23 grudnia 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 16

Dzisiaj zwiedzimy: Bazylika Mniejsza św. Wojciecha w Wąwolnicy. Sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej. Oraz specjalny wywiad o niezwykłym artystycznym zamówieniu, jakiego się podjął Stanisław Eugeniusz Bodes.

Reklamy

 

Bazylika Mniejsza św. Wojciecha w Wąwolnicy

Sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej

Reklamy

Specjalny wywiad o niezwykłym artystycznym zamówieniu, jakiego się podjął  Stanisław Eugeniusz Bodes


Zadam pierwsze pytanie, jak się całe niezwykłe zamierzenie zaczęło?

Reklamy

            Na początku lipca 2017 roku zadzwonił do mnie pewien mieszkaniec Wrocławia z propozycją namalowania specjalnego obrazu o niezwykłym wydarzeniu, które miało miejsce prawie 739 lat temu. Po kilku słowach sprawa stawała się coraz bardziej oczywista, a także bardziej wyrazista, więc także wiarygodna i z całą pewnością, coraz bardziej bliższa moim zainteresowaniom historycznym i pewnie nie mniejszemu zaciekawieniu artystycznemu. Przyszły fundator przybliżył mi w ogólnych zarysach historię, jaka się wydarzyła na niewielkim skrawku ziemi lubelskiej, a którą miałbym stworzyć na sporym kawałku płótna. Ponieważ mój urlop zaczynał we Wrocławiu, skąd miałem za dwa dni odlecieć samolotem do słonecznej Italii. Postanowiłem, że we Włoszech zrobię pierwszy szkic i po przylocie spotkamy się, żeby porozmawiać już bardziej konkretnie.                                              


Czuję, że sprawa będzie miała nietypowy przebieg i ciąg dalszy?

            Nie mylisz się, w trakcie pobytu we Włoszech, w kilku pięknych historycznych miejscach (warto o tym napisać i pokazać, bo zdjęć jest dużo), które zwiedzałem przez prawie dwa tygodnie. Podczas krótkiej przerwy w wypadach po okolicy, pamiętając o danym słowie, zrobiłem pierwszy szkic do przyszłego obrazu. Pesciera del Garda, to tam nad cudowną wodą wielkiego jeziora i w otoczeniu historycznych budowli w wygodnym krześle narysowałem dzikich Tatarów, którzy po częściowym zniszczeniu Lublina założyli w m. Kębło obóz (kosz), z którego promieniście we wszystkich kierunkach ruszyły konne hordy po niewolników i łupy, a łuny pożarów okolicznych wsi i osad znaczyły ich szlak. W krótkim czasie spędzono kilka tysięcy złapanych ludzi, a także moc cennych przedmiotów, zrabowanych po dworach, gródkach oraz  kościołach. Wielki w tym miejscu powstał wielki lament ludzi wziętych w okrutny jasyr, którzy już nigdy więcej nie mieli ujrzeć swoich bliskich, ani swoich domostw. Ów żałosny płacz wzbił się aż pod niebiosa, jakby tylko stamtąd mogła przyjść jakaś pomoc.


Powoli odsłaniasz tajemnice, którymi w typowy dla siebie sposób kreujesz nastrój?

Tak właśnie muszę postąpić, inaczej fakty za wcześnie zostaną przedstawione. Około 10 września 1278 roku wódz tatarski Tawimbek na czele czambułu znajduje się koło Głuska Opolskiego, to tam jeden z jego czambułów zostaje dopadnięty przez polskich zbrojnych i rycerzy z okolicznych dworów, których zebrał Otto Jastrzębczyk h. Jastrzębiec, dziedzic Wąwolnicy. Polscy zbrojni w ciężkim trzygodzinnym boju zdobywają buńczuk tatarski, po czym bitewne starcie zaczyna przemieniać się w jedno z pierwszych polskich zwycięstw nad wojskiem mongolsko-tatarskim. 

Co w tym samym czasie dzieje się pod Kębłem, gdzie spędzeni w niewolę i pogodzeni ze swoim losem ludzie nie oczekiwali już ratunku. Zwłaszcza, kiedy ordyńcy wśród zrabowanych przedmiotów znajdują z miejscowego kościółka posążek Matki Boskiej, który  ustawiają na przydrożnym kamieniu, żeby jak najwięcej ludzi mogło patrzeć, jak święta dla okolicznych chrześcijan figurka jest bezczeszczona, opluwania i szyderczymi słowami  poniewierana. Miało to przecież służyć zabiciu najmniejszej nadziei dla tych zniewolonych ludzi, których tłumy zaraz miano pędzić w dalszą drogę na Krym.


Czy będą następne działania i jakie? Rozumiem, że największą tajemnicę wydarzeń jeszcze nie odsłoniłeś?

            Proszę sobie wyobrazić, tutaj zwracam się do przyszłych czytelników i wszystkich polskich katolików, że jak się wydaje, w beznadziejnej sytuacji, pozbawionej jakiejkolwiek szansy na ratunek, przychodzi pomoc z najmniej nieoczekiwanego kierunku. Wielu jeńców i Tatarów, którzy są najbliżej, stają się świadkami niezwykłego wydarzenia.                           

Cudu! Z pewnością! Tak bowiem do dzisiejszego dnia określamy wydarzenia, które są niecodzienne czy trudno wytłumaczalne dla normalnego człowieka. Skromna figurka stojąca przed chwilą na wielkim przydrożnym kamieniu, z której przed chwilą poganie się naigrywali, zajaśniała niezwykłym blaskiem, uniosła się z tego kamienia i przeniosła się na rosnącą niedaleko lipę, skąd setki ludzi mogło na własne oczy zobaczyć cudownie jaśniejącą w tym momencie figurkę Matki Boskiej.       

Spłoszyły się tatarskie bachmaty, owa światłość poraziła dzikich wojowników, którym oręż wypadał z rąk, a niespotykany dla nich przestrach ogarnął wszystkich, którzy porzucając łupy i jeńców, zaczynają bez walki uchodzić. Zaczyna się rzecz niepojęta, trudna do uświadomienia, lecz inni widzą w tym niezwykłe boskie działanie, podobne do tego, jakie rycerstwo polskie widziało przed bitwą pod Grunwaldem i w wielu innych dziejowych miejscach. Mało tego, niektórym z jeńców pękają sznury na rękach, czyniąc ich od razu wolnymi. Cała gama historycznej i ludzkiej tragedii błyszczy w tej złotej poświacie figurki, która od tego wydarzenia przez ponad siedem wieków jest czczona w niezwykły sposób przez dziesiątki tysięcy wiernych, którzy po dzień dzisiejszy tłumnie przybywają do sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej w Wąwolnicy, blisko Nałęczowa, a niedaleko Lublina.


Znając twoje przygotowania do tworzenia obrazów historycznych, pewnie w tym przypadku poczyniłeś po swojemu właściwe kroki?

            Tak, masz rację, ma to być obraz historyczny o podłożu nie tyle religijnym, bo takich namalowałem przecież sporo, ile o wyobrażeniu cudotwórczym, a to są trudności o wiele większe niż przy zwykłym obrazie. Muszę połączyć dwie sprawy w tej pracy i na tym będzie polegał cały problem, jednak skoro zostałem wybrany, jest to dla mnie nie tylko niezwykłe wyzwanie, ale także i wielki zaszczyt stworzyć obraz o takiej kategorii. Po zagranicznym powrocie i wrocławskich rozmowach o obrazie, zostało zorganizowane spotkanie w Wąwolnicy, abym na miejscu mógł zobaczyć i poczuć historię, usłyszeć wiarygodne relacje oraz zdobyć dodatkowe materiały.

W dniu 2017 roku, z Wrocławia przyjechał pan Ryszard Chruścicki, przyszły fundator obrazu, który urodził się w Wąwolnicy. Przyjechałem na umówione spotkanie z żoną, a  powitała nas pani Jadwiga Dybała, Prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Wąwolnicy, sympatyczna radna gminy Edyta Furtak oraz ks. proboszcz Jerzy Ważny. Po krótkiej rozmowie zwiedziliśmy neogotycki kościół, który przemianowano na bazylikę mniejszą p.w. Św. Wojciecha. W środku znajduje się figura Matki Boskiej Wąwolnickiej o której legenda mówi, że pochodzi spod Grunwaldu, jako zdobycz po Krzyżakach. Więc, co dla mnie jest ważne, zetknąłem się także w tym miejscu z akcentem legendarnej bitwy, którą od kilku lat opracowuję z myślą o wielkiej panoramie. To wtedy na gorącą prośbę króla Władysława Jagiełły z Watykanu przyszło zezwolenie na przekazanie części religijnych trofeów państwa krzyżackiego polskim kościołom.

Spacerem zwiedziliśmy najbliższe otoczenie wzgórza kościelnego z akcentami katyńskimi i smoleńską najnowszą tragedią. Muszę wspomnieć o pewnym fakcie. Przed może dziesięciu laty byłem na rajdzie rowerowym w Wawolnicy, gdzie mój wtedy kilkunastoletni syn podczas spaceru obok wzgórza zgubił portfel z ważnymi dokumentami. Istnieje jednak uczciwa relacja w otoczeniu cudownego miejsca, bowiem zguby szukało kilka osób i nic. Jednak za kilka dni, ku naszej radości otrzymaliśmy telefon z domu, że zguba została odesłana pocztą przez pana, który znalazł dokumenty. Jak widać sąsiedztwo sanktuarium działa na wielu uczciwych ludzi, bowiem za ten czyn nie tylko znalazcy, podziękowałem także patronce nie wiedząc, że po latach powrócę w to miejsce.

Być jednak w sanktuarium, to zobaczyć przede wszystkim od wieków cudowną i słynącą cudami figurę Matki Boskiej Kębelskiej, która wystąpi w obrazie. W podziemiach sanktuarium jest sala muzealna ze wspaniałymi reliktami sztuki kościelnej, z makietami pierwszego grodu i zamku, który kiedyś górował nad okolicą. Obejrzałem miejsca, które mogą być brane pod uwagę na zawieszenie obrazu, aby wszyscy pielgrzymi mogli kontemplować owo cudowne uwolnienie tysięcy ludzi wziętych w tatarską niewolę. Nie mogę pominąć też Domu Pielgrzyma, gdzie zjedliśmy smaczny obiad i tylko żona powstrzymywała mnie od dokładki. Następnie zaprosił nas ks. infułat Jan Pęzioł na kawę i ciastka. Byliśmy także w Kęble, gdzie znajduje się kapliczka „Na Zjawieniu”, a w środku ten wielki głaz, na którym ponad 700 lat temu Tatarzy postawili figurkę. Z parkingu przy kapliczce zobaczyłem okolicę, gdzie przed wiekami rozegrały się owe dramatyczne wydarzenia, które mam namalować. Ucieszyło mnie bardzo za szosą stado koni.   

Dalej na wzgórzu, wśród starych drzew stoi pałac, który powstał w XIX wieku, jako zespół dworsko-parkowy, zwany do dziś pałacem, należącym przed wojną do Antoniego Rostworowskiego, który był współorganizatorem KUL-u. Skoligacony z H. Sienkiewiczem, co mnie ucieszyło, wiadomo, że z pisarzem łączą mnie podobne narodowe działania „Ku pokrzepieniu serc”. Dzisiaj jest tutaj Ośrodek Szkolno-wychowawczy, a obok Ośrodek Hipoterapii i Szkółka jeździecka, no i z powodu koni wracam do siebie, bowiem podskoczyło mi serce, kiedy usłyszałem tętent koni. Właśnie przyjechała szefowa Maja Skowyra, a za nią przybiegły wszystkie konie, które dosyć nerwowo biegając, oczekiwały na otwarcie stajni i pojenie. Zdjęcia zza ogrodzenia, to nie dla mnie. Dopiero, gdy konie znalazły się na wewnętrznym majdanie, mogliśmy wejść między konie. Pierwszym koniem, którego dopadłem, okazała się huculska klaczą, którego zaprezentowała mi Maja (moja wnuczka też ma takie same imię). Klacz, jako żywo przypomina bachmata tatarskiego, kilka zdjęć i może zostanie uwieczniona w obrazie. Następna była kasztanowata klaczka, zgrabna niczym panienka, którą karmiłem suchym chlebem, nie dziwiłem się, że połknął końskiego bakcyla również pan Ryszard, nie odstępując mnie przy koniach, ani na krok. Ich imiona o ile pamiętam miały Agatka i Prymulka. Ponieważ zrobiło się późno, zaczęliśmy schodzić do samochodu, ale na ławie pod ścianą leżał domowy kot, którego musiałem pogłaskać oraz  podrapać. Kilka kroków dalej podbiegł do mojej nogi nieduży piesek Ciapek, którego także zacząłem łaskotać w znanych mi miejscach. Po chwili, gdy żona zrobiła zdjęcie, chciałem odejść, ale tutaj nastąpiła niezwykła przemiana, piesek zaczął warczeć, bowiem uznał, że sesja zdjęciowa trwała za krótko, no i pieszczot też było za mało. Dopiero dalszy ciąg psich karesów oraz cicha między nami rozmowa pozwoliła mi spokojnie odejść. Piesek, gdy się po kilku krokach odwróciłem, patrzył za mną. Byłem w pewnym stopniu szczęśliwy i zadowolony cudownym miejscem, ludźmi i reakcją zwierząt. W tej chwili poczułem pewne spełnienie przebywania w świętym miejscu, gdzie zostałem dobrze i miło przyjęty przez sympatycznych ludzi, lecz żeby łaska była pełna, to i boskie stworzenia nie odmówiły mi swojej sympatii. Powrót był więc spokojny, a przez drogę rozważałem w myślach ustawienia pierwszych   postaci, które znajdą się w przyszłej kompozycji obrazu.


Czyli, że masz gotowy plan obrazu historyczno-religijnego?

            Gdy to piszę, praktycznie mam dość danych, które mogłem zebrać i którymi będę się posługiwał w trakcie pracy. Chociaż czekają mnie dodatkowe rysunki i studia portretowe ludzi, których w obrazie będzie całkiem sporo. Zwłaszcza trzeba będzie przedstawić Tatarów w zgodzie z ich rzeczywistym wyglądem i uzbrojeniem, a także na bachmatach, na których dokonywali napadów. Mam też zamiar namalować skarby i inne wartościowe przedmioty, które zostały zrabowane i jako łupy miały zostać wywiezione na krymskie tereny. Może przy tej okazji powstanie także obraz o cudownej obronie św. obrazu i klasztoru w Sokalu w XVII wieku, który zdążyłem narysować przed pożarem. Dzisiaj, właśnie w moim rodzinnym mieście jest Sanktuarium Matki Boskiej Sokalskiej, której obraz po wielu powojennych perypetiach i pobycie w Krakowie znalazł swoje nowe miejsce.

Powracam jeszcze raz do okolic wyprawy i historii najazdu tatarskiego. Bowiem cały teren na którym leży Wąwolnica jest wspaniały, położony malowniczo wśród licznych wzgórz, jarów i wąwozów, pól, łąk i lasów, a jeszcze przypomniałem sobie, że tak schodowo położonego na wzgórzu cmentarza, pełnego starych nagrobków jeszcze nie widziałem. Więc wycieczka była ucztą dla oczu, bo z każdego miejsca rozciągał się piękny widok, a zapachy okolicznych lasów wtórowały panoramie okolicy. Chętnie spędziłbym w tym miejscu więcej czasu, zwłaszcza kiedy czuje się, że okolica jest pod opieką tak świętej patronki, która od tylu lat przyciąga tysiące ludzi z najdalszych stron.


Czy obraz będzie przypominał Twoje wcześniejsze prace, które są rozpoznawalne już z daleka?

            Mam taką nadzieję, że tej wyjątkowej pracy nadam znamiona czegoś innego, czego  jeszcze nie było w moich batalistyczno-historycznych obrazach, które od 50 lat maluję. To będzie mój pierwszy obraz o takim przeznaczeniu, który będzie można oglądać w świętym sanktuarium. Nigdy też nie przystępowałem z takimi dreszczami do malowania obrazu, to  pozytywna adrenalina wpływa tak silnie na moją koncentrację, bo nie mogę bez jakiegoś specjalnego zabiegu rozpocząć tworzenie niezwykłego obrazu, na który będą patrzeć tysiące pielgrzymów i turystów z wielu stron kraju, a także licznych miłośników historii polskiej. Bowiem niedaleko za ramą toczyła się bitwa polskich rycerzy, którzy pokonali ten czambuł tatarski, który spustoszył Lublin i wiele innych miejscowości.   

Jak widzisz, historia w moim otoczeniu wpisana jest od dawna w mój kalendarz, z czego jestem niezmiernie dumny. Albowiem przed ponad 50-ciu laty niebiosa wybrały mnie do spełnienia niezwykłej misji, jaką w współczesnym świecie jest tworzenie 1000-letnich dziejów oręża i narodu polskiego. Malując historyczne bitwy znaczę swoją twórczą drogę umiłowaniem wolności oraz niepodległości w dzisiejszej sztuce, a także licznymi obrazami jeszcze jeden namacalny dowód, że Polska przez kilka wieków stanowiła razem z królestwem Węgier „Przedmurze Chrześcijaństwa” stojąc na straży europejskiego dziedzictwa, co dzisiaj zdaję się być na zachodzie nierozumnie marnowane. Cenne będzie nie tylko teraz mówienie prawdy o dawnych czasach, ale także dalszej przyszłości, bowiem lata zniewolenia oraz niewyobrażalnej degradacji narodu polskiego przyniosły niepowetowane straty w historii, kulturze i tradycji. Jak się okazało, najbardziej bolesne były pustki w umysłach ludzi, których bardzo często pozbawiano dostępu do tradycyjnych wartości edukacyjnych od najmłodszych lat, co zazwyczaj jest normalnym pokoleniowym procesem wychowawczym.


Czy taki obraz będzie dla polskiego społeczeństwa pozytywny i potrzebny?

            Sądzę, że tak, a nawet bardzo, bo to nie tylko lokalna potrzeba religijna, to będzie ogólnopolskie przypomnienie o cudownym wydarzeniu sprzed siedmiu wieków, które dzięki ludziom do dzisiaj nie zostało zapomniane, a nawet zwiększyło zainteresowanie Madonną Kębelską, która w 1278 roku stanęła w obronie wziętej w niewolę ludności. Zresztą, nie maluje się dzisiaj zbyt często obrazów historycznych, takich zwłaszcza o polskim znaczeniu religijnym, a nawet chrześcijańskim. Dla mnie wyzwanie jest tym cenniejsze, że mogę po raz pierwszy przyczynić się do wizualnego wyobrażenia faktów, które miały miejsce, a które do tej pory istnieją jedynie w homilii czy duchowej wersji kapłanów czy też w słowie pisanym. Gdy odjeżdżałem z Wąwolnicy, życzyłem ks. infułatowi dużo zdrowia i szczęśliwego spotkania przy obrazie.

Jak obraz zostanie przyjęty, będzie zależało od ludzi, którzy przybędą do sanktuarium, a od Państwa na podstawie szkiców i rysunków przygotowawczych, który publicznie prezentuję, sami będziecie mogli wyciągnąć odpowiednie wnioski. Dzieje, którymi zapełniam przestrzeń między ramami, będą świadczyć o naszym przywiązaniu do staropolskich tradycji i wartości, które nie pozwoliły i nie pozwalają zniszczyć polskiego ducha, z czym nie mogli sobie poradzić nasi odwieczni wrogowie. Obraz tego typu, będzie jeszcze bardziej cenniejszy, gdy tylko znajdzie się pod opieką swojej patronki, która przecież będzie się przyglądać wydarzeniom na obrazie, do których w swojej świętości sama się przyczyniła.

Obraz „Kębło 1278 – Cudowne Zjawienie” o wym. 100 x 150 cm ma służyć Polakom, tysiącom wiernych oraz wszystkim przyjezdnym, młodzieży oraz tym turystom, którzy kiedykolwiek w przyszłości zawitają do Wąwolnicy i odwiedzą słynące uzdrowieniami Sanktuarium Matki Boskiej Kębęlskiej. W ostatnią niedzielę byłem w Sanktuarium Matki Boskiej Sokalskiej na uroczystej mszy z okazji 50-lecia kapłaństwa ks. kanonika Janusza Lipskiego z Nowego Jorku. To serdeczny kolega mojej siostry, brata, mój także od urodzenia, ale i wieloletni przyjaciel rodziny. Spotkałem się też później i podczas rozmowy opowiadałem o malowaniu tego niezwykłego obrazu i wszystkich uwarunkowaniach, które występują podczas pracy. Wspomniałem także o obrazie „Obrona klasztoru w Sokalu 1648” i bohaterskiej śmierci 13-letniego polskiego bohatera Tadzia Jasińskiego w Grodnie 1939 roku. Nie mogło zabraknąć szarży ułanów polskich w Hiszpanii pod Albuera 1811 roku, albo  rajdu polskiej jazdy pod Pskowem 1579”.                                                                                    

Więc sława tych obrazów dotrze aż do Stanów Zjednoczonych. Niekiedy są nieprzewidziane sytuacje, które tworzą dodatkowe emocje, dzięki czemu nasze reakcje są uzupełnieniem działań, na jakie czasami możemy wpływać. Dlatego z prawdziwą przyjemnością podarowałem ks. Januszowi trzy katalogi z moich trzech ostatnich wystaw z ubiegłego roku, kiedy obchodziłem swoje 50-lecie pracy twórczej. Czy te wspomniane wyjątkowe obrazy, myślę, że i u Polonii amerykańskiej wywołają życzliwe relacje, gdy zobaczą obraz „Kębło 1278-Cudowne Zjawienie”, a także pozostałe, gdy tylko zostaną ukończone.                                   

Galeria:

„Kębło 1278 – Cudowne Zjawienie”, ol.-pł. 100 x 150 cm, (2017), nr inw. 1192.   Także wszystkie szkice i rysunki pokazane w tym materiale służą malowaniu niezwykłego obrazu, który może jeszcze za naszego życia stać się symbolem „Cudownej Madonny”.

 

 

Reprodukcje i zdjęcia: Zofia Bodes, Zdzisław Gil

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński

 

 


 

Zobacz też:

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 50 „Kłuszyn – 4 VII 1610”

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 51 „Wysowa – 1770”

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 52 „Borodino – 1812”


itd. do pierwszego numeru

 

Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Wydanie specjalne nr 13 – „Huta Pieniacka 2017”

„Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” –Wydanie specjalne nr 14 – „Żółte Wody – Korsuń” – 1648

„Stanisław Eugeniusz Bodes „Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 15 – „Grunwald 1410 – Jazda rycerska”

itd. do pierwszego numeru