Reportaż „SĄ SZLACHETNI LUDZIE – JEST SZLACHETNA PACZKA” Sylwii Nizio, uczennicy Zespołu Szkół nr 1 w Hrubieszowie został doceniony podczas IV edycji konkursu „Reportaż 2014”, który cyklicznie organizowany jest przez II LO im. Marii Konopnickiej w Zamościu.
Hasło tegorocznej edycji brzmiało: „Świat pod lupą”. Organizatorzy otrzymali 35 prac literackich i 4 fotoreportaże z naszego regionu.
15 kwietnia odbył się finał konkursu. Rozdanie nagród poprzedzono rozmową z p. Wojciechem Lembrykiem, który jest uznanym i wielokrotnie nagradzanym fotografem, a tutaj był jednym z jurorów komisji.
Pani Beata Chmura – dyrektor II LO podkreśliła wartość uważnej obserwacji świata i ludzi, która przełożyła się na interesujące prace uczniów.
Ilością zgłoszonych prac oraz ich wysokim poziomem byli zaskoczeni jurorzy: p. Agnieszka Szykuła-Żygawska – redaktor naczelna Zamojskiego Kwartalnika Kulturalnego, p. Andrzej Pogudz – prezes Zamojskiego Towarzystwa Fotograficznego, p. Łukasz Kot – dziennikarz Katolickiego Radia Zamość, p. Mateusz Sawczuk – redaktor naczelny gazety akademickiej Skafander oraz p. Joanna Brzezińska-Łyś, p. Agnieszka Gomułka i p. Joanna Kawala – nauczyciele poloniści.
Podziękowanie za udział otrzymał Szymon Śleboda, który również wziął udział w konkursie, a także nauczyciel języka polskiego – opiekun literacki prac.
Po zakończonym spotkaniu można było zadać pytania członkom komisji dotyczące reportaży konkursowych oraz uzyskać cenne rady, które młodym twórcom przydadzą się w przyszłości.
Serdecznie dziękujemy organizatorom za możliwość uczestnictwa w finale konkursu i gratulujemy ciekawej inicjatywy.
Daniel Buchowiecki /Foto: II LO Zamość / Skafander
Poniżej przedstawiamy wyróżniony tekst.
SĄ SZLACHETNI LUDZIE – JEST SZLACHETNA PACZKA…
Ogólnopolska, szeroko nagłośniona przez media akcja, która niesie pomoc konkretnym ludziom. Dobro, które czasem potrzebuje impulsu, by się obudzić i połączyć wolontariuszy w słusznym celu. Cierpienie i smutek zamienione w radość i łzy szczęścia. Po prostu – SZLACHETNA PACZKA…
Historia pewnej miłości
Pani Teresa ma ponad 40 lat. Samotnie wychowuje troje wspaniałych dzieci: Anię, Maćka i Damiana. Jej mąż po przeszło 20 latach małżeństwa pozostawił rodzinę i wybrał… inną kobietę. A było tak pięknie…
Mniej więcej 20 lat temu, w piękny, wakacyjny wieczór w dyskotece, Teresa poznała cudownego i przystojnego chłopca o imieniu Adam. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wkrótce potem zaszła w ciążę, a była w trakcie studiowania ekonomii. Rodzice Teresy bardzo jej pomagali, zresztą jego też. Cieszyli się, że zostaną dziadkami. Kobieta wzięła urlop dziekański na rok. Na jesieni postanowili wziąć ślub, nie ze względu na dziecko, ale na miłość. Mąż wprowadził się do nich. Syna nazwano Damian. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, szczególnie Teresa, gdyż ciąża była zagrożona, ale za wstawiennictwem Matki Boskiej wszystko dobrze się skończyło. W październiku postanowiła wrócić na studia. Jej rodzice pomagali w wychowywaniu i sprawianiu opieki nad synem, a mąż pracował na budowie praktycznie od rana do nocy. W czerwcu okazało się, że znów jest w ciąży. Nie zrezygnowała jednak ze studiów. Profesorowie wyciągnęli do niej rękę, gdyż była bardzo dobrą i uzdolnioną studentką. Na szczęście ta ciąża przebiegała bez komplikacji i stresów.
W lutym urodził się kolejny syn, któremu nadali imię Maciej. Życie tej rodziny przebiegało bez żadnych problemów. Teresa skończyła studia z bardzo dobrymi wynikami i miała dobrze płatną pracę. Dzieci poszły do szkoły, osiągały dobre wyniki w nauce, wygrywały przeróżne konkursy. Nadszedł dzień w którym ojciec Teresy dostał zawału serca i umarł. Wszystkich ogarnął smutek, ich życie wyglądało już inaczej. Nie było już radości. Po ponad 10 latach małżeństwa zjawił się w ich rodzinie mały cud, córka Ania, której tak bardzo pragnęła Teresa. Po kilku latach życie z Adamem przestało się układać, coś się popsuło. Na domiar złego zachorowała mama Teresy. Diagnoza – rak. Wkrótce umarła. To jeszcze bardziej przygnębiało Teresę. To był początek dramatu. Adam porzucił rodzinę…
Straciła ukochaną prawie wszystko, co cenne – rodziców, pracę i męża. Żyła z dnia na dzień…
Nadszedł czas na zmiany…
Był pochmurny, jesienny dzień, a jednak w tym smutnym dniu stało się coś niesamowitego. Do drzwi Teresy ktoś zapukał. Okazało się, że było to dwoje młodych ludzi. Przedstawili się i powiedzieli, że są wolontariuszami Szlachetnej Paczki. Teresa nie miała zielonego pojęcia, co to takiego jest i w jakim celu przyszli właśnie do niej. Wolontariusze wszystko wyjaśnili i odpowiedzieli na nurtujące samotną matkę pytania. Jak się okazało, przyszli z pomocą.
Po wywiadzie z rodziną który jest konieczny i stanowi część procedury, młodzi wolontariusze bez chwili zastanowienia włączyli rodzinę do projektu Szlachetnej Paczki. Były osobiste wyznania i nadzieje. Kobieta potrzebowała z kimś porozmawiać…Teresa, po tym spotkaniu nabrała jakby więcej siły i pozytywnej energii, mimo, że wolontariusze nie obiecali jeszcze pewnej pomocy.
Wizyta Św. Mikołaja…
Minęło kilka tygodni. Kobieta zapomniała o wizycie młodych ludzi. W mroźny, grudniowy dzień, dzieci Teresy, będąc na dworze zauważyły dwa nadjeżdżające samochody oraz dużego busa. Nie wiedziały, co się dzieje. Zawołały swoją mamę, aby to zobaczyła. Jak się okazało, byli to wolontariusze Szlachetnej Paczki z niespodzianką. Powiedzieli, że do rodzinki przyjechał „św. Mikołaj z prezentami”… Teresa nie kryła łez wzruszenia. Dzieci wraz z wolontariuszami i kierowcami wniosły dary do domu. Całe mieszkanie zostało zastawione tym, czego brakowało Teresie i na co wskazała w ankiecie – były to meble kuchenne, pralka. W paczkach było też bardzo dużo ubrań, butów, żywności i środków chemicznych. Każda otwierana paczka powodowała nieopisaną radość i łzy szczęścia. Znalazł się tam też list od Darczyńcy. Matka odczytała go. Tym razem płakali już wszyscy… Rodzina postanowiła odpisać na list i przekazać Darczyńcy kartkę z życzeniami świątecznymi, które zostały mu przekazane przez wolontariuszy. Następnego dnia do Teresy zadzwonił telefon. Została zaproszona do Urzędu Gminy na spotkanie w sprawie pracy. Po bardzo długich, żmudnych poszukiwaniach w końcu się udało i otrzymała pracę w dziale księgowości. Była bardzo zadowolona, że los do niej się uśmiechnął i to jak w bajce – przed Świętami Bożego Narodzenia.
Pomoc uzależnia…
Wiem, że takich rodzin jest tysiące. Pewnie nie wszystkim od razu można pomóc. Jednak nie można też stać z założonym rękami, zastanawiając się przy tym, czego jeszcze mi brakuje… Pamiętajmy, że obok nas są biedni ludzie, którym możemy pomóc. Przede wszystkim pomagamy też sobie – mówi wolontariusz – czujemy się lepsi, bardziej potrzebni. To naprawdę wspaniałe uczucie!
Ja to już wiem, ale zechcę sprawdzić znowu za rok… – dodaje drugi.
Tekst: Sylwia Nizio