23 grudnia 2024

Rosyjski slang staje się osobnym językiem

Polacy, którzy uczyli się rosyjskiego w szkole mogą się poważnie zdziwić, gdy zechcą wykorzystać swą znajomość języka w praktyce. Za wschodnią granicą językiem literackim nie mówi dziś prawie nikt, a slang młodzieżowy zaczął żyć własnym życiem i powoli wyodrębnia się jako osobny język.

Reklamy

Zaczęło się niewinnie, od wygłupów grupy internautów, którzy około 2005 roku zaczęli pisać teksty na blogach w specyficznym, nieznanym wcześniej slangu. Ta maniera została nazwana przez jej twórców „językiem padonków” lub „olbańskim” czy też „albańskim” (nie mylić z prawdziwym językiem albańskim, z którym ten żargon poza nazwą nie ma nic wspólnego). Polegała ona na stosowaniu się do kilku przewrotnych zasad: przede wszystkim rosyjskie słowa zapisywano fonetycznie, a więc paradoksalnie według zasad zbliżonych do języka białoruskiego. Zamieniano też miejscami spółgłoski dźwięczne na bezdźwięczne, podobnie z samogłoskami – w miejsce Y wstawiano E itp. W efekcie, zamiast słowa prywiet powstawało slangowe prewied, zamiast awtor – afftar itp. To wszystko okraszone było celowym używaniem wyszukanych wulgaryzmów, a także licznymi odniesieniami do seksu i homoseksualizmu oraz wątkami ksenofobicznymi i rasistowskimi.

Początkowo była to po prostu niezrozumiała szerszemu ogółowi maniera pewnego środowiska rosyjskich i białoruskich internautów, na którą nikt „normalny” nie zwracał uwagi. Tak było w latach 2005-2007. Język ten był przejawem młodzieżowego buntu przeciwko wszystkiemu i wszystkim, a zasada była prosta: łamać wszelkie konwenanse, obśmiać wszystko co się da. W pewnym sensie była to forma odreagowania na ponurą autorytarną rzeczywistość Rosji i Białorusi – skoro „świat dorosłych” jest tak brutalny, a na wolność i demokrację nie ma co liczyć, trzeba po prostu przyjąć postawę negacji wszystkiego, sprowadzenia życia do absurdu. Stąd ten specyficzny kod językowy, który początkowo nie tylko nie był rozumiany przez osoby w wieku 40+, ale też szokował – zwłaszcza jego nasycenie wulgaryzmami, ksenofobią, homofobią i rasizmem.

Reklamy

Z czasem jednak „język padonków” trafił pod strzechy, slang przestał być jedynie żargonem młodych internautów. Tę specyficzną manierę w wirusowy sposób przejmowali również starsi i ustatkowani Rosjanie czy Białorusini. Zaczęło się od znanych dziennikarzy i blogerów, dzięki którym slang „padonków” szybko się upowszechnił. Przestały szokować również wulgaryzmy i rasistowskie czy ksenofobiczne odniesienia, gdyż w kontekście „języka padonków” straciły one swoją pierwotną funkcję. Nic dziwnego – gdy człowiek kulturalny incydentalnie powie „k…” czy „j..ć”, może to szokować lub przynajmniej zostanie uznane za nieprzyzwoite. Gdy takie niecenzuralne słowa leją się non stop, pełniąc funkcję pewnego kodu slangowego, stają się czymś naturalnym i pozbawionym wulgarnego zabarwienia. Z podobnym zjawiskiem (oczywiście w o wiele mniejszej skali) mamy do czynienia w Polsce ze słowem „zajebiście”, które jeszcze kilka lat temu było wulgarne, a dziś straciło już ten pierwotny wydźwięk i stało się po prostu synonimem słowa „fajnie”.

Co ciekawe, „mowa padonków” stała się bardzo popularna również na Białorusi i Zachodniej Ukrainie, także wśród zaciekłych ukraińskich nacjonalistów, którzy domagają się wyrugowania języka rosyjskiego z ukraińskiej rzeczywistości. Taki paradoks – w tym żargonie nie mówią tak chętnie ukraińskojęzyczni mieszkańcy dwujęzycznego Kijowa czy centralnej i wschodniej Ukrainie, za to „patriotyczni” do bólu lwowiacy – jak najbardziej. Oczywiście w zachodnioukraińskim wydaniu „mowa padonków” wygląda nieco inaczej. Lwowiacy mówią (a zwłaszcza piszą) niby po ukraińsku, ale co trzecie słowo wstawiając słowo rosyjskie, celowo zapisane fonetycznie według zasad ukraińskiego alfabetu. Takie niby przedrzeźnianie Rosjan – a w efekcie wygląda to tak, jakby lwowiacy mówili po prostu surżykiem (mieszanką języka rosyjskiego i ukraińskiego) i stopniowo się rusyfikowali.

Reklamy

Ta obecność „mowy padonków” w języku ukraińskim i białoruskim wyjaśnia fakt, dlaczego autor tych słów w ogóle opisuje ten temat, chociaż równocześnie deklaruje nieznajomość języka rosyjskiego, co jest oczywiście zgodne z prawdą. Może to trudno zrozumieć, ale jedno drugiego nie wyklucza. Rosyjski (czy raczej poradziecki) slang młodzieżowy tak bardzo się spopularyzował, że zaczął żyć własnym życiem, przekroczył granice i dziś de facto stał się osobnym językiem. Tak więc można go znać, nie znając wcale języka literackiego – zwłaszcza jeśli przebywa się wśród młodzieży. Tym bardziej, że „mowa padonków” rozwija się zupełnie nietypowo jak na slang czy żargon – mimo pozornego niedbalstwa i łamania zasad, język ten jest jak najbardziej skodyfikowany i rządzi się ściśle określonymi prawidłami. To nie jest tak, że sobie niedbale mówimy po rosyjsku, rzucając w tym czy innym miejscu wulgaryzmami – wbrew pozorom trzeba dokładnie wiedzieć, w jaki sposób zamienić słowo literackie na slangowe i jakich słów niecenzuralnych użyć.

Osoby zainteresowane tematem mogą o tych wszystkich zasadach „języka padonków” i o genezie jego powstania przeczytać w ebooku „Podręcznik rosyjskiego slangu i popkultury”, dostępnym w księgarni internetowej Wydaje.pl. Jak dotąd jest to jedyna na polskim rynku księgarsko-ebookowym publikacja, opisująca to nowe i ciekawe zjawisko. Dziwić może jedynie, że tego typu publikację wydała osoba, która deklaruje, że wcale się Rosją nie interesuje i nawet nie zna rosyjskiego języka literackiego. Zjawisko „mowy padonków, czyli olbańskiej mowy” całkowicie umknęło natomiast uwadze całej rzeszy polskich rusycystów i analityków prestiżowych wschodoznawczych think tanków, co po raz kolejny pokazuje, jak bardzo nasze elity są dalekie od przyziemnej rzeczywistości.

Jedno jest pewne: w Rosji, a tym bardziej wśród rosyjskojęzycznych Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów nikt nie mówi tak, jak tego uczą w polskich szkołach na lekcjach rosyjskiego. Dlatego zasadnym wydaje się po prostu uczenie się „mowy padonków” tak, jak uczy się osobnego języka. Na portalu „Port Europa” powstał nawet bezpłatny internetowy kurs rosyjskiego slangu, na który można się zapisać pod adresem www.porteuropa.eu/rosyjski Z takiego kursu w pierwszym rzędzie powinni skorzystać polscy rusycyści oraz analitycy zajmujący się Rosją – w innym przypadku może się okazać, że uczniowie lepiej znają język rosyjskiej ulicy, niż nauczyciele. A taka sytuacja jest czymś, czego każdy pedagog chciałby uniknąć.


źródło: porteuropa.eu