Jesteśmy drugi raz w Hiszpanii i tak się dziwnie składa, że znowu mamy do czynienia z ułanami Legii Nadwiślańskiej, których sława zaczęła sięgać pod niebiosa. Talavera leży około 110 km na płd. – zachód od Madrytu, który spłynął 2 V 1808 roku krwią buntujących się mieszkańców stolicy. Warto i tym razem powędrować po pięknym kraju, kiedy historia przypomina o tragicznych latach, gdy toczyła się tam wojna, w której Polacy z Legii brali udział.
Stanisław Eugeniusz Bodeg
Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 24
„Bitwa pod Talavera del – la – Reina” – 27 – 28 VII 1809 roku.
Działo się to 206 lat temu!
Tyle już za nami, nie będę jednak wkraczał w dziedzinę, która jest domeną Stanisława E. Bodesa. Bowiem o każdym obrazie z historii ma zawsze coś ważnego czy ciekawego do powiedzenia, o czym wielu z nas dowiaduje się po raz pierwszy. Zapytam w takim razie, czy sytuacja się zmieniła od chwili wkroczenia Wielkiej Armii do Hiszpanii?
– Drugi rok trwa wojna o wolność i niepodległość Hiszpanii. Mamy za sobą liczne bitwy, zasadzki wojny partyzanckiej, które bardzo zaostrzyły starcia zbrojne. Żołnierze francuscy popełniają samobójstwa, byle nie dostać się żywymi do niewoli gerylasów, którzy potem jeńców w okropny sposób torturują. Stan posiadania Francuzów skurczył się bardzo, ale przyczyniła się do tego wydatna pomoc zagraniczna, która dotarła na półwysep.
Bitwa, o której będziemy rozmawiać, rozegrała się pomiędzy żołnierzami sześciu narodowości, podobnie jest na obrazie, gdzie widzimy cztery nacje, Francuzów i polskich ułanów, którzy ratują sojuszników od niechybnej klęski. To właśnie szarża „Los infiernos picadores Polacos” rozstrzygnęła losy bitwy, ratując gros francuskiej armii.
Po drugiej stronie widzimy angielskich dragonów, piechurów, a także żołnierzy oraz powstańców hiszpańskich. Ci ostatni nie potrafią w bitwie dotrzymywać kroku regularnym czy zawodowym żołnierzom i twardo walczyć w miejscu. Ich domeną są zasadzki w stylu partyzanckim, a terenem walk są drogi, mosty, góry, lasy i pustkowia, jakich nie brakuje w różnych częściach kraju. Często „guerrilleros” – powstańcy są najczęściej w miejscach, w których nikt się ich nie spodziewa.
Modne się staje, kiedy dowódcy i inni bojownicy przybierają bardzo egzotyczne dla nas nazwy, które dla różnych prowincji są bardzo wymowne, jak np: „Serranos” – partyzanci z gór Ronda. W poprzednim „hiszpańskim” odcinku przedstawiłem nazwiska lub pseudonimy wielu dowódców partyzanckich. Przy tej lekturze proponuję odnaleźć odcinek „Zasadzka w wąwozie San Estevan” z marca 2014 roku, w którym można sobie przypomnieć Hiszpanię tego okresu. Przy okazji zmieniłem tytuł obrazu, który się teraz będzie nazywać „Zasadzka pod San Esteban del Puerto”.
Tak, to jest ciekawe. Zainteresowani historią ostatniej wojny i okupacji dobrze wiedzą jak wyglądała działalność oddziałów partyzanckich, które miały oparcie w miejscowej ludności. W konspiracji używa się pseudonimów. Czy podobnie jest w Hiszpanii?
– Właśnie o ten aspekt chodzi. Mam na ogół dość dobre rozeznanie w problematyce działań czy akcji partyzanckich z ostatniej wojny i po jej zakończeniu. Nic tak dobrze nie wpływało jak wzajemne zaufanie. Polscy partyzanci mogli w zaprzyjaźnionych domach mogli leczyć rany, wypoczywać, wiedząc, że ktoś za nich czuwa, ktoś inny dba o nich, nakarmi ciepłą strawą, a w razie przybycia wroga ukryje w przemyślnych schowkach, albo ochroni przed zdradą. Z kolei mieszkańcy zawsze mogli liczyć na pomoc ludzi z lasu.
Guerilla była czymś wyjątkowym na hiszpańskiej ziemi i to jej powstańcy przyczynili się do wielkich strat, które zadali najeźdźcom. Okrucieństwo guerrilleros przerasta często wyobraźnię dzisiejszych ludzi, ale to symbolika tamtej wojny. Partyzanci w górzystej Asturii, którzy pierwsi stanęli do walki śpiewali pieśń ”Patria Querida” podczas ataku i bez względu na straty wielkim męstwem nadrabiali braki w wyszkoleniu. Nawet lokalni bandyci i przemytnicy często włączali się do walki w nadziei zdobycia łupów, a potem stawali się bohaterami Hiszpanii.
Czy w bitwie wystąpiły pułki, dywizje czy inne oddziały, które znamy z historii lub nazwiska dowódców, którzy zasłużyli się po obu stronach?
– Owszem, znam ich bardzo dużo, lecz wymienię tylko najważniejszych, którzy mieli wpływ na wynik bitwy. Głównym dowódcą miał być król Józef Bonaparte, który nie znał się na wojnie. W tej skomplikowanej sytuacji wojskiem dowodził stary marszałek Jean Baptiste Jourdan, który miał do pomocy znakomitych generałów.
Wojska francuskie pod Talaverą del – la – Reina liczą 46 138 żołnierzy w tym 37 tys. piechoty, 8,4 tys. jazdy i 80 dział.
I korpus
2 dywizja gen. Rufina – 5300 ludzi,
dywizja gen. Pierre’a Lapisse’a – 6900 ludzi,
dyw. Villatte’a – 6100 ludzi i brygada jazdy 1000 ludzi.
IV Korpus
dywizja piechoty gen. Sebastianiego – 8100 ludzi,
dywizja Levala 4500 ludzi,
brygada lekkiej kawalerii Merlina – 1200 ludzi,
oddziały gen. Marie Victor Latour – Maubourg’a – 3300 ludzi
2 dywizja ciężkich dragonów 3300 ludzi.
Wśród tych sił wchodziły oddziały Holendrów i Niemcy ze Związku Reńskiego. Na koniec dla okrasy podam, że jest jeszcze 1600 żołnierzy polskich kawalerii i piechoty z Legii Nadwiślańskiej.
Czy poznamy także skład wojsk nieprzyjacielskich?
– Głównym dowódcą był gen. Arthur Wellesley, który na czele 20 641 żołnierzy (4 dywizje piechoty, 3 brygady kawalerii i 39 dział) wkroczył z Portugalii do Hiszpanii i połączył się z armią gen. Cuesty, mającym 34 993 żołnierzy. To jest 5 dywizji piechoty i 2 brygady kawalerii i 30 dział.
Wracam ponownie do wojsk angielskich, które składały się z:
1 dywizja gen. Johna Sherbrooke’a – 6000 ludzi
2 dywizja gen. Rowlanda Hilla – 3900 ludzi
3 dywizja gen. Alexandra Mackenzie – 3700 ludzi
4 dywizja gen. Alexandra Campbella – 3000 ludzi
Brygada ciężkiej kawalerii gen. Henry Fabe’a 1100 żołnierzy,
Brygada Stapletona Ottona 1000 ludzi,
Brygada George’a Ansona – lekka brygada 900 ludzi
plus trzy 6 działowe baterie brytyjskie oraz dwie niemieckie z królewskiego Legionu Niemieckiego – razem 30 dział. Tak mniej więcej wyglądały wojska po obu stronach zanim 27 lipca padły pierwsze strzały. Dobrze, kiedy zasiadam przed sztalugą mieć wszystkie dane o żołnierzach zanim zacznę malować obraz. Jednak nazwy dywizji, pułków nic nie dają poza oczywiście wiedzą teoretyczną.
Co za tym jest najważniejsze?
– Żeby stworzyć obraz i żołnierzy biorących udział w bitwie, muszę wiedzieć nie tylko, jakie oddziały brały udział, ale znać ich barwy, uzbrojenie i pełne opisy mundurów. Dopiero, gdy to wszystko pozbieram, mogę spokojnie realizować dalsze etapy malowania obrazu. Wiele razy już o tym mówiłem i pisałem jak w mojej pracy dla wiarygodności są ważne wszystkie elementy ubiorów wojskowych, które są podstawą wiarygodności historycznej najwyższej rangi na równi z prawdą, która dla pokoleń będzie najważniejszym przekazem minionego czasu.
Wszystko to piękne, wiele osób zna Twoją twórczość od tej strony daleko od nas, a nawet poza granicami. To bardzo cenne i niepowtarzalne tak rozumieć i malować historię oręża polskiego, których dzieje powinny być dla Polaków świętością. Nawet nie muszę pytać, bo wiem, że pod tymi słowami podpiszesz się bez najmniejszych oporów. Czy tak?
– Tym razem zaskoczę Cię błyskawiczną odpowiedzią, która będzie krótsza niż pytanie. Oczywiście, że się zgadzam z taką opinią, bo to prawe i uczciwe pojmowanie w sztuce i nie tylko obowiązków wobec Ojczyzny, historii i ludzi. Koniec! Kropka!
Rzeczywiście taka odpowiedź wystarczy. Czy możesz teraz zrelacjonować batalię, która dla dwóch stron była dość ważna na mapie działań wojennych w Hiszpanii?
– Po południu 27 lipca Francuzi przekroczyli rzeczkę Alberche, aby zaatakować Hiszpanów na prawym skrzydle, a także lewą flankę hiszpańskiej armii. Dominujące wzgórze przechodziło kilkakrotnie z rąk do rąk. Po kilku godzinach Anglicy utrzymali swoje pozycje i usadowili się mocno na sporym wzniesieniu. Następnego dnia 28 lipca już od świtu nastąpił po raz drugi atak piechoty francuskiej, która została odrzucona kontratakiem na bagnety siłami 29 i 48 pułków brytyjskich.
Po pewnym czasie zaczęto prowadzić rozmowy w sprawie rozejmu i przerwania walk, ale jednocześnie trwał francuski ostrzał artyleryjski pozycji angielskich i hiszpańskich.
Negocjacje nie dały żadnego rezultatu, ponownie, więc doszło do gwałtownych walk piechoty i kawalerii. W trakcie starć, nasi ułani pokazali, co potrafią, groty lanc Nadwiślańczyków zabarwiły się na czerwono i nie było ułana, który by tego dnia nie zaliczył przeciwnika.
Polacy spisywali się wspaniale, o czym świadczy fakt, że za bitwę pod Talaverą płk Konopka otrzymał „Legię Honorową”. Jeszcze raz spróbowali Francuzi szczęścia, nawet wieczorem doszło do natarcia dywizji, jednak bez większego rezultatu., tylko zostało więcej zabitych i rannych. Przerwano, zatem bitwę, przeciwnik także nie miał ochoty do kontynuowania walk. Jedynie działa z obu stron strzelały do późnej nocy.
Rankiem zdumionym Anglikom i Hiszpanom był brak na placu boju armii francuskiej, która nocą w głębokiej tajemnicy oderwała się od wroga. Pozostały tylko niektóre działa i ranni, których porzucono.
Jakie były ofiary, ilu żołnierzy straciło życie, a ilu zostało rannych?
– Według raportów i świadków, straty były wysokie, biorąc pod uwagę starcie, które nie należało do wielkich. Jednak tylko Anglicy stracili ponad 5 500 zabitych i rannych żołnierzy, Hiszpanie mieli 1770 zabitych i rannych. Czyli razem 7270 ludzi.
Polacy i Francuzi doliczyli się 6700 zabitych i rannych a niektórzy nawet mówili nawet o 7390 ofiarach. Pozostaje mi przypomnieć o jednym fakcie, który jest tragedią bezbronnych i okropnością samą w sobie, bowiem w czasie gęstej strzelaniny z wielu armat zapaliły się wyschnięte trawy i dużo rannych z obu stron straciło życie w płomieniach.
Zaiste Pyrrusowe to było zwycięstwo angielsko – hiszpańskie zostania na placu boju okupione jednak dużymi stratami, a trzeba pamiętać, że część tych strat zadali żołnierze i ułani Legii Nadwiślańskiej.
Czy wiadomo, jak polscy ułani zachowywali się w walce?
– Już wspomniałem, że nasze lance zbierały krwawe żniwo wśród wrogów, narodowa broń ułanów nieznana w innych armiach przyczyniła się do zadania strat podczas dwudniowych walk. Mogę dodać, że w pewnym momencie jazda angielska rozbija brygadę francuskich szaserów i wychodzi na tyły I Korpusu gen. Victora, którego ratują z opresji lub niewoli dragoni francuscy i polscy ułani, którzy szarżą rozbijają Anglików. Fragment tego zdarzenia widzimy na obrazie.
Skąd w Hiszpanii wzięli się Anglicy i dlaczego z takim zaangażowaniem podjęli walkę w trudnych warunkach?
– Wszystko zaczęło się od Portugalii, to tam wylądował brytyjski korpus ekspedycyjny i stamtąd wkroczył na ziemię hiszpańską w pościgu za francuskimi oddziałami. Żeby poznać Portugalię musiałem prześledzić historię tego kraju i warunki geopolityczne, by mieć jakieś pojęcie. Znalazłem m. Evora na południu, gdzie w tym samym czasie (25 VII 1809) dywizja gen. Loisona dokonała masakry ludności i część tej historii chciałbym przedstawić w obrazie. Gdy Anglicy wkroczyli do Hiszpanii, dla tych drugich wojna nabrała innego wyrazu. Za złoto angielskie walka przeciwko Francuzom i ich sprzymierzeńcom nabrała tempa. Szkolono nowe pułki, coraz więcej oficerów było doświadczonych, coraz więcej powstało dobrze działających grup partyzanckich. „Partidas”, o ile pamiętam takich doświadczonych oficerów, którzy coraz lepiej dowodzą w walce nazywano „Cabecillas”.
Namalowałeś już kilka obrazów z kampanii hiszpańskiej, a pewnego dnia znalazłeś się w oblężonej Saragossie po tamtej stronie?
– Tak, jeden z moich obrazów przedstawia bohaterską obronę ludności i żołnierzy od strony Hiszpanów. Dowodzący powstańcami w mieście gen. José de Palafox rzucił hasło „Guerra y Cuchillo” (wojna i nóż). Obraz mój nosi w tytule słowa tego samego generała, które brzmiały „Hasta la ultima tapia!”, czyli obrona do ostatniej zagrody czy domu. Od przeszło roku praktycznie cały naród walczy, chociaż na początku byli też liczni poplecznicy Francuzów, których nazywano pogardliwie „josefinos” od obecnego króla Józefa, brata Napoleona lub jeszcze gorzej, bo „afrancesados”, to od Mameluków, którzy szarżowali na uzbrojonych mieszkańców 2–3 V 1808 roku w stolicy kraju. W katolickiej Hiszpanii obecność żołnierzy innego wyznania była zniewagą. Dla walczących, to wojna o godność, suwerenność i religię.
Czy żołnierzy zawodowych jest więcej niż na początku wojny?
– Owszem, chociaż na początku Napoleon przerzucił najlepsze pułki, które tworzyły np. dywizję La Romany daleko na północ Europy. Nie pamiętam, gdzie jest „Gwardia Hiszpańska” , której oryginalna nazwa brzmi (Tropas de Cosa Real), to były najbardziej wartościowe hiszpańskie siły zbrojne. Najlepiej wyszkolone i uzbrojone. Zresztą jak się zmniejszało terytorium, gdzie rządzili Francuzi, bo tam automatycznie i sukcesywnie powstawały od razu nowe jednostki w każdej wolnej prowincji.
Piechota hiszpańska (infanteria ligera) nabiera większej wprawy. Kawaleria, co prawda znajduje się w stanie szczątkowym, bo wszystkie wierzchowce rekwiruje armia cesarska. Walczą także żołnierze portugalscy, a lekka piechota (Caçadores) w górzystym terenie zadaje spore straty. W jednym i drugim wojsku istnieją (Atiradores) – to strzelcy wyborowi, którzy w dogodnym momencie eliminują oficerów czy kurierów przeciwnika. Po latach okazało się, że w Hiszpanii poniesiono wielkie straty, które nie dało się odtworzyć, bowiem polegli najlepsi żołnierze „Wielkiej Armii”, których nie można było zastąpić młodymi rekrutami, którzy i tak w trakcie uzupełnień ginęli masowo nie będą doświadczonymi żołnierzami. Każdy, kto przeżył Hiszpanię został zahartowany na stal.
Wiem, o kolejnej arcyciekawej informacji dotyczącej obszaru podległego Portugalii, oprócz Evory. Chodzi o ślad, na jaki natrafiłeś w archipelagu Azory, który zaprasza wszystkich turystów. Ale powiedz, o co chodzi?
– Pamiętasz, wspomniałem o Asturii w górach kantabryjskich, gdzie leży pasmo „Sierra de Bodes”, o szczycie Cuesta de Bodes i kilku jeszcze nazwach, które w nazwie mają „Bodes”. Teraz, gdy przez moment znalazłem się na terenie Portugalii trafiłem na podobny ślad 1500 km od wybrzeża na oceanie atlantyckim leży archipelag Azory (Arquipělag Dos Aqores) odkryty już w XV wieku, a który składa się z 9 wysp. Najbliżej Europy znajduje się największa wyspa Săo Miguel, która została zasiedlona już w 1433 roku, jak data mojego obrazu „Bitwa pod Hrubieszowem 1433”. Wyspa, a kiedyś były dwie, które dopiero wybuch wulkanu i wypływ lawy połączył w 1563 roku. Dzisiaj nazywa się „Zielona wyspa” lub „Św. Michała” ze stolicą Ponta Delgada, która liczy 747 km² i 140 tys. mieszkańców. Na południu w gminie Povoaçãoleży zatoka Miraduoro do Pico dos Bodes, niezwykle piękne miejsce, które jak cała wyspa czeka przez okrągły rok ma tysiące turystów.
To drugi i trzeci przypadek po Hiszpanii, który łączy się z moim nazwiskiem. Warto wymienić wszystkie pozostałe wyspy archipelagu: Corvo, Flores, Graciosa, Faial, Sâo Jorge, Terceira, Pico, Santa Maria i Sâo Miguel.
Parę tygodni później naprowadzono mnie na trop drugiej wyspy pod względem wielkości w tym samym archipelagu, nazywana wyspą „Brązową” lub „Smoczą”, pewnie od ogni wulkanu, która nazywa się Sao Jorge. Na płd.- wschodzie wyspy jest powiat Calheta w parafii Ribeira Seca leży niewielkie miasto nad samym brzegiem oceanu „Faja dos Bodes”. W ten sposób oprócz nazw na stałym lądzie i archipelag „Azory” został odkryty wtedy, kiedy pierwsi podróżnicy płynęli odkrywać obie Ameryki. A wyspy były przystanią na długim szlaku, gdzie można było zaopatrzyć się w świeżą wodę, owoce i dokonać napraw. Obie wyspy zostały wkomponowane w moje życie już na stałe.
Skoro mowa o Portugalii, stworzyłem pierwsze zarysy do obrazu „Evora”, który będzie opowiadał o masakrze ludności, przypominającej wcześniejsze rzezie w Wandei. Może, gdy będę malował obraz „Peñaranda de Duero – 1812”, to przy okazji powstanie też portugalskie miasto z 1809 roku, którego mieszkańcy zginęli tragicznie.
Wmontowanie w historię 1000-letnich dziejów oręża polskiego obcych jak się wydaje zdarzeń jest świadome, tym bardziej zrozumienia historii polskich żołnierzy, którzy walczyli na obcej ziemi mając do czynienia z żołnierzami wielu europejskich państw, których drogi krzyżowały się z losami naszych rodaków. Zwłaszcza, że często występowali przeciwko nam jako wrogowie, nieraz jako sojusznicy, a czasami nawet jako przyjaciele.
Przywykłem w trakcie naszych rozmów, że często wykraczasz poza ramy własnej twórczości jakbyś chciał ogarnąć jak najwięcej wydarzeń, które pragniesz nam przybliżyć. Czy nie nakładasz na swoje barki za duży ciężar?
– Trzeba póki możemy zostawić po sobie cząstkę swojej pracy twórczej, tożsamości na użytek dobra publicznego i z pożytkiem dla nowych pokoleń nawet, gdy żyjemy w czasach, w których instytucje odpowiedzialne za sztukę czy historię dzielą nadal twórców na bliższych i dalszych, a dopiero potem na lepszych i gorszych. Łatwo jest jednak malować obrazy, których interpretacja nie stanowi żadnego problemu.
Obrazy bez historii są łatwo przyswajalne, mogą ozdabiać każde ściany, bowiem nie zawierają tego stopnia trudności i tożsamości, kiedy trzeba mieć odwagę i wiedzę przedstawiania w imię wyższych racji o wiarygodności historii, które powinny łączyć, ale mogą też podzielić. Takie jest przecież prawo natury. Gorzej tylko być może, gdy do głosu dochodzą ludzie, których bardziej obchodzą losy okupantów, konfidentów niż współobywateli. Dzisiaj zostawiono naukę historii w Polsce na samym końcu edukacji. Co świadczy o nikłej odpowiedzialności, a nawet pewnej wrogości, jeśli nie nas, to wobec młodych pokoleń z pewnością, które jednak wcześniej czy później odpłacą za taki właśnie stan, gdy nie będą miały nic do stracenia.
Ponieważ nasze odwiedziny dotyczą historii półwyspu iberyjskiego wart przypomnieć pewne słowa, którego latach nie straciły na znaczeniu:
„Kiedy człowiek umiera,
Jego myśli zostają złożone do archiwum,
Ale ginie klucz do jego archiwum”.
(Ramon Gomez de la Serra)
Warto, więc pisać o historii mądrze i co ważne, prawdziwie, nawet, gdy wciąż istnieją przeciwnicy polskiej historii i wojska. Polskim ułanom tylko jedna klęska z dnia 24 III 1809 roku pod Yevenes spędzała sen z powiek. Za wszelką cenę chcieli odpłacić za hańbę i wstyd porażki. Nadwiślańscy ułani byli szalenie odważni, skuteczni i zawzięci w boju, dlatego już po paru tygodniach uciekano na ich widok. Owa przegrana wynikła w pewnym sensie z lekceważenia przeciwnika i zaniedbania ostrożności, którą na ogół mają w małym palcu frontowi wyjadacze. Wojenna epopeja polskich żołnierzy na terenie Hiszpanii podobna do działań legionistów gen. Dąbrowskiego na Haiti zostawiła w psychice ocalałych żołnierzy ślady, które trudno było usunąć. Jednak doświadczenia zostały utrwalone w następnych latach walk w innym miejscu i z innym przeciwnikiem. Te oddziały polskie, a zwłaszcza kawaleria, które przeżyły okropności hiszpańskiej partyzantki zostały dobrze zahartowane, a żołnierze Legii Nadwiślańskiej pokazali już gdzie indziej, co potrafią w kolejnych bitwach.
Doceniam wszystkie wiadomości, które przekazujesz. Jest to tym cenniejsze, że w trakcie naszej rozmowy dowiadujemy się tylko najbardziej istotnych danych, które w skrócie chcesz opowiedzieć. Czy nie tak?
– Sądzę, że masz rację. Ten cykl powinien prowadzić także jakiś miesięcznik, a najlepiej, któraś z telewizji regionalnej z zasięgiem ogólnokrajowym dla pożytku społecznego byśmy kilkudziesięciu letnia czerwoną degradację zniweczyli, przypominając o dziejach sławnych i bohaterskich, z których możemy być dumni. Odzywają się czasami ludzie, gdy wymieniamy ich miasta, wsie, osady, bitwy i potyczki, w których ich przodkowie brali udział.
Pamiętam, że dość dawno temu w latach 1980 – 1994 wielokrotnie w różnych miejscach ze łzami w oczach proszono mnie „może pan namaluje mojego dziadka, ojca lub brata w obrazie. On walczył przecież za Polskę”. Było to spotkania, które po dzień dzisiejszy tkwią w mojej pamięci. Dlatego dobrze się stało, że mogę, chociaż w części przywrócić polskim bohaterom ich blask i pamięć. Staram się w cyklu „Chwała Bohaterom” o tym mówić i pisać, bowiem pamięć w malarstwie o bezimiennych żołnierzach zwraca większości jakże zasłużony honor i splendor.
– Najnowsza wiadomość ! Robię już pierwsze szkice do obrazu o największej chwale ułanów nadwiślańskich w Hiszpanii podczas boju pod Albuera 1811 roku.
– W latach 80-tych powstał cykl „Chwała Jazdy Polskiej” 972 – 1945 składający się z 35 obrazów. Wśród nich jest też ułan nadwiślański w starciu z Anglikami pod Albuera 1811 roku.
Jak widać swoją drogą Stanisław E. Bodes może nie tylko imponować wiedzą i talentem, ale jest jeszcze krzewicielem historycznych wartości, które najlepsi w naszym narodzie przekazywali z pokolenia na pokolenie. Ceni sobie prawość bohaterów, których maluje, ich waleczność, a nade wszystko zwykłą powinność obrońców Ojczyzny. W naszych czasach, to prawie anachroniczny przypadek w sztuce. „ Być i mieć taki twórczy przywilej”.
Spis prezentowanych obrazów i ich fragmenty:
1. „Bitwa pod Talavera de – la – Reina” – 27 – 28 VII 1809, ol. – pł. 88×102 cm (1991) nr inw. 366
2. „Dziesiąty sztandar pod Saguntem” – 25 X 1810, ol. – pł. 37,5×55 cm (1996) nr inw. 482
3. „Saragossa – Hasta la ultima tapia!” – 9 II 1809, ol. – pł. 70×80 cm (1997) nr inw. 519
4. „Bitwa pod Fuentes de Oñoro” – 3 – 5 V 1811, ol. – pł. 50×65 cm (1997) nr inw. 512
Czytaj również – (Galerie):
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, część 22: „Rokitna – 1915″
Stanisław Eugeniusz Bodes –„Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – cześć 21: „Kircholm – 1605″
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, część 23:
… itd. do pierwszego numeru
Oraz wydania specjalne – (Galerie):
Wydania specjalna – (Galerie):
… itd. do pierwszego numeru
Zdjęcia: Zofia Bodes, Bogdan Cabaj, Stanisław E. Bodes
Wywiad: Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński