28 kwietnia 2024

Przykłady zabytków techniki zachowanych na Lubelszczyźnie

Poniżej prezentujemy jedną z prac naukowych dr Leszka Gardyńskiego pt. „Przykłady zabytków techniki zachowanych na Lubelszczyźnie”. Znajdziemy w niej również o zabytkach z Jarosławca z Gminy Uchanie. Tekst ukazał się w całości w materiałach konferencji MSN 2013, a jego fragmenty wcześniej były użyte w czasopismach Region Lubelski oraz Dozór Techniczny. Tym bardziej dziękujemy, że może ukazać się i na LubieHrubie.


Leszek Gardyński

Adiunkt w Katedrze Inżynierii Materiałowej Wydziału Mechanicznego Politechniki Lubelskiej, Wiceprzewodniczący Rady Muzeum Politechniki Lubelskiej. Wiceprezes Automobilklubu Lubelskiego, Rzeczoznawca Samochodowy PZM i biegły sądowy, Ekspert PNTTE. Absolwent LO im. Stanisław Staszica w Hrubieszowie i Szkoły Podstawowej  nr 2 w Hrubieszowie.

Wywiad z dr. inż. Leszkiem Gardyńskim >>


 

Leszek Gardyński: Przykłady zabytków techniki zachowanych na Lubelszczyźnie

W pracy opisano wyniki poszukiwań Autora, dotyczących zabytków techniki , głównie z dziedziny stacjonarnych silników tłokowych znajdujących się na Lubelszczyźnie. Odkrycia te często były pokazywane w programach Redaktora Adama Sikorskiego „Było nie minęło” oraz „Ocalić od zapomnienia”. W poszukiwaniach i dokumentacji często uczestniczyli i pomagali studenci Wydziału Mechanicznego PL, członkowie Studenckiego Koła Naukowego Inżynierii Materiałowej, którego Autor jest opiekunem.

 

I. Przykłady zabytkowych stacjonarnych maszyn tłokowych


Epoka pary

XIX wiek – czas rozkwitu maszyn napędzanych parą. Niewielkie z dzisiejszej perspektywy wartości sprawności tego rodzaju napędu, określane w liczbach jednocyfrowych były rewolucją w stosunku do napędu siłą mięśni ludzkich czy zwierzęcych, a jednocześnie uniezależniały lokalizację obiektu od sieci rzecznej oraz kaprysów wiatru. Ciekawym przykładem działającej wciąż fabryki opartej o ten rodzaj napędu jest gorzelnia w Starej Wsi w okolicy Łęcznej.

Sercem obiektu jest kocioł parowy opalany węglem. Wytwarzana w nim para oprócz bezpośredniego zastosowania w procesie technologicznym produkcji alkoholu etylowego napędzała maszynę parową, z której napęd poprzez centralny wał doprowadzany był przekładniami pasowymi do różnych odbiorników, dziś wyposażonych w indywidualne silniki elektryczne. Maszyna parowa, choć kompletna stoi dziś bezużyteczna, między szprychami jej koła zamachowego praktyczny hydraulik poprowadził fragment nowej instalacji, uniemożliwiając mu pracę, a może zresztą nieświadomie ratując maszynę przed wyrzuceniem na złom. W zakładzie znajdowały się tez pompy wody napędzane przez tłoki sekcji parowych. Jedna z tych pomp, służąca do zasilania kotła używana jest do dzisiaj.

 

Gaz drzewny (ssany)

Początki dwudziestego wieku to era rozkwitu silników spalinowych. Samochody, samoloty, napęd stacjonarny. Niestety paliwo było drogie, benzynę na początku automobiliści musieli kupować w aptece. Na potrzeby przemysłowe korzystano powszechnie z mniej sprawnego, lecz opartego na powszechnie dostępnym surowcu, gazu drzewnego. Zresztą paliwo to z powodzeniem stosowano też do napędu pojazdów. W latach 1918-1939 odsetek młynów motorowych (elektrycznych i stosujących silniki spalinowe w tym głownie na gaz ssany) w Polsce wzrósł z ok. 4% do ok. 25%. W roku 1924 ilość młynów parowych na terytorium ówczesnej Rzeczpospolitej wynosiła już tylko 7,1%. W samym tylko dziesięcioleciu 1924-1934 ilość młynów motorowych wzrosła z 9,6 na 15,3%, a ilość młynów parowych w tym czasie spadła do 5,3%. [1].

Przykładem zastosowania silnika na „Holzgas” jest napęd niepozornego drewnianego młyna w Ostrowie. Do właściwego, drewnianego budynku przylega ceglana, a więc niepalna „motorownia”. Młyn jechaliśmy „inwentaryzować dla widza” z ekipą telewizyjną, w przekonaniu, że jest tam maszyna parowa. Na miejscu okazało się, że mamy do czynienia ze stosunkowo małym iskrowym silnikiem czterosuwowym oraz pozostałościami gazogeneratora. Ciekawe, że silnik wyprodukowano za Oceanem. Młyn w czasie eksploracji znajdował się w stanie przysłowiowego rozpadu. Bez szybkiej ingerencji zabytkowy motor bezpowrotnie może zniknąć w wielkim piecu.

Większy Młyn z większym silnikiem, znajduje się w Jarosławcu koło Hrubieszowa, a więc w okolicy gdzie istniały specyficzne warunki dla rozwoju rolnictwa dzięki Towarzystwu Rolniczemu Hrubieszowskiemu utworzonemu przez Stanisława Staszica.

W opuszczonych młynach, fabrykach i starych gospodarstwach Lubelszczyzny i nie tylko można wciąż jeszcze znaleźć wiele ciekawych mniej lub bardziej kompletnych maszyn parowych, lokomobil i silników. O wszystkich odkryciach nie sposób tu pisać. Na pewno zawsze warto się głęboko zastanowić nad ich dalszym losem.

Ostatnia, bardzo ciekawa historia związana z silnikiem dotyczy młyna będącego pierwotnie drewnianym wiatrakiem na wzgórzu utworzonym przez prawy brzeg pradoliny Wisły pomiędzy Annopolem i Kazimierzem w miejscowości Baraki. Jest to historia zakończona szczęśliwie, gdyż opisywany silnik „żyje”, został odrestaurowany i regularnie jest uruchamiany. Drewniany wiatrak uległ pożarowi po uderzeniu pioruna. W roku 1935 pradziadek obecnego właściciela i opiekuna Pawła Łukawskiego, miłośnika między innymi starych motocykli – pan Jana Spyra (1901-1984), mistrz młynarski, wraz z małżonką Zofią (1910-1981) wybudował tu nowy wiatrak z opoki z drewnianą nadbudówką i rzadko u nas spotykanym układem śmig. Po II Wojnie Światowej sprowadzono z Wrocławia silnik marki URSUS, na gaz drzewny. Silnik ten napędzał młyn do lat 60-tych XX wieku. Z jego uruchomieniem wiązała się konieczności wykopania studni umożliwiającej prawidłowe działanie stosowanego zwykle w tego typu konstrukcjach otwartego układu chłodzenia. Studnia z racji umiejscowienia obiektu na wzgórzu okazała się bardzo głęboka. Najpierw dwóch ludzi z determinacją kopało przez rok szyb głębokości ok. 50m i średnicy 2m. W związku z ciągłym brakiem wody, dalsze 50m wykonano w postaci odwiertu, by w końcu czerpać wodę z głębokości odpowiadającej poziomowi Wisły. Młyn pracował do roku 1984. Obecnie stanowi dom letniskowy. W latach 2008-2010 silnik został poddany konserwacji i uruchomiony. Instalacja gazowa jest bardzo zdekompletowana, w związku z tym uruchamiany jest na mieszance propan-butan z butli. Autor uczestniczył w udanym rozruchu silnika w grudniu 2010 wraz z ekipą telewizyjną. Dokonano tego przy użyciu silnika elektrycznego sprzęganego ciernie z wieńcem koła zamachowego URSUSA oraz dodatkowo tradycyjnie, jak to miało miejsce w czasach eksploatacji maszyny, czyli kręcąc kołem zamachowym ręcznie za szprychy. Stojąc obok pracującego silnika nie wyczuwa się żadnych drgań podłoża, co świadczy o dobrym wyważeniu. Odgłosy pracy to dość głośne „miarowe strzały-kichnięcia” w rurę wylotową. Jednostka mimo stosunkowo małej mocy po rozkręceniu dysponuje ogromna energią zmagazynowana w kole zamachowym, co uodparnia ja na chwilowe przeciążenia oraz dołączanie kolejnych urządzeń młyńskich.

 

II. Stuletnia winda

W Lublinie, w czasie prac renowacyjnych jednej z kamienic, zbudowanej przy krakowskim Przedmieściu, w 1913 roku odnaleziono windę.  Była to dźwig osobowy paryskiej firmy Houplian & Elluin. Na kolejnych fotografiach pokazano poszczególne fragmenty zachowanego obiektu technicznego. Niestety w materiałach zawartych w Internecie nic nie udało znaleźć na temat firmy producenta, tak, więc można tylko wnioskować, że firma ta nie istnieje od dawna. Właściciel budynku, w którego głównej klatce schodowej zachował się zagospodarowany na inne cele szyb dźwigu, pamięta opowieści starszych lokatorów, o tym, że kiedyś była tu winda, ale kabiny dawno nie ma. Zachowały się resztki dawnej, dolnej maszynowni, a obok pomieszczenie, w którym stał spalinowy generator prądu, zasilającego urządzenie. Na poszczególnych piętrach lokatorzy urządzili w podzielonym stropami szybie pomieszczenia gospodarcze. Na ostatniej kondygnacji w miejscu drzwi była ściana, gdzie jak okazało się w czasie remontu, prowadzonego w roku 2007, pod warstwą desek znajdowały się oryginalne, przeszklone drzwi, a za nimi zatrzymana ok. 30 cm wyżej w stosunku do poziomu podłogi, mocno zakurzona, ale kompletna kabina. Nie wiadomo w jakich okolicznościach i kiedy zadecydowano u unieruchomieniu dźwigu, na podstawie faktu, że szczeliny wokół drzwi zaklejono fragmentami gazet w języku polskim, zawierającymi w nagłówkach m. in. informacje o Churchilu, można wnosić, że było to zaraz po wojnie. Możemy snuć domysły, że windę celowo „zamaskowano”, aby budynek nie został przejęty przez jedną z instytucji publicznych odradzającego się po okupacji Państwa. Przed wojną w budynku mieściła się wg informacji Właściciela przychodnia okulistyczna dr Krwawicza, w czasie wojny kwaterowali Niemcy, potem przez jakiś czas urzędowała tu służba bezpieczeństwa, aż wreszcie znowu „wprowadził” się legendarny lubelski okulista.

Natychmiast po niecodziennym odkryciu Właściciel budynku, który jest pasjonatem dawnej techniki i militariów oraz częstym organizatorem okolicznych inscenizacji historycznych, powiadomił o fakcie Lubelską Telewizję, która w postaci ekipy programu „Było nie minęło” oraz grupy studentów-pasjonatów z Politechniki Lubelskiej, skupionych w Kole Naukowym Inżynierii Materiałowej, przy współudziale fachowców z branży dźwigowej przystąpiła do inwentaryzacji obiektu. Mimo prawie stu lat w konstrukcji dźwigu można wyróżnić wiele elementów stosowanych w mniej lub bardziej rozwiniętej formie do dzisiaj. Kabina o wymiarach ok. metr na metr, przeznaczona była prawdopodobnie do przewozu maksymalnie czterech osób. Zainstalowanie rozkładanej ławki pozwala przypuszczać, że szybkość dźwigu nie była wysoka. Ciekawostką jest zastosowanie prowadnic kabiny o przekroju okrągłym, współpracujących ślizgowo z odpowiednimi łapami. Obecnie stosuje się głównie prowadnice teowe, współpracujące z rolkami lub prowadnikami ślizgowymi. W piwnicy budynku zachowało się pomieszczenie maszynowni z resztkami wyposażenia. Jest prawie kompletna przekładnia ślimakowa, oraz korpus trójfazowego silnika. Na stropie znajdują się ceramiczne izolatory, które podtrzymywały przewody łączące zespół napędowy z generatorem. Ten ostatni niestety nie zachował się. Kabina unieruchomiona jest w szczycie szybu drewnianymi klinami, zachowały się resztki olinowania, które w czasach świetności umieszczone było w lewym tylnym narożniku szybu.

 

Podsumowanie

Region Lubelski obfituje w liczne znane i nieznane zabytki techniki w tym piękne maszyny tłokowe, których wybrane przykłady przedstawiono powyżej. Oczywiście prezentowana dziedzina jest tylko wycinkiem lokalnej historii techniki. Używano tu a także produkowano bardzo różnorodny park maszynowy i środków transportu, w tym opisywany dźwig osobowy. W Lublinie znajdowały się w końcu nawet duże zakłady lotnicze.

Bardzo dobrze się dzieje, gdy zardzewiałe żeliwne maszyny nie trafiają na złom, lecz w ręce dbających o nie kolekcjonerów. Jeszcze lepiej gdyby powstało miejsce gdzie zabytki te można by było szerzej udostępnić publiczności.

 

 

Literatura:

[1] Baranowski Bohdan „Polskie młynarstwo”, wyd. Ossolineum 1977

[2] Chmielewski J., Gardyński L.: “NEW FRAMES OF ARCHAEOMETRICAL DESCRIPTION OF SPINDLE WHORLS: A CASE STUDY OF THE LATE ENEOLITHIC SPINDLE WHORLS FROM THE 1C SITE IN GRÓDEK, DISTRICT OF HRUBIESZÓW, POLAND” University of Oxford, 2009, ARCHAEOMETRY 52, 5 (2010) page 869÷881.

[3] Gardyński L.,: „Będzie Muzeum PoliTechniki”. Biuletyn Informacyjny Politechniki Lubelskiej nr 2(18)/2007, Lublin 2007, str. 26¸27.

[4] Gardyński L.: „Polski zabytek 4×6. Samochód PZInż. 303”. Wydawnictwo PZM Automobilklub Lubelski 2006.

[5] Gardyński L., Lonkwic P.: „Historia konstrukcji dźwigów osobowych na przykładzie dźwigu z 1913 roku”. Dozór Techniczny nr 3(237)/2008, Warszawa 2008, str. 57¸59.

[6] Tuszyński Adam „Gazogeneratory Samochodowe”, Warszawa 1949.

 


Opracował – Marek A. Kitliński (mak)

Na zdjęciu – Od lewej dr Leszek Gardyński i red. lubelskiego programu „Było nie minęło” oraz „Ocalić od zapomnienia” Adam Sikorski.

fot. L. Gardyński, archiwum P. Łukawskiego