Afganistan
„Darek, nie daj się zabić!” – tak kilka miesięcy temu napisał jeden z przyjaciół chorążego Dariusza Zwolaka pod jego zdjęciem na portalu Nasza-Klasa.pl. W poniedziałek Zwolakowi śmierć zajrzała w oczy. To właśnie on, pod ogniem talibów, ratował kapitana Daniela Ambrozińskiego.
„W szczególności pragnę podkreślić zasługi chorążego Dariusza Zwolaka, który był ranny, a walczył do końca z bronią w ręku” – mówił na konferencji prasowej minister obrony Bogdan Klich.
Czym takim wsławił się 31-letni chorąży podczas poniedziałkowego ataku talibów na polski patrol, że minister obrony publicznie nazwał go „wzorem żołnierza Wojska Polskiego”? Zwolak przejął dowództwo patrolu, gdy kapitan Daniel Ambroziński otrzymał postrzał. „Potem wyciągał rannego kpt. Ambrozińskiego spod ognia talibów” – opowiada rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych ppłk Dariusz Kacperczyk.
Podczas ratowania kapitana chorąży Zwolak został ranny. Mimo to dalej dowodził patrolem. Więcej, wrócił po umierającego Ambrozińskiego. „Choć ranni się wycofywali, on został i poczekał na wsparcie śmigłowców i sił lądowych. Został ewakuowany jako ostatni” – opowiada ppłk Kacperczyk. Rany postrzałowe, które odniósł w poniedziałkowym ataku, nie zagrażają jego życiu. Nie zamierza też przedwcześnie opuszczać afgańskiej misji.
***
Dariusz Zwolak pochodzi z Hrubieszowa. Tam skończył technikum rolnicze. Naukę kontynuował w poznańskim Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych, czyli Szkole Chorążych. Skończył kompanię kadetów ze specjalizacją rozpoznanie. Jest żołnierzem hrubieszowskiego 2 pułku rozpoznawczego.
Jego miłością są motocykle. Drugą miłością, jak sam podpisał jedno ze zdjęć na portalu Nasza-Klasa.pl, to działania wojenne. Zresztą na tym portalu zamieścił kilka innych zdjęć, które pochodzą z misji w Afganistanie. Tam jego znajomi już wpisują życzenia powrotu do zdrowia i cytują słowa ministra Klicha z konferencji. Jeden z nich napisał też: „Tak wygląda bohater narodowy! Szacun, kolego!”.
źródło:
Dziennik.Pl, Polityka
autor:
Mikołaj Wójcik
***
W ogniu
Zwolak, musiał poniedziałkowego poranka podejmować najtrudniejsze decyzje. Gdy zobaczył, że jeden z jego żołnierzy jest ranny, błyskawicznie pospieszył z pomocą. – Zdecydował o ewakuacji kapitana Ambrozińskiego do miejsca, które umożliwiało reanimację. Wezwał także ratownika medycznego. Po podjętej próbie reanimacji stwierdził, że oficer nie żyje – relacjonował w środę gen. Bronisław Kwiatkowski.
W tym samym czasie śmigłowce medyczne MEDEVAC-u ewakuowały już innych poszkodowanych. Przeniesienie kapitana Ambrozińskiego, ze względu na bardzo silny ostrzał, nie było możliwe. To był najtrudniejszy moment. Na rozkaz Zwolaka ciało polskiego oficera ukryto w zagłębieniu. – Po to by nie mógł być celem oddziaływania przeciwnika – tłumaczył generał Kwiatkowski. Chorąży wrócił do swoich żołnierzy.
Kiedy na miejscu pojawiły się Siły Szybkiego Reagowania (QRF), a wszyscy nasi żołnierze byli już bezpieczni, ranny dowódca postanowił, że wróci po ciało kapitana. Śmigłowiec podleciał około 500 metrów od miejsca, w którym je pozostawiono. – Chorąży zabrał ze sobą czterech żołnierzy i pod ogniem przeciwnika poszedł po ciało – mówił generał Kwiatkowski.
***
Pułapka i pewność
Gdy przybyli na miejsce, spostrzegli, że ktoś najprawdopodobniej podmienił zwłoki (głowa przykryta była kamizelką).
Gdyby nie olbrzymie doświadczenie naszych żołnierzy, prawdopodobnie ofiar po naszej stronie byłoby więcej. – Leżące wokół zawleczki od granatów pozwalały przypuszczać, że to pułapka przygotowana na tych, którzy ciało próbowaliby podnieść – tłumaczył Dowódca Operacyjny. Żołnierze, z chorążym Zwolakiem na czele, wycofali się.
Ale po chwili wrócili. Dowódca chciał mieć absolutną pewność, że nie popełnił błędu. Dopiero gdy jej nabrał, dał rozkaz powrotu do śmigłowca.
Ciało kapitana Daniela Ambrozińskiego znaleziono, po akcji poszukiwawczej (rozpoczęła się w poniedziałek), dopiero we wtorek nad ranem polskiego czasu.
źródło: TVN24.pl
autor: ŁOs//mat
foto: st. chor. Robert Suchy
Hrubieszow LubieHrubie 2009