22 listopada 2024

Magda Hajkiewicz rywalizowała w Finale Ligi Runmageddonu

Hrubieszowianka Magda Hajkiewicz studiująca dietetykę w Warszawie i wykazująca wielką aktywność w tym kierunku popartą wielkimi wyzwaniami wysiłkowo-sprawnościowymi ostatnio rywalizowała w Finale Ligi Runmageddonu, jak jej poszło sięgnąłem do jej bogatego portalu internetowego.

Reklamy

 

Magdalena Hajkiewicz:

 

To był bieg na miarę prawdziwego Finału Ligi Runmageddonu! Mnóstwo przeszkód, niełatwy teren, zaostrzone zasady rywalizacji i atmosfera, która zagrzewała do walki. Pomimo tego, że był to bieg aż o 14 km krótszy od Runmageddon Hardcore (24 km), dla mnie było to zdecydowanie najtrudniejsze 10 km mojego życia.

Reklamy


ZŁOŚLIWOŚĆ RZECZY MARTWYCH… I BŁOTA

W niedzielnym biegu miałam przyjemność wystartować w serii „elite”, która jednocześnie była I Mistrzostwami Polski Biegów Przeszkodowych. Regulamin tej serii zakładał, że żadna uczestniczka nie może otrzymać pomocy od mężczyzn biorących udział w biegu, ani kobiet startujących w innych seriach. W serii „elite” startowało nas tylko 26, stąd już od samego początku liczyłam się z ryzykiem samotnego biegu. O ile pierwszych kilka przeszkód pokonywałyśmy wspólnie, o tyle na 2 kilometrze ze wspólnej rywalizacji wykluczyło mnie błoto

Reklamy

Wszystko zaczęło się od tego, że dwa tygodnie wcześniej podczas Runmageddon Hardcore, straciłam dwa paznokcie u stóp. Z tego powodu nie mogłam założyć swoich jedynych i sprawdzonych, na tego typu biegach, butów. Obuwie, które miałam na sobie na finale, tak ogromną ilość błota widziało po raz pierwszy w swoim biegowym „życiu”. Niestety buty przyzwyczajone do łatwiejszych powierzchni nie polubiły się z błotem, co wyszło na jaw już na samym początku biegu. W pierwszych 2 km trasy przyszło nam zmierzyć się z bardzo gęstym i kleistym błotem, które wciągało stopy i wcale nie chciało ich tak łatwo oddać… Pech sprawił, że ofiarami błota stały się moje buty, które ugrzęzły gdzieś na dnie czarnej mazi. Odnalezienie ich, pokonanie całego odcinka w samych skarpetkach (w końcu założenie ich z powrotem nie miało żadnego sensu), a następnie włożenie ich na oblepione błotem skarpetki sprawiło, że zostałam sama na polu walki. Od tej pory żaden uczestnik biegu nie mógł udzielić mi pomocy na żadnej przeszkodzie. No, ale takie życie


SAMOTNY BIEG

Początek biegu nie należał niestety do najbardziej udanych, co też odbiło się na moim samopoczuciu i motywacji, a właściwie na jej braku. Nie pocieszyła mnie również jedna z kolejnych przeszkód, jaką była strzelnica- niestety brak umiejętności strzelania musiał zostać zrekompensowany karną serią burpees. Z pomocą przyszli jednak inni uczestnicy biegu, a także wolontariusze, którzy nie pozwolili zwątpić w swoje siły i podnieśli na duchu- ludzie, jesteście naprawdę wspaniali! Wiarę w pokonanie całej trasy przywróciły mi również 4 ścianki, które po raz pierwszy pokonałam w 100% samodzielnie. Pomyślałam, więc że chyba nie jest jeszcze ze mną aż tak źle

Dalsza trasa prowadziła przez dużą ilość bagien, podstępnie wykopanych dołków, odrobinę lasu i wody. Przeszkody były rozstawione naprawdę gęsto, co dało się wyraźnie odczuć na drugi dzień w każdym możliwym mięśniu mojego ciała. Ogromne ukłony w stronę wolontariuszy i organizatorów, którzy zafundowali uczestnikom zdecydowanie najtrudniejszy, najbardziej wymagający, ale i najszczęśliwszy bieg w życiu! Szczególnie hardcorowy był ostatni odcinek trasy, gdzie odległość między przeszkodami była tak „duża”, że nie zdążyłabym nawet przeliterować swojego nazwiska


PODSUMOWUJĄC

To był mój pierwszy Finał Ligi Runmageddonu, dlatego po raz pierwszy w życiu biegłam po błocie w skarpetkach, po raz pierwszy przeżyłam prawdziwy maraton burpees’ów, po raz pierwszy siedziałam przez 30 sekund w lodówce, po raz pierwszy samodzielnie pokonałam równoważnię i 4 ścianki, a także po raz wspięłam się na większość przeszkód bez lęku wysokości (z jednym wyjątkiem Indiana Jones :D).  Pomimo kiepskiego początku i słabego czasu, będę wspominać ten bieg z uśmiechem na ustach, bo był to zdecydowanie maraton „pierwszych razów”, dzięki którym uświadomiłam sobie jak wiele jeszcze pracy przede mną. Ten bieg ciężko opisać słowami- ten bieg trzeba było po prostu przeżyć!


Polecam:

http://www.wiem-co-jem.pl/

 


Opracował – mak