W życiu codziennym miewamy wybór między tym co tradycyjne, a tym co postępowe, jednak nie zawsze. Często robią to za nas inni. Dyktatorzy mody, jak to dyktatorzy, wyboru nie pozostawiają i nie chodzi tu wyłącznie o ubrania.
Dawnymi czasy kołdry powlekało się w koperty z wyciętym pośrodku rombem ozdobionym koronką. Prócz estetycznego miały koperty jeszcze walor praktyczny – były znacznie wygodniejsze w użyciu od poszewek. Niestety, najwidoczniej Niemcy, ani Amerykanie nie wpadli na taki pomysł, dlatego nie mamy wyboru, musimy używać paskudnych kolorowych poszew, w jakie dawniej oblegano pierzyny. Tu „postęp” zwyciężył na całej linii.
Postęp można odnotować też w produkcji takich wehikułów jak hulajnogi. Za mojego dzieciństwa było w nich miejsce na dwie nogi, co dawało wygodę zwłaszcza przy jeździe z górki. Teraz druga noga nie ma prawa się zmieścić i musi koniecznie zwisać, co zapewne jest uciążliwe, ale zgodne z nazwą. Hulajnoga dotyczy przecież jednej nogi.
Niekiedy jednak tradycja bierze górę nad postępem. Oto przykład: na większości opakowań z lekarstwami czytamy zalecenie, żeby medykamenty przechowywać w suchym i chłodnym miejscu. Jakie miejsce w mieszkaniu jest najcieplejsze i najwilgotniejsze? Łazienka. Gdzie zatem trzymamy lekarstwa? Tradycyjnie w łazience, oczywiście.
Do następnej soboty. Pozdrawiam
Małgorzata Todd
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Dziennik telewizyjny
Występują: Dziennikarz prowadzący, czyli w skrócie Prowodyr, Reporter.
Prowodyr – Co my tu dziś mamy? Jak zwykle sami eksperci.
Reporter – Nie tacy znowu sami. Każdy jest przecież poprzedzony reportażem.
Prowodyr – Widzę, ale to nie najlepsze materiały. Po co na przykład martwić widzów faktem, że kolej dogorywa. Kto jeździ, ten wie, a kto wybiera inny środek transportu, to mu ta wiedza do niczego niepotrzebna.
Reporter – Mówiłeś, że trzeba zacząć coś niecoś krytykować. Masz materiał o moście za miliony, który się sypie zanim został oddany do użytku.
Prowodyr – Widziałem. Może zostać, tylko waham się czy puścić ten komentarz o tym, że z tą firmą już raz zerwano kontrakt i znowu wygrała przetarg. Śmierdzi korupcją na kilometr.
Reporter – Przesadzasz. Nikt nie skojarzy. Na końcu masz eksperta z tych których lubisz. O wypowiedź poprosiłem mieszkankę z okolicznej wsi.
Prowodyr – Widziałem. Troska o szarego obywatela zawsze się przyda.
Reporter – W następnym materiale masz coś z górnej półki. Wronuś powinien być zadowolony. Nawet nie sypnął się ani razu.
Prowodyr – W tym materiale martwi mnie coś innego. Jest on zaprzeczeniem antysemityzmu.
Reporter – Przesadzasz. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. W końcu kobieta ocaliła wiele żydowskich dzieci narażając życie własne i rodziny.
Prowodyr – Niby tak… A właśnie. Dobrze, że mi przypomniałeś. Profesor się niecierpliwi, że dawno go nie było na wizji.
Reporter – Jaki profesor?
Prowodyr – Jak to jaki? Jest przecież tylko jeden. Mówimy partia – w domyśle Lenin; mówimy profesor – w domyśle Władysław Ba…
Reporter – Oczywiście. Do mnie też się zwracano w tej sprawie. Wykonałem więc dokrętkę. Wynika z niej, że ta kobieta zrobiła tylko to, co do niej należało. Taki był podział ról. On, „Profesor”, w tym czasie produkował lewe dokumenty, nie mniej się narażając. Nie ma na to oczywiście żadnych dokumentów, ale tak jak zwyczajowo jest nazywany „Profesorem”, tak też zwyczajowo nie poddajemy w wątpliwość jego słów.
KURTYNA