W sobotę 2.05.2014 r. w Warszawie m.in. po stokach Cytadeli odbył się ogólnopolski II Bieg Flagi, w którym doskonale spisał się były zawodnik Unii Hrubieszów Artur Jabłoński, z ponad minutową przewagą z flagą w rękach pokonał wszystkich i stanął na najwyższym podium.
II Bieg Flagi – Warszawa
2 maja 2014 r.
dystans: 10 km
1. JABŁOŃSKI ARTUR WARSZAWA/ b. Unia Hrubieszów 31:12 min.
2. POLAK SEBASTIAN KB ACTIVESPORTS WARSZAWA 32:19
3. STOKOWIEC MARCIN KKL KIELCE 32:24
4. RUSINIAK RAFAŁ CIECHANOWIEC ENTRE.PL TEAM 32:38
5. KOZŁOWSKI GRZEGORZ AZS AWF WARSZAWA 33:50
6. MAJOS ARKADIUSZ LEGIONOWO 34:09
7. MOŻDŻONEK ANDRZEJ SIENNICA WSPEC.34:15
8. LIPIEC SEBASTIAN MIŃSK MAZOWIECKI 34:27
Ze strony Festiwal Biegów
… Po ponad 31 minutach, gdy ostatni z uczestników marszu nordic walking na 3 km(ruszyli po biegaczach) zmierzali w stronę linii mety, za zakrętu wyłonił się Artur Jabłoński. W dłoni trzymał biało-czerwoną flagę. Wyglądał jak kurier, który spieszy się przekazać społeczeństwu wiadomość, że dziś jest Dzień Flagi.
– Był to bardzo udany bieg. Od pierwszego kilometra ruszyłem tempem 3:10. Jeszcze na początku Rafał Rusiniak chciał dotrzymać mi kroku ale po pierwszej pętli ustąpił – powiedział na mecie zwycięzca. – Miałem wyjechać na majówkę, ale wyjazd się nie udał. Na ten bieg zostałem tak naprawdę wyrwany z domu, bo pakiet otrzymałem o godzinie 11 od mojej podopiecznej z grupy, która miała jeden do oddania. Ponieważ działam spontanicznie, to przyjechałem. Było warto – opowiadał Artur Jabłoński. Podkreślał wyjątkowy charakter biegu.
Pieśń o fladze
Konstanty ildefons Gałczyński
Jedna była – gdzie? Pod Tobrukiem.
Druga była – gdzie? Pod Narvikiem.
Trzecia była pod Monte Cassino.
A każda jak zorza szalona,
biało-czerwona, biało-czerwona,
czerwona jak puchar wina,
biała jak śnieżna lawina,
biało-czerwona.
Zebrały się nocą flagi.
Flaga fladze dadaje odwagi:
– No, no, nie bądź taka zmartwiona.
Nie pomogą i moce piekła:
jam ciebie, tyś mnie urzekła,
nie zmogą cię bombą ni złotem
i na zawsze zachowasz swą cnotę,
i nigdy nie będziesz biała,
i nigdy nie będziesz czerwona,
zostaniesz biało-czerwona,
jak wielka zorza szalona,
czerwona jak puchar wina,
biała jak śnieżna lawina,
najukochańsza, najmilsza,
biało- czerwona.
Tak mówiły do siebie flagi
i raz po raz strzelił karabin,
zrobił dziurę w czerwieni i bieli.
Lecz wołały flagi: – Nie płaczcie!~
Choćby jeden strzępek na maszcie,
niekt się zmienić barw nie ośmieli.
Zostaniemy biało-czerwone,
flagi święte, flagi szalone.
Spod Tobruku czy Murmańska,
niech nas pędzi dola cygańska,
zostaniemy biało-czerwone,
nie spoczniemy biało-czerwone,
czerwone jak puchar wina,
białe jak śnieżna lawina,
biało-czerwone.
O północy przy zielonych stolikach
modliły się diabły do cyfr.
Były szarfy i ordery i muzyka
i stukał tajny szyfr.
Diabły w sercu swoim głupim, bo niedobrym
rozwiązywały biało-czerwony problem.
Łkała flaga: – Czym powinna
zginąć, bo jestem inna?
Bo nie taka dyplomatyczna,
bo tragiczna, bo nostalgiczna,
ta od mgieł i od tkliwej rozpaczy,
i od serca, które nic nie znaczy,
flaga jak ballada Szopenowska,
co ją tkała sama Matka Boska.
Ale przyszła dziewczyna
i uniosła flagę wysoko,
hej, wysoko, ku samym obłokom!
Jeszcze wyżej, gdzie się wszystko zapomina,
Jeszcze wyżej, gdzie jest tylko sława
i Warszawa, moja Warszawa,
Warszawa jak piosnka natchniona,
Warszawa biało-czerwona,
biała jak śnieżna lawina,
czerwona jak puchar wina,
biało-czerwona, biało-czerwona, hej, biało-czerwona.
Opracował – mak
Zdjęcie ze strony Festiwal Biegów.