Na skraju niewielkiej wioski na Zamojszczyźnie, od urodzenia mieszkał ze swoją rodziną Zbyszek.
Zbychu już od małego dziecka bardzo kochał piłkę nożną, babcia uszyła mu z cielęcej skóry piłkę tzw. szmaciankę i chłopak kopał od rana do wieczora, gdzie się tylko dało.
Do szkoły podstawowej dojeżdżał rowerem do sąsiedniej wioski, ale zawsze w tekturowym plecaku, pod zeszytami ukryta była, jego „szmacianka”. Kopał na przerwach, na lekcjach wf, w drodze powrotnej ze szkoły robił bramki z patyków, strzelał bramki i był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
Jego pasja do piłki nożnej nie bardzo podobała się rodzicom, bo zaniedbywał się w nauce i za karę niejednokrotnie miał zakaz gry w piłkę. Mały Zbysiu miał problem z nauczeniem się tabliczki mnożenia – któregoś dnia, ojciec wziął go na stronę i powiedział, nauczysz się tabliczki, to kupię ci prawdziwą piłkę do gry w piłkę nożną.
Czytaj: Kajetan Zirebiec 4 w województwie! Hrubieszowska nadzieja pływacka [ZDJĘCIA]
Dwa dni potrzebował Zbyszek, żeby wykuć tabliczkę mnożenia na piątkę, uczył się w dzień, uczył się w nocy, świecił sobie latarką pod pierzyną, kiedy rodzice spali.
To był wielki dzień dla młodego Zbysia, kiedy ojciec wrócił z miasta i przywiózł nową piłkę, warunek był taki, żeby nie zaniedbywał nauki i nie robił mamie wstydu na wywiadówkach.
W czasach młodości Zbyszka były tylko dwa programy w Telewizji Polskiej, na światowych boiskach i stadionach królował wówczas Pele, czasami udało się Zbysiowi w wiadomościach sportowych obserwować grę Pelego. Kochał patrzeć na jego błyskotliwe dryblingi i te skuteczne, dokładne strzały do bramki, fascynacja legendą piłki nożnej trwała, często miewał sny, że strzela bramki tak, jak Pele. Czasami opowiadał kolegom o swoim piłkarskim idolu i dostał ksywę „Pele”.
Zobacz: Turniej Nadziei Olimpijskich [ZDJĘCIA]
Czas szybko mijał i Zbyszek stał się 16-letnim młodzieńcem, który z kolegami zawalczył z gminną władzą o boisko do gry w piłkę nożną. Przyjechały koparki i równiarki, i na gminnym placu, blisko domu Zbyszka, powstało boisko. Z funduszu wiejskiego kupili dwie bramki, skrzyknęli się chłopy z wioski i pozbijali drewniane ławki dla kibiców.
W tamtych czasach nie było telefonów, ale każdy młodzieniec z wioski wiedział, że wieczorem ma być na treningu, na nowym boisku. Nie było trenera, ale wiodącym piłkarzem i znawcą piłki nożnej był Zbyszek, i to on ustawiał piłkarzy do gry na odpowiednich pozycjach.
I przyszedł taki czas!…
I przyszedł taki czas, że została zgłoszona nowa drużyna z maleńkiej wioski, do gry w B klasie.
Mecze u siebie, były rozgrywane zawsze w niedzielę, mieszkańcy z całej wioski przychodzili na zawody, to było prawdziwe sportowe święto. Ojciec Zbyszka był dumny z syna, bo strzelał piękne bramki, sąsiedzi klepali ojca po plecach i mówili – będą z twojego Zbycha ludzie, daleko zajdzie.
Piękny to był czas, wspomina z rozrzewnieniem Zbyszek, miał propozycje od innych miejskich klubów, ale nie miał czym dojeżdżać na treningi i jakoś tak zostało.
Dwa sezony udało się zagrać piłkarzom z malutkiej wioski na Roztoczu, niektórzy powyjeżdżali w świat, inni pozakładali rodziny i nie mieli czasu na granie i treningi. Zbyszek został w gospodarstwie rodziców, czasami wyjeżdżał za granicę, żeby zarobić na motor, zakup samochodu, remont domu itp.
Nigdy nie założył rodziny, może dlatego, że zawsze był nieśmiałym i wycofanym wiejskim chłopakiem. Pozostał do dzisiaj z tą swoją pasją i miłością, do piłki nożnej, o której wie wszystko. W rodzinnym domu mieszka sam, rodzice już odeszli, często siada na ławeczce, przy boisku piłkarskim, gdzie z wysokiej trawy wystają zardzewiałe bramki i żałuje, że nikt nie pokierował jego życiem inaczej. Wini też siebie za to, że zmarnował swój talent, odrzucając wszystkie propozycje.
Jego zdaniem, najlepszym piłkarzem wszech czasów był brazylijski napastnik Pele i tak już zostanie do końca.
Danuta Muzyczka
Zobacz też:
Mikołajkowy turniej tenisa stołowego [ZDJĘCIA]