Był 26 dzień stycznia 2020 roku niedziela, kiedy wieczorową porą zadzwonił do mnie Ernest Krusiewicz z zapytaniem, czy może przywieźć sowę, bo jadąc ze swoją małżonką samochodem, mieli czołowe zderzenie z puchaczką…
Wyglądało to groźnie, bowiem sowa się nie ruszała i wszystko wskazywało na to, że nie jest z nią dobrze.
Oczywiście, że się zgodziłam, no jak by nie, skoro wszelkie ptactwo darzę wielką miłością.
Gdy ją przywieźli do mnie, to dałam jej na imię Zuzanna. Wyciągnęliśmy ją z pudełka i bardzo się zmartwiliśmy, bo była bardzo zaspana i wszystko wskazywało na to, że ma chore nogi, pazurki były podwinięte i cały czas leżała. Obejrzeliśmy ją z każdej strony, ale na szczęście nie było widać krwi i nóżki miała całe.
I kiedy tak patrzyliśmy na nią bardzo zmartwieni, to w pewnym momencie Zuzanna się zerwała i zaczęła fruwać po moim pokoju. Na początku usiadła na komodzie i przyglądała się w lustrze, potem pofrunęła na karnisz i patrzyła na nas z góry.
Poczekaliśmy, aż zaśnie i bezpiecznie umieściliśmy ją w pudełku, gdzie na mięciutkiej tkanince śpi sobie smacznie.
Jutro rano zadzwonię po pana weterynarza Tomasza Ciesielczuka, żeby zbadał ją nasz najlepszy specjalista od zwierząt w gminie Werbkowice. I jeżeli Zuzanna będzie zdrowa, to wypuszczę ją i niech leci do swojego świata.
P.S. Właśnie w tej chwili gotuje się pierś z kurczaka i spróbuję ją nakarmić małym widelczykiem, bo pewnie Zuzia jest głodna, a długa noc przed nami…
Danuta Muzyczka
Fot. Ernest Krusiewicz
Zobacz też:
POWIAT – Moja szalona niedziela z WOŚP
POWIAT – Zimowe ptasie królestwo za Cukrownią Werbkowice