22 listopada 2024

Powstanie Warszawskie: Rozmowa z „Zet” – Hrubieszów chciał pomóc, ale…

Trwa Heroiczne Powstanie Warszawskie – a jak zareagował Hrubieszów i powiat – opowiada członkini hrubieszowskiego oddziału Armii Krajowej Teresa Kitlińska z d. Gontarz – o pseudonimie „Zet”, lat 95.

Reklamy

 

Powstanie Warszawskie: Rozmowa z „Zet” – Hrubieszów chciał pomóc, ale…

 

mak – Początek sierpnia 1944 r. w Warszawie trwa Powstanie, co na to Hrubieszów i okolice?

Reklamy

– Od kilku dni Hrubieszów jest wolny od okupacji niemieckiej, ale wkroczyła Armia Czerwona, która mając w swoich szeregach wspierające ich osoby polskiego pochodzenia zaczyna tropić tych, którzy ich nie wspierają. Cały czas jest zagrożenie ze strony UPA.

W czasie II wojny światowej w samym Hrubieszowie i powiecie aktywnie działała Armia Krajowa. W ukryciu słuchano” Radia Błyskawica”, były wiadomości i od przyjeżdżających z zachodnich terenów, jak i wysyłano zwiadowców. Wszyscy wiedzieliśmy, że od 1 sierpnia Warszawa walczy i jest ciężko, a sojusznicy stojący przed Wisłą, najszybciej celowo nie śpieszą się z pomocą, niech się wykrwawią. W tym przypadku nie można było być obojętnym. W okolicznych hrubieszowskich lasach zaroiło się od chętnych, aby udać się na pomoc walczącej stolicy. Tam też były zrzuty z bronią z samolotów alianckich i szkolenia.

Reklamy

W związku z tym, że w domu, gdzie mieszkałam po zamążpójściu, na obrzeżach Hrubieszowa (Kolonia Urzędnicza) zamieszkiwali członkowie AK i był to jednocześnie stały punkt kontaktowy, odbywały się również spotkania organizacyjne dowódców w celu podjęcia różnych akcji, a nawet były składane przysięgi przez nowych członków, gromadziliśmy broń (została przypadkiem, m.in. wykopana dopiero w latach 80-tych w naszym przydomowym ogrodzie), przechowywano ukrywających się.

Dzień przed wymarszem zgromadzonego oddziału na pomoc powstańcom warszawskim w naszym domu miał odbyć się pożegnalny obiad, w którym miał uczestniczyć komendant „Osterwa” ze sztabem, ale do niego nie doszło, ponieważ przyjechała na białym koniu (pamiętam to dokładnie) łączniczka o pseudonimie „Orlik” i przekazała, że są brutalne zatrzymania i może być u nas rewizja, więc lepiej wszystko zlikwidować i pochować. No i tak się stało.

Byliśmy bardzo zaniepokojeni, ponieważ mój mąż Tadeusz, (który był wcześniej więźniem Majdanka), jego starszy brat Eugeniusz i mój brat Zdzisław również udali się do miejsca zbiórki (Putnowice, Chyżowice, itd.).

Niestety, w końcu usłyszeliśmy, że Armia Czerwona, po uprzednim okrążeniu i rozbrojeniu, prowadzi naszych, przez Sławęcin, pobiegłam tam i faktycznie kilkaset osób było już prowadzonych w asyście uzbrojonej „przyjacielskiej” obstawy. Wśród tego tłumu nikogo z mojej rodziny nie zauważyłam, a przekazywane pogłoski były różne, że część zginęła na miejscu lub jest prowadzona w inne miejsca.

Na drugi dzień, pomimo, że byłam w piątym miesiącu ciąży z sąsiadką udałyśmy się piechotą na poszukiwania, byłyśmy w Jankach, Nowosiółkach, w których nam powiedziano, że część osób jeszcze ukrywa się w Putnowicach, Chyżowicach i gdzie się da, no i faktycznie odnalazłam męża i brata, a szwagier już wcześniej poszedł do swojego miejsca zamieszkania w majątku, zwanego „Kłopotem” w Strzelcach.

W związku z prowadzonymi przesłuchaniami aresztowanych, ci, którym udało się zbiec musieli się czuć cały czas zagrożeni, bo i tak byli zatrzymywani, w brutalny sposób przesłuchiwani, upokarzani, karani, więzieni, a nawet zsyłano na Syberię. Mój teść „w nagrodę”, że synowie walczyli w AK na 9 miesięcy został osadzony w strasznych warunkach na Zamku w Lublinie. Wielu musiało zmienić miejsca zamieszkania tymczasowo lub na stałe, najlepiej na tzw. „ziemie odzyskane” i tak zrobił mój szwagier, a mąż przez kilka lat musiał się ukrywać (m.in. w Rykach), pozostawiając mnie z małym dzieckiem. 

Czy ktoś z czerwonych ciemiężycieli został ukarany, nic o tym nie wiem? Za to cieszę się, że czasy się zmieniają i można w miarę bezpiecznie mówić o heroicznej walce o wolność naszej Ojczyzny, są odnajdywane szczątki bestialsko pomordowanych i z horami pochowanych a nawet wielu jest odznaczanych, wyróżnianych, stawiane są pomniki, tablice pamięci, otrzymują awanse, wydawane są książki, pisze się w gazetach, mówi się w radio, pokazuje w telewizji, itp.

Czy to powstanie i inne były potrzebne, ponieważ było tyle ofiar, jestem pewna, że tak, bo, to drzemie w następnych pokoleniach i następne wybucha z jeszcze większą siłą, aby nasza Ojczyzna była na mapach świata wolna i całkowicie niepodległa. Pomimo, że powojenni prześladowcy dążyli, aby zakłamać historię, a z naszych wielkich bohaterów robić nawet zdrajców i bandytów, to nie udało się, nie pomógł nawet stan wojenny, bo od 1989 r. zaczęło być i jest całkiem inaczej. Chociaż bardzo denerwują mnie te wojenki pomiędzy Polakami o władzę, ale widocznie tacy jesteśmy. Wszystko to śledzę i modlę się o spokój…

Czy uda się do wszystkich bohaterów dotrzeć, podziękować? Myślę, że nie, ponieważ czas biegnie szybko i lat przybywa! Tyle na dziś pamiętam z tych ważnych dla nas czasów.

 

A czy ktoś w Hrubieszowie rozmawiał z Panią o tych dramatycznych czasach, zaprosił na spotkanie z młodzieżą, w jakiś sposób dziękował, nagrodził?

– No, niestety nikt oprócz rodziny, bliskich znajomych. Nigdzie nie byłam, nikt mnie nigdy nigdzie nie zapraszał, tak jak i wielu tych, którzy wiem, że naprawdę w czasie wojny, ale i po, narażali się dla Ojczyzny.

Życzę wszystkim NIGDY WOJNY, nawet unikajcie tych domowych!

Uśmiechnijcie się!

Życie jest pracowite, ale i piękne!

 

mak – Mamo, bardzo dziękuję za tą niezwykłą, chociaż dramatyczną relację z czasów, które coraz bardziej się od nas oddalają. Życzę dużo zdrowia i pogody ducha, bo na pewno zasłużyła Mama na to!!!

Zachęcam do podobnych publikacji z tego okresu i innych, to jest nasza historia.

 


Wysłuchał i opracował syn –  mak




Zobacz też:

Hrubieszów uczcił 74. Rocznicę Powstania Warszawskiego