W lutym 2022 r. w wieku 81 lat, zmarł mój brat stryjeczny Bogusław Kitliński. Absolwent Szkoły Podstawowej nr 3 w Hrubieszowie i LO Staszic w Hrubieszowie w 1959 r. Po maturze udał się do Wrocławie, gdzie ukończył studia medyczne. Od wielu lat mieszkający w Kamieńcu Ząbkowickim. Przez wiele lat wzięty lekarz w tamtych okolicach. Był i aktywny społecznie, będąc między innymi przewodniczącym Rady Gminy.
Urodzony w Hrubieszowie i mieszkał do matury przy ulicy Słowackiego, jak ja, tylko po innej stronie budynku wybudowanego przed wojną przez dziadka Walentego. Między innymi jego pasją był sport, a szczególnie piłka nożna. Zamawiał wiele meczów z różnymi przeciwnikami z różnych ulic – no cóż, byli starsi ode mnie i każdy chciał strzelać gole, więc na bramkę stawiali najmłodszego. W jego drużynie często m.in. występowali: Dzidek Sadowski (stryjek nauczyciela wf w Werbkowicach Bartka), Marek Lenard, Chorąży, Chmielewski, mój brat Andrzej, Leszek Lenard a innych, niestety nie pamiętam.
W celu lepszego przygotowania się do tych meczów, koło domu mieliśmy takie miejsce, gdzie ja stałem na bramce, a Bogusław mi strzelał z różnych pozycji. Przy okazji niejedna i szyba poleciała. Pchaliśmy również 5 kilogramowym odważnikiem, jak kulą. Często pływaliśmy i nurkowaliśmy w Huczwie, wykonywaliśmy skoki do wody, nawet z mostu kolejowego koło Brodzicy.
Jego tato Eugeniusz (mój ojciec chrzestny), zmuszony został po II wojnie do wyjechania na „Ziemie odzyskane” za bycie aktywnym członkiem miejscowej Armii Krajowej. Też lekarz, na dodatek dyrektor szpitala i sanatorium w Kamieńcu Ząbkowickim, przedwojenny reprezentant KS Strzelec Hrubieszów w piłce nożnej (lewy łącznik) i biegacz, widząc zainteresowania syna, kupował mu m.in. łuk ze strzałami, wiatrówkę, szpady i maskę ochronną, szachy, płetwy, piłki, wyścigówkę, wędki do łowienia ryb, a także gazety sportowe – np. Sportowiec, Sport dla Każdego, itp., wiele książek przygodowych – m.in. Winnetou, Robinson Crusoe, Tajemnicza Wyspa, Trzej Muszkieterowie, itd. Po jego wyjeździe na studia, oczywiście to ja najwięcej na tym skorzystałem i… wykończyłem.
Nasz dziadek Walenty przez kilka lat hodował rasowe króliki, a było ich nawet kilkaset – ktoś musiał sprzątać klatki, a jeszcze były i psy, najczęściej spadało to na najstarszego Bogdana, a on często wołał mnie i ja za parę złotych na lody też sprzątałem.
Osobiście Bogdan, bo tak na niego mówiliśmy, uwielbiał gołębie, które oczywiście ojciec mu kupował – a były to rasowe, górnolotne, pawiki, itp. Kiedy wyjechał na studia, zwrócił się do mnie, czy ich nie będę pilnował i dokarmiał, na co się zgodziłem. Niestety, po kilku miesiącach ktoś mi je ukradł. Do domu wróciły „poluchy” a reszta przepadła.
Podczas studiów i nieco po nich, wakacje zawsze spędzał w Hrubieszowie. Ale założył rodzinę, lat przybywało, kłopoty z sercem (m.in. bajpasy) i przyjazdy były coraz rzadsze, a nawet zanikły.
Przyszedł rok 2022 i brat Andrzej poinformował mnie – w lutym zmarł Bogdan. I tak to jest…
Dzięki Bogdanie za rozbudzenie we mnie pasji sportowej, udostępnianie sprzętu i przyborów i, itd.
Spoczywaj w spokoju.
Brat stryjeczny Marek Ambroży z Rodziną
Fot. archiwum rodzinne
Zobacz też: