27 kwietnia 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 20: „Szarża 1 Pułku Mazurów pod Wawrem” – 19 II 1831 roku

Powstanie Listopadowe trwa w najlepsze, pierwsze tygodnie 1831 roku przynoszą pierwsze walki i pierwsze zwycięstwo pod Stoczkiem 14 II, a następnie bitwa pod Grochowem 25 II, która miała zakończyć się upadkiem powstania i zdobyciem stolicy Polski. Zamiast tego przyniosła Rosjanom tylko wielkie straty w ludziach i sprzęcie.

 

Stanisław Eugeniusz Bodes

Z cyklu „Chwała Bohaterom”   

Dzieje Oręża Polskiego – cześć 20:

„Szarża 1 Pułku Mazurów pod Wawrem” – 19 II 1831 roku.

 

To działo się 184 lata temu

 


Zapytam jak zawsze malarza – batalistę Stanisława E. Bodesa o Wawer, pod którym odniesiono sukces jeszcze przed Grochowem?

 

– Powstańcza armia polska nie została rozbita, jej morale nawet wzrosło po pierwszych sukcesach. Powstawały nowe pułki i zreorganizowano stare, które były podstawową siłą uderzeniową armii powstańczej. Ponieważ wielkie wojska rosyjskie zajęły spore obszary kraju i znalazły się na przedpolach miasta. Właściwie to wtedy doszło do bitwy, której fragment widzimy na stojącym przed nami obrazie.

 

Rozmawiamy o bitwie z dnia 19 II 1831 roku zakończonej naszym zwycięstwem. Czy możemy usłyszeć jak to się stało?

 

– Niezwykle skąpe są wiadomości o lutowym zbrojnym spotkaniu. Tak, to generałowie Franciszek Żymirski (zginął w Olszynce 25 II) i Piotr Szembek pobili Rosjan z I Korpusu armii gen. Iwana Dybicza. Rosjan szło zdusić powstanie około 120 tys. żołnierzy, a kiedy minęli Wawer ujrzeli przedmieścia Warszawy. Całość sił polskich wynosiła około 50 tys. wojska, ale tylko niewielka część tej armii z dwoma w/w generałami starała się zatrzymać Rosjan. Jednak wobec braku większych posiłków wycofano się bliżej stolicy. To właśnie w tej krótkiej bitwie bez pomocy zadano nieprzyjacielowi duże straty w ilości 3700 zabitych i rannych. Natomiast według własnych raportów Polacy stracili 2529 żołnierzy w zabitych, rannych i zaginionych. Gdyby wódz naczelny wraz ze sztabem działali jak należy, losy powstania mogły potoczyć się inaczej.

 

Powiedz, czy Pułk Mazurów jest znany, kiedy staje do walki?

 

– No nie, jest to nowo powstały pułk jazdy, który został sformowany dopiero w grudniu 1830 roku, a jego pierwszym dowódcą został płk Józef Byszewski. Mazurzy chrzest bojowy przejdą właśnie pod Wawrem pierwszym, bo będzie jeszcze Wawer drugi, słynny ze zwycięstwa w dniu 31 III, kiedy to dojdzie w ciągu jednego dnia do dwóch bitew, gdzie zabłyśnie triumf oręża polskiego. 1 Pułk Mazurów dobrze się spisze podczas powstania, jego szlak bojowy przejdzie do historii, a żołnierze długo będą dumni, że w tym pułku służyli. 16 krzyży złotych i 13 srebrnych mówią same za siebie.

 

Mam przed oczami obraz szarży 1 Pułku Mazurów pod Wawrem, ale kilka dni potem doszło do wielkiej bitwy pod Grochowem, gdzie zadaliśmy wrogowi wielkie straty, po których nie był zdolny do żadnej ofensywy. Powiedz jak strona polska szykowała się do dalszej walki?

 

– Za dobrą postawę podczas bitwy grochowskiej i jak się wtedy wydawało za uratowanie od klęski wojska powstańczego, Wodzem Naczelnym został gen. Jan Skrzynecki, kiedy został ciężko ranny gen. Józef Chłopicki, który dowodził od rana.

            Nowy dowódca już na wstępie zapowiada wiosenną ofensywę, która przyniesie poprawę sytuacji na froncie, a nawet spowoduje odwrót rosyjskich wojsk z granic królestwa polskiego, lub, kto woli „Kongresowego”. Plany przyszłych ruchów operacyjnych przygotowali dwaj wybitni sztabowcy, pułkownicy Chrzanowski i Prądzyński, którzy całą akcję dopracowali do perfekcji, tylko należało się tego trzymać w czasie i konsekwentnie realizować wszystkie punkty, jeden po drugim. Wielką wagę położono na zachowanie planów ofensywy w tajemnicy, która miała gwarantować powodzenie ataku na niespodziewających się tego Rosjan. Od dłuższego czasu trwały prace nad doborem sił i środków, którymi miano dokonać defensywy, zdobyć zamierzone cele i pokonać wojska rosyjskie, które stały na drodze. Żołnierze rwali się do boju, gorzej było z dowództwem. Także oficerowie niższego szczebla byli za jak najszybszą walką, która tylko mogła przynieść zwycięstwo.

Większość starszych kapitanów, majorów czy pułkowników wyszła przecież z napoleońskiej „Wielkiej Armii” czy z wojsk Księstwa Warszawskiego, gdzie zdobywali szlify i ordery podczas licznych wojen, których nie brakowało w tamtych czasach, a wiemy przecież bardzo dobrze, że szkoła napoleońska była najlepsza.

 

Jak wyglądały wojska, które miano zabrać na niebezpieczną wyprawę, podczas której zamierzano wyeliminować z walki tysiące nieprzyjaciół?

 

– Na nasze nieszczęście, bardzo ostrożny jest wódz naczelny. Płk Prądzyński musi się wykłócać o każdy pułk czy dodatkowy szwadron jazdy. Przecież Napoleon uczył: należy zbierać jak najwięcej własnych żołnierzy i uderzyć w najsłabsze miejsce przeciwnika, a zwłaszcza tam, gdzie się tego nie spodziewa.

            Mimo oporów gen. Skrzyneckiego na wyprawę skierowano doborowe pułki piechoty i jazdy. Jest sporo artylerii pieszej i bateria konna, są ułani 2 i 3 pułku, strzelcy konni. Jest dywizjon karabinierów, wcześniej żandarmów, którzy często pełnili służbę policyjną, a teraz chcą zmazać w walce ową plamę.  Wzięto także nowe pułki, które dopiero mają zasłużyć na swoją sławę w walce z wrogiem. Wszystko zależy od tempa, tak żeby wróg nie miał szansy na przygotowanie obrony. Będzie liczył się czas i jeszcze raz czas.

 

Jak to było z utrzymaniem tajemnicy, czytałem różne opinie na ten temat, przecież w Warszawie pełno było szpiegów i zwolenników cara. Słyszałem o pewnej anegdocie, jak to było z wymarszem?

 

– Tak właśnie było, naszym dowódcom zależało na utrzymaniu w tajemnicy całej operacji, żeby nieprzyjaciel nie umocnił swoich pozycji i nie ściągnął posiłków w kierunku polskiego uderzenia. Wiadomo było, że siły carskie są rozproszone i znajdują się także w trudnej sytuacji (w lazaretach polowych pełno rannych i chorych), oraz liczne braki w zaopatrzeniu uniemożliwiały dalsze działania itd.

Ciemną nocą po cichu w największej tajemnicy wyłożono nawet słomą most przez Wisłę, żeby nie było słychać przejeżdżających armat i tętentu kawalerii. Śpiących spokojnych mieszkańców Warszawy obudziły dopiero strzały i huk dział z za rzeki, a potem długie kolumny jeńców rosyjskich, zdobyte armaty oraz sztandary, które poderwały ludność stolicy do długotrwałych owacji. Dziwiono się wielce, że wyprowadzono w pole nie tylko Ruskich, ale i swoich. W tym przypadku wszystkie służby stanęły na wysokości zadania. Bowiem utrzymano w tajemnicy początek operacji mimo tylu szpicli. Długo by opowiadać, ale wiemy, że nawet drobne zwycięstwa bardzo podnoszą morale wojska i społeczeństwa, które zawsze reaguje spontanicznie na wszelkie objawy te dobre, ale też i te złe. Cóż, jak zaraz gen. Skrzynecki spoczął na laurach i nie pozwolił dobijać carskich, którzy ledwo trzymali się na nogach. Ukazanie się w pościgu całej armii polskiej doprowadziłoby do kolejnych zwycięskich bojów, a ocalałych żołnierzy wroga do sromotnej rejterady.

 

Dochodzi do ataku, czy zaskoczeni Rosjanie nawiązują walkę?

 

–  Dywizja piechoty i brygada jazdy miały obejść Ruskie pozycje od północy i uderzyć na prawy bok i tyły. Kawaleria nasza rozwija się w długą kolumnę i znika we mgle. Najbliżsi stojący zdążyli tylko dostrzec żółto – białe proporce 4 lanc 3 Pułku Ułanów i granatowo – białe proporczyki 2 Pułku Ułanów. Rozpędzono po drodze czatę kozacką, która uciekając alarmuje swoich. Wkrótce daje się słyszeć wycie Kozaków, którzy w 600 koni atakują 1 dywizjon. Idący w drugim rzucie pułk częścią wspiera zaatakowany dywizjon, a drugim szwadronem w gęstej mgle zachodzi kozacki pułk od tyłu i zmusza do ucieczki. Nie głupi musiał być oficer dowodzący Kozakami, bo podprowadza naszych ułanów pod szance, skąd dały ognia armaty, jednak z powodu mgły nie uczyniły ułanom prawie żadnych strat.

            Misterny plan Prądzyńskiego już na samym początku wywrócił gen. Skrzynecki. Przecież to gen. Ludwik Kicki i Antoni Gietgud mieli walką od czoła wiązać siły Gejsmara, aż gen. Rybiński zajdzie Ruskich od tyłu, gdzieś na wysokości Ząbek, skąd spędzono inną czatę kozacką. Dowódca rosyjski w to miejsce wysyła tylko 47 pułk jegrów (1800 bagnetów), którym każe obsadzić wzgórze od karczmy Wygoda aż do lasu. Duża ciągle mgła utrudnia Rosjanom strzelanie, ponieważ widoczność jest czasami na kilkanaście kroków, a coraz więcej Polaków atakuje wzdłuż głównej drogi.

 

Co na to dowódca rosyjski, bo sam nie zatrzyma wojsk polskich?

 

– Gen. Gejsmer wie, że musi dać jak najwięcej czasu korpusowi gen. Rosena na zebranie się. Rzuca, więc do ataku 5 P. Litewski (1400 bagnetów). Polacy zachodzą nieprzyjaciela ze skrzydeł, więc Rosjanie zaczynają się cofać. Pierwszy schodzi 96 Pułk Wileński, który eskortuje artylerię, potem rusza 47 pułk jegrów i 95 litewski. Wróg odchodzi dosyć spokojnie, słychać tylko rzadkie strzały tyralierów straży tylnej. Nagle na lewo od szosy wyłaniają się z mgły Polacy, to brygada gen. Rybińskiego, a najprawdopodobniej tylko jej straż przednia, za nią jednak pojawiają się głębokie kolumny piechoty, które wprowadzają spore zamieszanie w szeregach wojsk Gejsmara.

            Od naszej strony rusza 1 bat. 1 Pułku Liniowego, to mjr Piotr Kiekiernicki w 800 bagnetów atakuje pułk litewski, który liczy 1400 bagnetów i cztery działa. W takt bębnów nie bacząc na ogień ruszają Polacy na bagnety. W ogniu strzelaniny ginie d-ca litewskiego pułku, co powoduje rozgardiasz. Pułk składa broń i oddaje sztandar, tylko owe 4 zaprzodkowane działa próbują zwiać, ale wszystkie wpadają w Polskie ręce.

 

Wydaje się, że ktoś zawinił, bo sukces mógł być większy?

 

– Gen. Skrzynecki nie tylko, że zmarnował cały plan, to jeszcze spowalniał ruchy własnych wojsk, umożliwiając odwrót Rosjanom. Gejsmar przegrał, ale nie został rozbity, zatrzymał się pod Miłosną zgodnie z rozkazem gen. G. Rosena, który koncentrował swój korpus. Zmarnowaliśmy 2 godziny (8.00 – 10.00), bo nic się nie działo.

            Polska kawaleria przestała być aktywna, dopiero, gdy nadeszła piechota ruszono do przodu, ale w tym czasie Rosjanie odeszli jeszcze dalej. Płk. Prądzyński w zastępstwie naczelnego wodza próbował z piechotą gen. A. Giełguda i artylerią gonić Ruskich, którzy próbowali stawić opór, jednak podciągnięcie artylerii zmusiło Gejsmara do dalszego odwrotu. Gdyby działano według planu, żywa noga by nie uszła.

 

Czas biegnie, a wróg nadal się cofa. Gdyby Polacy przyśpieszyli czy była szansa na pobicie Rosjan?

 

– Ależ oczywiście! Jest strasznie późno, dopiero około godz. 16.00 wojsko polskie dotarło w pościgu za Gejsmarem pod Dębe Wielkie, ale tutaj jest już gen. Grigorij Rosen na silnej pozycji mając do dyspozycji 3900 piechoty, 1100 jazdy, doliczając oddziały gen. Gejsmara było, ponad 13 tys. carskich żołnierzy piechoty i około 5 tys. jazdy oraz 49 dział. Plan rosyjski – to w 6 batalionów piechoty, 8 szwadronów i 12 dział zająć stanowiska na wzgórzach obok szosy, skąd artyleria może swobodnie ostrzeliwać front i tyły polskie.

            Gdy czytam, to włosy się jeżą na głowie ze złości. Wojsko polskie stoi w kolumnach marszowych na szosie, powoli się robi zmrok, czas ucieka, a Wódz Naczelny rozkazuje w końcu tylko 8 pp. płk Węgierskiego uderzyć na lewo od drogi, czyli atakować prawe skrzydło Rosjan. Natomiast na prawo każe ruszyć 4 pułkowi. Oba pułki są w brygadzie Bogusławskiego, która stoi daleko na końcu kolumny. Prądzyński miota się bezsilnie, przekonując gen. Skrzyneckiego, że to zajmie dużo czasu. Wobec niemożności uzyskania, czy też zmiany rozkazów pułkownik sam rusza do przodu bez osłony własnej artylerii, która nie może zjechać z drogi, bo zaraz koła grzęzną w błocie. Czwartacy ciągle pod wrogim ostrzałem docierają do strumienia, który szeroko wylał w trakcie wiosennych roztopów. Natarcie jak było do przewidzenia załamuje się w ogniu dział, jedynie tyralierzy polskiego pułku ostrzeliwują wroga, ale to za mało.

            Wódz Naczelny zgadza się wreszcie pomóc, ale tylko jednym batalionem, gdy 23 bataliony polskie stoją z bronią u nogi. Na nalegania i wręcz błagania sztabowców odpowiada, że będą potrzebne do ataku przeciw grenadierom, którzy być może jutro nadejdą. Olbrzymia większość oficerów przybocznych w sztabie i liniowych jest zdruzgotana taką logiką. Tym bardziej, że dzisiaj trzeba zniszczyć Gejsmara i Rosena razem, żeby jutro mieć wolne ręce. Tak ich uczył sam Napoleon zwyciężać. Bić po kolei przeciwnika zanim się połączy.

 

Co dalej, zwyciężyliśmy pod Wawrem, potem jesteśmy pod Dębem Wielkim, gdzie nadarza się okazja pobicia korpusu Rosena. Dlaczego nie można zmienić głównego dowódcy?

 

– Ba, posłuchaj, co będzie dalej. Dociera w końcu płk Bogusławski świeżo mianowany generałem, 4 Pułk zasilony 1 batalionem 8pp dowodzonym przez płk Emiliana Węgierskiego. Oba pułki ruszają po obu stronach szosy na armaty rosyjskie i tysiące piechoty. Dołącza do nich d-ca 3 dywizji gen. Małachowski. W bardzo trudnych warunkach terenowych bez przerwy ostrzeliwane oba pułki niezwykle ofiarnie wydostają się z mokradeł na otwarte pole i osłonięte tyralierami ruszają do ataku, dostają jednak ogniem prosto w twarze. Strzelają do nich działa, piechota, a na dodatek szarżują jeszcze strzelcy konni. Muszą się nasi ze stratami wycofać. 8 Pułk jest w trochę lepszej sytuacji, ruszają, więc z pomocą 2 bat. 2 p. strzelców gen. Załuskiego.

 

Jak się zachowują Rosjanie?

 

– Gen. Rosen obawia się o swoje prawe skrzydło, wzmacnia je nowymi batalionami z centrum, a w to miejsce przesuwa Gejsmara, dzięki temu naprzeciw Czwartaków uwięzionych na mokradłach pozostają 2 bataliony. Korzysta z tego 1 bat. 4 Pułku, którym dowodzi mjr Jan Wodziński, ostro atakuje brnąc w wodzie i błocie. Tyraliery uderzają i przez staw docierają do folwarku, gdzie rozpoczyna się walka między zabudowaniami. Po zaciekłej walce folwark i dwa działa dostają się w polskie ręce. Walka trwa i potrzeba stanowczego rozkazu do skoczenia większymi siłami do przodu. Jednak gen. J. Skrzynecki nakazuje wstrzymanie walk i zarządza nocowanie na zajętym terenie, gdyż sam spieszy się na wystawną kolację. Dębie Wielkie to 80 domów i 600 mieszkańców. Położenie łatwe do obrony i gdzie można się zatrzymać. Wściekły gen. Bogusławski po otrzymaniu rozkazu, nie zamierza nocować w błocie. Pokazuje szablą w kierunku wsi Dębie i krzyczy! „Wiarusy, naprzód, tam będziemy nocować”! Rozlegają się głosy trąbek i warkot bębnów, tyralierzy wpadają między zabudowania, po chwili cały pułk wiwatuje zwycięstwo.

            Krótka narada w sztabie, jest jeszcze szansa na pobicie nieprzyjaciela i uzyskanie zwycięstwa, trzeba tylko atakować kawalerią po szosie. Wąska nitka drogi nie pozwoli szarżować więcej niż szóstkami. To bardzo niebezpiecznie, artyleria wroga, gdy się zorientuje może zmiażdżyć atakującą kawalerię, ale powinien zadziałać czynnik zaskoczenia, podobnie jak pod Somosierrą szwadron Szwoleżerów gwardii zadecydował o zwycięstwie kosztem niewielkich strat. Podobnie może być tutaj. Wódz Naczelny zły, że musi jeszcze zostać na polu bitwy z tyłu, co prawda, ale musi. Po targach zgadza się na wysłanie tylko części dywizji gen. Kazimierza Skarżyńskiego, który sam zgadza się na wysłanie poprowadzić niebezpieczną szarżę, która może zadecydować o zwycięstwie. Dołączają do szarży pozostali oficerowie i adiutanci. Wśród kawalerzystów następuje uroczysta chwila, wszyscy zgadzają się, że ten atak może przynieść śmierć i bohaterską chwałę.

 

Czy dojdzie do szarży po szosie, chociaż nie ma miejsca?

 

– Następuje wspaniała szarża 2 Pułku Strzelców Konnych, (którego piękne tradycje podtrzymuje w czasie II Rzeczypospolitej nasz hrubieszowski 2 Pułk Strzelców Konnych). Szarża, jakich mało w 1831 roku, którą prowadzi w kolumnie szóstkowej sam gen. Skarżyński mając obok siebie oficerów pułku m.in. płk H. Dembiński. Za nimi pędzi dywizjon karabinierów, którymi dowodzi płk Franciszek Sznajde, reszta 2 Pułku, dalej 5 Pułk Ułanów Zamojskich i jazda Poznańska. W ciągu kilkunastu minut szarży wojska carskie zostają przecięte na pół i kawaleria nasza wychodzi na tyły Rosjan. Zwycięstwo duże jak na takie zaangażowanie i umiejętności wodza naczelnego. Polacy stracili 300 żołnierzy, rosyjski gen. Rosen ranny, ledwo się uratował. Stracił 6 tys. ludzi, reszta poszła w rozsypkę ratując się każdy na własną rękę. Dzień 31 marca, to Wielki Czwartek, a 3 kwietnia odprawiono dziękczynne nabożeństwo, na które przyszły tysiące ludzi.

            Została jeszcze po takim Naczelnym Wodzu smutna opowieść, a wręcz humoreska, jak to gen. Jan Skrzynecki zamierzał tańczyć kadryla z dowódcą rosyjskim Iwanem Dybiczem, o czym mówił do gen. Prądzyńskiego, gdy ten namawiał go do bardziej do radykalnych posunięć. To całe curiosum, gdy czytam taki tekst: – „gdy ja się posunę do przodu i Dybicz zrobi to samo, to ja ruch do tyłu, jak on do tyłu, to ja dwa kroki do przodu”. Tak wyglądać miała wiedza strategiczna naczelnego wodza powstania, który zamierzał tak właśnie walczyć z wrogiem.

 

Dlaczego zatem takie błyskotliwe zwycięstwa nie przyniosły skutku odpowiedniego dla dalszych działań?

 

– Właśnie w tym miejscu trafiłeś w sedno. Dlaczego nie wykorzystano owoców z kilku zwycięstw na polu bitwy? Dlatego, że w tym czasie Wodzem Naczelnym został najgorszy chyba generał, który nie dorósł do takich zadań. Wystarczyło tylko pójść za ciosem i znokautować armię carską, która w tym czasie jak nigdy przedtem była tak bardzo osłabiona i zdemoralizowana.

            Gdyby inny generał był na miejscu Skrzyneckiego byłaby jakaś szansa na pobicie nieprzyjaciół. Jednak ten nieudacznik musiał doprowadzić aż do tragicznej klęski pod Ostrołęką (26 VI), dopiero wtedy został zdjęty ze stanowiska i nic się nie stało. W innym kraju społeczeństwo zażądałoby śmierci za takie dowodzenie, zresztą jego następcy nie byli lepsi, a potem już nic nie było w stanie uratować powstania.

            To żołnierze i oficerowie młodsi i starsi powstania oprócz kilkunastu generałów ratowali honor powstania i narodu polskiego bijąc się jak za dawnych lat, gdy istniała Rzeczypospolita Obojga Narodów, przed którą drżeli wrogowie.

 

Zatem walki w naszej historii są ważne, dlaczego?

 

– Wspaniałe szarże strzelców konnych czy Mazurów, twarda w obronie i groźna w ataku nasza piechota zatrzymały degradację narodu polskiego, który bez tych zwycięstw, zszedłby na psy. Cała siła moralna Polaków tkwi w pamięci dawnych sukcesów, wielkości dynastii Jagiellonów i wielkich „Victorii” późniejszych hetmanów z końca XVI i XVII wieku. Epoka napoleońska uczyniła wiele dobrego mimo ogromnych ofiar złożonych na „Ołtarzu Ojczyzny” i sławy jazdy polskiej – dlatego w pamięci naszej zapadły świetne zwycięstwa, o których nie mamy prawa zapominać. Inaczej przestaniemy być narodem, który w przeszłości wielokrotnie złożył dowody przynależności do dzisiejszej wspólnoty europejskiej. To nie my jesteśmy winni, to nam nie spłacono długów wdzięczności za przelaną krew w obronie wolności innych narodów. Kto twierdzi inaczej, jest barbarzyńcą.

 

W prezentowanej galerii zobaczymy:

 

„Szarża 1 Pułku Mazurów pod Wawrem 19 II 1831”, ol. pł. 71,5×115 cm (1992) nr inw. 399

„Dębe Wielkie – 1831”, ol. pł. 71×61 cm (1986) nr inw. 255

„Szarża Dywizjonu Karabinierów pod Dębem Wielkiem – 31 III 1831”, ol. pł. 54,5×80,5 cm (1980), nr inw. 143

Przedstawiam także swoje zdjęcie z jednej pierwszych wystaw, kiedy niektóre moje obrazy były zakazane. Przedstawiam również zdjęcie z przyjacielem rodziny, o którym wspominałem w wydaniu świątecznym z grudnia 2013 r. Na zdjęciu oprócz mnie, żony, jest moja siostra Irena, obok której stoi przyjaciel rodziny ks. Janusz Lipski z Nowego Jorku.

Jak widać muszę czasami dzielić historię dawną na wielką i dzisiejszą na małą, a także przebyte lata okraszać wspomnieniami, dzięki którym pamiętam wielu ludzi i zdarzenia, które tworzą niezapomniane chwile jak np. „Małe Ojczyzny”, które tworzył prof. Michał Bogusławski z ekipą telewizyjną, kiedy malowałem obraz „Napad Tatarów na Hrubieszów – 1500 roku”, który znajduje się w naszym muzeum.

 


Zdjęcia:

Zofia Bodes, Andrzej Panasiewicz i Stanisław E. Bodes

Wywiad:

Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie:

Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński



Czytaj również – (Galerie):

 

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – cześć 19: „Tursko Wielkie – 1241”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 18: „Strianna 1443 – Warna 1444”

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 17: „Berezyna 1812”

 

oraz

 

Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne cześć 6: Tatarskie najazdy „Bar – krwawa kolęda” 1666 r.

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 5 – W 100 – rocznicę wybuchu I Wielkiej Wojny Światowej” – 1914 – 1918.