22 listopada 2024

Mówili na niego Pele…

Na skraju niewielkiej wioski na Zamojszczyźnie, od urodzenia mieszkał ze swoją rodziną Zbyszek.

Reklamy

Zbychu już od małego dziecka bardzo kochał piłkę nożną, babcia uszyła mu z cielęcej skóry piłkę tzw. szmaciankę i chłopak kopał od rana do wieczora, gdzie się tylko dało.

Do szkoły podstawowej dojeżdżał rowerem do sąsiedniej wioski, ale zawsze w tekturowym plecaku, pod zeszytami ukryta była, jego „szmacianka”. Kopał na przerwach, na lekcjach wf, w drodze powrotnej ze szkoły robił bramki z patyków, strzelał bramki i był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.

Reklamy

Jego pasja do piłki nożnej nie bardzo podobała się rodzicom, bo zaniedbywał się w nauce i za karę niejednokrotnie miał zakaz gry w piłkę. Mały Zbysiu miał problem z nauczeniem się tabliczki mnożenia – któregoś dnia, ojciec wziął go na stronę i powiedział, nauczysz się tabliczki, to kupię ci prawdziwą piłkę do gry w piłkę nożną.

Czytaj: Kajetan Zirebiec 4 w województwie! Hrubieszowska nadzieja pływacka [ZDJĘCIA]

Reklamy

Dwa dni potrzebował Zbyszek, żeby wykuć tabliczkę mnożenia na piątkę, uczył się w dzień, uczył się w nocy, świecił sobie latarką pod pierzyną, kiedy rodzice spali.

To był wielki dzień dla młodego Zbysia, kiedy ojciec wrócił z miasta i przywiózł nową piłkę, warunek był taki, żeby nie zaniedbywał nauki i nie robił mamie wstydu na wywiadówkach.

W czasach młodości Zbyszka były tylko dwa programy w Telewizji Polskiej, na światowych boiskach i stadionach królował wówczas Pele, czasami udało się Zbysiowi w wiadomościach sportowych obserwować grę Pelego. Kochał patrzeć na jego błyskotliwe dryblingi i te skuteczne, dokładne strzały do bramki, fascynacja legendą piłki nożnej trwała, często miewał sny, że strzela bramki tak, jak Pele. Czasami opowiadał kolegom o swoim piłkarskim idolu i dostał ksywę „Pele”.

Zobacz: Turniej Nadziei Olimpijskich [ZDJĘCIA]

Czas szybko mijał i Zbyszek stał się 16-letnim młodzieńcem, który z kolegami zawalczył z gminną władzą o boisko do gry w piłkę nożną. Przyjechały koparki i równiarki, i na gminnym placu, blisko domu Zbyszka, powstało boisko. Z funduszu wiejskiego kupili dwie bramki, skrzyknęli się chłopy z wioski i pozbijali drewniane ławki dla kibiców.

W tamtych czasach nie było telefonów, ale każdy młodzieniec z wioski wiedział, że wieczorem ma być na treningu, na nowym boisku. Nie było trenera, ale wiodącym piłkarzem i znawcą piłki nożnej był Zbyszek, i to on ustawiał piłkarzy do gry na odpowiednich pozycjach.

I przyszedł taki czas!…

I przyszedł taki czas, że została zgłoszona nowa drużyna z maleńkiej wioski, do gry w B klasie.

Mecze u siebie, były rozgrywane zawsze w niedzielę, mieszkańcy z całej wioski przychodzili na zawody, to było prawdziwe sportowe święto. Ojciec Zbyszka był dumny z syna, bo strzelał piękne bramki, sąsiedzi klepali ojca po plecach i mówili – będą z twojego Zbycha ludzie, daleko zajdzie.

Piękny to był czas, wspomina z rozrzewnieniem Zbyszek, miał propozycje od innych miejskich klubów, ale nie miał czym dojeżdżać na treningi i jakoś tak zostało.

Dwa sezony udało się zagrać piłkarzom z malutkiej wioski na Roztoczu, niektórzy powyjeżdżali w świat, inni pozakładali rodziny i nie mieli czasu na granie i treningi. Zbyszek został w gospodarstwie rodziców, czasami wyjeżdżał za granicę, żeby zarobić na motor, zakup samochodu, remont domu itp.

Nigdy nie założył rodziny, może dlatego, że zawsze był nieśmiałym i wycofanym wiejskim chłopakiem. Pozostał do dzisiaj z tą swoją pasją i miłością, do piłki nożnej, o której wie wszystko. W rodzinnym domu mieszka sam, rodzice już odeszli, często siada na ławeczce, przy boisku piłkarskim, gdzie z wysokiej trawy wystają zardzewiałe bramki i żałuje, że nikt nie pokierował jego życiem inaczej. Wini też siebie za to, że zmarnował swój talent, odrzucając wszystkie propozycje.

Jego zdaniem, najlepszym piłkarzem wszech czasów był brazylijski napastnik Pele i tak już zostanie do końca.

­

Danuta Muzyczka

Zobacz też:

Mikołajkowy turniej tenisa stołowego [ZDJĘCIA]

Zerknij na Instagram →