hrubieszowie w 1946 roku mając zaledwie 35 lat. Trzeci z braci Józef ps. „Klucz” partyzant AK przeżył wojnę, pochował potajemnie drugiego brata na cmentarzu komunalnym w Hrubieszowie. Chciał mieć dwóch swoich braci razem, więc zdjęcie starszego Tomka umieścił symbolicznie. Ostatni z braci, gdy umierał, nic nie wiedział gdzie zginął jego starszy brat, ani też, że został kawalerem orderu Krzyża Wojennego. Chciałbym jeszcze skończyć niewielki obraz „Śmierć kpt. T. Lisiewicza pod Adamową Górą” – 16 IX 1939 roku, bo żyje córka ostatniego z braci, a to jej stryj.
Pewne koło się zamyka, ale zostawiamy otwarte drzwi dla nowych faktów wcześniej nieznanych?
– Dobrze, że zostawiliśmy miejsce dla historii, która może w każdej chwili odsłonić swoje tajemnice. Przed laty miałem największą wystawę w warszawskim pałacu Lubomirskich, która była przełomowa w mojej pracy. Poznałem wtedy nowych ludzi, którzy mi pomogli w wielu sprawach. Spotkałem także dwóch byłych powstańców warszawskich Wacława i Jana Magdziaków. Dzięki Janowi wróciłem z wystawą ponownie do stolicy podczas I Zjazdu Żołnierzy Kombatantów armii polskich na zachodzie i wschodzie, a także po raz pierwszy mogłem zobaczyć odświętnie ubranych wszystkich powstańców, partyzantów AK, BCH, NSZ, cichociemnych i żołnierzy konspiracji polskiej przeciwko dwóm wrogów.
Takich przeżyć się nie zapomina do końca życia. Pamiętam, jak podczas defilady na Placu marsz. Piłsudskiego, robiłem na gorąco zdjęcia ulegając wzruszeniom, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyłem. W pewnym momencie nie wytrzymałem i zacząłem głośno skandować razem z innymi, takie oto zdania:
„Jesteśmy z Wami!” czy „Dziękujemy!”. Później spotkałem się na wystawie z gronem kombatantów. Zaczarowany świat odżył we mnie na nowo. Zrozumiałem wtedy, że to, czym się zajmuję ma niezwykłe przesłanie a także historię, która powinna inaczej wyglądać. Namalowałem potem obraz „Powstańcza Barykada –1944”, który zaraz został zakupiony przez byłego powstańca Wacława Magdziaka. Następnie, ktoś z tej rodziny uczynił piękny gest i ofiarował ten obraz Muzeum Powstania Warszawskiego. Taką informację znalazłem w Internecie.
Zadawałem sobie pytanie, co mógł porabiać mój kuzyn Piotr Komendacki, były szwoleżer 1 Pułku podczas okupacji i powstania, bo wiem, że przeżył. Czy działał w konspiracji, jaki miał pseudonim i gdzie walczył. Koło może się zamknąć dopiero wtedy, kiedy dowiemy się prawdy. Otóż 2 VIII 2014 roku obejrzałem we Wrocławiu „Powstanie Warszawskie”, najbardziej oczekiwany dokument filmowy nakręcony podczas powstania, który w nowej wersji przeszedł już do legendy, zanim wszedł na ekrany. Nie dosyć, że zrobiono wersję w kolorze, to jeszcze zatrudniono specjalistów, którzy z ruchu warg przywrócili te postacie do życia. Nie jestem pewien czy wśród tych ludzi mógł być i mój wujek. To było niesamowite, co mówią powstańcy, mieszkańcy polskiej stolicy w czasie trwania powstania. Film pokazał nie tylko prawdziwą Warszawę przed zagładą, ale i cudownych, wspaniałych młodych ludzi będącymi do dziś symbolami narodowego patriotyzmu. Wypada jak najbardziej w tym miejscu zacytować cytat z pewnego wiersza:
„Jeśli mam kiedyś umrzeć, to chcę umrzeć za Ojczyznę.”
Jak zakończymy ten tak bardzo specyficzny odcinek, czy dalsza historia może być już zakończona?
– Zawsze można powrócić w te miejsca, które spłynęły krwią bohaterów, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zawsze o tym pamiętać. To po zakończeniu wojny światowej zaczęło się polowanie na tych walecznych ludzi, którzy przeżyli. Prześladowano całe lata, nie tylko ich samych, ale i ich bliskich. Odebrano tysiącom rodzin spokojne istnienie. Przez długie lata popełniano przestępstwa i zbrodnie na najpiękniejszej i najbardziej wartościowych Polakach.
To dopiero było państwo, które płaciło duże pieniądze byłym kolaborantom, przestępcom i bandytom politycznym, a także zdrajcom lub czerwonym pomagierom za śmierć i rany tysięcy polskich obywateli. Także za rabunek i zniszczenie dobra narodowego lub mienia osób prywatnych. Wiele osób z tamtego okresu było świadkami tych perfidnych metod, chociaż zbrodniarze starali się swoje brudne uczynki trzymać w tajemnicy.
Dobrze, że dzisiaj coraz więcej materiałów o tych czasach wychodzi na światło dzienne. Dopiero teraz możemy o tym poczytać. Ten odcinek zamiast stać się tylko wspomnieniem w setną rocznicę I wojny światowej, stał się też podróżą po historii kilku rodzin będących w zasięgu ręki, o których wspomniałem. Tym razem nostalgia była inna ze względu na to, że odsłoniła fragmenty prywatnych wspomnień, które bez nas ulegają zapomnieniu.
Pamiętam, że z okazji „Dnia Niepodległości – 11 Listopada” w Muzeum Regionalnym w Chełmie otwarto moją wystawę „Tysiąclecie Oręża Polskiego”, którą uświetnił koncert Poli Lipińskiej (mezzosopran) z Teatru Wielkiego z Warszawy. Była to moja jedna z pierwszych i ważniejszych wystaw. Później wystawiałem w Mieleckim Centrum Kultury podobną niepodległościową wystawę. Ostatnia ekspozycja, jak sobie przypominam z okazji tego święta odbyła się w fundacji Alicji Jachiewicz i Stefana Szmidta „Kresy2000”w Nadrzeczu 2008 roku. Wszystkie te trzy wystawy pokazywały walki polskich powstań narodowych z lat 1768 – 1920. Szkoda, że w 2014 roku nie postarano się zrobić podobnej w naszym mieście.
W prezentowanej galerii oprócz w/w wymienionych zobaczymy:
– „Leśne zwycięstwo chłopców z AK” – 1943, ol. pł. 35×52,5 cm (1997) nr inw. 507
– „MonteCassino– 1944, ol. pł. 66,5 x86 cm(1994) nr inw. 439
– „Warszawska barykada” – 1944, ol. pł. 73,5 x89,5 cm(1994) nr inw. 445
W tym roku minęła 100. rocznica urodzin mojej Mamy, która przyszła na świat 8 XI 1914 roku, także moja córka Karina, Wiktoria urodziła się 8 11 1979 roku. Tak to bez presji historii, życie samo reguluje pewne zdarzenia bez ingerencji ludzi.
Zdecydowałem, że ten specjalny odcinek będzie ilustrować, który jest ostatnim w chronologii opisywanych wspomnień, ale jest rangą najważniejszy w historii naszej stolicy i w pełni zasługuje na zaszczytny tytuł „Chwała Pokonanym”, czyli „Gloria Victis”. Dość dużo czekałem na dość ważny dokument, bo pierwotnie planowałem przedstawić ten odcinek pod koniec września, gdy trwało jeszcze Powstanie Warszawskie, którego 70. rocznica właśnie minęła. Przedstawiam także Państwu wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej, który jest przy mnie od 1951 roku, a jak głosi legenda moja babcia otrzymała ten św. Obrazek od swojej mamy na początku XX wieku, a może jeszcze wcześniej.
Od najmłodszych lat oswajałem swego syna z historią i wojskiem, walkami o wolność, z końmi, bo może kiedyś odezwie się w nim duch przodków, którzy konie traktowali, jako bardzo ważną część otaczającego ich świata. Miło jest mi wracać do początków, kiedy istnieją ku temu własne przesłania, którymi wypełniona była przeszłość prawie każdej polskiej rodziny.
Zdjęcia:
Zofia Bodes, Stanisław Bodes
Wywiad:
Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie:
Marek A. Kitliński i Stanisław E. Bodes
Zobacz też:
oraz
Wydanie specjalne