4 listopada 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” cześć 6: Bitwa pod Byczyną – 24 I 1588 roku

Rozpoczynamy w nowym 2014 roku ciąg dalszy niezwykłego w naszych czasach cyklu o polskiej chwalebnej przeszłości. Mam nadzieję, że ten rok przyniesie nam wszystkim dużo wyjątkowych przeżyć i wspomnień, gdzie byśmy nie byli i nie mieszkali. Będziemy rozmawiać o historii i podziwiać nie tylko obrazy znanego malarza, ale i jego wiedzę o historii, którą maluje. To duża porcja pozytywnej adrenaliny, że mogę raz w miesiącu rozmawiać z pasjonatem tak specyficznie rozumianej i malowanej historii. Spotkamy się w tym roku i wielu miejscach w Polsce, także w Hiszpanii, Rosji, Mołdawii, na Białorusi i Ukrainie.

Reklamy


Stanisław Eugeniusz Bodes

Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” – cześć 6

Reklamy

„Bitwa pod Byczyną – 24 I 1588 roku”

– czyli to już 426 lat temu

Reklamy

 

Tradycyjnie rozpoczynam pytaniem. Proszę Cię o wprowadzenie do tematu, zanim rozpocznie się bitwa?

– Po niespodziewanej śmierci ś.p. Króla Stefana Batorego do walki o tron stanęło dwóch poważnych i mocnych konkurentów. Dnia 9 VIII 1587 roku kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski poparł wybór Anny Jagiellonki i kandydaturę królewicza szwedzkiego Zygmunta Wazę jako królewską parę do czasu koronacji. Lecz 12 VIII tego samego miesiąca Stronnictwo Zborowskich wybrało na króla arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Szykowała się, zatem wojna domowa „Bellum civile”, czyli (wojna braci).

Jednak za kandydaturą, którą poparł hetman opowiedziała się większość szlachty i mieszczaństwa, także olbrzymia większość senatorów, wojewodów i wojska. Wszyscy stanęli twardo jak sobie wyobrażano przeciw zalewowi obcych i utracie znaczenia królestwa, które mogło spaść do roli prowincji cesarskiej.

 

Żeby zostać prawowitym królem trzeba się koronować na Wawelu w Krakowie, starymi insygniami i mieć, jeśli nie poparcie szlachty, to na pewno silne wojsko, czy tak?

– Już 27 IX 1587 roku arcyksiążę Maksymilian stojąc na czele nielicznego wojska (4 tys. piechoty, 2 tys. jazdy i 8 dział) przekroczył granicę od południa z zamiarem zajęcia Krakowa. Na polskiej ziemi Habsburga powitali polscy stronnicy na czele z marszałkiem Krzysztofem Zborowskim i Stanisławem Górką, którzy przyprowadzili ze sobą około 1800 ludzi, czyli bardzo mało szlachty i wojska, a zapewniali wcześniej arcyksięcia, że w jego obozie zjawią się dziesiątki tysięcy ludzi. Udało się jednak zebrać około 8,5 tys. żołnierzy i tymi wojskami miano zdobyć stolicę Rzeczypospolitej i bezprawnie pod groźbami szabel oraz muszkietów dokonać koronacji Habsburga.

 

Co na to strona hetmańska przeciwna takim poczynaniom?

– No właśnie, kanclerz Jan Zamoyski po zebraniu naprędce kilku tysięcy żołnierzy obsadził Wawel i Kraków, który jako „totus Poloniae urbe Celeberrima”, czyli (najszacowniejsze miasto całej Polski) nie mógł wpaść w obce ręce. Miasta miało bronić wojsko polskie w sile 6 tys. hetmańskich żołnierzy i ponad 5 tys. mieszczan. Zaś samo oblężenie rozpoczęło się 14 X i trwało do 29 XI. Dopiero 24 XI po zdradzie mieszczan niemieckiego pochodzenia nastąpił generalny szturm, który miał przynieść zwycięstwo. Po nieudanym ataku i walce przed i za murami miasta wojska arcyksięcia poniosły ciężkie straty, zginęło ponad 1500 żołnierzy, zdobyto 8 dział, 2 sztandary, żywność, wozy z prochami i sprzętem wojennym, a na dodatek wzięto 100 jeńców. Tak się zakończyła wyprawa. Arcyksiążę Maksymilian nakazał wszystkim odwrót w granice cesarstwa, widząc, że z tymi siłami już nic nie wskóra, tym bardziej, że poparcie okazało się bardzo małe.

 

Ale, kiedy doszło do bitwy pod Byczyną?

– Po kolei, to wielki triumf hetmana w obronie Krakowa i odparciu rakuskiego ataku. W dniu 27 XII odbyła się koronacja nowego króla Zygmunta III Wazy, a kilkanaście dni później po reorganizacji wojska hetman prowadząc 3700 jazdy i 2300 piechoty ruszył ku granicy w trop za arcyksięciem, o którym miał wiadomości, że stoi obozem niedaleko Byczyny. Jeśli Maksymilian stanie do bitwy, to zostanie pobity, tak rozumował hetman Jan Zamoyski i miał zamiar nawet z niewielkim wojskiem, ale bardzo doświadczonym sprawić lanie arcyksięciu, byle tylko nieprzyjaciel nie uchylił się od walki.

 

Za chwilę rozpocznie się jak mniemam starcie w zimowej szacie i po głębokim śniegu. Chciałbym także wiedzieć czy poznamy żołnierzy, których będziemy mogli śmiało zaliczyć do grona polskich bohaterów?

– Jest i to sporo, tak, że nie będę mógł wszystkich wymienić, bowiem lista byłaby bardzo długa. Bitwa, która zaraz się rozpocznie przejdzie do historii w pełnej glorii. Siły, którymi dysponuje arcyksiążę w ostatniej chwili zostały wzmocnione posiłkami, które przyprowadził Henryk von Waldhau tj. 700 rajtarów i 400 knechtów, 300 rajtarów Borzita, 100 arkebuzerów i 500 piechoty. Zebrane razem wojska liczą 3560 jazdy i 3290 piechoty, która miała 1790 pikinierów i 1500 strzelców, jest także 8 armat z pełną obsługą. Wojska arcyksięcia zostały rozstawione po obu stronach „Traktu Królewskiego” na kształt półksiężyca. Taki szyk wojska, to nietypowe dla zachodniej mody rozstawienie oddziałów, jakie musieli doradzić arcyksięciu polscy oficerowie.

– Prawe skrzydło zajmuje groźna jazda węgierska Prepostuaryego, 524 husarzy i 1195 hajduków, niemieccy rajtarzy i kilka kornetów arkebuzerów.

– Środek piechota morawska, także węgierska i austriacki regiment oraz artyleria.

– Lewe skrzydło, hufiec jazdy arcyksięcia złożony częściowo ze szlachty najlepszych rodów, oraz już nieliczni, ale nadal groźni stronnicy polscy w liczbie około 1800 żołnierzy jazdy pod komendą starosty Stadnickiego zwanego „Diabłem łańcuckim”.

 

Gdzie i jak są rozstawieni nasi żołnierze?

– Polacy – hetman Jan Zamoyski także ma już ustawione wojska. Na lewo ciężka husaria i lekka jazda kozacka Gabriela Hołubka. W środku stoją oddziały piechoty polskiej i węgierskiej, wierne po królu Stefanie, jest także i artyleria. W odwodzie stoi kilka chorągwi husarii. Na prawo jest także husaria, jazda polska i posiłkowe oddziały Węgrów. Kilkadziesiąt metrów z przodu rozrzucono harcowników, którzy po chwili zaczęli wywoływać na pojedynki ochotników z wojsk arcyksięcia.

 

Rozpoczyna się walka, chyba możemy w skrócie przedstawić jej poszczególne fazy?

– Bitwę rozpoczęli właśnie harcownicy polscy dowodzeni przez Andrzeja Korchowskiego wywabiając pierwszą linię przeciwnika. Następnie skoczyli kozacy lekkich chorągwi Gabriela Hołubka, ale pod naporem ciężkich rajtarów musieli z dotkliwymi stratami wycofać się. Dopiero kontrszarża husarii osadziła rajtarów w miejscu. Dzięki twardemu oporowi rtm Przerębskiego, który sprowokował do walki drugi rzut jazdy morawskiej. W odpowiedzi atakują husarze rtm Sobockiego, Bykowskiego, Grudzińskiego i Karkowskiego, którzy rozbili austriackie i dopiero kontratak niemieckich rajtarów i wspomniane kornety arkebuzerów powstrzymują Polaków.

Walka toczy się na całej linii, bo w tym czasie hetman rzuca do boju piechotę Wybranowskiego na piesze regimenty śląskie i niemieckie stojące w centrum. Słabsza liczebnie piechota polska, ale dysponująca większą ilością ognia pokonuje nieprzyjaciół. Postępuje też w centrum husaria Ligęzy, walczy oddział Zygmunta Batorego i piechota węgierska Alberta Kiraly w sile 1500 ludzi, to na nich uderza 500 husarzy arcyksięcia dowodzonych przez Prepostraryego, którzy rozbijają Węgrów. Kolejna szarża polskiej husarii tym razem Pękosławskiego i w drugim rzucie jazdy kozackiej rozbija rajtarów i ciężką jazdę Maksymiliana zdobywając wielką żółtą chorągiew z cesarskim czarnym orłem. Ten właśnie moment widzimy w obrazie. Na skrzydle husarii z buzdyganem w ręku pędzi na koniu wtedy jeszcze młody rtm Stanisław Żółkiewski.  

 

Co się dzieje potem i jak wygląda sytuacja?

– Oczywiście walka toczy się w wielu miejscach, hetman poczekał aż arcyksiążę rzuci do bitwy wszystkie swoje siły i dopiero wtedy uderza z flanki. Widać w obrazie na lewo hetmana Jana Zamoyskiego na białym ogierze całego w czerni na znak żałoby po wielkim królu i swoim przyjacielu Stefanie Batorym. Ponad 1200 husarzy z trzeciej linii, wśród nich doborowa chorągiew hetmana dowodzona przez Marka Sobieskiego, dziada późniejszego króla Jana III przełamuje szyki wrogiej jazdy i rozbija wszystkich na swojej drodze. Tylko niewielka część ratuje się ucieczką. Cofa się z coraz z większym trudem jazda niemiecka, feldoberst (płk polny) Erazm Lichtenstein błaga arcyksięcia, by uchodził z pola bitwy ratując życie. Na prawo w obrazie na wzgórzu widzimy jeszcze arcyksięcia Maksymiliana przed rejteradą.

 

Jak się zakończyły walki i czy wiemy coś o stratach z obu stron?

–  Atak odwodów hetmańskich dokonał pogromu armii arcyksięcia Maksymiliana, który salwował się ucieczką osłaniany przez nadworną Chorągiew. Pozostawiono własnemu losowi całą piechotę, armaty i liczne wozy ze sprzętem. Poległo ponad 2 tys. żołnierzy austriackich w tym bardzo dużo polskich stronników, na których hetmańscy szczególnie polowali jako na zdrajców.

Polacy stracili ponad 1000 żołnierzy, ale za to zdobyli wszystkie działa, sztandary, wozy i tłumy jeńców. Po pościgu otoczono Byczynę, w której schronili się uciekinierzy z pola bitwy. Hetman nakazał zatoczyć armaty i po krótkim ostrzale przyjechali parlamentariusze omówić warunki kapitulacji. Rokowania w sprawie poddania arcyksięcia prowadzili: Stanisław Ciołek, książę Aleksander Proński i niemiecki dostojnik Hans Loga. Razem z Maksymilianem do niewoli dostali się podkomorzy Jacob Teuffel, feldoberst  Erazm Lichtenstein, d-ca lancknechtów Engelhordt Kurtz, Friedrich Hoffman, szambelan arcyksięcia Franz Keinmiller, Stetzig i wielu innych. Zdobyto 32 chorągwie jazdy i 14 piechoty, sporo pieniędzy, wszystkie kosztowności, kilka tysięcy koni, broń, stroje i wozy z zaopatrzeniem.

Dostojnego jeńca hetman bez najmniejszego uchybienia czci i honoru przyjął w swoim namiocie i do stołu posadził. Arcyksiążę podróż do twierdzy zamojskiej odbył wygodnie w karecie pod strażą. Wjechali bramą lubelską i jak głosi legenda bramę zamurowano, żeby po tak dostojnym jeńcu z cesarskiego rodu nikt więcej tędy nie przejeżdżał. Później ważny więzień spędził kilka miesięcy na zamku w Krasnymstawie do lipca 1589 roku.

 

To rzeczywiście były gesty, które dla współczesnych ludzi często są niezrozumiałe?

–  Owszem, bo i honor nie ten sam, a i poszanowanie przeciwnika także inne. Wracając do bramy około 200 m dalej wybudowano bramę następną, która do dzisiaj zwie się nową bramą lubelską. Mogę dodać, że dumny jestem, że należę do narodu, który w swojej historii ma bardzo liczne przykłady wspaniałomyślności względem pokonanych, natomiast prawie nie znam podobnych gestów ze strony naszych byłych przeciwników. To jak się okazuje, wyróżnia nas zdecydowanie wśród innych nacji europejskich.

 

Czy wśród tego gwaru bitewnego, który odczuwaliśmy, jest ktoś, o kim chciałbyś powiedzieć więcej?

– Tak, przez ponad czterdzieści lat poznawania historii i jak mi się zdaje rozumienia pewnych zjawisk, które cyklicznie się powtarzają. Muszę wspomnieć o Stanisławie Żółkiewskim, który za 7 lat w 1595 roku pociągnie z kanclerzem Janem Zamoyskim pod Cecorę. Los wszystkich jest zapisany tam wysoko, a historia jest tylko posłusznym wykonawcą jego wyroków. Zwycięzcy spod Kłuszyna z 1610 roku zawdzięczamy, że otworzyła nam swoje bramy Moskwa. Jednak 10 lat później właśnie w szczęśliwych okopach obozu dla hetmana Jana Zamoyskiego w następstwie drugiej bitwy w tym samym obozie z 1620 roku zginie hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski, ale o tym będziemy rozmawiać w innym okresie, gdy przyjdzie czas na Cecorę 1620 roku.

 

Opowiedz jeszcze jak taki obraz powstaje i na czym to polega?

– Jest to niezwykle skomplikowany i pracochłonny proces twórczy, którego efekty trudno przewidzieć, chyba, że fakty nie mają znaczenia. Jednak dla mnie, jak zawsze podkreślam batalistyka z kilku powodów jest najtrudniejszą dziedziną malarstwa i żeby to szczegółowo wyjaśnić potrzeba pewnie zapisać o wiele więcej stron. Mogę tylko zapewnić, że jest to w moim przypadku najbardziej oczytana dziedzina malarstwa, jeśli ma spełnić prawdziwe wyobrażenia o najbardziej żywotnych wartościach każdego narodu, który broni własnej wolności, o czym staram się zawsze pamiętać.   

Dlatego malowanie i tworzenie w sztuce wiarygodnej historii jest dla mnie najważniejszą powinnością patriotyczną i artystyczną ze względu na minione wydarzenia, takie bez białych plam, które pragnę zatrzymać w czasie.

 

Brak mi słów, więc ocenę takiej postawy pozostawiam wrażliwym internautom, dla których historia jest czymś więcej, niż byłą lekcją w szkole. Zapewniam państwa, że jeszcze wiele wzruszających tematów poruszymy, gdyż mamy do czynienia z niezwykle wyczulonym na przeszłość twórcą.

– Prezentowany obraz będzie najstarszym z moich prac, które mam zamiar przedstawić w cyklu „Chwała Bohaterom” powstał bardzo dawno, bo w 1977 roku. Pod koniec października skończyłem służbę wojskową i z okazji szczęśliwego powrotu do domu przez około 6 tygodni pracowałem przy tym obrazie.

 

Czy pozostało coś ważnego, o czym zainteresowani powinni się dowiedzieć?

– Tak, po bitwie w szczelnie otoczonej Byczynie wzięto do niewoli cały dwór i sztab Maksymiliana polskich zwolenników takich jak marszałek Andrzej Zborowski, wojewoda poznański Stanisław Górka, biskup kujawski Jakub Woroniecki i przeszło 1,5 tys. oficerów oraz żołnierzy. Ponadto, co jest niezwykle ważne, arcyksiążę zrzekł się tytułu królewskiego i wszystkich praw do korony polskiej. Sama zaś Austria zawarła z Polską bardzo korzystny traktat pokojowy aż na 150 lat, na który cesarz Rudolf II osobiście złożył przysięgę. Zwrócono także Polakom Zamek w Lubowli.

 

Mam wrażenie, że jeszcze chciałbyś coś dodać?

– Popatrzyłem w swój katalog prac, które mam już za sobą i chciałbym aneksem dodać, że namalowałem jeszcze kilka obrazów z historii pięknego miasta, jakim jest Zamość, takie jak:

„Zaporożcy pod twierdzą Zamość – 1648”

„Szwedzi pod Zamościem – 1656”

„Wypad na Moskali – 1813”,

dodatkowo powstał też obraz „Płk hr. Władysław Zamoyski na czele ułanów pod Jędrzejowem – 1 IV 1831 roku”

Ponieważ miasto i twierdza Zamość nigdy nie zostało zdobyte przez nieprzyjaciół, a tylko przez żołnierzy Księstwa Warszawskiego, którzy 20 V 1809 roku odbili miasto z rąk austriackich. Szkic o nocnym szturmie na bramę Lwowską jest gotowy, więc pozostaje tylko namalować jeszcze jeden obraz chwały żołnierzy polskich.

 

Powiedz jeszcze, czy są pory dnia, kiedy obmyślasz i malujesz swoje bitewne obrazy. Czasami mam wrażenie, że jesteś nieobecny i w innym miejscu.

– Moja praca twórcza nie toczy się w określonych godzinach i może się zdarzyć, że nie wiadomo, kiedy będę pod wpływem „Marsa”. Zawsze tak bywało i jest nadal, że o każdej porze mogę szkicować przyszły obraz, czy główną kompozycję, lub jej poszczególne elementy.

 

Domyślałem się tego, bo żeby tyle stworzyć obrazów musisz być w pełni dyspozycyjnym dla sztuki i historii.

– Na tym właśnie polega moja wielka pasja w odtwarzaniu wojennych dziejów i malowaniu obrazów o chwale bohaterów polskich, których staram się zatrzymać w czasie. Wracając do „Byczyny 1588”, która jest przykładem wspaniałego sukcesu i wyższości polskiej sztuki wojennej, samodzielnych umiejętności dowódców i licznych oficerów, żołnierzy oraz samego hetmana Jana Zamoyskiego, którego kunszt potwierdził walory wojenne Polaków w Europie.

Nigdy wcześniej nie mówiłem o tym, ale dziwnie ciężko mi się rozstawać z hetmanem, którego karierę wojskową i wszystkie kampanie wojenne przecież znam dość dobrze. Na zakończenie wspomnieć chyba wypada, że kilka ważnych relacji pochodzi od osobistego sekretarza Jana Zamoyskiego Reinholda Heidensteina, którego w serialu telewizyjnym „Kanclerz” zagrał znakomity aktor ś.p. Krzysztof Kolberger.

 

Po raz pierwszy prezentujemy najstarszy z dotychczasowych obrazów, który został wykonany akwarelą w 1977 roku. To zdaje się bardzo trudna technika.

– Często twierdzę, że takie malowanie historii jest trudne i skomplikowane, a nawet bardzo, a jeszcze większe trudności są przy malowaniu akwarelą, gdyż raz zrobiona postać człowieka lub zwierzęcia nie może być już poprawiona, bo tego rodzaju technika wodnej farby uniemożliwia poprawiania czegokolwiek. Całkowicie inaczej wygląda to w malarstwie olejnym. Nawet drobny detal, wcześniej nie narysowany, czy zaznaczony, o którym zapomnimy nie będzie mógł być później umieszczony. Czyli, że wszystkie białe i jasne elementy muszą zostać wkomponowane w obraz przed jego rozpoczęciem.

 

Na koniec jak zwykle niezbędne dane o obrazie?

– „Bitwa pod Byczyną – 24 I 1588”, karton akwarela, wym. 68x119cm, (1977), to 96 obraz z mojej kolekcji.

 

Początek roku, chcesz jeszcze coś dodać?

– Mamy za sobą kilka obrazów z cyklu „Chwała Bohaterom”, które namalowałem i tyle samo spotkań z historią, a także wydanie specjalne. To była dla mnie wspaniała i pełna swobody okazja rozmowy z Tobą Marku o historii. Miałem stuprocentową gwarancję, że sens moich wypowiedzi nie zostanie przekręcony, a wszystko, co mówiłem zostało dokładnie powtórzone.

Sam spojrzałem na swoje malarstwo historyczne z innej strony, przyjęta zaś zwięzła formuła każdego odcinka zobowiązuje mnie do wyrażenia różnych opinii o historii i własnej pracy nad obrazami, które są moją pasją.

„Chwała Bohaterom” zmusza do ponownego korzystania z mojego księgozbioru, przypominania sobie licznych przykładów polskiego bohaterstwa, które należy ciągle dokumentować, wspominać, odtwarzać i nigdy nie zapomnieć.



Czytaj również – (plus Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 1 – „Lwów 1675”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 2  – „Wiedeń 1683”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 3 – „Koronowo 1410”

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 4  – „Psków 1581”

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” część 5: „Hohenlinden 1800 „

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego” – Wydanie specjalne.



ReprodukcjeZofia Bodes

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Marek A. Kitliński i Stanisław E. Bodes