Kapral Romas Racis służył w Polskim Kontyngencie Wojskowym Afganistanie na stanowisku ratownika medycznego. Choć jest drobny i niewielkiego wzrostu to niemal każdego dnia z wielkim plecakiem medycznym na plecach brał udział w wyjazdach poza bazę Ghazni. Tak było aż do feralnego 24 grudnia, kiedy to został wraz kilkoma kolegami poszkodowany w wyniku wybuchu improwizowanego ładunku wybuchowego.
Kpr. Romas Racis rozpoczął swoją służbę w 2009 roku w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie na stanowisku ratownika medycznego. Na misję w Afganistanie zgłosił się jako ochotnik i była to jego pierwsza misja. W Afganistanie służył w grupie zabezpieczenia medycznego 1 kompani zmotoryzowanej (1kzmot) Zgrupowania Bojowego Alfa (ZB A). Przez wszystkich kolegów w bazie nazywany jest po prostu Romkiem.
Romek jest mężczyzną niewielkiego wzrostu zaledwie 162cm i niewielkiej wagi zaledwie 55kg. Jego plecak medyczny, broń osobista z magazynkami oraz kamizelka ważyła niemal tyle samo ile on sam. Jednak nigdy się na to nie uskarżał zawsze był chętny do działania i do pracy. Wielokrotnie wyjeżdżał na wielogodzinne patrole i operacje. Towarzyszył również swym kolegom podczas niezwykle męczących patroli pieszych. – Nigdy nie uskarżał się czy to na ogrom zadań czy też na to, iż jego plecak jest zbyt ciężki. Zawsze powtarzał, że jak jest dużo pracy to czas szybko leci. Był najmniejszy, ale największy hartem ducha. – opisywał kpr. Hubert Mnich, dowódca grupy zabezpieczenia medycznego 1kzmot ZB A. Koledzy Romka śmiali się i mówili Romkowi, iż jeśli by się postarał to mógłby się schować do swego plecaka medycznego.
Jednocześnie Romek, choć jest osobą skrytą i może trochę zamkniętą w sobie to jest niezwykle lubiany. – Romek to osoba bardzo koleżeńska i sympatyczna, która rozsiewa wokół siebie aurę koleżeństwa i zrozumienia pomimo tego, iż jest może trochę nieśmiały i skromny. – opisuje por. Marek Łągiewka, zastępca dowódcy 1kzmot. Ponadto koledzy mówiąc o Romku wielokrotnie powtarzają, że jest wielkiego serca i jeśli tylko jest w stanie to na pewno zawsze pomoże lub podzieli się tym, co ma, co posiada. Romka cechuje ponadto duże poczucie humoru, jest niezwykle radosny, wiecznie uśmiechnięty i pełen entuzjazmu. Potrafi nie tylko śmiać się z innych lub z tego, co nas otacza, ale przede wszystkim również z siebie. Te cechy sprawiły, iż stał się szybko maskotką kompanii.
Romek już trzeciego dnia po przybyciu do Afganistanu, do bazy Ghazni wyruszył na swój pierwszy patrol. Podczas afgańskiej misji w każdym patrolu musi być ratownik medyczny, bez którego żaden patrol nie możne ruszyć i opuścić bram bazy. Od tego momentu rozpoczął się w nowy etap w życiu Romka, etap misyjnej rzeczywistości, którą można opisać krótko: patrole, patrole i jeszcze raz patrole.
Podczas jednego z patroli, w którym uczestniczył Romek w czasie wymiany ognia z rebeliantami jeden z jego kolegów został postrzelony. Romek nie zastanawiał się długo tylko natychmiast ruszył z pomocą. Wziął plecak i nie oglądając się na niebezpieczeństwo, bez żadnej zwłoki czy chwili zawahania, najszybciej jak potrafił znalazł się przy poszkodowanym, któremu udzielił niezbędnej pomocy. – Dzięki działaniom, które podjął Romek, dzięki temu, że pomoc była udzielona prawidłowo i szybko, żołnierz po rekonwalescencji powrócił do zdrowia i sił. Dziś służy wśród nas. To naprawdę wielka zasługa Romka. – relacjonował kpr. Mnich.
Romek został wyznaczony do udziału w patrolu 24 grudnia, w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia. Niestety patrol został zaatakowany przez rebeliantów. Pod jednym z KTO Rosomak, w którym właśnie znajdował się Romek wybuchł improwizowany ładunek wybuchowy. W wyniku wybuchu, Romek i kilku jego kolegów zostało poszkodowanych i odniosło obrażenia.
Romek jako jeden z pierwszych wydostał się z transportera i pomimo własnych obrażeń natychmiast przystąpił do działania. Wraz z kilkoma innymi żołnierzami najpierw pomógł załodze opuścić uszkodzony transporter by następnie udzielić najbardziej poszkodowanym pomocy medycznej. – Odruchowo chwycił za swój plecak ratowniczy i zaczął działać. Działał nie zważając na własne obrażenia. – relacjonuje kpr. Mnich.
Romek udzielał pomocy poszkodowanym pomimo bólu i własnych obrażeń do czasu przybycia śmigłowca grupy ewakuacji medycznej MEDAVAC. – O jego heroizmie czy bohaterstwie niech świadczy również fakt, iż po przybyciu śmigłowca MEDAVAC Romek ustąpił miejsca mniej poszkodowanym od siebie kolegom. Pozostał do końca z plutonem. – z wyraźnym wzruszeniem w głosie relacjonuje dalej kpr. Mnich.
Po powrocie do bazy, kiedy opadły emocje i przestała działać adrenalina okazało się, iż Romek również odczuwa dolegliwości i jest poszkodowany. Uszkodzeniu uległa stopa i kolano jednej z jego nóg. Romek dołączył do pozostałych poszkodowanych w szpitalu polowym w bazie Ghazni. – Choć chciał szybko powrócić do służby do kolegów z pododdziału to nie zgodzili się na to lekarze. – mówi dalej kpr. Mnich.
Kontuzja Romka okazała się być na tyle poważna, że wglądów medycznych został zmuszony powrócić do Polski gdzie w chwili obecnej oczekuje na operacje kolana.
Jednak pomimo tego, Romek cały czas ma kontakt telefoniczny ze swymi kolegami, z 1kzmot ZB A. Nieustannie powtarza o chęci powrotu na afgańską ziemię i choć zdaje sobie sprawę, że nie będzie to możliwe zbyt szybko to ma nadzieję, iż stanie się to zaraz po zakończeniu leczenia i rehabilitacji.
***
Tekst: kpt. Artur Pinkowski
Zdjęcia: Archiwum PSZ