17 czerwca 2013r. w Gminnej Bibliotece Publicznej w Werbkowicach odbyło się rozstrzygnięcie I Powiatowego Konkursu Literackiego im. Stanisława Buczyńskiego, którego tematem stała się „Bukolika”.
Konkurs miał na celu nawiązywać do najlepszych tradycji literackich przez wybór gatunku poetyckiego tj. bukoliki oraz rozbudzać zainteresowanie urokami wsi polskiej oraz promować talenty.
Warto przypomnieć, że bukolika (sielanka, ekologa) – to utwór, który przedstawia uroki życia wiejskiego w sposób nierzadko wyidealizowany. Świadomie kreuje taki obraz natury, w której człowiek jest naprawdę szczęśliwy. Tło cudownych i sielskich krajobrazów staje się okazją do snucia refleksji o losie ludzkim, miłości oraz wolności od komercjalizacji życia.
Komisja w składzie: p. Bożena Fornek, p. Marzena Muzyczuk i p. Daniel Buchowiecki, przyznała nagrody następującym uczestnikom konkursu:
I nagrodę – Pani Annie Wandzie Góra z Gozdowa za utwór „Wspomnienie”
II nagrodę – Pani Małgorzacie Skowron z Hrubieszowa za utwór „Jest takie miejsce”
III nagrodę – Panu Kazimierzowi Dejerowi z Hrebennego za utwór „Współczesna pastereczka”
IV nagrodę – Pani Zofii Dydzie z Werbkowic za utwór „Piękno Werbkowickiej Ziemi”.
Jako jurorzy i organizatorzy raz jeszcze serdecznie dziękujemy wszystkim Państwo za udział, doceniamy Wasz trud i zaangażowanie, a przede wszystkim chęć podzielenia się swoimi refleksjami i odkrycie części duszy. Mamy nadzieję na podobne spotkanie za rok.
Konkurs organizowany jest w ramach realizacji operacji pt. Tworzenie i upowszechnianie lokalnej twórczości artystycznej w ramach działania 413 Wdrażanie lokalnych strategii rozwoju dla małych projektów, tj. operacji, które nie odpowiadają warunkom przyznania pomocy w ramach Osi 3 ale przyczyniają się do osiągnięcia celów tej osi objętego PROW 2007 – 2013.
Biblioteka Publiczna w Werbkowicach / D. Buchowiecki
Oto nadesłane utwory:
Wspomnienie / Kośba… – Anna Wanda Góra
Zapach pól nadbużańskich mgłą spowitych siwą…
Rośne trawy przetkane kaczeńcem złocistym…
I echo nadhuczwiańskich najpiękniejszych śpiewów,
które płyną polami nad krajem ojczystym…
Dźwięk kosy dopieszczanej do błysku osełką,
która w dłoni ojcowej po ostrzu śmigała…
I radość najprawdziwsza na twarzy kosiarza,
gdy ziaren pełne kłosy – ziemia mu dawała.
Żniwiarz dłonią pobożnie znak kryza uczynił
nad niwą pełna złota, ziarnem przetykaną…
Pot perlisty starł z czoła, nisko się pokłonił
i z namaszczeniem kosę w obie dłonie ujął…
Cichusieńko się kładły równiutkie pokosy,
z poszumem śpiewnym nisko – do nóg się chyliły,
a On – krokiem dostojnym – jak w świętej procesji –
z sercem miłości pełnym – pole swe przemierzał…
Każdą piędź ziemi Ojców znał na pamięć prawie…
I każdy oddech pola czuł – jak tchnienie dziecka…
On ją orał, obsiewał złotym chlebnym ziarnem…
Teraz się ziemia rodna odwdzięcza pokarmem.
Szczęśliwy – spojrzał w górę – na niebo wysokie…
Dzięki – cicho wyszeptał – i dalej ciął zboże,
które cudnie pachniało świeżuteńkim chlebem…
Dzięki Ci, Boże…
Zielone Święta / Procesje
Zapachniało tatarakiem – wspomnienie jak rzeka
przyczaiło się cichutko… Czeka…
Brzozy – młode panny w bieli – stanęły w orszaku
obok kwiatów i barwinków, obok tataraku,
co jak dywan czarodziejski, wonny i pachnący
aromatem słodkim wabi wszystkich przechodzących.
Obok – wieńce barwinkowe – gałązki splątane,
zieleń ciemna, listki lśniące, jak lakierowane.
Już wężowe sploty wieńców kolumny objęły,
jeszcze ręce pracowite kwiaty weń wetknęły.
I ożyły martwe mury zielenią przybrane.
W szybach złotem się odbiły słońca malowane…
I wysypał się lud boży – procesja ruszyła…
Dzwony dzwonią, śpiew się wznosi, tradycja ożyła.
Sypią się z koszyczków kwiatki między tataraki.
Z całej siły wydzwaniają przejęte chłopaki.
I dostojnie w dłoniach Księdza monstrancja przepływa.
Ze strażackich hełmów poblask pod baldachim spływa.
Wstążki… Kwiaty… Zapach… Śpiewy…
Chłopcy i dziewczęta…
Radość wielka bije w niebo –
To Zielone Święta.
***
Jest takie miejsce – Małgorzata Skowron
Jest takie miejsce
Gdzie wolniej płynie czas
Lico poranka
Czaruje wdziękiem nas
Gdzie szeptem liści
Przemawia senny gaj
Perli się rosa w trawach
I bzami pachnie maj
Jest takie miejsce
Gdzie lipy miodny smak
Warkocze pszenic
Przeplata polny mak
Do okna izby
Zagląda malwy pąk
Wiatr świeżą woń z pól niesie
I rozkwieconych łąk
Jest takie miejsce
Gdzie na gałęziach drzew
W zieleni zawisł
Szczebiotny ptaków śpiew
Puszystą bielą
Wiśniowy kwitnie sad
Radosny promyk słońca
Zagląda w oczy chat
Jest takie miejsce
Gdzie złoty brokat gwiazd
Sypie się nocą
Wprost do bocianich gniazd
W kuchni na stole
Brzemienny mlekiem dzban
W pachnący chlebny bochen
Zebrany zboża łan
Jest takie miejsce
Jak z niezwykłego snu
Wracają myśli
I serce wraca tu
To moja wioska
Rodzinny dom tu śpi
W pamięci pozostanie
Do końca moich dni
***
Współczesna pastereczka – Kazimierz Jan Dejer
Na horyzoncie słońce gorące
Rozświetla jeszcze krąg spory,
Z oddali słychać dwa głosy drżące,
Nabożne, niby nieszpory:
Czemu wciąż płaczesz pasterko młoda?
Dlaczego ciągle ronisz łzy?
Posłuchaj lepiej jak szemrze woda!
Poczuj jak w maju pachną bzy!
Dlaczego w oknie miła nie stoisz
I czemu nie wyglądasz mnie?
Czy dla innego pięknie się stroisz,
Czy mej miłości boisz się?
Twojej miłości ja się nie boję
I tylko Ciebie w sercu mam!
A w oknie miły, dzisiaj, nie stoję
Bo o urodę swoją dbam!
Jakże ja mogę stać w okieneczku,
Gdy opryskami cuchnie świat!
Pewnie bym padła mój kochaneczku,
Tak jak bez wody pada kwiat!
Więc zamiast wdychać woń herbicydów,
Wolę oglądać seriale,
A mimo żalu i krztyny wstydu,
Mogę wyglądać niedbale!
Szklanym ekranem świat rzeczywisty
Zamienił w wirtualny raj
I choć na chwilę zjawi się czysty,
Pachnący, chociaż sztuczny maj!
Przy oknach bardzo zamkniętych szczelnie
Będę o szczęściu marzyła,
Albo czasami, trochę bezczelnie,
Marzenia w wódce topiła!
Nie płacz ma miła, bo serce pęka
I pomóc sobie szybko daj,
Bo twoje łzy to moja udręka,
Nie płacz bo kończy się już maj.
Przeciwgazowe maski kupiłem,
Tobie i sobie, czyli dwie,
Chociaż trucizną świat pokropiłem,
Na randkę dzisiaj porwę cię!
Podaj mi rękę, dziewczyno miła,
Niczego się nie obawiaj!
Godzina szczęścia już nam wybiła,
Dłużej się nie zastawiaj!
Pójdę, ach pójdę, chłopcze mój miły,
Chociaż zlęknionam, strwożonam!
Kochaj mnie, kochaj z calutkiej siły,
Kochaj mnie póki nie skonam!
A kiedy dusza umknie do nieba,
To epitafium takie daj:
Tym szczątkom ludzkim już nic nie trzeba,
Bo zabił je zatruty maj!!!
Tutaj
Choćbyś przemierzył świat prawie cały,
Choćbyś go obszedł wzdłuż i wszerz,
Tutaj odnajdziesz krajobraz miły
Oraz matczyny, pierwszy wiersz.
Tutaj przypomnisz sobie znów ręce
Po brzegi troski, miłości
I choćbyś żalu miał jak najwięcej,
Uśmiech na twarzy zagości.
Tutaj się słowik rano obudzi,
Wieczorem uśpi żabi chór,
Wokół napotkasz zwyczajnych ludzi,
Którzy otoczą cię jak mur.
Szlachetnych serc otoczony murem,
Na nowo dzieckiem zapragniesz być.
Z powrotem, rano oraz wieczorem,
Zechcesz wśród zielonych żyć.
Zatęskni dusza do łąk kwiecistych,
Do traw zielonych rano i nocą,
Do drzew wysokich i do wód czystych,
W których, jak w lustrach, gwiazdy migoczą.
Tutaj zapragniesz zostać na wieki,
Gdzie wszystko proste i miłe,
Gdzie człowiek naprawdę jest człowiekiem
I nikt nie kocha na siłę.
***
Piękno Werbkowickiej Ziemi – Zofia Dyda
Wieś – moje korzenie
pochylam się nad nią
gdy słońce jutrzenką wschodzi
w krajobrazie sadów otulonych mgłami,
skowronek śpiew na promyku zawiesza,
bociani klekot rozbrzmiewa
w łąkowych kaczeńcach i rumiankach,
puszyste drzewa wiśni,
nabrzmiały czerwienią owoców,
akacja zwolna się kołysze
białymi dzbanuszkami potrząsa.
Na wieży starego kościółka
sygnaturka na mszę zaprasza,
biegnę miedzą zaroślami pachnącą
gdzie kłosi się łan,
błogosławiona Ziemia
jest matką warzyw i kwiatów
zapachem upaja
i raduje ludzkie serca.
Tu ojcowska chata malwami płonie
tu mowy polskiej wypłynął strumień,
rolnicze ręce przez wieki
w trudzie zbierają plony
tworzą światło nadziei,
na kolanach kontemplują
miłość i piękno tej Ziemi,
wywołują energię
co rozświetla mroki.
Kocham cię Ziemio – świątynio pokory
zielona nadziejo kiełkującego ziarna,
co chlebem dojrzewa
w kokardach maków i róż.
Ileż w tobie zamkniętych treści,
szeptem życiodajnym się otwierasz,
nasze prochy przyjmujesz w ramiona i chronisz.
W tobie moja radość i trud,
w tobie moje istnienie
i za to kocham cię!
Pójdziemy razem
Pójdziemy razem na łąkę
popatrzeć na strumyk szumiący
jak kwiaty rozwijają kielichy
i ryby cieszą się w słońcu.
Pójdziemy do lasu
brzęk pszczółek usłyszeć
jak pachnie tam lipa
i dawne ścieżki policzyć.
Pójdziemy na pole
obejrzeć czerwone maki
i fioletowe kąkole, gdzie romantycznie szumią
wysokie topole.
Pójdziemy zliczyć wiatry
i srebrne krople rosy
upajać się pięknem świata
i podziwiać ociężałe złote kłosy.
Pójdziemy do parku
na ławeczce przysiąść,
by wśród bzów i jaśminów
czule o naszym życiu
małżeńskim i rodzinnym powspominać.
Było ono piękne i czyste
jak zdrój żywej wody
gdzie wzajemny trud, radość i szacunek
dodawał mu szczęścia i urody.
***
Zagląda w oczy chat
Jest takie miejsce
Gdzie złoty brokat gwiazd
Sypie się nocą
Wprost do bocianich gniazd
W kuchni na stole
Brzemienny mlekiem dzban
W pachnący chlebny bochen
Zebrany zboża łan
***
Zielone sny – Lili Buczyńska
I
Wygrzewają się w słońcu
zielone
śliskie
i śliczne
żaby majowe
kochajcie ludzie żabięta
chór żabi
wtóruje tatarakom
i Zielone Święta
nadjeżdżają drabiniastym wozem
na nim tataraki
gałązki młode
słońce usadowiło się też dumnie
a przy zapadłej studni
żaby podjęły koncert
wokół łopuchów dzicz
kwitną spóźnione bzy
a ja w zielonej sukni
proszę
pobłogosław Panie Zielone Święta
tataraki… łopuchy… żaby…
Rozumie dobry Bóg
Co roku kwitną kasztany i bzy
I te żaby wieczorami tak tańcują
dziękuję Ci Panie
za zielone sny…
niech trwają
Wiejskie preludium
II
gdyby nie było zielonych żab
kto rechotałby
w maju nad wodą
zieloną w cieniu i słońcu
jasną
przejrzystą
czystą
na szczęście są żaby zielone
jeszcze
i dobrze się czują nad wodą
ja z nimi
gdy żabia trwa muzyka
robię się cicha
i dziękuję Bogu
że mogę jeszcze
usłyszeć żaby nad zieloną wodą
***
Kawałek nieba – Barbara Kryszczuk
Tamta łąka pod lasem
to kawałek nieba na ziemi,
wystarczy zanurzyć się po pachy
w jej zieloności
jak w szmaragdowym morzu,
gdy powódź kwiatów
wiatr wzbiera to opada.
Rozprzestrzenia się perfumeria łąki.
Cudownie jest tam leżeć
stawiać z nosa wieżę i patrzeć wysoko,
gdzie niebieskie migdały.
Bogini kwiatów
otwiera
serduszka, dzwonki, kielichy, płatki
i już rozpościera się
dywan
królewskim kolorem tkany.
Święty spokój tu zamieszkał,
że płochliwość zająca
zasnęła błogo w swojej niszy,
a trele i kląskania ptaków
sprowadzają swawolę piskląt do gniazd,
łania wita w raju swoje dzieci, gdzie
bażant wystrojony jak ptak rajski,
a bąk buczy melodię żarłoka
i tylko słońce jak koń rozkosznie
tarza się po łące.
Misterium natury trwa.
Od zapachu kwiatów
myśli i marzenia motylkami fruwają,
gdzie raj na ziemi krótko trwa
wystarczy wstać i
otrzepać
pył zamyśleń…
Trzeba było orać
Trzeba było ciężko orać
i sercem patrzeć na pole,
by dzień jutrzejszy był ze słońcem
a chleb powszedni był na stole.
Trzeba było orać ziemię,
już od dziecka zaprzysiąc jej wierność,
by stała się jak ołtarz święty,
na którym chleb się rodzi.
Trzeba było orać z mozołem,
w wierszach swoich iść pod wiatr,
by chłopskim uporem
mieć los godny szacunku.
Trzeba było orać z uporem,
by poruszyć skiby sumienia
tym na trybunach władzy,
którym z wysoka nie widać krzywdy.
Chłopski poeta wierzy
w posłannictwo poezji.
***
Rodzinny dom – Janina Czyrka
Ach, Ziemio Alojzowska, Ziemio
Jakież wspomnienia w tobie drzemią
Od lat dziecinnych goszczę u ciebie
I powiem, czuję się jak w niebie
Ten dom rodzinny, że tak stary
Sprawiał, że czułam jakieś czary
Pod oknem sofka stara stała
Po trudach ojca kołysała
Ojca, którego dłonie całe bruzdą
Jak pługiem były zorane
Piecyk z duchówką, piec kaflowy
I matki chlebuś – ten razowy
W izbie podłogą ziemio byłaś
Pięknie na święta się stroiłaś
Ty stara lipo , już posiwiałaś
Wszystkie marzenia me spisałaś?
Miodem pachniałaś i zielenią
Oj, twoje kwiaty od wieków cenią!
Ku polu wąska dróżka biegła
Ona granicy naszej strzegła
I łany zboża poświęcone
W chabry, kąkole przystrojone
Niewielka łączka gdzieś w oddali
Ta, to się kwieciem swoim chwali
Stokrotki, fiołki kaczeńców moc
Woń polnych kwiatów się rozlewa
Swoją melodię nucą drzewa
I świergot ptaszków im wtóruje
Ach! Jak się tutaj dobrze czuję
Ziemio
Ziemio – ty matko rodzicielko !
W ramionach swoich tulisz mnie
Ty jesteś przecież taka wielka
– Ale wybrałaś właśnie mnie
Wielbię cię ziemio od zarania
Od swych najmłodszych dziecięcych lat
Lubiłam patrzeć, gdyś zaorana
Dawała z siebie życia kwiat
Ziemio, ty matko żywicielko
W ramionach swoich tulisz mnie
Ty jesteś przecież taka wielka
– Ale wybrałaś właśnie mnie
Dzięki ci Ziemio, za ten chleb
Bez niego przecież żyć się nie da
Lecz czy wystarczy chleba wszystkim?
Przecież na świecie wciąż jest bieda?
Ziemio, ty matko pocieszycielko
W ramionach swoich tulisz mnie
Ty jesteś przecież taka wielka
– Ale wybrałaś właśnie mnie
Dzięki ci Ziemio, za te chwile
Choć już u kresu byłam sił
Kiedy patrzyłam na twe życie
Serce wołało i ty żyj
Żyję więc ziemio, najpłomienniej
Tak tylko z tobą mogę żyć
Kiedy o świcie na ciebie patrzę
Serce mi mocniej zaczyna bić
***
Pachnące tęsknoty – Wiesława Nawrocka
Zaczarowany świat
Magiczna śliczna wieś
Z mnóstwem wszelakich barw
Tu wolniej płynie czas
Czy maj unosi szelest liści ?
I zapach tęsknoty i bzu
Ja miód czuję wszędzie
Czerwiec się szczyci zielem
I cząbrem wysuszonym
Ukradkiem chowa się gdzieś
Przed deszczem
Ławeczka tęskni przed domem
Za gościem znużonym po dniu
Maciejka, lewkonia nos zachwyca
Czy pachnie nasza wieś ?
Lipa dobra i uprzejma
Cieniem swym wabi gdy żar
Podparty na łokciach człek
Co do pracy zbyt dojrzały
Snuje opowieści treść
We własne zasłuchany myśli
A może młodość się przyśni
I uśmiech sercu bliski
Czy można tęsknić za pięknem ?
Wrześniowym dymem z ogniska
Pieczonym ziemniakiem smacznym
Zapachem owoców smakowitych
W koszyku z wiklin złotych
Czy można zapach zapisać ?
Na liściu, we włosach
W dźwięku i w ciszy
Trudne i niemożliwe
Bo miłość i zapach
Po prostu się czuje
Czy to rozumiesz ?
Czy jest Ci bliski ?
Zachwyt
Porwani zachwytem
Ukłony ku kwiatom
Słonecznym pędzlem radośnie
Co dzień malowanym skrycie
– Składamy
Pagórkom pszenicznym
Płaszczem zmiennym ubrane
Co dumną piersią czarnoziemu
Szczycą się – niecodzienną
Serce trzepoce się w uniesieniu
Na pszczeli brzęk pracowity
Nektarem mleczu, jabłoni, czeremchy
brzemienne – ku ulom mkną
Świergoty ptaków o cudzie tym
Bogu i ludziom opowiadają
Nie mogąc w pełni wszystkiego
Wyrazić – świergotem
Codziennie do tego wracają
Deszczem i rosą
Pracowitości potem
Ta ziemia zroszona
Miłosnym uściskiem oczu
Otulona –ze czcią
Jakże nie mówić Ci gościu
– Przemiły
Słowiczym trelem o tajemnicy
Wsi Polskiej i Naszej
Zazdrośnie strzeżonej
Od brzęczących much
Dymem jałowca i mgły cichutkiej
I skromnej obraz dopełnię
Aby Cię zwabić na piękna lep
Ekranem Świata
Ta nasza wieś ukochana
Bieluchną brzozą
– Przeplatana
***
Maciej Buczyński
I
Pod baldachimem nieba
w ciężkim
ołowianym powietrzu
Cisza splątała się z bogactwem pola
Dążyłem ku rozkrzyczanym kaczeńcom
stojącym po szyję w wodzie
Zanurzyłem ręce w soczystą zieleń
Liczyłem motyle
Ostatnim pociągnięciem pędzla
wprowadzałem poprawki w ich barwach
Pobiegnę polną drogą
wzbijając w górę wiejski kurz
Nad stawem
Gdzie co wieczora słychać żabi chór
Wierzbom staruchom pokłonię się w pas
W oczach zatańczy zboża łan
Rozwiązałem worek i wypuściłem
Klekot bociani
Wysypałem nasiona będą pożywieniem
ptaków i ludzi
Mrużyłem oczy
Patrzyłem na opaloną słońca twarz
Byłem szczęśliwy
II
Kiedy mi smutno źle
A w oczach łzy
Wtedy uciekam w zieleń łąk i pól
I tam spowiadam się obłokom
Pod ramię biorę gruszy cień
Z zającem toczę spór
że zjadł mi czterolistną koniczynkę
A szczęście było blisko tak
Na miedzy pośród traw
Całuję polny chwast
Kocham bezdomnych koników polnych
granie
Zapach koniczyn słodki
Kocham pisklęta w gniazdach
Otulam ich sercem
Daję im ciepło mych dłoni