Trwająca ponad miesiąc przerwa w rozgrywkach pierwszej ligi szczęśliwie dobiegła końca. Szczęście jest tym pełniejsze, że zawodnicy MKS Padwa Zamość odnieśli w sobotę niezwykle cenne wyjazdowe zwycięstwo. Zespół trenera Marcina Czerwonki w pokonanym polu zostawili akademików z Warszawy (25:22).
Zamojscy szczypiorniści jechali do stolicy zmobilizowani, ale daleko im było do spokoju ducha. Porażki w trzech styczniowych sparingach (z KSSPR Końskie, AZS AWF Biała Podlaska i Stal Mielec) trudno uznać za dobry prognostyk przed zmaganiami o ligowe punkty. Co gorsza, na czwartkowym treningu urazu mięśniowego doznał Tomasz Fugiel. Rozgrywający Padwy, owszem znalazł się w autobusie do stolicy, ale na parkiecie się nie pojawił.
– Mówiąc pół żartem, pół serio, to tą kontuzją zrobiłem psikusa rywalom, którzy nastawiali się na moją grę. Z drugiej jednak strony, wygrana w Warszawie pokazała, jak wielki potencjał tkwi w naszym zespole – powiedział zawodnik Padwy.
Droga do odniesienia niezwykle ważnego zwycięstwa była długa i wyboista. Zamościanie rozpoczęli rywalizację od dobrych rzutów Grzegorza Mroczka (trzy gole na początek), ale z czasem ich efektywność w ataku systematycznie spadała. Proste błędy, zgubione piłki czy faule w ataku mnożyły się. Na przeciwnym biegunie znajdowali się warszawianie, których napędzał dynamiczny Paweł Kwiatkowski. W 18 min sytuacja gości była – zdawało się – beznadziejna. Na tablicy wyników było 11:6 dla AZS UW i nic nie zwiastowało poprawy. Tymczasem…
Do końca pierwszej połowy dystans malał, aż wraz z końcową syreną gola kontaktowego (13:14) rzucił Łukasz Szymański. Dla „Wagona” było to pierwsze spotkanie ligowe od 29 września 2018, kiedy to odniósł kontuzję kolana. Szymański o początku meczu, kiedy to trzykrotnie pomylił się w dobrych sytuacjach, chciałby zapewne jak najszybciej zapomnieć. Później jednak zawodnik Padwy odpalił prawdziwe fajerwerki. W sumie uzbierał aż 11 trafień.
Po zmianie stron na parkiecie dominowali zawodnicy Padwy, którzy wykorzystali zaskakującą indolencję strzelecką rywali (zaledwie 2 gole w ciągu 15 minut drugiej połowy).
Choć warszawianie starali się niwelować straty, to ostatecznie zadanie przerosło ich możliwości. Z sił opadł zarówno Kwiatkowski, jak i reszta zawodników z rozegrania. Miejscowi nie byli w stanie uporać się z grającą twardo, ale w ramach przepisów zamojską obroną.
– Bardzo cieszę się z wygranej, tym bardziej, że odnieśliśmy ją bez jednego z naszych liderów. Nasza sytuacja w tabeli robi się coraz bardziej komfortowa – powiedział trener Czerwonka.
Następne spotkanie ligowe Padwa rozegra na własnym parkiecie z MTS Chrzanów. Mecz odbędzie się w niedzielę, 10 lutego.
***
AZS UW Warszawa – MKS Padwa Zamość 22:25 (14:13)
AZS UW: Ner, Szałkucki – Szpejna 6, Szmulik 3, Przybysz 3, Kwiatkowski 3,Pietrzak 2, Wolski 2, Niemiec 2, Steć 1, Leszczyński, Nowakowski, Milewski, Kaźmierczak.
Padwa: Drabik – Szymański 11, Mroczek 4, Gałaszkiewicz 3, Sz. Fugiel 3, Sałach 1, Kłoda 1, Teterycz 1, Puszkarski 1, Adamczuk, Samoszczuk, Pomiankiewicz, Misalski.
Sędziowali: Arkadiusz Kaniecki, Mateusz Sarnowski (Brodnica). Widzów: 150. Kary: AZS UW – 6 min; Padwa – 8 min.
tekst i fot. Piotr Orzechowski