Dnia 10.03.2014 r. po długich cierpieniach zmarł Pan Jan Wróblewski, Msza Święta odbędzie się w czwartek 13.03.2014 r. od godz. 13.30 w kościele św. Mikołaja w Hrubieszowie. Pan Jan znał Hrubieszów, ludzi i hrubieszowskie wydarzenia, jak mało, kto. Działacz sportowy, kibic, baczny obserwator wydarzeń sportowych, kulturalnych, politycznych, infrastruktury i wielu innych, wspaniały gawędziarz i życzliwy człowiek.
Wróblewski Jan
Urodził się 29 09 1924 r. w Hrubieszowie, jako syn Józefa i Anny,
żona Stanisława, dzieci Zofia, Jerzy, Danuta;
Przed II wojną mieszkał na ul Partyzantów 16
a od wielu lat w blokowisku ABC.
Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 2 w Hrubieszowie (nl wf Włodzimierz Charkowski), na lekcjach wychowania fizycznego, grali w piłkę nożną, dwa ognie, palanta, biegali, siatkówkę. Następnie absolwent Technikum Łączności w Lublinie i z tej racji był wieloletnim pracownikiem hrubieszowskiej poczty.
Przed II wojną światową i w trakcie, (pomimo, że był zakaz) w piłkę nożną grał z kolegami, (m.in. Waszczukowie, Józef Kopeć, Jan Bereza) na łąkach nad Huczwą (tu gdzie ogródki Działkowe poniżej ul. Wodnej, za mostem Chełmskim), w siatkówkę k/Bożnicy, (tam gdzie obecnie Urząd Skarbowy czy Urząd Gminy Hrubieszów). Kibicował hrubieszowskiemu Strzelcowi, widział członków Sokoła we wspaniałych strojach, obserwował biegi przełajowe rozgrywane na Targowicy, gdzie brylował Leon Duławski, a niedaleko za nim dobiegał m.in. mój stryj Eugeniusz Kitliński (właśnie, dopiero od p. Jana dowiedziałem się, że mój stryj był dobrym sportowcem, ponieważ nigdy się nie chwalił), był obserwatorem zawodów hippicznych 2psk, widział piękne łodzie Ligi Morskiej pływające po hrubieszowskiej śluzie, ale i różne manifestacje.
W czasie II wojny p. Jan sprzedawał papierosy, gilzy itp., W 1941 z łapanki wywieźli Go do Cottbus w Niemczech i tam pracował na lotnisku, pod koniec października 1943 r. uciekł do Rumunii, tam złapali go Rosjanie na początku 1944 r. i wywieźli do Charkowa, po przesłuchaniach został wcielony do Armii Czerwonej, został ranny pod Kowlem, został przewieziony do szpitala do Kijowa. Ze szpitala poszedł do II Armii Wojska Polskiego, przeszedł chrzest bojowy pod Sandomierzem, pokonał Wisłę. Walczył na terenach Niemiec, pod Fors został ranny, (po których pozostały ślady), wylądował w szpitalu w Częstochowie. Zdemobilizowany w październiku 1945 r. Początkowo zamieszkał we Wrocławiu. W 1946 r. wrócił do Hrubieszowa. I na początek był piekarzem w Jednostce Wojskowej.
Kibicował ówczesnemu AKS Hrubieszów, aby z kolei zostać członkiem zarządu Grom Hrubieszów w 1948 r., następnie Związkowca Hrubieszów. Był przewodniczącym Komisji Rewizyjnej Ogniwa Hrubieszów. Działacz Sparty Hrubieszów. Sekretarz Zarządu w Unii Hrubieszów (1964/1965), Przewodniczący Komisji Rewizyjnej w latach 1966/67, 1968/69 i 1978/82, członek Komisji Rewizyjnej 1983/84, 1985/87, 1990/1991. Za działalność sportową był wielokrotnie nagradzany odznaczeniami, dyplomami i innymi wyróżnieniami.
Jedno mogę powiedzieć, że Pana Jana znałem od wielu, wielu lat, ponieważ będąc już na emeryturze przychodził prawie codziennie na stadion i obserwował treningi różnych sekcji, a szczególnie piłki nożnej. Sportowców znał na pamięć i jak kogoś nie widział parę dni na treningu, to już się dopytywał, co się z tą osobą dzieje. Pamiętam, jak dowiedział się, że zrezygnowałem z roli szkoleniowca, to przeżywał i wielokrotnie namawiał mnie, aby wrócić. Potem Pan Jan korzystając z laseczki spacerował po ukochanym Hrubieszowie, który znał szczegółowo i jego przeobrażenia. W czasie relaksu przysiadywał na ławeczce w parku przy B. Prusie, tocząc wiele rozmów z wieloma osobami, które nigdy nie omijały Go obojętnie i opowiadał, opowiadał, opowiadał. I ja wielokrotnie specjalnie przychodziłem do parku w celu pozyskania wielu wiadomości, ponieważ wiedziałem tam p. Jan powinien być i najczęściej był, i uzupełniał mi wiedzę o Hrubieszowie przedwojennym, powojennym i lat późniejszych, oraz ludziach, wydarzeniach. Szkoda, że Jego wiedza o Małej (a tak wielkiej dla lokalnych patriotów) Ojczyźnie, nie została w lepszy sposób wykorzystana.
No cóż, nic nie jest wieczne i nasze Życie również, Pan Jan przeżył prawie 90 lat, widocznie zasłużył na to, ale zawsze myśli się mógłby jeszcze. Dla mnie p. Jan był człowiekiem przesympatycznym, wrażliwym, życzliwym, chętnym do dzielenia się swoją wiedzą i aż nie mogę uwierzyć, że jak przyjdzie Maj, będę w parku przy Prusie, rozejrzę się i … i Pana Jana nie będzie, czy to możliwe?
Panie Janie,
Piewco o umiłowanym Hrubieszowie,
Nadzwyczajny sympatyku hrubieszowskiego sportu
i innych codziennych oraz niecodziennych
hrubieszowskich wydarzeń.
Spoczywaj w Spokoju,
Będę pamiętał!
Marek Ambroży Kitliński (mak)