Tym razem będę opowiadał tylko o bitwie z Tatarami w cztery lata po Cecorze 1620, gdzie zginął hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski, a także uległa zagładzie prawie cała armia Rzeczpospolitej. Będziemy rozmawiać o polskiej odpowiedzi wymierzonej w tatarskie czambuły, które napadły na nasze południowo-wschodnie tereny królestwa polskiego. Była to odpowiedź godna królów, a jeśli nie, to hetmanów z pewnością. Wracając do przyszłych zadań, trzeba powiedzieć, że wynik mierzy czyny; cel uświęca środki, a po łacinie brzmi to „Exitus acta probat” Przy okazji muszę zaznaczyć, że tatarska jazda była często szybsza niż gońcy rozwożący alarmowe wieści (larum) w głąb kraju.
393 lat temu…
Jak się najazd zaczął?
Już na samym początku, bo w lutym 1624 roku Tatarzy Sołtan-Reg-murzy wpadli na Podole i chociaż nie było ich wielu, rozpoczęli swój niszczycielski rajd. Lecz na ich drodze nieszczęścia znalazł się słynny zagończyk Stefan Chmielecki, który w kilkanaście chorągwi pod Szmańkowicami rozniósł na strzępy ów czambuł. Dopiero w pierwszej połowie czerwca tego roku mamy dużo większy najazd Tatarów Budziackich (6 tys.) pod Kantymirem, który był nazywany „krwawym mieczem”, on to bowiem tak zawzięcie prześladował Polaków w odwrocie od Cecory. Teraz pod Śniatyniem na Pokuciu wpadła Orda w nasze granice, ale w ordynku, spokojnie, żeby nie alarmować wojska i ludności. Zmierzali aż pod Przemyśl i to tam miano założyć kosz i dopiero rozpuścić czambuły. Jednak cudem uprzedzona ludność szukała ratunku w miastach, zamkach czy w klasztorach, gdzie znaleziono pomoc. W tym samym czasie starosta winnicki rtm Jan Odrzywolski w dwieście koni skrycie podążał za ordą i obserwując ruchy, przekazywał wszystkie meldunki hetmanowi.
Czy była to polska zemsta za Cecorę?
Ten, który tego dokonał, siedział 2 lata w tureckim więzieniu i dopiero po zapłaceniu dużego okupu został wypuszczony na wolność. Tym bohaterem będzie wielce zasłużony Polsce hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski. W bitwie pod Cecora był hetmanem polnym, został wzięty do niewoli i po poniżającym więzieniu w 1622 roku przybył do kraju i od razu otrzymał buławę i awans na hetmana wielkiego koronnego, tym samym obejmując najwyższy urząd wojskowy w koronie. Hetman wyjątkowo solidnie przygotował się do obrony kraju. Zgromadził wojska, jakie, tylko był w stanie i chociaż pod Cecorą przepadła większość kadry, oraz doświadczonych żołnierzy, to jednak Rzeczypospolita dysponowała takim bogactwem ludzi, że nietrudno było zgromadzić nowe wojska, które dyszały odwetem za ostatnią klęskę. Wielu hetmańskich ludzi było osobiście zainteresowanych przyszłym starciem za przelaną krew bliską, a wielu miało w pamięci śmierć swoich ojców, braci, kuzynów i przyjaciół. Więc nie dziwota, że wszyscy rwali się do walki.
Czy tatarski napad w 1624 roku był dla hetmana okazją wyrównania rachunków?
Tak sądzę, bowiem tym razem głównym przeciwnikiem był dobry znajomy spod Cecory, któremu wszyscy zaprzysięgli zemstę. To nikt inny, jak tylko ten sam krwawy murza Kantymir, który odpowiadał za wytracenie żołnierzy niedaleko Mohylewa, tak bardzo blisko granicy. Teraz wszyscy pragnęli jednego, dopaść pogan i sprawić im niezły łomot. Przy okazji bitwy zamierzano uwolnić jasyr, który liczył tysiące mieszkańców. Miano wykorzystać wszystkie atuty, byle tylko zlokalizować kosz i osaczyć czambuły, które wedle zwyczaju ruszą w wielu kierunkach na wielkie polowania. Hetman w tym momencie ma tylko 1500 ludzi, z którymi zamierza bronić przepraw, jednak Tatarzy bez obciążenia szybciej dopadli rzeki pod Haliczem i pod Medyką założyli swój kosz. Właśnie stąd runęły czambuły rabując wszystko, co się dało w okolicach Sanoka, Krosna, Jarosławia, Rzeszowa i jeszcze dalej, bo aż pod Sędziszowem. Hetman dla szczupłości sił postanowił czekać na powracającą Ordę pod Martynowem i wzywał ciągle o posiłki.
Zanim dojdzie do walki, opowiedz, jak wyglądały przygotowania polskie i jak został opracowany sam napad tatarski i jeszcze, w jakiej liczbie?
Każdy napad miał niby podobny przebieg, ale chytrość Tatarów nie miała granic. W takim przypadku chodziło zawsze o to samo: jak nie ponieść strat, zniszczyć i spalić jak największe terytorium, a także wziąć tysiące niewolników z niespodziewającej się napadu ludności. Zachowując takie metody, Orda wpadając na ziemie Rzeczypospolitej czasami robiła, co chciała, gdy nieliczne wojska siedziały zamknięte w zamkach lub dopiero się zbierały. Nic tak nie rozzuchwalało Tatarów, jak danie im pełnej swobody w polu, czyli paleniu osad, zdobywaniu jasyru i zabijaniu niewinnych, bezbronnych ludzi. Wojska na ogół unikali, chyba, że mieli zdecydowaną przewagę. Nie znosili broni palnej i artylerii, zwłaszcza, kiedy dawano do nich ognia z najbliższej odległości.
Husarii bali się jeszcze bardziej i nie zdarzyło się do tej pory, żeby kiedykolwiek dotrzymali szarżującym skrzydlatym jeźdźcom pola. Mogli najwyżej po swojemu chmarą strzał zasypywać atakujących skrzydlatą ścianę, ale to nic nie dawało, uciekali więc, gdzie pieprz rośnie i tylko z dala ostrzeliwali polską jazdę. Czasami przyciśnięci, bez wyjścia, stawali się groźni, walcząc do upadłego. Lecz z natury stworzeni do ruchu i przestrzeni, potrafili przeważnie znaleźć wyjście i wymknąć się z zastawionej pułapki.
Tatarzy działali skrycie, czy można było ich wyśledzić i dopaść?
Przytoczę jeden przykład, jak Polacy zmniejszali zbrodnie najeźdźców. Otóż Stefan Chmielecki zebrał 1000 ludzi do walki z czambułami i zapowiedział, że Tatarów trzeba bić po tatarsku. Wydano instrukcje, że każdy do wyprawy ma się zgłosić bez zbędnego obciążenia. Więc husarze i pancerni najwyżej w misiurkach, lub w kubrakach czy żupanikach, ale za to każdy ma mieć po sześć strzelb, łuki dobre, szable, koncerze, dwie ładownice, woreczek kul i prochu na 180 ładunków. Łuk z 30 strzałami w sahajdaku, bukłaki i wiaderka skórzane, a także sucharów i wędzonego mięsiwa na trzy dni. I jeszcze jedno, może najważniejsze, otóż na 20 koni bojowych było 20 powodnych, oraz dwa juczne. Tak właśnie wyglądał komunik, czyli jazda bez taborów zdana tylko na siebie, która miała jak wilcy iść tropem ordyńców i gromić mniejsze grupy, a także w miarę ratować ludność cywilną.
Polski rajd działał na obrzeżach zagonów, które rzucone wachlarzowato od kosza, paliły i rabowały wszystko, a łupy zwoziły do obozu. Jazda nasza wykonała olbrzymią robotę, niszcząc wiele czambułów i uwalniając wiele tysięcy ludzi z jasyru, którzy nigdy nie mieli oglądać polskiej ziemi i swoich bliskich. Można sobie jedynie wyobrazić sobie radość tych szczęśliwych ludzi, których uwolniono z niewoli.
Czy talent hetmana, jako wodza przewidział, że Tatarzy postąpią właśnie tak?
Bez talentu nie ma zwycięstwa, zresztą jak we wszystkim. No, chyba tylko Armia Czerwona potrafiła odnosić zwycięstwa, atakując wąski odcinek frontu masą własnych wojsk, według znanego powiedzenia „nakrycia przeciwnika czapkami”. Oczywiście taki sposób walki, nie miał nic wspólnego ze sztuką wojenną, a jedynie z traceniem własnych żołnierzy w morderczych i beznadziejnych atakach, okupionych olbrzymimi krwawymi stratami, idącymi w dziesiątki tysięcy zabitych i rannych.
Za to w Polsce brak talentu czy brak umiejętności przywidywania miał także miejsce, lecz nie była to typowa strategia, a jedynie złe dowodzenie, czasem zdrada. Jak to było pod Żółtymi Wodami, Korsuniem i jeszcze pod Piławcami czy pod Batohem, które zakończyły się klęskami, niepotrzebnymi ofiarami i oddaniem na niebezpieczeństwo dużych połaci kraju. Ale to będzie dopiero za dwadzieścia parę lat. Teraz zabłyśnie gwiazda hetmańska tutaj na kresach, a za kilka lat, także i na północy przeciwko Szwedom.
Czy sam Kantymir wiedział, z jakim nastawieniem idą do walki żołnierze królewscy i jak są zdeterminowani i zawzięci?
Podejrzewam, że wódz tatarski miał świadomość, jaką nienawiścią pałają do niego giaury i doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków, gdy dojdzie do bitwy. Wiedział zbyt dobrze, że Lachy, czyli nasi żołnierze będą walczyć i bić się do upadłego.
Hetmanowi ciągle przybywa wojsk, tak, że pod swoimi rozkazami ma już 5 tys. To jednak tylko 4650 jazdy, 350 piechurów oraz kilka armat, trochę Kozaków, którzy z Tatarami mają dawno na pieńku. Chociaż znam wielu oficerów, którzy są przy hetmanie, to wymienię tylko kilku z nich, to: Chorąży Stanisław Potocki, Jan Potocki, Stanisław Łahodowski, Suliszowski, czy Aleksander Mikuliński. To sławni dowódcy chorągwi, którzy wiedzieli, że „usus Est optimus magister’, czyli praktyka jest najlepszym nauczycielem.
Zresztą mamy 1624 rok i polskie wojska na Kresach wiedzą jak zażywać ordyńców, że wszystko zależeć będzie od rozpoznania, sztuki wojennej, a bardzo często od zwykłego szczęścia. Zwiad doniósł, gdzie Tatarzy rozbili „kosz”, z którego wyskoczą jak zwykle czambuły do łupieżczych wypraw. Tylko łuny palonych wsi będą znaczyły ich szlak i zasięg. Przed paroma laty byłem w pewnym zamku polskim na Ukrainie, który był położony na sporym wzniesieniu, które górowało nad okolicą. Widok z murów i wieży był imponujący, skąd strażnicy mieli doskonałe pole obserwacji. Obszedłem ze wszystkich stron mury zamku i nawet niewielki oddział wroga musiał zostać dostrzeżony, a nawet pojedynczy pojazd. W pewnym momencie dostrzegłem z wieży pojedynczego człowieka, który był nie większy od zapałki. Zastanawiałem się, jacy specjaliści musieli być wtedy, żeby tak świetnie wybrać miejsce obronne i przystosować zamek z miastem do obrony. To właśnie Polscy magnaci, jak hetman Koniecpolski razem z budowniczymi wybierali takie miejsca obronne, często jak w tym przypadku, kiedy nie było możliwości podejścia pod zamek nie zauważonym. To jedno, a drugie, jaka z biegiem lat musiała być znajomość nieprzyjaciela, który słynął przecież z licznych forteli i różnych podstępów, czy błyskawicznych rajdów i odskoków.
Jednak dziesiątki wsi, osad czy małych miast padały ofiara tatarskich najazdów prawie, co roku?
Oczywiście, na to nie było rady, przecież nie wszystkie ludzkie sadyby były obronne. Ważne, żeby zawczasu być uprzedzonym, dostrzec wroga i schronić się za murami, ujść w lasy czy na bagna, albo skorzystać z tajemnych skrytek. Wielkie twierdze i duże miasta rządziły się innymi prawami, a ich właściciele dbali o stan murów i załóg. Także mieszkańcy wiedzieli, co mają robić w razie napadu. To była specyfika tamtych terenów i mężnych ludzi, którzy tam mieszkali i budowali wciąż nowe domy po tatarskich wyprawach. Ale to Orda była mistrzem w napadach bez uprzedzenia. W odpowiedzi wśród polskich żołnierzy pełniących służbę na Dzikich Polach wykształcił się typ zagończyka, który był specjalistą w tropieniu czambułów tatarskich, różnych grasantów, albo zwykłych zbiegów. Historia zna wielu tych doskonałych dowódców lekkich chorągwi, którzy potrafili wytropić, a potem spaść znienacka na wroga, który nie miał wtedy żadnych szans ocalenia.
Ten obraz i bitwa jest klasycznym dowodem, że na wojnie wszystko jest możliwe, a pod Martynowem Polacy sprawili wielką niespodziankę Ordzie, która dotąd wiele razy bezkarnie buszowała po okolicy.
Może opowiesz o obrazie, co przedstawia i jak się ma do wydarzeń, które tego dnia miały miejsce? Został bardzo dawno namalowany i ciągle służy historii, dlatego możemy oglądać sceny, których po latach nie trzeba poprawiać. Czy ta bitewna rzeczywistość jest nadal aktualna?
Jak najbardziej. Już nie pamiętam dobrze, ale praca powstała w 1980 roku, kiedy chciałem pokazać, że dawne wojsko polskie broniło ludności, a nie miało służyć do pacyfikacji własnego kraju, jak to było w 1981 roku. Przed ogłoszeniem stanu wojennego, czy dziesięć lat wcześniej w 1970 roku, kiedy strzelało do ludzi na wybrzeżu, a przecież w 1981 zanosiło się podobnie, co zresztą czas pokazał. To były strasznie przykre lata dla polskich patriotów, a także zwykłych mieszkańców, gdy było tyle wątpliwości wśród społeczeństwa, a tyle niegodziwości po tamtej stronie.
Bitwa pod Martynowem, to nie tylko zemsta na okrutnym nieprzyjacielu za klęskę czy niewolę, śmierć hetmana i tylu wspaniałych oficerów i żołnierzy. Także upokorzenia podczas dwuletniej niewoli, oraz zapobieżenie kolejnemu najazdowi. Szykując się do decydującej walki hetman wielki zamierza upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Rozbić powracających Tatarów, a także odbić tysiące jasyru.
Obraz przedstawia zacięty bój z Tatarami, kiedy czołowe czambuły rzuciły się do bitwy, chcąc rozbić polskie chorągwie, ale trafiła kosa na kamień. Dnia 20 czerwca (czwartek) Polacy w walce na białą broń gromili jak chcieli i gdzie chcieli. Bowiem (facta, non verba) czyny są ważniejsze od słów. Więc pogrom był nadzwyczajny, najpierw setki, a potem ponad 2 tysiące wojowników krwawego murzy zalegało pole.
Kantymir, wódz tatarski chcąc ocalić niewolników i łupy, dzieli swoje siły na kilka czambułów. Niewielka część miała osłaniać uciekający kosz z jeńcami i zdobycznym dobrem, gdy główne siły miały powstrzymywać atakujących Polaków. Zazwyczaj był to stary wypróbowany w wielu wyprawach manewr, który stosowano od zawsze. Jednak nie w tym miejscu, bowiem hetman koronny Stanisław Koniecpolski po mistrzowsko rozegrał batalię, która doprowadziła do zwycięstwa i uratowania tysięcy ludzi z niewoli. Mówiono w owym czasie, że nawet 100 tys. ludzi padło łupem Ordy. Jedna taka liczba podczas tego najazdu nie była możliwa.
Jakie wojska udało się zebrać i ile jest czambułów tatarskich?
Wojsk jak zawsze mamy za mało, a szlachta ściąga powoli, a przecież trzeba działać szybko, bo każde opóźnienie powoduje coraz większe straty. Trzeba przyznać, że otoczenie hetmana składa się z doświadczonych oficerów, a wojsko rwało się do walki z ordyńcami.
Obwinia się wodza tatarskiego za klęskę cecorską i tragedię żołnierzy, którzy zginęli na trasie odwrotu armii polskiej. Polski hetman rozegrał bitwę tak, że nie zostawił prawie żadnych szans wrogowi, który do starych zbrodni dołożył nowe, napadając powtórnie ziemie polskie. Wspomniana batalia stoczona w czerwcu 1624 roku jest sygnałem i symbolem, że Tatarów można pobić dotkliwie, co później czyniło wielu zagończyków nawet bardzo skutecznie, a jeszcze pod koniec XVII wieku osobiście Jan Sobieski przezwany przez wrogów półksiężyca „Lwem Lechistanu”.
Mamy przed sobą starcie, gdzie Polacy odpłacą znienawidzonemu murzy za wszystkie nieszczęścia. Czy tak będzie?
Niedaleko Martynowa założono tabor z 8 rzędów wozów spiętych łańcuchami, według instrukcji biegłych inżynierów. Takie wozy nie można było wyrwać z szyku, jak to czasami czynili Tatarzy chwytając na arkany i w ten sposób wyrywając wozy, czynili dziury, przez które mogli się wedrzeć do środka. Tatarzy jakby zwietrzyli zasadzkę i poszli dalej, a nasze wojsko pod Halicz. Wtedy Kantymir ruszył czambuły, które miały uderzyć na hetmańskie wojsko. Jednak Orda nie przyjmuje walki i zaczyna się cofać, więc w tej sytuacji i polski tabor musi z dobrej pozycji się ruszyć. Wtedy czambuły przypuściły od razu atak, jednak ogień z taboru powstrzymał ich zapędy, a gdy jeszcze ruszyła jazda, rozpoczęli odwrót. Teraz z kolei kosz zaczął uchodzić, osłonięty przez kilka omów. Polacy w taborze za nimi, aż znaleźli się blisko ordyńców. „Graviora manent”- najgorsze dopiero nadejdzie, o czym Tatarzy jeszcze nie wiedzieli. Właśnie wtedy gruchnęła potężna salwa, jedna, druga i trzecia. Nadwerężono i to bardzo szyki nieprzyjaciół, który rzucił się do ucieczki, ścigany przez kilka chorągwi, które nie dawały pardonu i okrążając wroga zaczęły spychać ich do rzeki. Przyparto ordyńców do wysokiego brzegu Dniestru, z którego skakali do wody. Część wystrzelano, a wielu się potopiło. Wszędzie coraz więcej ciał tatarskich leżało na ziemi, coraz więcej koni bez jeźdźców biegało luzem.
Czy nie za łatwo idzie, a może groźba o Tatarach jest bardzo przesadzona?
Jazda polska pod hetmanem zajęła w tym czasie przeprawy i odparła wszystkie ataki tych ordyńców, którzy chcieli się wyrwać z matni. Kiedyś na dwóch niewielkich akwarelach namalowałem hetmana Koniecpolskiego, który był wielkiego wzrostu i tuszy, stanowczy, tylko lekko się zacinając. Teraz nakazał równoczesny atak na miotających się wrogów, którzy próbowali ataków we wszystkich kierunkach.
Widok zaiste malarski musiał być i imponujący, gdy wszystkie chorągwie jazdy polskiej w rozwiniętych szykach ruszyły do szarży. Rozbito najważniejsze oddziały Ordy Kantymira, ale pozostał uciekający kosz z tysiącami jeńców. Mało kiedy polska zawziętość miała taką wymowę jak w tej bitwie. Wierzyć się nie chce, ale lekkie chorągwie ścigały wroga na przestrzeni 90 km, bijąc kogo tylko dopadli, na początku pościgu brano jeńców, lecz przestano, bo spowalniali pogoń. Uciekający Tatarzy pozbywali się wszystkiego, byle tylko ulżyć koniom. Ci, co przeżyli, siedzieli na zabiedzonych ledwo żywych koniach i na oklep w samych tylko koszulach. Sam Kantymir został ranny i przerażony uchodził jak najszybciej, bo w obliczu śmierci (in articulo mortis) okrutny murza jej nie szuka wzorem romantycznych bohaterów, tylko wieje, jak najprędzej. W pościg ruszyły chorągwie, oraz ci żołnierze, którzy mieli dobre konie lub na zmianę. Dlatego tak daleko i tak długo goniono wroga, bo aż do północy i dopiero pod Chocimierzem wstrzymano pogoń. Rozbito kosz razem z łupami i jeńcami, których zaraz uwolniono z pęt. Tak ciężkich strat do tej pory, jeszcze orda nie poniosła, zwłaszcza, że na całej trasie chłopi polowali na ordyńców, zabijając wszystkich, a schwytanych na dodatek poddawali okrutnym torturom.
Jeszcze ostatnie pytanie, jak potoczyła się historia po pogromie Kantymira?
Po bitwie hetman Koniecpolski zjawił się w Haliczu, skąd nakazał wysłać wozy, wszystkie kolaski i fury do zwożenia małych dzieci, których pełno było porzuconych po drogach, którymi wiali przed pogromem Tatarzy. Na tych drogach, gdzie porzucano jeńców, których nie zdążono wymordować. Sądzę, że główny cel został osiągnięty, uwolniono tysiące ludzi, rozbito wiele czambułów, a polska pogoń jeszcze nigdy w dziejach nie była tak uporczywa i nie trwała tak długo. Żołnierze zdobyli trzy z czterech buńczuków, z którymi wyprawiła się Orda. Zwycięstwo wielkie i takie, że Tatarzy przez dwa lata musieli lizać rany. Więc tyle było spokoju na odbudowę spalonych domostw.
Jeszcze jedno, wielka panika i strach, który ogarnął ordyńców, przerodził się potem w niekłamany podziw dla talentów wojskowych wielkiego hetmana. Zatem opowieść skończona (Acta Est).
Już na koniec odcinka w galerii pokażę kilka fragmentów z ostatnich chwil hetmana Żółkiewskiego przed Mohylewem w 1620 roku, także tatarskie branki w jasyr wzięte czy ataki czambułów. Dwa plakaty z wystaw i zdjęcia z wypadu do Golubia i Gdańska. Natomiast w lipcu spotkamy się pod Wagram 1809 roku, gdzie 1 Pułk Szwoleżerów Gwardii dokonał wielu chwalebnych czynów. Być może, że z okazji bitwy pod Grunwaldem, zaprezentuję serię imiennych portretów konnych bohaterów najsławniejszej bitwy w polskiej historii.
Galeria:
„Pogrom Kantymira pod Martynowem”- 20 VI 1624, akwarela 64×98 cm, (1980) nr inw. 152
„Martynów -1624”,ol.-pł. 70×60 cm, (1985) nr inw. 218
„Obrona zaścianka”, akwarela 66×101 cm, (1977), nr inw. 86
„Bitwa pod Cecorą”- 1620, fragm; akwarela 60,5×116,5 cm, (1979), nr inw. 126
„Szarża Tatarów”, ol.-pł. 33×55 cm, (2003), nr inw. 652
„Tatarski napad”, ol.-pł. 52×72 cm, (1985), inw. 230
„Ordyniec krymski”- ol.-pł. 38,5×33,5 cm, (1990) nr inw. 345
Reprodukcje i zdjęcia: Zofia i Krystian M. Bodes
Wywiad: Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński
Zobacz też:
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 44 „Świecin – 1462”
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 45 „Trzciana – 1629”
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 46 „Domanice – 1831”
itd. do pierwszego numeru
Wydania specjalne – (Galerie):
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Wydanie Specjalne nr 12 – „Pobojowisko 1000-lecia
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Wydanie specjalne nr 13 – „Huta Pieniacka 2017”
itd. do pierwszego numeru