Od kilku lat toczy się wojna ze Szwedami, którzy po reformach przedstawiają całkiem nowe siły zbrojne. Król Szwecji Gustaw II Adolf stawia na nowoczesną wojnę. Wprowadza, zatem nowe zasady walki, które uczynią szwedzkie metody sławnymi w Europie. Zobaczymy w takim razie, jak wypadną działania nieprzyjaciela w kontakcie z innym sławnym wodzem po polskiej stronie.
Czy w związku z tym, Polska ze swoją przestarzałą doktryną ma szanse na zwycięstwo?
Mamy początek lata 1629 roku, bo w tym okresie toczy się kampania, której finałem będzie bitwa zwycięska dla jednej ze stron. Przypomnieć należy, że dwa lata temu Polska stoczyła pierwsze bitwy tej wojny. Jedna odbyła się pod Czarnem (Hammerstein) w dniu 1627 roku. Druga batalia miała miejsce na morzu podczas blokady Gdańska przez okręty królestwa Szwecji, które od dłuższego czasu zamknęły port gdański, w którym powstawała niewielka flota polska. I to ona przerwała blokadę, kiedy w dniu 27 XI 1627 roku pokonała szwedzkie siły morskie pod Oliwą.
Polska zawarła odpowiednie układy z cesarzem Austrii i do Rzeczypospolitej wkroczyły posiłki cesarskie dowodzone przez feldmarszałka Hansa Georga hr. Arnheima. Nie było ich dużo, bo tylko 5 tys. żołnierzy. W tym rajtarów, dragonów i parę regimentów piechoty, ale za to weteranów wojny 30-letniej.
Dowiem się w końcu, kto po naszej stronie dowodzi?
Hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski, to z nim będziemy na polu walki i to on będzie głównym bohaterem wydarzeń. Wielki hetman, wielkiej postury będąc najwyższym dowódcą wojskowym w Rzeczypospolitej chciał także dowodzić cesarskimi posiłkami, ale na to, nie chciał się zgodzić feldmarszałek Arnheim.
Zresztą od początku współpraca układała się źle. Wojska austriackie zachowywały się, jak w podbitym kraju, rabując wszędzie, gdzie się tylko dało. Kłótniom i zatargom między dwoma wojskami nie było końca. Zresztą, jak sobie przypomnimy czasy saskie w Polsce na początku XVIII wieku było podobnie. Teraz nasi krewcy rodacy sami często szukali okazji, żeby w burdach, czy pojedynku dołożyć nielubianym Niemcom. Często owe spotkania kończyły się ciężkimi ranami ze wskazaniem na stronę sojuszników.
Co na to Szwedzi, musiały do nich dotrzeć wspomniane niesnaski?
Król Gustaw II Adolf po naradzie postanowił, że nadarza się okazja pobicia skłóconych sojuszników. Z Malborka, wcześniej opanowanego przez Szwedów wyruszyło 5 tys. piechoty oraz 4 tys. rajtarów. Prosto z marszu zajęto Kwidzyn, następnie podeszli pod Grudziądz. Feldmarszałek Arnheim przerażony klęską, szybkim marszem zdołał się dla swego bezpieczeństwa połączyć się z Polakami. Szwedzi, którzy chcieli pokonać Polaków i Austriaków osobno, nie zaryzykowali walki z połączonymi siłami i rozpoczęli odwrót.
Zdołano zabezpieczyć przeprawę na Ossie. Głównym traktem jechały tabory, artyleria, a także szła piechota w kierunku na Sztum. Boczną drogą natomiast jechała jazda szwedzka osłaniając od strony wschodniej, czyli od przeciwnika własne oddziały piechoty.
Niedaleko Trzciany król szwedzki z najważniejszymi oficerami znajdował się wśród kornetów rajtarskich i nic nie zapowiadało bitwy. Można wysnuć wniosek, że w tym czasie wywiad Szwedów nie działał, skoro dali się zaskoczyć.
Kiedy się sytuacja odwróciła, co zatem postanowił hetman Koniecpolski. Czy zamiar zaatakowania Szwedów miał jakieś szanse?
Hetman szybko podjął decyzję pościgu za nieprzyjacielem i stoczenia bitwy, kiedy zobaczył, że Szwedzi uchodzą. Zdecydowano pójść komunikiem, czyli tylko z jazdą zostawiając tabory i artylerię. Ucieszyło hetmana także, że feldmarszałek spokorniał i zgodził się oddać swoich rajtarów pod polską komendę.
Na wyprawę i do pościgu przeznaczono odpowiednie siły, które miały wziąć udział: 8 chorągwi husarii- 1300 ludzi, 9 pułków kozackich (pancerni)- 1200 ludzi, cesarscy rajtarzy i dragoni w sile 2 tys. ludzi, to 4500 jazdy. Za nimi miała pociągnąć piechota na wozach, na które wcześniej załadowano amunicję i żywność.
Cały plan zakładał rozbicie jazdy Gustawa Adolfa, a gdy szczęście dopisze, to później zajęcie się piechotą w marszu. Hetman doskonale wiedział, że w trakcie pochodu, tylko, co dziesiąty muszkieter niesie zapalony lont. Tylko jazda polska była w stanie błyskawicznie dokonać takiego ataku i z marszu rozbić wrogie wojska, zanim uszykują się do boju.
Kiedy doszło do pierwszego starcia, bo jakiś szwedzki patrol musiał odkryć, że zbliżają się Polacy?
Koło wsi Szadowo hrabia Renu rozstawił straż tylną, którą dowodził. Niedaleko Trzciany stało 2 tys. rajtarów i 60 muszkieterów z działem na lewo.
Hetman Koniecpolski pokazał swój pazur, lekka jazda i rajtarzy austriaccy skoczyli i związali od czoła nieprzyjaciół, gdy w tym samym czasie hetman obszedł stanowiska Szwedów i uderzył husarią na kompletnie zaskoczonych muszkieterów. Po chwili wszyscy leżeli pobici i stratowani na ziemi. Przerażony sytuacją oficer szwedzki usiłował w ostatniej chwili zmienić front rajtarów, kiedy chorągwie husarskie szły już w pełnym galopie.
Wrzeszcząc bij! Zabij! Uderzyli kopiami po staropolsku, a po krótkim czasie zaczęli siec szablami i kłuć koncerzami. W ciągu kilkunastu minut pękła linia szwedzkiej rajtarii i tłumy konnych zaczęły uciekać drogą, która prowadziła w kierunku na Straszów. Za nimi ruszyła jazda kozacka, zwana pancernymi, którzy na ścigłych koniach z łatwością doganiała uciekających Szwedów, którzy masowo padali podczas pościgu. Niektórzy z rajtarów zatrzymywali konie i wyciągając rapiery rękojeścią do przodu wołali „pardon!” Jednak pancerni nie brali jeńców, żeby nie zatrzymywać pościgu.
Co dalej, pierwsza grupa Szwedów została rozbita, której resztki uciekały przed siebie. Jak wygląda dalsza część bitwy?
Wydawało się Szwedom, że nie uratują się przed pogonią. Trzy kilometry dalej, przed Straszowem była druga grupa rajtarów w liczbie 700 ludzi. Stanęli sprawnie kolano w kolano, każdy z pistoletem w dłoni, spokojni i niewzruszeni. Kilkuset rajtarów, to kilka kornetów jazdy, które w tych warunkach mogły w rozciągniętych pościgiem chorągwiom polskim sprawić pewien kłopot.
Po chwili słysząc wrzawę, ujrzeli uciekających kamratów, którzy nawet nie próbowali stawiać oporu. Tylko 300 rajtarów z hr. Renu dopadło do stojących Szwedów. Za nimi pędzili grupami, bezwładnie lekkokonni i jazda pancerna. Ognia! Zdążył krzyknąć dowódca rajtarów. Ogień z pistoletów zatrzymał Kozaków, którzy zaczęli porządkować chorągwie, nim ponownie uderzą w szyku. W tym czasie zdążyła nadjechać husaria, a za nią głębokie kolumny rajtarów cesarskich.
Przyzwyczaiłem się do takiej strategii jazdy polskiej, która w szybkości ataku upatrywała wielkie szanse na zwycięstwa i robiła to po mistrzowsku.
To musiał być piękny widok dla malarzy Twojego pokroju, zobaczyć z natury taką groźną i wspaniałą jazdę, która wywoływała u wroga drżenie rąk i nóg. Czy tak?
Nie mylisz się, zaiste był to piękny obraz, niepodobny do innych, gdy husaria pochylając kopie z długimi proporcami (około 2,5 m) runęła na rajtarów, a furkoczące na wietrze proporce utrudniały celowanie zdenerwowanym Szwedom. Czy bliżej było do starcia, tym większa presja i strach. Nie wytrzymali tego psychiczne rajtarzy i powstało zamieszanie. Szyk szwedzki załamał się nim doszli do nich husarze. Wszyscy bez walki rzucili się do ucieczki, starając się uratować własne życie. Tak już bywa, że siła fizyczna musi być poparta siłą ducha.
Inaczej żadne nawet najlepsze uzbrojenie nie pomoże odnieść zwycięstwa. Częstokroć decyduje o tym wysokie morale wojska, lub strach przed karami, jakie stosowano np. w armiach totalitarnych.
Gdzie są główne siły szwedzkie, które powinny znajdować się tam, gdzie jest król?
Gustaw II Adolf król Szwedów już wiedział o zagładzie straży tylnej. Zebrał więc, co tylko mógł, wszystkich, którzy siedzieli na koniach i ruszył na hetmana. Miał przy sobie 2 tys. Konnych, a podczas jazdy dołączyło jeszcze około tysiąca zbiegłych rajtarów i dragonów.
Siedem km od Trzciany nastąpiło trzecie starcie, obok wsi Putkowice. Wszyscy Szwedzi stanęli w szykach czekając na Polaków. Huknęła salwa jedna, druga, trzecia, czwarta już nie zdążyła, bo lekka jazda i pancerni, chociaż na bardzo zmęczonych koniach runęła z szablami na rajtarów.
Zaczęła się rąbanina, z rzadka huknął pojedynczy strzał pistoletowy. Szybkość ciosów zadawanych szablami przerażała jazdę szwedzką, która nie nadążała parować tych błyskawic, które otaczały rajtarów, którzy coraz częściej lecieli na ziemię. Nadjechały zaraz pozostałe chorągwie husarskie i Austriacy. Teraz obie strony miały po mniej więcej 3 tys. jazdy. Szyki wojsk zupełnie się pomieszały, wszyscy walczyli po jednej i drugiej stronie. Nawet kilku rajtarów cesarskich oberwało od pancernych Kozaków, którym trudno było odróżnić ich od Szwedów.
Świadczy to jedynie o zacietrzewieniu walczących, kiedy własne zmęczenie przestało być czynnikiem najważniejszym, bo walczyło przyzwyczajenie, honor i nieodparta chęć pokonania przeciwnika Za wszelką cenę.
Czy Szwedzi będąc wypoczęci nie mogli pokonać potwornie zmęczonych pościgiem polskich żołnierzy, zwłaszcza, że im konie zaczęły ustawać?
Doszło do tego, że sam hetman skoczył do bitwy i jak odnotowano, postrzelił z pistoletu oficera szwedzkiego, którego zaraz nasi wzięli do niewoli. Bitwa przez pewien czas toczyła się bez czyjeś przewagi, jednak bardziej wyszkoleni Polacy w walce na białą broń, zaczęli brać w końcu górę. W pewnej chwili król szwedzki znalazł się w niebezpieczeństwie, gdy jakiś rajtar austriacki złapał króla za pendet od rapiera. Król zręcznie uchylił się zrzucając pas przez głowę zawadzając o kapelusz, który spadł na ziemię. Władcę uratował prosty rajtar szwedzki, podając nabity pistolet, którym ten wystrzelił do Austriaka, drugiego, który się pojawił obok uderzył rękojeścią rapiera.
Ale to nie koniec przygód, po chwili króla pochwycił polski husarz, który nie rozpoznał dostojnego przeciwnika, zwłaszcza, że jego towarzysz zawołał, żeby puścił jeńca, bo to zwykły rajtar. Tego dnia król był ubrany niezwykle skromnie i ten strój uratował króla Gustawa II Adolfa w tym całym zamieszaniu.
Po tych komplikacjach do władcy dopchał się płk Soop z kilkunastoma rajtarami gwardii i wyratował z opresji. Walki toczyły się z coraz większymi ofiarami, zginął hr. Renu i ponad 30 oficerów królewskich, a także setki rajtarów. Szwedzi nie mogli długo dawać oporu, szyki pękły i zaczęło być źle. Wtedy feldmarszałek szwedzki Wrangel rzucił ostatnich rajtarów pułku syna, którzy osłaniali piechotę. Nic to nie dało i po chwili, także ci rajtarzy dali głowę, a z nimi i syn feldmarszałka. Jednak resztkami sił tabory i piechota szwedzka zdążyła dopaść bram Sztumu, razem z niedobitkami wszystkich trzech starć.
Czy to koniec bitwy i jaki był rezultat tych walk?
Gdyby nadążyła piechota z działami, żywa noga nie uszłaby ze Sztumu, a tak jazdą szturmować murów się nie da. W nocy po krótkim odpoczynku król szwedzki Gustaw II Adolf po raz drugi w ciągu doby, chyłkiem w ciemnościach, pobity i upokorzony, dobrze, że ocalił życie wycofał się do Malborka.
Polacy razem z sojusznikami świętowali zwycięstwo, bowiem na polu bitwy w trzech starciach poległo ponad tysiąc Szwedów, 400 wzięto do niewoli, ponadto zdobyto 10 dział, oraz 15 chorągwi i bogate łupy, które poprawiły humory żołnierstwa. Znaleziono przy zwłokach oficerów całkiem dobrze wypchane złotymi dukatami mieszki. Polskie straty w potrójnych starciach według raportu hetmana wyniosły przeszło 500 zabitych i rannych. Strat austriackich nie podano. Na drugi dzień hetman St. Koniecpolski nakazał rannych i opatrzonych Szwedów zabrać z pola i przewieść na dalsze leczenie do Grudziądza.
Kolejny raz znajduję przykłady polskiego serca, obojętnie gdzie by to nie było, jak Polacy traktowali byłych wrogów, a często starając się ulżyć ich niedoli. Takich przykładów za to po drugiej stronie i podobnych relacji prawie nie ma, które mogłyby się wykazać podobną troską. Podałem pierwsze przykłady wspaniałomyślności królewskiej już pod Grunwaldem, bo to niezwykły argument do pokazywania i dzisiaj wszystkim w Europie o historii polskiego narodu, któremu wielu próbuje w europarlamencie i w prasie zachodniej przypisać winy nie popełnione, a swoją hipokryzją zakryć niedostatki własnej uczciwości i poczucie honoru dawniej i współcześnie. Wielka szkoda, że Tak mało z nas jest obrońcami honoru polskiego i pozwalamy innym na daleko posuniętą indolencję historyczną.
Czy są znane jakieś legendy związane z tymi wydarzeniami?
Pamiętam, że po bitwie, chyba już w Malborku król Gustaw kazał oficerom przybocznym odszukać rajtara, który w bitwie podał pistolet, czym swego króla uratował, który dla prostego ubioru królewskiego nie poznał, z kim miał do czynienia. Zwłaszcza, kiedy do króla zwrócił się, ty kamrat.
Okazało się, że ten rajtar przeżył bitwę i kiedy stanął przed królem, był niezwykle zdumiony całą aferą. Król Szwedzki Gustaw II Adolf zwrócił się do zaskoczonego żołnierza tymi słowami: Ocaliłeś mi życie. Mów, jakiej chcesz nagrody. A wiesz jak odpowiedział ten rajtar? –„Aby Twój majestat dał się czegoś napić mnie i moim kamratom- odrzekł ów rajtar”. Takie też kursowały legendy i facecje po drugiej stronie. W ogóle w XVII wieku działania wojenne były i toczyły się po całej Europie, więc każdy przejaw dowcipnego współżycia obozowego musiał być z konieczności traktowany pobłażliwie.
Jednak, co by nie mówić i nie pisać, Rzeczpospolita przegrała wojnę, chociaż miała potencjał militarny wielokrotnie przewyższający Szwecję?
Oczywiście, dostrzegł to już wcześniej hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski, który po hetmanie wielkim koronnym Stanisławie Żółkiewskim i po powrocie z niewoli tureckiej wziął na swoje barki urząd hetmana wielkiego, stając się tym samym najwyższym dowódcą wojsk.
Reformy i jeszcze raz reformy, mogły uratować Rzeczpospolitą, gdyby zarządzenia przebiegały sprawnie, a wojsko było stałe, a nie zaciągane od przypadku do przypadku. W końcu zawarto w miejscowości Altmark (Stary Targ), niedaleko Sztumu w dniu 26 IX 1629 roku 6-letni rozejm. Jaki to był poniżający układ, niech świadczy fakt, że Elbląg, Tolkmicko, Braniewo, Piława i Kłajpeda, a także Inflanty Północne dostały się królestwu Szwecji. Natomiast Sztum, Malbork i Głowa otrzymał elektor brandenburski, który po krótkim czasie przekazał je Szwedom.
Mało tych nieszczęść, bo jeszcze Rzeczpospolita nie mogła budować okrętów w stoczniach gdańskich (podobnie jak dzisiaj), kiedy po złodziejsku zlikwidowano przemysł stoczniowy. Jakby tego było mało, Szwedzi uzyskali prawo pobierania ceł w wysokości 3,5 % na polskie towary.
W ten sposób, kosztem Polski, Protestanci wciągnęli Szwecję w wojny na terenie Niemiec. Za nasze pieniądze armia szwedzka została zreformowana, uzbrojona i awansowała do rangi mocarstwa. Nie przeszkodziła temu nawet śmierć króla Gustawa II Adolfa w bitwie pod Lützen 1632 roku.
Tak często mi się wydaje, że Polska prawie nigdy nie wykorzystała swojego potencjału, obojętnie, kiedy to było. Byliśmy w różnych momentach historii potężnym obszarowo państwem, które mogło wystawić kilkakrotnie większe wojska i dyktować warunki na polach bitew. Owszem, wygrywaliśmy dziesiątki starć, pokonując liczniejszego wroga, jak w przypadku sławnego z bitwy Kircholmu, czy Kłuszyna, lub najwcześniejszej Orszy. Tylko powstaje pytanie, dlaczego tak mało nas było. Na 11-14 tys. Szwedów w 1605 roku, hetman Jan K. Chodkiewicz zamiast 4 tys. żołnierzy, powinien mieć35 tys, wojska, a po oczywistym zwycięstwie gonić wroga po ich terytorium, biorąc kontrybucje, żeby zwróciły się koszty wyprawy i zaciągu, a jeszcze zostało sporo dla skarbu państwa.
Nauczka taka powinna odstraszać wszystkich, którzy wyciągali łapy po nie swoje i rabowali Rzeczypospolitą na wielu płaszczyznach, jak to wciąż zdarza w Polsce od zakończenia ostatniej wojny i likwidowania po kolei wszystkich obrońców polskiej niepodległości.
Gdzie leży problem i czyja to jest zasługa, że tak nasza przeszłość wyglądała?
Każdy z Polaków już się określił w jakimś stopniu, więc nie będę dywagował, gdzie, kiedy i przez kogo zawiniliśmy tak bardzo, że nigdy nie można było uczynić lepiej, prędzej i więcej.
Czy zawsze tak było, jak po zakończeniu wojny, gdy jedni walczyli mimo beznadziejnej sytuacji politycznej, inni pomagali okupantowi i byli pojmowani dość dobrze i po przyjacielsku przez sporą część społeczeństwa, które nie mieszało się do polityki, a chciało tylko żyć wygodnie. Nie będziemy tego rozstrzygać, bo napisano o tym ostatnio bardzo dużo. I co i nic. Proces trwa w dalszym ciągu. Historia jest o tyle lepsza, że teraz możemy wybierać, preferując takich bohaterów, którzy czynili dla Ojczyzny więcej, niż od nich wymagano.
Niech to będzie puentą naszej dzisiejszej rozmowy, a wnioski i tak po pewnym czasie staną się oczywiste, a do ludzi dotrze bardziej jasne, o co tak naprawdę toczy się walka, która zdaniem wielu ma głównie destabilizować polskie państwo i nic więcej. Główny obraz namalowałem, gdy miałem za sobą tylko 11 lat pracy twórczej, a piszę o tym, kiedy w 2017 roku zacząłem 51 rok działalności historycznej.
Galeria:
„Bitwa pod Trzcianą”-26 VI 1629, papier – akw. 64×121 cm, (1978) nr inw. 111
„Bitwa pod Czarnem”-11 IV 1627, ol.-pł. 52,5×69 cm, (1999) nr inw. 574
„Bez szansy” – 1629, ol.-pł. 70,5×64,5 cm, (1989) nr inw. 306
Reprodukcje i zdjęcia: Zofia Bodes
Wywiad: Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński
Zobacz też:
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 43 „Orsza – 1514”
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 44 „Świecin – 1462”
itd. do pierwszego numeru
Wydania specjalne – (Galerie):
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Wydanie Specjalne nr 12 – „Pobojowisko 1000-lecia
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Wydanie specjalne nr 13 – „Huta Pieniacka 2017”
itd. do pierwszego numeru