22 grudnia 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 5: Bitwa pod Hohenlinden – 3 XII 1800 roku

Dzieje Oręża Polskiego w pracy Stanisława E. Bodesa, to temat bardzo rozległy sięgający wydarzeń z okresu około 1000 lat. Jak w takiej ważnej sprawie nie nadać rozgłosu, czy być obojętnym. Sława i chwała polskich bohaterów oraz przypominanie o tym leży w naszym narodowym interesie. Będziemy informować o wydarzeniach z historii, które wydarzyły się blisko nas, a także nie raz bardzo daleko od granic naszej „Małej Ojczyzny”. Zawsze jednak dawnym żołnierzom i powstańcom polskim chodziło o to samo, czyli o niepodległość kraju. Jak nie było państwa polskiego, to byli jego żołnierze.

Reklamy

Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” – cześć 5:

Stanisław Eugeniusz Bodes

Reklamy

„Bitwa pod Hohenlinden – 3 XII 1800 roku”

 

mak – Więc to już 213 lat?

Reklamy

– Na to wygląda, chociaż 2 miesiące temu byliśmy 603 lata temu pod Koronowem. Takich historycznych wycieczek w czasie jest jeszcze dużo przed nami, zwłaszcza, że cel jest słuszny, a jak wieść dobrze niesie, coraz więcej młodych ludzi zaczyna interesować się literaturą historyczną i to taką, która służy „ku pokrzepieniu serc” i poznaniu ojczystych dziejów. Coraz więcej powstaje różnych grup rekonstrukcji historycznych, które z wielkim zapałem i oddaniem przedstawiają, co roku ważne wydarzenia.

 

Jak będzie w tej odsłonie, gdzie leży Hohenlinden i co się wiąże z tą nazwą, że zasługuje na „Chwałę Bohaterów”?

– Tym razem dotarliśmy do zachodnich Niemiec, to terytorium Bawarii. Bitwa została stoczona pomiędzy francuską „Armią Renu” gen. Jeana Moreau liczącą ponad 60 tys. żołnierzy, a siłami austriackiej armii arcyksięcia Jana i bawarskich oddziałów, które liczyły razem 90 tys. żołnierzy. Cztery dywizje francuskie miały związać główne siły austriackie gen. Jana Kollowratha, a dwie dywizje miały dokonać manewru oskrzydlającego z lewej strony, tam natknęły się na kolumnę gen. Riesscha, która miała ubezpieczać wojska z tego kierunku.

 

Nie widzę związku z Polakami?

– Bardzo ważną rolę w powstrzymaniu lewego skrzydła austriackiego miała właśnie świeżo powstała Legia Naddunajska dowodzona przez gen. Karola Kniaziewicza składająca się z około 5 tys. polskich żołnierzy, której postawiono takie zadanie. Legia powstała na północy Francji, gdy na południu we Włoszech od 4 lat działała „Legia Włoska” gen. Henryka Dąbrowskiego, którą wykorzystywano na wszelkie możliwe sposoby oszukując wszystkich Polaków wyzwoleniem w przyszłości naszego kraju. Na razie domagano się ciągle żołnierzy do walki ze wszystkimi wrogami najpierw rewolucyjnej Francji, a potem przez kolejne przemiany polityczne, aż po cesarstwo, gdy w umowie miała być to tylko i wyłącznie walka z zaborcami, którzy zniewolili polski naród.

 

Smutne to bardzo, tym chętniej pragnę w imieniu swoim i internautów dowiedzieć się o kolejnym mam nadzieję bardzo ważnym dla tradycji oręża polskiego bohaterstwie?

– Nie mylisz się, bohaterstwo to nasz eksportowy towar, a Legia Naddunajska w sile 4800 bagnetów i szabel została odkomenderowana do dyw. Charle’sa Decaen’a i miała znaczący udział w całodziennym boju. Oddziały polskie składały się z kilku pułków piechoty, pułku ułanów, baterii artylerii konnej. Jedynie niepełny IV batalion pozostał w Kehl, reszta bardzo dzielnie i z poświęceniem biła się z Austriakami.

 

Musiała to być ciężka bitwa, tym bardziej, że toczona w zimowych trudnych warunkach?

– Może nie tak ciężka, co trudna, ze względu na śnieg, jednak bardzo zawzięta, bo żołnierz polski chciał się wykazać, jak zawsze od tej walecznej strony. Często jak przychodzi mi odtwarzać sceny bitewne, w których odznaczają się moi rodacy, czuję wtedy jakąś wewnętrzną siłę, która mnie inspiruje do pracy twórczej i która jest powodem mojej dumy, że należę do takiego walecznego narodu, który w przeszłości nie poddawał się nawet wtedy, gdy wymazano Polskę z mapy Europy.

 

Przewaga Austriaków jest widoczna, jak zatem wygląda bitwa?

– Około godz. 5 rano arcyksiążę Ferdynand wyprowadza wojska na pozycje wyjściowe. Jest jeszcze ciemno, mimo to wojska maszerują na spotkanie bez szemrania. Dywizja Richepance’a miała uderzyć na lewe skrzydło austriackie, dowodzone przez gen. Kollowratha, jednak podczas gęstej śnieżycy pomylono kierunki, brygada Droueta będąca na końcu szyku znalazła się na wysuniętej pozycji i musiała przyjąć uderzenie o wiele silniejszego przeciwnika. Były to oddziały austriackie, które miały nawiązać łączność z drugą kolumną austriacką gen. Riesscha. Do bitwy weszła brygada kirasjerów ks. Lichtensteina i regiment jazdy bawarskiej. Owe siły zostały przez Francuzów rozbite, którzy wyszli na tyły nieprzyjaciół. Z rozkazu arcyksięcia Jana, żeby powstrzymać w tym miejscu francuskie wojska, wysłano 3 bataliony węgierskie. Tylko jedna 48 półbrygada grenadierów rozniosła wszystkie te 3 bataliony i dodatkowo jeszcze dwa bataliony bawarskie wysłane na pomoc. Głównodowodzący gen. Jean Moreau rozkazał ogólny atak wszystkich sił, który przyniósł świetne zwycięstwo.

 

Gdzie są Polacy, jak wyglądały ich poczynania na polu walki i czego dokonali?

– W ślad za cofającymi się wrogami wyruszyła dyw. Decaen’a z Legią Naddunajską na skrzydle i z polskimi ułanami na czele. Około godz. 11.00 prawie cała Legia weszła do boju. Warto w tym momencie przytoczyć słowa, którymi gen. Karol Kniaziewicz zagrzewał, zachęcając żołnierzy do wytrwałości w walce

„Żołnierze przyszła nareszcie kolej na nas, by męstwem Polaka zakończyć rozpoczętą walkę lub polec”.

W tej sytuacji polska piechota i kawaleria bardzo dobrze sobie poczynały bijąc kolejne oddziały cesarskie.

 

Widzę na obrazie polskich ułanów, a wiem, że ten rodzaj wojska należy do Twojej ulubionej formacji?

– Żołnierz polski daleko od kraju jeszcze raz nie pożałował swojej krwi, byle tylko przybliżyć w jego mniemaniu dzień powrotu do Ojczyzny. Ponieważ w obrazie jest szarża ułanów Naddunajskiej Legii, to wspomnę o wyczynach jazdy polskiej i niezwykłej brawurze polskiego ułana. Tym bohaterem był ułan Michał Pawlikowski z 3 szwadronu, lat 23 mający. W gęstej mgle i padającym śniegu razem z przypadkowo spotkanym francuskim strzelcem konnym Gobeufem z VI regimentu natknęli się pod lasem na kompanię piechoty austriackiej. Pokrzykując po polsku i francusku niby do innych żołnierzy zdezorientowali całkowicie przeciwnika. Na dodatek nasz ułan doskoczył do kapitana, którego trzepnął lancą, a także zranił porucznika, po tym incydencie razem wzięli do niewoli kompanię piechoty w sile, co najmniej 57 żołnierzy, którzy rzucili broń.

 

No tak, to rzeczywiście wielki wyczyn, czy nagrodzono, chociaż tego ułana?

– Oczywiście, że nagrodzono i zaraz o tym opowiem. Jednak wcześniej muszę opisać o tym wydarzeniu, gdy szaser z ułanem konno prowadzili prawie 60, amoże 70 ludzi bezbronnych, chłopów na schwał, a przecież wystarczyło dwóch czy czterech, żeby tych śmiałków ściągnąć z koni i uwolnić się z niewoli. Żołnierze francuscy i koledzy ułana zbiegali się zewsząd, żeby tylko taki powrót z tłumem jeńców zobaczyć. Śmiechom i kpinom z Austriaków nie było końca. Jednak propaganda faktu sobie, a prawda była taka, że gdyby wśród żołnierzy tej kompanii nie było polskich rekrutów, to taki czyn mógłby się prawdopodobnie skończyć inaczej.

 

I co dalej, wciąż czekam na epilog w tej sprawie.

– Prowadząc jeńców spotkali po drodze gen. Decaen’a, który po usłyszeniu raportu chciał od razu mianować Polaka oficerem, polski ułan grzecznie odmówił, nie zgodził się także na kiesę pełną luidorów. Gen. Decaen zapisał w notesie dane ułana do nominacji na sierżanta i broni honorowej, to karabinek honorowy inkrustowany srebrem i dodatek do żołdu. To jeszcze nie koniec, polscy ułani wdarli się głęboko na tyły przeciwnika biorąc do niewoli 35 jeńców, 7 dział i liczne bagaże, tym bardziej, że pagórki wśród lasów umożliwiały skryte ataki na niespodziewające się tego oddziały austriackie, którym owe wzniesienia przeszkadzały w sprawnym dowodzeniu. Bardzo zasłużył się w bitwie płk. Drzewiecki czy por. Kostanecki, który z 8 ułanami zdobył 6 dział, a kpr. Banaszek otrzymał list pochwalny od gen. Moreau i awans na sierżanta z podwójną płacą.

 

Widzę, że Twoje zainteresowania historią oręża jest pełne żarliwej powinności, jakie dawno temu były nagradzane przez odpowiednie instytucje.

– II Rzeczpospolita umiała pamiętać o wszystkich swoich obrońcach, ale także o takich twórcach, którzy przedstawiali sławne i chwalebne czyny polskich żołnierzy. Pomijając nasze dywagacje o mojej pasji, przypomniałem sobie, że nawet sam naczelnik powstania gen. Tadeusz Kościuszko serdecznie gratulował gen. Kniaziewiczowi chlubnego udziału w zwycięstwie. Owe bohaterskie wyczyny były dla wielu żołnierzu najlepszą rekompensatą za wszystkie trudy z oddalenia od Ojczyzny.

 

Mniemam, że bitwa zakończyła się zwycięstwem francuskiej armii, a Polacy jak widać bardzo dopomogli zwycięstwu przyczyniając się do wspólnej chwały.

– Zwycięstwo jest spore, mimo że straty nie były duże. Francuzów ocenia się na 2,5 tys. zabitych i rannych. Natomiast Austriacy stracili ponad 5 tys. zabitych i rannych, a także przeszło 9 tys. żołnierzy trafiło do niewoli. Jan Pachoński w książce „Legiony Polskie 1794 – 1805” podaje, że np. Austriacy stracili około 20 tys. zabitych i rannych, w tym 11 tys. wzięto do niewoli. Francuzi zdobyli także 80 – 100 dział, około 200 jaszczy i wielkie ilości broni palnej i białej.

 

Czy w tym okresie wysiłek legionistów był maksymalny?

– O ile wiem, to tak. Wielu Polaków paliło się do walki, ale dopiero w styczniu 1801 roku Legia Naddunajska osiągnęła przewidziany etatem pełny stan liczbowy. Mogło tak się stać, bo w trakcie zimowej kampanii wzięto tysiące jeńców, spośród których do Legii zgłosiło się bardzo wielu żołnierzy z Galicji polskiego pochodzenia.

 

Coś mi się zdaje, że po bitwie rozejm zniszczył ten wysiłek tysięcy Polaków?

– Kolejny rozejm i podpisanie traktatu pokojowego w 1801 r. zniweczyło olbrzymi wysiłek organizacyjny patriotów polskich, którym toczone walki nie przyniosły sprawie polskiej niczego dobrego. Doznano wielkiego zawodu, a poczucie krzywdy doprowadziły do wrzenia w Legii. Gen. Karol Kniaziewicz i wielu oficerów podało się do dymisji. Zresztą los obszedł się bardzo źle z bohaterami legionów, do czego przyczynili się Francuzi postępując obrzydliwie z dotychczasowymi towarzyszami broni i przyjaciółmi. Żołnierze legii włoskiej i naddunajskiej po reorganizacji przemianowane w dwie półbrygady zostały wysłane na kolonię francuską, leżącą na Karaibach wyspę San Domingo do tłumienia powstania niewolników murzyńskich dowodzonych przez czarnoskórego generała i bohatera Toussainta Louverture’a.

 

Co się z nimi stało?

– Tam dwie polskie półbrygady w straszliwych tropikalnych warunkach, (do których nie przywykli nasi żołnierze) zostały po zaciętych i morderczych walkach oraz chorobach zmasakrowane tak, że z przeszło 3,5 tys. legionistów do Europy wróciło ledwie 300 weteranów. Muszę w tym miejscu dodać, że zbyt łatwo marnowano w tamtym czasie krew polską bez jakiegokolwiek pożytku, dla sprawy niepodległości ukochanej Ojczyzny.

 

Brak mi w tej chwili słów, żeby w pełni oddać honor dla tych poległych polskich bohaterów, którzy mogli przyczynić się do oswobodzenia naszego kraju.

– Tak, za 6 lat „Wielka Armia” Napoleona pokonała Prusy w 1806 r. i wkroczyła na tereny polskie. Jak te kilka tysięcy Polaków przydałoby się wtedy w kraju. Wracając do „Legionów Polskich” i żeby zamknąć temat, to namalowałem przed kilku laty obraz „San Domingo – 1803” z gen. Leclerkiem w tle i polskimi żołnierzami na planie pierwszym, którzy walczą nie w swojej sprawie. Należy jeszcze dodać, że kilku ocalałych Polaków postanowiło zostać na wyspie. Jeśli znajdę reprodukcję, to zamieścimy, chociaż fragment tego obrazu. Przedstawiam także obraz „Bitwa pod Magliano”, którą stoczono we Włoszech 1798 roku.

 

Pozostaje mi zapytać o dane obrazu?

– Obraz „Bitwa po Hohenlinden – 3 XII 1800” powstał w 1996 roku, to olej na płótnie o wymiarach 72 x 105 cm. W katalogu moich prac nosi nr 496.

 

Od autora:

To ostatni w tym roku rajd śladami żołnierzy polskich, których bohaterskie czyny pragniemy przypominać nowym pokoleniom, żeby pamięć o Nich nigdy nie zaginęła. Wśród 12 obrazów w 2014 roku znajdziemy się w wielu miejscowościach w Polsce i w Europie. Będziemy na polach bitew w  Białorusi, w Hiszpanii, Mołdawii, Rosji i na Ukrainie. Zwiedzimy dawne miejsca polskich kresów, których wydarzenia historyczne uczyniły sławnymi. Bowiem kto nie zna, Beresteczka, Chocimia, Kamieńca Podolskiego, Lwowa czy Zbaraża tak naprawdę jest pozbawiony pewnych wartości, z których przez wieki słynęli „Kresowi Polacy”. 

 

Dodatkowo w galerii prezentujemy obrazy:

„San Domingo – 1803”, akwarela karton 67×100 cm, 1978, nr inw. 110

„Hohenlinden – 1800”, olej płótno 72×60,6 cm, 1986, nr inw. 249

„Bitwa pod Magliano – 1798”, olej płótno 65,5×75”, 1996, nr inw. 477


Czytaj też – (plus Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 1 – „Lwów 1675”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 2  – „Wiedeń 1683”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 3 – „Koronowo 1410”

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 4 – „Psków 1581”

 


Reprodukcje:

Zofia Bodes

 

Wywiad:

Marek Ambroży Kitliński (mak)

 

Opracowanie:

Marek A. Kitliński i Stanisław E. Bodes



Na zdjęciu – Obraz Stanisława Eugeniusza Bodesa wykonany w 1996 r. „Bitwa pod Hohenlinden – 3 XII 1800”.