Sport
– Nie można powiedzieć, że jestem kontuzjogenny. Że jak biegnę po łące, to od razu sobie coś naderwę, naciągnę. Tak nie jest. Wszystkie urazy to wyniki meczowych starć. Głęboko wierzę, że limit pecha już definitywnie wyczerpałem – mówi Dawid Nowak, napastnik GKS-u Bełchatów i reprezentacji Polski.
INTERIA.PL: Coraz więcej mówi się o tym, że GKS powalczy w tym sezonie o awans do europejskich pucharów. To jeden z głównych powodów, dla których wolał Pan Bełchatów od Polonii Warszawa?
Dawid Nowak: Pół roku temu wybrałem Polonię, bo chciałem w niej grać. Ale pod jednym warunkiem – że trafię tam latem. Gdybym mówił, że idę do stolicy zimą, a tylko teraz zostaję w GKS-ie, całą rundę spędziłbym w Młodej Ekstraklasie. Same treningi, bez możliwości rozgrywania meczów. Nie chciałem tego. Podjąłem więc decyzję, że zostaję w Bełchatowie i tym samym przywrócono mnie do pierwszego zespołu.
Ma Pan żal do Józefa Wojciechowskiego, że latem Pana nie wykupił?
– To już nieważne. Jesienią o Polonii nie myślałem, grałem w GKS-ie i tylko to się liczyło.
Wojciechowski zapłacił milion euro za Artura Sobiecha, a szkoda mu było 200 tysięcy euro na Pana. Bolało?
– Te kwoty doskonale odzwierciedlają całą sytuację. Pan Wojciechowski cały czas myślał, że ja i tak – bez względu na okoliczności – do niego przyjdę. Nie chciał za mnie zapłacić tyle, ile żądał GKS, a mnie najbardziej zależało na aspektach sportowych. One też zadecydowały o tym, że wcześniej chciałem grać w Polonii, bo powstawał tam ciekawy zespół.
Więcej na
INTERIA.PL »
***
Źródło informacji: INTERIA.PL
Foto: GKS Bełchatów