25 listopada 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 30 „Bitwa pod Kiesią” – 7 I 1601 roku i „Bitwa pod Kokenhauzen” – 8 X 1601

Nieznany fragment polskiej historii z pierwszych miesięcy XVII wieku, który dotyczy pierwszych konfliktów polsko – szwedzkich. Od tego czasu trwały wojny na północnym teatrze tzw. wojny o Inflanty, czyli o ziemie, które dzisiaj wchodzą w skład Łotwy i Estonii. Będziemy rozmawiać o bitwie, która odbyła się na samym początku 1601 roku, kiedy w tamtym regionie zimy bywały długie i często srogie. Jednak taka pogoda nie zatrzymała obcych wojsk, które z nakazu księcia Sudermańskiego rozpoczynały podboje okolicznych ziem. Jeszcze jedno, gdzie dzisiaj leży Kiesia, bo warto dla wiedzy współczesnych warto zlokalizować tę miejscowość.

Reklamy

 

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 30

„Bitwa pod Kiesią” – 7 I 1601 roku.

Reklamy

451 lat temu!

 

Jak wygląda sytuacja na przyszłym froncie zanim dojdzie do walk?

Reklamy

 

            Kampania rozpoczęła się już w 1599 roku, gdy Szwedzi zdobyli Narwę w Estonii. Sama wojna według dokumentów trwała w latach 1600 – 1611 i miała swoją nazwę łacińską, (Dominium Maris Baltici). Karol Sudermański wylądował z 10 tys. Szwedów, zdobyto Tarnawę, Fellin i 6 I 1601 roku Dorpat. Następnego dnia w 3 tys. żołnierzy niespodziewanie zaatakowano Polaków i Litwinów, którzy dowodzeni przez płk Macieja Dembińskiego pomimo zaskoczenia stanęli w ordynku i sami przeszli do ataku. Dzisiaj Kiesia (Wenden) nazywa się Cēsis i należy do Łotwy.

 

O jakich wojskach mówimy, gdy rozpoczyna się bitwa?

 

            Już trwała walka, gdy nadciągnął wojewoda wendeński Jerzy Farensbach, a razem było tego wojska ledwie 700 żołnierzy, w tym 300 husarzy. Tak to nie pomyłka, jeśli chodzi o siły polsko – litewskie. Naprzeciw Szwedów stanęło tylko 7 setek zaprawionych wojaków po naszej stronie. Jak to się ma do wielkich bitew, które malowałem i opowiadałem wcześniej. Wróg zastosował karakol (to zachodni sposób walki), który polegał na szeregowym strzelaniu z broni palnej, później szereg odjeżdżał do tyłu, wtedy strzelał następny i tak bez przerwy, aż doszło do użycia broni białej, czyli walki rapierami. Naprzeciw stanęła jazda polska, a jej szybka szarża, potem krótkie, a także krwawe starcie i Szwedzi rzucają się do ucieczki przez małą rzekę, która nazywała się Gania. Pod ciężarem jazdy szwedzkiej załamał się lód i wielu rajtarów razem z końmi poszła na dno.

 

Szwedzka kawaleria przestała istnieć, a co stało się z piechotą, która została na placu?

 

            O ile wiem, szwedzcy piechurzy nie chcieli się poddać, walczyli do ostatka i zostali w następstwie oporu wybici do nogi. Straty ponieśli ogromne – 19000 zabitych i rannych, 100 jeńców, a także wszystkie działa (Trzeba przyznać, że takie bohaterstwo i walka do końca rzadko miała miejsce i należy tym żołnierzom przyznać wielkie pochwały). Jak myślisz ilu po naszej stronie zginęło żołnierzy w trakcie walki, bo czasami bitwy rządzą się jakiś niezwykłymi prawami, gdzie sens starcia jest niezrozumiały z wielu różnych powodów. Otóż w tej bitwie Polacy i Litwini mieli 10 zabitych i 60 rannych. Jest to tak niezwykłe, Że aż się wierzyć nie chce.

            Dość często w naszych dziejach nie wykorzystywano jednak owoców zwycięstwa, idąc natychmiast za ciosem. Tak też stało się i w tym przypadku. Obóz wojsk koronnych pod Kiesią opustoszał, a żołnierze rozbiegli się po okolicznych wsiach, często grabiąc je doszczętnie.

 

Jak mieszkańcy reagowali na gwałty, które wyrządzały wojska koronne, czy były tego jakieś następstwa?

 

            Już wiosną 1600 roku Estonia uznała władzę Karola Sudermańskiego a po polsko – litewskich grabieżach (nie opłacane wojsko) mieszkańcy Inflant czuli coraz większą sympatię właśnie do Szwedów, którzy w tym czasie jeszcze nie odbierali mieszkańcom dobytku, a nawet starali się być obrońcami miejscowej ludności.

            Zimą 1601 roku wojska szwedzkie Karola IX zdobyły Valmierę dochodząc aż do Dźwiny. Kolejnym etapem miało być oblężenie Kokenhausen. Miałem te dwie bitwy przedstawić w osobnych odcinkach, ale po namyśle postanowiłem, że i drugą bitwę pokażę razem, zwłaszcza, że drugi obraz jest niewielki i dwa osobne wydarzenia tworzą zamkniętą historię walk daleko na północy, które wybrałem z roku 1601.

 

O ile pamiętam początek roku i wieku jest pierwszym kontaktem wojennym między wojskami Rzeczypospolitej, a Szwecją?

 

            Owszem, lądujące siły szwedzkie, miały 10 tys. żołnierzy, które później wzrastają o dodatkowe 4 tys. Oprócz przewagi wroga, następuje pierwsze w historii naszych państw starcie z husarią, która przez 50 lat  wywoływać będzie strach i niemoc wszystkich członków u żołnierzy z północy. Samo pojawienie się husarii na polu bitwy będzie traumą dla wielu Skandynawów, która swoim wyglądem paraliżuje poczynania wroga.

            Dopiero czasy „Potopu” zmienią owe nastawienie, a to dlatego, że reformy w wojsku szwedzkim umożliwią w bardziej racjonalny sposób pokonywanie polskiej jazdy, ale tylko wtedy, kiedy była ona źle dowodzona.

            Na razie mamy 1601 rok, pierwsze porażki Szwedów zaczynają odgrywać w ich mentalności duży niepokój na widok gotującej się do ataku husarii. Każda kolejna szarża jazdy polskiej nie tylko miażdży i roznosi na swej drodze oddziały kawalerii szwedzkiej, ale i regimenty piechoty, które nie są w stanie stawiać dłuższego oporu.

 

Czy są efekty działań w praktyce, czy wojenne kontakty na polu bitwy da się jakoś porównać?

 

            Jak najbardziej, po bitwie, w której zdobyto wszystkie sztandary szwedzkie, nie ulega wątpliwości, że padły łupem walecznych ludzi, których należy wymienić. Jeśli nie po imieniu, to zgodnie z ówczesną modą, która sławiła cały oddział, czyli chorągiew. Warto, więc o tym przypomnieć i uczynić dobry przykład dla potomności, aby wiedzieli, jakich mieli przodków:

 

– Chorągiew husarska Wincentego Woyny zdobyła 3 sztandary szwedzkie

– Chorągiew husarska Ludwika Wejhera – 3 sztandary

– Chorągiew husarska Wawrzyńca Rudomino – 1 sztandar

– Chorągiew kozacka Szczęsnego Niewiarowskiego – 1 sztandar

 

Także rtm Krzysztof Dorohostajski złożył 2 sztandary szwedzkie, rtm Ostafij Tyszkiewicz (3 zdobyte sztandary), a potem prezentował wszystkie na sejmie w Wilnie domagając się nagrody dla wszystkich żołnierzy.

 

Co dalej się dzieje w Warszawie na królewskim dworze?

 

            Król Zygmunt III Waza, a także sejm warszawski uchwalił dnia 12 III 1600 roku inkoporację Estonii, czyli przejęcie tych ziem w skład Rzeczypospolitej.

            Jednak wiosną 1600 roku Estonia uznaje władzę K. Sudermańskiego, co natychmiast potęguje jeszcze bardziej następne konflikty i działania zbrojne. U Szwedów np. służą Finowie, z których tworzono oddziały jazdy, a jak zapowiadano wszystkim, niezwykle walecznej. Jak to będzie wyglądało w rzeczywistości jeszcze usłyszymy i zobaczymy.

            Dowódca, wojewoda wileński Jerzy Farensbach ma tylko 4-5 tys. żołnierzy, którym wszystkiego brakuje i mimo czterokrotnej przewagi Szwedów rozbija nieprzyjaciół. W dwóch bitwach, gdzie o wygranej decyduje szarża jazdy polsko – litewskiej.

 

Co widzimy na obrazie pod Kiesią? Czy przedstawiona sytuacja odnosi się do konkretnej akcji bitewnej jakie mają miejsce?

 

             Są to przedmieścia, czyli pierwsze domy już po rozbiciu rajtarów szwedzkich przez husarzy, kiedy inne chorągwie dopadły piechotę wroga. Przedstawiam w obrazie towarzystwo dwóch chorągwi, które po rozbiciu szyku regimentu piechoty roznosi na szablach resztki obrońców. Mimo klęski żołnierze jak wszyscy wspominali bronią się bohatersko do końca, co widać nawet po wyższym rangą oficerze szwedzkim w bogatym stroju, który z dziwnym spokojem patrzy na śmierć swoich podkomendnych.

            Na przedzie pędzi rotmistrz husarski, którego znak widać dopiero dalej. Z prawej strony doświadczony rotmistrz Ostafij Tyszkiewicz, który także prowadzi brać szlachecką ubrane w szuby podbite futrem. Widać, że pomimo śniegu konie w galopie tratują wszystkich na swojej drodze. W tle widoczny sztandar szwedzki, błękitny z żółtym krzyżem, który za moment wpadnie w polskie ręce. Dalej wśród chałup trwa dobijanie obrońców i branie w niewolę tych. Którzy chcą się poddać. Trzeba przyznać i oddać honor Szwedom, że nawet rozbici bronią się pojedynczo, nie zważając często na śmierć i rany. Inaczej to wygląda niż pod Kircholmem 4 lata później, kiedy kilka tysięcy żołnierzy skandynawskich będzie uciekało w przerażeniu przed polsko – litewskim wojskiem dowodzonych przez hetmana Jana K. Chodkiewicza.

 

Nie pierwszy raz doceniasz odwagę naszych nieprzyjaciół na polach bitew?

 

            To „Panorama – Grunwald 1410” tego mnie nauczyła, kiedy zacząłem analizować bez uprzedzeń walkę rycerzy z prawie całej Europy. Dla kogoś może wydawać się dziwne, że mówię o tym teraz. Ale dlaczego na Boga, mam nie doceniać wszystkich innych żołnierzy, którzy wykonywali swój obowiązek i po tamtej stronie w sposób normalny, ale zarazem  honorowy. Kiedyś wszystkie szkoły wojskowe uczyły podobnych zasad. Dlatego wiemy, że za wytrwałość i męstwo w boju niemiecki generał salutował mjr Sucharskiemu na Westerplatte, gdy ten na czele swoich żołnierzy szedł do niewoli. Dlatego też w panoramie bitwy pod Grunwaldem doceniłem dla potomnych szlachetność rycerzy według kodeksu po obu stronach, żeby pozbyć się pijarowskiego fałszu, który może jeszcze ukryty drzemać, jak do niedawna, codziennie nam wpajano o wrogości zachodu, a przyjaźni ze wschodu do nas Polaków. Po latach okazało się jak ta przyjaźń wyglądała z tamtej strony, kiedy przez kilkadziesiąt lat ukrywano olbrzymie zbrodnie popełnione na narodzie polskim przed, podczas i po zakończeniu wojny.

            Już od dość dawna malując bitwy zachowuję pewną czystość przekazu całkowicie dzisiaj wolną od nakazów z okresu zimnej wojny. Nawet, gdy malowałem dzikich Tatarów, którzy przez kilka wieków napadali na polskie kresy i którzy byli, są i będą inni w moich obrazach. W większości więc nie podobni do filmowych, których stu wyglądało tak samo, jakby z jednego odlewu. Wszyscy zaś traktowali ich i z całą powagą, że taki widok przez kilkadziesiąt był prawdziwy, a to przecież wielka nieprawda.

           Dotyczy to zwłaszcza okresu bitwy grunwaldzkiej, gdzie będą zgodnie z wiedzą ubrani i uzbrojeni. W ten sposób oddam im hołd, za to, że bili się także po naszej stronie w 1768-1771 czy w 1792 roku, że utworzyli szwadron gwardii przy boku Napoleona, także za walki z bolszewikami w latach1919 – 1920. Służyli też w wojsku polskim II Rzeczpospolitej aż do października 1939 roku.  Jak widzisz szlachetność mniejszości narodowych broniących naszej wolności ma różne oblicza, trzeba tylko odważnie przedstawiać takich żołnierzy w sztuce. Cykl „chwała Bohaterom” oprócz walki pokazuje ową wielokulturowość w naszych dziejach i w moich obrazach.

 

            Mamy przed sobą drugi obraz, bitwy, która odbyła się w połowie października tego samego roku. Podobnie jak pod Kiesią, tak i tutaj pogoniono nieźle Szwedów, którzy ufni w przewagę własnych wojsk, sądzili, że łatwo sobie z nami poradzą.

 

Co zobaczymy w drugim obrazie?

 

 „Bitwa pod Kokenhauzen” – 8 X 1601

 

            Postarałem się już na początku przedstawić atak husarii, która roznosi w strzępy regiment z Upsali, dobrze wyekspediowany i bardzo liczny. Jednak po szarży idzie w rozsypkę tracąc sporo ludzi. Widzimy pikinierów, którzy giną w walce, nie lepszy czeka muszkieterów. Z boku doskoczył towarzysz pancerny atakując oficera.

            Daleko na niewielkim wzniesieniu hetman Krzysztof Radziwiłł „Piorun” dysponując 2900 jazdy, 300 piechurów, 9 dział stanął do bitwy przeciwko armii szwedzkiej Carla Carlssona Gyllenhielma, która liczyła 5 tys. żołnierzy (4 tys. jazdy, 900 piechoty i 17 dział). Wojsko zostało rozstawione w taki sposób. W środku piechota mająca z tyłu działa, po bokach jazda w dwóch rzutach. Szerokość frontu wynosiła 600 m, więc nie było mowy o manewrowaniu. Z jednej strony lasy i bagna z drugiej rzeka Dźwina.

            Najpierw ufni w przewagę uderzyli Szwedzi, dokładniej jazda fińska, którą łatwo odparto. Następuje kontratak polskiej husarii dowodzonej przez Krzysztofa Dorohostajskiego, która przesądza o starciu. Uderzenie z flanki rozbija pierwszy rzut rajtarów, reszta rzuciła się do ucieczki. To działo się na lewym skrzydle, natomiast na prawym Szwedzi przeważają na tyle, że Polacy muszą się cofać. Krzysztof Radziwiłł (syn hetmana) na czele pułku uderza na te oddziały i przełamuje je, powodując rejteradę pozostałych.

            Za to w środku za kozłami hiszpańskimi broni się twardo piechota, dopiero polska artyleria rozbija owe przeszkody, po czym husaria masakruje piechurów, których nic już nie zasłania. Bitwa kończy się około godziny 14. Ginie 2 tys. Szwedów. Polacy i Litwini tracą od 100 do 200 ludzi. Dowódca szwedzki obciążył załogę Kokenhauzen za nie udzielenie pomocy wojskom w polu, czyli w trakcie bitwy załoga powinna dokonać wypadu z miasta.

            Oczywiście wróg nie docenił chyba talentów naszych dowódców, którzy zablokowali Szwedów w mieście oddziałem 500 piechoty litewskiej z ośmiu armatami, którymi dowodził Otton Denhoff.

 

Co potem nastąpiło, chyba znasz działania dwóch stron?

 

            Dobre pytanie, jeszcze tego samego dnia 1800 żołnierzy z załogi miasta poddaje się, część jeńców zginęła z rąk zwycięskich żołnierzy, którzy jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – dali plamę. Potem zdobyto Kieś, pod którą na początku roku miała miejsce bitwa. Zmarnowano jednak owoce całej kampanii, nieopłacone wojsko opuściła szeregi, kłótnie pomiędzy Radziwiłłem i Chodkiewiczem doprowadziły do redukcji wojsk (1400 żołnierzy). Doszły jeszcze choroby, które zdziesiątkowały pozostałych ludzi. Tak to wspaniałe zwycięstwa były marnotrawione bez jakiejkolwiek racji.

 

Czy w taki razie możemy uznać, że mówimy także o bohaterach?

 

            Oczywiście, Karol Chodkiewicz, dwóch Radziwiłłów, K. Dorohostayski czy Piotr Stabrowski oraz wielu innych zasłużyło swoją odwagą i mądrością na miano „Bohaterów polskich”, którym należy wystawić jak najlepszą opinię. Jak później potoczą się ich losy, to już inna sprawa. Teraz za dwie bitwy powinni otrzymać medale wojenne od Rzeczpospolitej i nagrody, bo to dobrzy dowódcy. Jakby było mało, jeszcze Jan Zamoyski zdobył 19 XII Wolmar.

            W naszej historii oprócz głośnego Kircholmu inne działania zostały zapomniane, pewnie z uwagi na odległość i mniejsze zainteresowanie braci szlacheckiej, która zupełnie inaczej traktowała sprawy na wschodzie czy południu, tam upatrując główne zagrożenia. Dziwnym trafem wojny o Inflanty nie leżały na sercu tak bardzo, jak choćby wojny z Turkami czy najazdami tatarskimi lub kampanie z Moskwą, która po zjednoczeniu swoich ziem pchała się w nasze granice od początku.

 

Wkraczamy w Nowy Rok 2016, który dla Ciebie powinien być wyjątkowym, a to z racji 50-lecia Twojego malarstwa historycznego, kultywowania tradycji niepodległościowych i ciągłego przedstawiania polskich bohaterów, których tak wielu w życiu namalowałeś.        Można by długo wyliczać prawdziwe zasługi na tym polu odpowiedzialnej przecież sztuki, która powinna też wychowywać, jednak często niezrozumiała poszła swoją drogą, a Ty swoją. Czy tak właśnie jest lub było?

 

            Widzisz, tak się składa, że maluję tyle lat ile liczy w historii nasze drugie 1000-lecie. To bardzo znamienna okoliczność, że obie daty tak się zgrały. A w ogóle, to był łaskawy okres dla mnie, że udało się mimo wielu trudności stworzyć tyle prac, które uczą i przypominają o historii narodu polskiego. Malowałem i obserwowałem otaczający mnie świat, konfrontując dość często z wartościami  dawnych czasów, z których słynęli bohaterowie moich obrazów. Przede wszystkim czytałem, mój Boże, ile to tysięcy przeczytałem w życiu książek?  Ile tysięcy ich kupiłem dla przyjemności patrzenia na nie i korzystania z ich zawartości, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. To piękny świat, który razem z malarstwem i pełen przygód z historią, które towarzyszyły mi przez dziesiątki lat. Dzisiaj wliczając w mój dorobek twórczy prace związane z panoramą „Grunwaldu” okazuje się, że ponad 1100 prac różnego typu i przeznaczenia powstało w tym czasie, nie licząc tysięcy rysunków i szkiców czy grafik, które w tym czasie wykonałem. A ile było podróży do różnych miejsc, które później swoimi wydarzeniami z historii owocowały nowymi obrazami.

 

Może odsłonisz przed nami, jakie w tym roku odwiedzimy pola chwały, na których żołnierze nasi zdobywali nieśmiertelną sławę?

 

            Tak, trzeba ogólnie zainteresować przyszłych i obecnych sympatyków i miłośników historii gdzie będziemy, a będą to miejsca z racji jubileuszu wyjątkowe. Z pobieżnej relacji mogę z czystym sercem zapowiedzieć, że będę relacjonował dawne wydarzenia z różnych części Europy i nie tylko. Odwiedzimy trzy razy Polskę, na Łotwie będziemy dwa razy, raz we Francji, Austrii, na Litwie, także w Rosji, trafimy do też do ulubionej Hiszpanii. Zatrzymamy się w Czechach i na Białorusi. W odcinku specjalnym odwiedzimy Bliski Wschód i Jerozolimę, jadąc szlakiem kilku wypraw krzyżowych.

            Zaś z gen. Bonaparte znajdziemy się w Egipcie podczas pamiętnej wyprawy z 1798 roku. To tyle, ktoś inny może powiedzieć, że aż tyle, ja mogę dodać, że będzie to bezpłatny rajd z wieloma bohaterami.

            Wrócę do Twojego poprzedniego pytania o moim roku wyjątkowym, jaki będzie czas pokaże, nie będę przedwcześnie rozważał różnych wariantów, jedynie chciałbym, żeby wystawa w rodzinnym mieście w 2016 roku z okazji 50-lecia była nie gorsza niż ta, kiedy świętowałem swoje 45-lecie pracy twórczej.

            Prezentujemy pierwszy odcinek tego roku z cyklu „Chwała Bohaterom’, który po latach będzie jednym z dowodów istnienia w rodzinnym mieście mojej pracy nad bardzo trudną dziedziną malarstwa, jaką jest sztuka batalistyczna, której korzenie sięgają średniowiecza, a nawet jeszcze wcześniej. Zatem już od stycznia 2016 roku rozpoczął się mój jubileusz z okazji półwiecza mojej twórczości o przesławnych dziejach i szlachetnych obrońcach naszych granic, którzy nie pozwalali  nikomu szargać bezkarnie polskiego honoru. Przyjaciele i znajomi podczas spotkań mogą nie czekając na wernisaż składać mi  życzenia.

 

Dane o prezentowanych obrazach:

 

1. „Bitwa pod Kiesią” – 7 I 1601 roku; ol. pł. 70,5×118 cm, (1998), nr inw. 538

2. „Bitwa pod Kokenhauzen” – 8 x 1601; ol. pł. 55,5×10,5 cm (2000) nr inw. 603

3. „Rajtar szwedzki”; ol. pł. 38,5 x 33,5 cm (1990) nr inw. 335

4. „Na północy”; ol. pł. 27 x 30 cm (1993) nr inw. 421

5. „Szarża chorągwi pancernej na Szwedów”; ol. pł. 64,5 x11,5 cm (1994) nr inw. 437

 

 

Zdjęcia: Zofia i Stanisław E. Bodes

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński




Czytaj również – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 26 „Komarów1920”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, część 27 „Cudnów 1660”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 28

„Chocim” – 1673

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 29

„Somosierra – 1808


itd. do pierwszego numeru


Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne cześć 6: Tatarskie najazdy „Bar – krwawa kolęda” 1666 r.

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne cześć 7 – „Korpus Ochrony Pogranicza” –  Pamięci Kresów Wschodnich

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 8 „Lipsk – Bitwa Narodów” 16 – 19 X 1813 roku

 

itd. do pierwszego numeru