Prowokacja znowu się udała, nawet antyglobaliści nie byli potrzebni. Bogaty scenariusz został zrealizowany punkt po punkcie. Policjanci z przebierańcami prowadzili najpierw grę wstępną przy pomocy bogatego arsenału petard. Później nastąpiło tradycyjne podpalenie tęczy, która wcale nie była na drodze maszerujących, była natomiast w scenariuszu programu kabaretowego, który właśnie leciał w TVP z teatru w Tarnowie.
Stała się też okazją do odważnego wystąpienia HGW przed kamerami telewizyjnymi zapowiadającej odbudowę tego ważnego strategicznie obiektu.
Nową atrakcją tegorocznego Marszu Niepodległości stał się pozorowany atak na Ambasadę Rosyjską. Policja zablokowała ulicę z obu stron i kazała się ludziom rozejść. Było raczej straszno niż śmieszno, bo jak tu się rozejść będąc w pułapce? Na szczęście nie chodziło o pałowanie demonstrantów, a o cyrk przed ambasadą, żeby postraszyć cały świat polskimi nacjonalistami.
Wszystko później skomentował złotousty Bartłomiej obwiniając tradycyjnie PiS, który w warszawskim Marszu Niepodległości nie brał udziału, ale mógł przecież, no nie?
Ja w tym Marszu nie tylko mogłam, ale wzięłam udział i tak sobie myślę, że prowokatorów można było wyłowić. Wyróżniali się na trzy sposoby: nosili kominiarki, rzucali petardy i porozumiewali się wulgarnym językiem. Dla mnie każdy kto używa wulgarnego języka to lewak albo leming.
Małgorzata Todd
P.S. Jako Wasza reporterka z Marszu Niepodległości wyznam jeszcze, że nie widziałam tego o czym donoszą media „głównego ścieku”. Zacytuję natomiast zasłyszane okrzyki: „Cześć i chwała bohaterom”. „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. „Tylko idiota głosuje na Palikota”. „Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika”.
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Owoce zwycięstwa
Występują: Miro i Rychu.
Rychu – Co cię k… sprowadza?
Miro – Też się cieszę, że cię k… widzę.
Rychu – No, to część oficjalną mamy za sobą. Słyszałem, że miałeś jakiś wypadek.
Miro – Ja właśnie w tej sprawie. Katastrofa budowlana.
Rychu – A konkretnie? Trzeba kogoś posadzić?
Miro – Przeciwnie, wycofać zarzuty. To swój człowiek.
Rychu – Dopilnuję żeby ubezpieczenie wyrównało straty z nawiązką.
Miro – Dzięki, ale jest jeszcze coś. Jak pewnie wiesz, Zdzichu ma gigafirmę budowlaną, poprosiłem go więc o remont willi, tej co to kupiłem za długi.
Rychu – Pamiętam. Komornik przecież działał na moje zlecenie. Nie martw się o odwołania dawnego właściciela. Żaden z naszych sędziów nie odważy się rozpatrzyć jego skargi.
Miro – Wiem. Ja nie w tej sprawie. Jak wspomniałem, Zdzichu firmę nadal ma, ale jego podwykonawcy poplajtowali, zatrudnił więc jakichś ludzi ze wschodu i bez kwalifikacji. Jeden z nich spadł z dachu.
Rychu – Zabił się?
Miro – Jeszcze żyje. Jest w tym sprywatyzowanym szpitalu.
Rychu – No, to długo nie pożyje. Sprawa umrze śmiercią naturalną. Ha, ha. Dobre, nie?
Miro – Dobre, ale w tym samym szpitalu jest mój syn. Tak nieszczęśliwie uderzył narzeczoną, że jej wybił tylko ząb, ale sobie zwichnął palec.
Rychu – Trzeba będzie załatwić helikopter, żeby go zawiózł do jakiegoś szpitala jeszcze niesprywatyzowanego.
Miro – Dzięki. Wiesz, tak sobie czasami myślę, czy nie za daleko posunęliśmy się z tym postępem. Bo widzisz, to, że studia są teraz dla tych, których na nie stać, to w porządku, to, że można się na nich nie przemęczać, to też dobrze, bo nasze dzieci muszą mieć przecież coś z życia. Tylko kto będzie nas leczył, budował mosty i takie tam różne?
Rychu – Oj, Miro, ty nie jesteś od myślenia. Zapomniałeś już, że od tego jest partia, przewodnia siła narodu?
Miro – Rzeczywiście. Tak było przecież za czasów dawnego systemu.
Rychu – I całkiem niesłusznie uznanego za miniony.
KURTYNA