Współpracuje z Anną Lewandowską, ale jest też trenerem personalnym gwiazd show-biznesu: Zofii Ślotały, Pauliny Sykut-Jeżyny, Katarzyny Burzyńskiej-Sychowicz… Rozmowa z Edytą Litwiniuk-Grzyb – o karierze sportowej, nauce, rodzinie i pracy codziennej.
Edyta Litwiniuk-Grzyb w Hrubieszowie znana jest szczególnie z osiągnięć lekkoatletycznych z lat dziecięco – młodzieżowych. Lata lecą i okazuje się, że p. Edyta nadal żyje sportem, dla sportu, ze sportu, itd. Jak przebiega ta symbioza? Najlepiej przeczytać poniższą rozmowę i jak ktoś powie nie mam czasu na trening, to… niech jeszcze raz przeczyta i… do roboty!
***
Marek Kitliński: – W Pani przypadku, chyba nie było trudno trafić do sportu, mając rodziców, którzy…?
Edyta Litwiniuk-Grzyb: – Oj tak, zdecydowanie, w moim przypadku nie było to trudne. Zawsze podkreślam, że sportem poniekąd jestem obciążona genetycznie. Rodzice czynnie uprawiali sport, później trenowali również innych, w tym m.in. mnie.
Trenowała Pani pod kierunkiem Taty Wiesława, proszę wymienić kilka największych pod Jego kierunkiem wg Pani sukcesów?
– Początki moich treningów faktycznie odbywały się pod okiem mojego Taty. Był to dla mnie niezwykły czas pod każdym względem. Ukształtował mnie w pewien sposób jako zawodnika, trenera i studenta. Tak, tak studenta! Pamiętam jak wyciągałam tacie z biblioteczki różne książki naukowe, w tym m.in. strasznie stare wydanie kompendium wiedzy o lekkoatletyce, którego autorem jest promotor mojej pracy doktorskiej prof. Sozański. A jakie miałam sukcesy pod okiem Taty? Nie pamiętam już aż tak dokładnie, ale zawsze ocierałam się o podium mistrzostw Polski w biegach sprinterskich. Byłam czołową zawodniczką w kategorii juniorek i juniorek młodszych w kraju.
Później podczas studiów na AWF Warszawa, startowała Pani w barwach AZS i to z sukcesami, które to były najważniejsze?
– Teraz jak patrzę na mój sport z perspektywy czasu, to muszę przyznać, że miałam ogromne szczęście do ludzi, których spotykałam na swojej drodze. Także największymi moimi sukcesami było spotkanie i trenowanie z tak świetnymi trenerami, jak śp. Witold Banasikowski i Edward Bugała. Wspaniali ludzie, którzy w znacznym stopniu przyczyniali się do moich sukcesów na wielu płaszczyznach mojego życia. Trenera Bugałę traktowałam niemalże jak drugiego tatę. Do dnia dzisiejszego zdarza nam się rozmawiać przez telefon. Dzięki nim trafiłam do młodzieżowej kadry narodowej, gdzie miałam zapewnione całoroczne szkolenie, co przyczyniało się do zdobywania wielu medali mistrzostw Polski w biegach sprinterskich.
Kariera sportowa Pani jednak zakończyła się dość nagle, ponieważ…?
– Sport jest wspaniały, jednak lubi nas też doświadczać niekoniecznie w fajny sposób. Tak naprawdę dla mnie po części był ciągłą walką ze swoim zdrowiem. Miałam trochę pecha. Kiedyś na zawodach doznałam kontuzji, złamałam kości w stopie. Kontuzja ta niestety ciągnęła się za mną całymi latami. Stopę miałam operowaną, potem na płotku znowu ją złamałam i potem znowu mi pękła. Totalny pech! I w pewnym momencie stwierdziłam, że tak dalej być nie może. Musiałam podjąć męską decyzję, tym bardziej, że zbliżał się już koniec moich studiów magisterskich, postanowiłam zdawać egzaminy na studia doktoranckie i zdecydowałam się skupić na nauce.
Trening, starty i nauka, jak to się Pani udało połączyć?
– Zdawałam sobie sprawę z tego, żeby móc trenować to muszę się uczyć, gdyż dzięki temu mogę mieć stypendia, które zabezpieczały mnie finansowo. Dzięki temu, że dobrze się uczyłam miałam cały czas stypendia naukowe i sportowe. Doceniała mnie uczelnia, klub, prezydent miasta i ministerstwo. Byłam między innymi 3-krotną stypendystką Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego! Jedno z drugiego wynikało, inaczej pewnie musiałabym iść do stałej pracy i wtedy nie mogłabym aż tyle wyjeżdżać na zgrupowania. Poza tym indywidualny tok studiów pozwalał mi zaliczać kolokwia i egzaminy w wybranych przez siebie terminach.
A tu jeszcze wyszła Pani za mąż, urodziła dwójkę dzieci, jak to jest możliwe?
– Swojego męża poznałam, gdy byłam na drugim roku studiów. Wojtek wspierał mnie i pomagał na każdej płaszczyźnie mojego życia. Pod koniec studiów wzięliśmy ślub i 4 lata później urodziłam swoja pierwszą córeczkę, a po niespełna dwóch drugą. Dziś jesteśmy czteroosobową rodzinką, w której każdy się spełnia i realizuje swoje pasje. I to jest dla mnie niezwykle ważne. Bez wsparcia drugiej osoby, mimo najszczerszych chęci nie byłoby możliwe spełnianie swoich marzeń. Bardzo dużo można zdziałać przy wsparciu drugiej połówki i oczywiście przy odpowiedniej organizacji. Bardzo jestem mu wdzięczna za to, że mogę się spełniać, za to, że jest pełnoetatowym tatą i nie muszę drżeć ze strachu, czy sobie poradzi jak ja wyjadę na szkolenie czy na nagranie.
I może zatrzymajmy się w tym temacie, bo wiem, że jest też Pani organizatorem warsztatów dla kobiet w ciąży i po ciąży: „Healthy Ciąża” i „Healthy Mama” z Anną Lewandowską, jak to wygląda w praktyce?
– Z Anią poznałyśmy się 3 lata temu. Prowadziłam wówczas szkolenie z treningu kobiet w ciąży, gdyż od kilku lat szkolę już trenerów i instruktorów sportu z różnych zagadnień dotyczących szeroko rozumianej aktywności ruchowej. Po tym szkoleniu Ania zaproponowała mi byśmy zrobiły coś razem. Ona jako trener i zawodniczka doskonale zdaje sobie sprawę z zalet, jakie niesie za sobą uprawianie aktywności ruchowej, również w ciąży, a niestety temat ten nieco kuleje u nas w Polsce i cieszę się, że takie osoby jak Ania promują aktywność ruchową na różnych etapach życia. Stąd narodził się pomysł pierwszych warsztatów „Healthy Ciąża”. Staramy się je organizować kilka razy do roku. Najpierw prowadzimy wykład żywieniowy, potem omawiamy zasady ćwiczeń, przeciwwskazania do wysiłku w ciąży, a na koniec prezentujemy bezpieczne ćwiczenia dla ciężarnych.
Ale jest też pani trenerem personalnym m.in. gwiazd show-biznesu: Zofii Ślotały, Pauliny Sykut-Jeżyny, Katarzyny Burzyńskiej-Sychowicz, na czym to polega i jak podchodzą do zajęć?
– Trenuję z różnymi osobami. Są to osoby całkowicie anonimowe, ale i takie z „pierwszych stron gazet”. Wszystko zależy od celu, jaki ktoś chce osiągnąć. Trenujemy od 3 do 5 razy w tygodniu. Jedni chcą schudnąć, inni przygotować się kondycyjnie do startów w zawodach, a jeszcze inni ćwiczą, bo są w ciąży, lub chcą po ciąży schudnąć. Podchodzą do tematu bardzo poważnie i systematycznie. Nie mają ze mną łatwo!
Doradza pani w zakresie żywienia m.in. supermaratończykowi w pływaniu Sebastianowi Karasiowi, tak w skrócie, o co tu chodzi?
– Jestem z wykształcenia również specjalistą ds. dietetyki i planowania żywienia i pomagam również różnym sportowcom, osiągać ich cele żywieniowe przygotowując ich pod kątem dietetycznym do zawodów. Ale, na co dzień pracuję również ze zwykłymi ludźmi, którzy chcą po prostu schudnąć. Temat żywienia jest niezwykle ważny w treningu każdego sportowca.
Ostatnio widzimy panią jako eksperta stacji telewizyjnych m.in. TVN „Rozmowy w Toku”, TVN 24 „Wstajesz i wiesz”, magazyn „Polska i Świat”, TVN Meteo Active „Strefa Trenera”, „Studio Active, co pani powie o tym działaniu?
– Przede wszystkim bardzo się cieszę, że moją pracę doceniają media. Lubię występować w telewizji. Największą frajdę dają mi spotkania na żywo, wtedy mam niesamowitą adrenalinę, nigdy nie wiesz, co się wydarzy i o co zostaniesz zapytana. Doceniam też te nagrania, kiedy mam kontakt z innymi ludźmi i bezpośrednio mogę zmierzyć się z ich problemami i im pomóc. Uwielbiam klimat telewizyjnych spotkań!
A tu jeszcze nauczyciel akademicki w Wyższej Szkole Edukacja w Sporcie, w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, w Wyższej Szkole Turystyki i Rekreacji w Warszawie, …z jakiej tematyki?
– Tak, to tu realizuję się od strony typowo naukowej. Wykładam fizjologię wysiłku i anatomię, ale i organizację imprez turystycznych i teorię, i metodykę lekkoatletyki. Uwielbiam pracować ze studentami. Zresztą praca z drugim człowiekiem jest największą zaletą profesji, które wykonuję. Każdy człowiek to jakaś historia i to jest niesamowite.
Tylko Pani przekazuje wiedzę, zaleca, demonstruje czy i sama ćwiczy, bo po dwójce urodzonych dzieci śladu nie widać?
– Sama również trenuję. Nie wyobrażam sobie życia bez regularnych treningów. Cały czas wyznaczam sobie nowe cele treningowe i startowe, i bawię się sportem. Chcę być wiarygodna dla ludzi, z którymi pracuję, chcę być inspiracją dla mam, że można wiele mając dwójkę małych dzieci, ale przede wszystkim chcę być szczęśliwa robiąc to, co kocham.
Ukończyła Pani Studia Doktoranckie w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, wszczęty przewód doktorski, czego dotyczy praca doktorska i kiedy przewidywana obrona?
– Praca doktorska dotyczy obciążeń treningowych, chyba nie mogło być inaczej… Przewód mam już wszczęty od dłuższego czasu i bardzo chciałabym się obronić jeszcze w tym roku, chociaż zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Sporo robię w tym kierunku, jednak teraz staram się wykorzystywać wszystko to, co zsyła mi los i koncentruję się na innych projektach, o których całe życie marzyłam, chcę wykorzystywać dane mi szanse. Sporo się teraz w moim zawodowym życiu dzieje, więc nie chcę niczego przegapić, choć starannie selekcjonuję spływające propozycje.
Powie Pani nam coś o mężu, bo jak wiem, to również jest wielce aktywny…?
– Oj tak mój mąż jest bardzo aktywnym człowiekiem. Jest prawnikiem z wykształcenia z ogromnym sercem do sportu. Jest instruktorem wielu dyscyplin m.in. windsurfingu, narciarstwa, snowboardu, pływania, itd. Startuje również w triathlonie. W tym roku czeka nas ogromne wyzwanie. W sierpniu startuje w ½ IM w Gdyni, czyli przed nim 1,9 kmpływania, 90 km roweru i 21 km biegu na koniec. Sporo rzeczy jest podporządkowanych temu startowi. Wspieramy się i motywujemy wzajemnie.
Pani nie sportowe hobby, rozrywka…?
– Cóż mogę powiedzieć, jestem bardzo szczęśliwa, bo moja praca to moje hobby. Kocham sport i wszystko, co z nim związane. W wolnych chwilach sama trenuję: pływam, biegam, jeżdżę na rowerze, ćwiczę na siłowni, ale i czytam. Uwielbiam czytać. Czytam dosłownie wszędzie kilka książek w jednym momencie. W każdej torbie, torebce i aucie mam jakąś książkę. Czytam praktycznie w każdej sytuacji. Nie zaskoczę nikogo jak powiem, że czytam książki o żywieniu, treningu, rozwoju osobistym, ale i biografie sportowców i innych znaczących postaci. Fascynuje mnie również ludzka psychika i wspomniany już rozwój osobisty. Oprócz tego oczywiście, co najważniejsze uwielbiam się spotykać z przyjaciółmi i spędzać czas z moją rodziną i moimi córeczkami.
Odwiedza Pani Hrubieszów, zmienia się?
– Zdecydowanie za rzadko. Bardzo chciałabym częściej i obiecuję poprawę… Obserwuję wszystkie zmiany dotyczące mojego rodzinnego miasta, jestem dumna, że stamtąd pochodzę. Hrubieszów bardzo się zmienia, cieszę się, że młodzież ma zdecydowanie lepsze warunki rozwoju, niż miałam ja i moi koledzy. Z wieloma z nich nadal utrzymuję kontakt, chociaż łatwiej nam się spotkać w Warszawie. Ale dumna jestem z tego, jak sobie radzą i jakie sukcesy w życiu odnoszą.
O coś nie zapytałem, może coś Pani chce dodać?
– Chciałabym powiedzieć wszystkim, żeby nie bali się marzyć, że marzenia się spełniają, żeby w siebie wierzyli, byli konsekwentni, pokorni i cierpliwi. Nie ważne jest to, skąd pochodzimy, ile dostajemy na starcie, ważne jest to – by mieć pasję. Wszyscy kreujemy swoją rzeczywistość i dokonujemy różnych wyborów, czasem są one dobre, czasem trochę mniej trafne, ale każde doświadczenie czegoś uczy i powinniśmy wyciągać wnioski. Generalnie uważam, że wszystko, co się zdarza – zmierza ku lepszemu. Zawsze to powtarzam. Życzę wszystkim powodzenia i spełnienia marzeń!
Dzięki za odpowiedzi i powodzenia, w tym tak aktywnym Pani życiu!!! – mak
***
Rekordy życiowe – Edyty Liwiniuk – Grzyb
100 m – 12,38 – 2002-06-15
200 m – 24,89 – 2005-06-25
300 m – .41,63 – 2000-09-09
400 m – 55,54 – 2007-06-08
400 m ppł. – 1.00,09 – 2008-06-22
60 m hala – 7,89 – 2010-01-09
200 m hala – 25,96 – 2009-01-14
300 m hala – 41,28 – 2009-01-17
Kluby sportowe:
Unia Hrubieszów,
Agros Zamość,
AZS AWF Warszawa.
Wywiad i opracowanie – Marek Ambroży Kitliński (mak)
Foto – archiwum Edyty Litwiniuk – Grzyb