Za każdym razem spotkania ze Stanisławem są pewnym wyzwaniem dla prowadzącego wywiad. Z natury rzeczy łatwiej jest zadawać pytania, niż na nie odpowiedzieć. Jednak i w tym przypadku charyzmatyczna osobowość malarza sprawia wielki kłopot nad doborem pytań. Co by nie mówić i nie pisać klęska Napoleona z całą „Wielką Armią” w Rosji 1812 roku miała wielkie konsekwencje nie tylko dla Francuzów, ale przede wszystkim na powstanie państwa polskiego pod patronatem i potęgą cesarza Napoleona I. Olbrzymia ofiarność narodu polskiego została podczas tej wyprawy zaprzepaszczona.
Stanisław Eugeniusz Bodes
Z cyklu „Chwała Bohaterom”
Dzieje Oręża Polskiego – cześć 17:
„Szlakiem sławy i chwały – Berezyna 1812”
202 lata, to dość dawno
W Twoim domu i na wystawach widziałem dużo obrazów napoleońskich, na których widać było różne sceny wojenne, które rozgrywały się na wielu frontach Europy. Omawialiśmy w sierpniu (Smoleńsk) marsz w tamtą stronę, ale droga powrotna, to jeden wielki koszmar. Czy dramat tysięcy żołnierzy jest trudniejszy do wykonania podczas malowania?
– Nie, nie ma to większego znaczenia, ponieważ wielka ilość ludzi (żołnierzy) w takim formacie oznacza, że każda akcja odbywa się z pomocą ekspresji postaci, którą zamierzam przedstawić. Ruch w tym przypadku jest najważniejszy w kompozycji, a mowa ciałem decyduje o wszystkim. W moich obrazach grają też konie, które mają takie same prawa jak żołnierze. Oczywiście pokazać tragedię odwrotu w surowych warunkach Rosji może być tylko symboliczne, bo i tak będzie to tylko umowna interpretacja faktów. Chyba, że znajdzie się malarz, który namaluje pozbawione koloru, odznaczeń, bezkształtną szarą masę ciał wystające częściowo ze śniegu, jak to widzimy w dokumentacji stalingradzkiej wojny i bitwy. Przecież mój odwrót „Wielkiej Armii” ma spełniać całkowicie inne zadanie, a trudności z malowaniem takiej sceny są prawie identyczne, czy idzie się w tamtą stronę, czy wraca z powrotem. Chociaż sama wojna 1812 roku jest na tyle niepowtarzalna, że toczy się w warunkach, jakich nie przewidział sam Napoleon, a skutki były katastrofalne dla przeszło półmilionowej armii.
Widzę, że ten okres jakoś szczególnie jest Ci bliski. Z jakiego powodu tak ciepło wyrażasz się o legendzie Napoleona?
– Jest to czas wielu wojen w całej Europie, kiedy nowi ludzie walczą o godność i awans społeczny. To czas bohaterów, wspaniale umundurowanych wojsk i pięknych koni. „Epoka Napoleońska”, jest w mojej pracy twórczej najbardziej przedstawianym okresem, bo jak powiedziano, to okres: „w którym w tak krótkim czasie, wydarzyło się tak wiele”. Wreszcie, to Napoleonowi zawdzięczamy, że oprócz „Księstwa”, konstytucji dał nam poczucie większej wspólnoty narodowej bez wyjątku wszystkich nacji. Sławę szwoleżerów, ułanów i strzelców konnych, bez których strasznie byłoby nudno w polskich domach. To żołnierze polscy z lat 1807 – 1815 podtrzymali sławę rycerstwa polskiego spod Grunwaldu, husarii spod Kircholmu, Chocimia i Wiednia i z wielu innych miejsc, gdzie sława i honor stały na jednym wysokim poziomie. Jeszcze jedno, nikt z europejskich władców w tym czasie nie dał nam (Polakom) więcej.
Pewnie namalowałeś dużo obrazów o tych czasach, jak w takim razie oceniasz 1812 rok?
– Ponad 600 tys. żołnierzy było na początku przed przekroczeniem granicznego Niemna. W biuletynie wydanym przed wyprawą z tej okazji mówiło się, że „to druga wojna polska”, która ma wyzwolić ziemie polskie okupywane przez jednego z zaborców. Nie będę w tym miejscu mówił o wyprawie na Rosję, zwłaszcza, że jeden z odcinków mamy za sobą, tylko o odwrocie „Wielkiej Armii” z Moskwy. Oczywiście, dla wszystkich odwrót, to klęska i zagłada całej napoleońskiej armii, dla mnie też, bo przepadło niepotrzebnie prawie całe nasze piękne wojsko.
Lecz tyle się naczytałem o heroizmie polskich żołnierzy podczas tragicznego odwrotu, że swój obraz nazwałem „Szlakiem sławy i chwały”. To na tym strasznym szlaku Polacy jeszcze raz udowodnili swoje wartości. Nie porzucono żadnego sztandaru, nie zostawiono ani jednej całej armaty, gdy padły konie, żołnierze sami ciągnęli je dalej, a z 1200 dział granicę z powrotem przekroczyło z resztkami armii tylko jedno działo. Cała „Wielka Armia” wszystko porzuciła. Do Warszawy przywlokło się 6 tys. rannych i chorych Polaków. Jednym słowem cała droga od Moskwy do Berezyny i dalej do granicy, to był jeden wielki cmentarz.
Nad Berezyną armia rosyjska miała zamknąć kleszcze i nie wypuścić resztek międzynarodowej armii, a samego Napoleona przywieść w klatce carowi. Jednak Geniusz Cesarza, sprawił, że po zbudowanych mostach przeprawiono i ocalono „Starą Gwardię” i zwarte oddziały resztek francuskich korpusów, w tym Polaków, które nie uległy degradacji. Natomiast po przejściu wojska, olbrzymi tłum maruderów, dezerterów bijąc się między sobą o dostęp do mostu, ostrzeliwany przez baterie rosyjskie i atakowany przez Rosjan oraz Kozaków uległ zagładzie, zwłaszcza, gdy jeden z mostów zawalił się. Sceny dantejskie, jakie tam się rozegrały przeszły do historii, jako przejaw ludzkiego szaleństwa i samodestrukcji.
Czy w sztuce znalazły się sceny z odwrotu?
– Owszem i to dużo. Powstały filmy o 1812 roku, stworzono wiele obrazów, a w literaturze historycznej dokładnie opisano wyprawę przeciw Rosji. Ja sam uległem wyjątkowej dramaturgii, tematem i namalowałem kilka obrazów, w tym swój „Szlak”, a potem dołożyłem jeszcze dwa obrazy i wyszedł z tego tryptyk, który teraz prezentujemy. Dziwnym trafem odwrót jest mi bliższy od wielu innych zwycięstw, ale tak już bywa, że dopiero po kilku latach dramat klęski z drugiego szeregu wysuwa się do przodu, podobnie jak ludzie.
W tych trzech obrazach nie ma nazwisk znanych bohaterów?
– No właśnie, bo tak został zakomponowany, że są przedstawieni tylko anonimowi bohaterowie, którym chciałem złożyć w ten sposób hołd. Trzeba oddać sprawiedliwość wszystkim, których nie znamy ani z imienia czy nazwiska, ale swoją postawą zasłużyli sobie na dobrą pamięć. Za to, że wytrwali, doszli i przeżyli, gdy tylu innych żołnierzy zostało tam na zawsze.
To wielkie szczęście, że możemy publicznie rozmawiać o obrazach, które nieliczne znamy tylko z tytułu, co w większości nie wyjaśnia okoliczności zdarzeń, na które patrzymy. Dopiero teraz mamy możliwość zobaczenia Twoich obrazów pod innym kątem. Jest to bardziej zrozumiałe, żeby w pełni docenić charakter, legendę malarza i pasjonata historii, którego wiedza wykracza daleko poza znane nam malarskie formy?
– Mnie też jest taka rozmowa potrzebna, dopiero teraz mogę swobodnie wyjaśnić swój punkt widzenia, a przede wszystkim sprostać wymogom, których mi nie żałujesz. Mniemam, że to dla dobra wspólnego, a jak widzisz jest, o czym mówić. Zawsze od pierwszych lat ciągnęła mnie jakaś dziwna moc, dodając mi odwagi i wytrwałości w przezwyciężaniu przeszkód, których mi w życiu nie brakowało. Jednak w swoim malarstwie odnalazłem takie przykłady męstwa, patriotyzmu, ofiarności i altruizmu, że szybko zrozumiałem, na czym ma polegać moja misja malowania 1000 – letnich dziejów oręża polskiego i martyrologii narodu, więc okresu bardzo długiego historycznie. Takie wzniosłe hasło już od dawna widnieje na transparentach mojej twórczości historycznej.
Nasze rozmowy stają się coraz bardziej poważniejsze, bardziej wnikliwe, czyż nie tak?
– To jeszcze jeden dowód, jak przeszłość, ale ta dobra może wpłynąć pozytywnie i zarazem pożytecznie na myślenie. Mój czas jest tak dopasowany, że naprawdę nie mogę sobie bez strat pozwolić na dłuższą bezczynność. Mogę się nudzić w czyimś towarzystwie, ale nigdy będąc sam, bo zaraz zaczynam czytać, przeglądam książki, które są moim przewodnikami po historii. Potem biorę pędzle lub ołówki, coraz częściej chwytam także za pióro i wtedy po raz drugi jestem zajęty, sprawami, które mnie szczególnie interesują i którymi od lat się pasjonuję.
Gdybyś miał zaczynać od nowa, czy chciałbyś także malować historyczne obrazy? A może tematycznie inne?
– Oczywiście! Co może być bardziej pasjonującego od przedstawiania w sztuce dziejów ojczystego narodu, jego legendy, tradycji, chwały i dramatycznych losów całych pokoleń narodu. Tym bardziej dzisiaj, gdy podobnych rzeczy nikt prawie nie robi. Wracając do epoki, o której rozmawiamy, to Napoleon zaraz po debiutanckiej szarży polskich szwoleżerów lekkokonnych Gwardii (Chevau – leger) powiedział „Sont – ils braves ces Polonaise” (jaki dzielny naród Ci Polacy), ale o tym będziemy rozmawiać, gdy dożyjemy listopada 2015 roku, kiedy wypadnie 207 rocznica słynnej szarży szwoleżerów na przełęczy Somosierra.
Co musisz wiedzieć, gdy zasiadasz przed czystym blejtramem?
– Prawie wszystko, co tylko mogłem przeczytać kiedyś i zrobić notatki, co tylko mogę przeczytać dziś, żeby poprawić istniejący już szkic lub przedstawić nową wersję wydarzenia, nieraz z całkiem innego punktu. Położyć nacisk na całkiem inne wartości, dla których można wiele poświęcić. Dopiero wtedy mogę zapełnić puste płótno postaciami, które zaczynają żyć, gdy tylko nabierają koloru. Zresztą budowanie obrazów historycznych, to czysta magia dla postronnych, którą trzeba właściwie przedstawić i wyjaśnić.
Czyli, że główny obraz, na który patrzę po pewnym czasie z tych powodów otrzymał dwa dodatkowe obrazy i tak powstał ten tryptyk?
–
Mniej więcej tak było, chociaż wcześniej namalowałem „O Polskę Wolną i Niepodległą” – trzy powstania narodowe i trzeba było zaplanować od początku fragmenty trzech bitew z różnych czasów jak „Racławice – 1794, Grochów – 1831, Rososz – 1863”. Jak widzisz w tym przypadku tryptyk malarski powstał od razu. Chciałbym zdążyć namalować jeszcze dość duży obraz podzielony na trzy bitwy o „Bitwie Narodów – Lipsk 1813”. To największa międzynarodowa bitwa epopei napoleońskiej. Ważne jest, że tryptyk lipski jest starannie przygotowany (rysunki, szkice), zebrałem wiarygodne i potrzebne materiały do namalowania takiego obrazu. Pokazywałem bardzo dużą ich część przed kilku laty na wystawie w Niemczech.
Czy oprócz tryptyku o marszu rozbitych wojsk Napoleona, zobaczymy może inne obrazy?
– Chyba tak, no, bo kiedy, jak nie przy tej okazji. Na wystawie, to, jaka musiałaby być duża, żeby wszystkie obrazy zostały wystawione. Nawet się nie domyślasz, jaki mam dylemat, gdy stoję przed wyborem obrazów do tradycyjnej wystawy, która ma się zmieścić w określonym metrażu. Na pewno na końcu naszej rozmowy umieścimy spis dodatkowych obrazów, których pokażemy w Galerii „Chwała Bohaterom”. Jeszcze jedno „Wielka Armia” nad granicą rosyjską była potężna, piękna, dobrze uzbrojona, tylko marszałkowie nie mieli pojęcia i sam cesarz także o warunkach i trudnościach związanych z prowadzeniem wojny w Rosji. Zwłaszcza w trakcie jesieni czy w zimie.
„Wielka Armia” to międzynarodowy konglomerat jednostek wojskowych, jak w tym wszystkim jesteś w stanie się połapać?
– To tak trudno tylko z pozoru wygląda, jednak trzeba oczywiście mieć właściwą wiedzę, często bardzo dużą, żeby wszystkich ogarnąć, ubrać, uzbroić i posadzić na odpowiednie konie. Mam w swoich zbiorach specjalnie dobrany księgozbiór, z którego korzystam, gdy przychodzi mi malować obrazy o szarżujących Saracenach, Saladyna podczas krucjaty, albo hordy Mongołów pod Legnicą 1241 roku, Turków pod Wiedniem 1683, kornety rajtarów szwedzkich z 1655 albo Kazimierza Pułaskiego na czele Konfederatów barskich w wielu bitwach i potyczkach. Oczywiście muszę wiedzieć jak wyglądali polscy szwoleżerowie Gwardii Napoleona (oficer, chorąży czy trębacz), jak prezentował się 1 Pułk Grenadierów Konnych gwardii cesarza Napoleona pod Austerlitz, lub szwadron Mameluków, którymi dowodził gen. Rapp.
Niewiarygodne! Większość myśli, że do malowania obrazu trzeba wiedzieć jak mieszać farby czy stworzyć kompozycję?
– To nie koniec, muszę wiedzieć i widzieć jak namalować w obrazie gerylasów hiszpańskich lub jak wyglądali chłopi rosyjscy na całej trasie wyprawy i jakiej używali broni. Jak i czym się różnił kirasjer francuski od kirasjera lejbgwardii carskiej i znaleźć podobiznę na ile ona istnieje atamana Płatowa, czy płk Cypriana Godebskiego. Czym różni się generał brygady od generała dywizji księstwa warszawskiego. Można o tym rozmawiać godzinami, ale jak wolisz można dniami, miesiącami, a nawet i latami. Jak by było mało, to mogę dorzucić jeszcze, jak może wyglądać i być ubrana jedna z bohaterskich dziewczyn z Saragossy, albo dla odmiany widok drewnianej cerkiewki na Ukrainie, młyn oraz domy w Saksonii 1813 roku. Zaznaczyć wyłogi i rabaty mundurów, odróżnić stopnie, szewrony za rany, sztandary i kolor różnych wojsk. Nie ma końca i to jest mój frapujący czas, który do mnie należy i luksus wolnego malarza, który maluje to, co chce, a pamiętam, że było inaczej. Mogę bez większych przeszkód przenosić się w czasie i przestrzeni przez cały interesujący okres 1000–lecia. Tak w telegraficznym skrócie wygląda spory fragment mojej twórczości.
Po wyjściu „Wielkiej Armii” z Moskwy, ilu żołnierzy jeszcze nadawało się do walki i jak wyglądał początek odwrotu?
– Według danych z raportów, wszystkich, których można było zaliczyć do wojska po odliczeniu strat w kilku bitwach, można śmiało powiedzieć, że z 600 000 armii pozostało cesarzowi niecałe 100 tys. ludzi, reszta to zdziczałe bandy i grupy maruderów, które walczyły tylko o przetrwanie.
Napoleon opuścił Kreml 14 IX. Początkowo miano maszerować innymi drogami i przez tereny niedotknięte wojną, gdzie można było się wyżywić. Rosjanie jednak uniemożliwili dokonanie takiego manewru (bitwa pod Małym Jarosławcem).
Wielka Armia, a raczej to, co z niej pozostało, zmuszona przez Rosjan wróciła na stary trakt smoleński, którym szła w kierunku stolicy carów.
Teraz nie było tam jednej całej chałupy czy dworu, bez prowiantu i zapasów, bo wszystko do szczętu zostało ogołocone. Ludzie uszli w lasy lub na tereny dalej położone. Na polach Borodino leżały od września nie pogrzebane ciała z wielkiej bitwy i padlina zabitych koni oraz innych zwierząt. Nad tym wszystkim unosiły się tysiące wron i kruków, które jak wiemy zawsze były grabarzami pobojowisk.
Za zwartymi oddziałami wojska jechały dziesiątki tysięcy powozów ze zrabowanym dobrem, otaczali ich maruderzy i dzikie zgraje byłych żołnierzy, którzy na całej trasie walczyli między sobą o wszystko, zwłaszcza na postojach. To te bandy rabusiów padały najczęściej ofiarą partyzantów chłopskich i lotnych sotni kozackich.
No właśnie, za Wielką Armią postępowały korpusy rosyjskich wojsk, napierając na straż tylną, z którą niemal codziennie dochodziło do walk. Ja wyglądała sytuacja?
– Z tyłu szła armia feldmarsz. Kutuzowa, którą wspomagały oddziały partyzantów i cała ludność. Zresztą największym wrogiem okazał się mróz i śniegi, które spadły obficie już 18 X. W ciągu kilku dni przestała istnieć kawaleria Wielkiej Armii, bo wcześniej zapomniano podkuć konie na ostro. Jedynie Polacy swoje wierzchowce przygotowali zawczasu. Nastały straszne warunki dla ludzi i zwierząt. Żołnierze umierali podczas marszu, postoju. Każdego ranka setki ciał znajdowano zamarznięte. Tysiące rannych wyrzucano z wozów i sań na pobocze, gdzie ginęli bez ratunku i tak działo się każdego dnia oraz nocy. Porzucano armaty i jeszcze, biorąc tylko konie i furgony z zaopatrzeniem, jeśli jeszcze istniały.
Wszyscy zmierzali najkrótszą drogą do przepraw przez Berezynę, ale z północy i południa dwie armie rosyjskie także maszerowały, żeby wziąć w kleszcze niedobitki napoleońskich wojsk i samego cesarza. Trwał wyścig, kto pierwszy dojdzie do rzeki. Według planów rosyjskich żywa noga nie powinna ujść.
Wiemy jednak, że tak się nie stało. Talent cesarza Napoleona i tym razem stanął na wysokości zadania. Wojska doszły nad Berezynę, zbudowano dwa mosty zanim przyszła zupełna klęska. Najczarniejsze chwile przeżyli saperzy francuscy i polscy, którzy po ramiona w lodowatej wodzie budowali owe mosty?
– Mój obraz „Berezyna – rzeka nadziei”, pokazuje przejście przez jeden z mostów i jest symbolem ewakuacji „Wielkiej Armii” przez rzekę.
Nad brzegiem miało miejsce tragiczne dla żołnierzy wydarzenie. Przed cesarzem palono sztandary rozbitych pułków, żeby nie wpadły w ręce Rosjan. Obecnym przy tym smutnym akcie ciekły z rozpaczy łzy po twarzy, bo dla żołnierzy, to najsmutniejsza czynność być świadkiem takiego zdarzenia.
Wielkie słowa należą się tysiącom żołnierzy polskich, którzy przeżyli za ich poświęcenie i odwagę. Dowieźli wszystkie sztandary, działa, które nie zniszczono w bitwach, nie porzucono ich także na trasie. Opiekowano się rannymi, których często koledzy nieśli na noszach. Mogę dodać, że generałowie Chasslaup – Laubat, Eblé i Lariboisiere odpowiedzialni za przeprawę resztek „Wielkiej Armii” wypełnili z podległymi sobie ludźmi, ale kosztem dużych ofiar wśród saperów i pontonierów postawione przez Cesarza zadanie.
Łącznie przez 4 dni 26 – 29 XI dwoma mostami udało się przeprawić 47 tys. ludzi pod bronią (20 tys. piechoty, 4 tys. artylerzystów oraz 22 tys. maruderów i trochę rannych). Była jeszcze bitwa pod Stachowem, gdzie obroniono pozycje. Niewiele brakowało wtedy do rozbicia armii naddunajskiej admirała Czigaczowa.
Co się działo po przekroczeniu rzeki i czy znane są straty ogólne międzynarodowej armii cesarza Francuzów?
– Według najnowszych danych po przejściu Berezyny kolejne tysiące zmarło z głodu i z zimna. Obliczono, że w dalszą drogę do Wilna wyruszyło już tylko 38 tys. żołnierzy, ale jak się okazało zdolnych do noszenia broni było tylko 9 tysięcy. Polaków zostało już bardzo niewielu, pomimo, że doszła dywizja gen. Dąbrowskiego, który od początku pilnował Borysowa. W trakcie walk na tamtym brzegu zostało rannych wielu polskich generałów z ks. J. Poniatowskim na czele. Tam stracił nogę gen. Józef Zajączek i płk. J. Sowiński. Zresztą z około 100 tysięcy żołnierzy polskich, których mieliśmy po przekroczeniu Niemna, po nowych zaciągach na Litwie i powstaniu kilku dodatkowych pułków, to naprawdę był imponujący wyczyn władz ks. warszawskiego. Po miesiącach walk do Warszawy powróciło ponad 6 tys. żołnierzy w większości rannych i chorych. Przywieziono za to wszystkie sztandary, które chroniono z niezwykłym poświęceniem.
Czy są jakieś rachunki strat, wiemy, że Wielka Armia przepadła, a z nią prawie 100 tysięczne wojsko polskie?
– Zastanawiające jest to, że tak przerażająco wielkie straty stały się bez bitew, co byłoby zrozumiałe, że żołnierze polegli w walce. Wszystko na to wskazuje, że ogrom strat został spowodowany upadkiem morale, oraz z powodu nie przygotowania wojsk do kampanii w warunkach zimowych. Oczywiście mogę podać w przybliżeniu straty wszystkich korpusów i dywizji razem wziętych, które liczyły 580 tys. żołnierzy – straty osobowe:
200 tys. zabitych i zmarłych z ran
180 – 190 tys. znalazło się w niewoli
130 tys. dezerterów
50 tys. uciekło z frontu
47 tys. gwardii, przeżyło tylko niewielu żołnierzy
Podsumowując odwrót w tragicznych warunkach rosyjskiej zimy po połowie października nasuwa mi się pewne skojarzenie, które pasuje do wszystkich okropności, jakie niesie wojna. „Los Cuatro jinetes del Apokcalipsis” – “Czterech jeźdźców Apokalipsy” – Zabór, Mord, Głód i Śmierć, a jeszcze każdy z nich siedzi na białym, czerwonym, karym i płowym koniu. Wszystkie nieszczęścia, które spadły na wojska Napoleona, pasują jak najbardziej do dramatu hiszpańskiego autora, którym był Vicente Blasco Ibañeza (1867 – 1928).
W prezentowanej galerii zobaczymy:
„Odwrót Wielkiej Armii” – 1812, karton akw. 68,5x100cm (1980) nr inw. 140
„Moskwa w osłonie Cesarza” – ol. pł. 56 x 60 cm (1986) nr inw. 263
I – „Szlakiem sławy i chwały” – 1812, ol. pł. 72×54 cm (1997) nr inw. 520
II – „Szlakiem sławy i chwały” – 1812, ol. pł. 72 x 132 cm (1996) nr inw. 490
III – „Szlakiem sławy i chwały” – 1812, ol. pł. 72 x 54 cm (1997) nr inw. 521
„Berezyna – rzeka nadziei”, ol. pł. 70,5 – 80,5 cm (1997) nr inw. 523
„Podpalacze Wielkiej Armii”, ol. pł. 39,5 x 29,5 cm (1995) nr inw. 458
„Pierre Du Chateau w boju z Kozakami”, ol. pł. 45 x 75 cm (1996) nr inw. 474
Za dotychczasową pracę pragnę podziękować Tobie Marku, za celny strzał i pomysł prezentacji mojej pracy twórczej, za cykl „Chwała Bohaterom”, który wykroczył poza ramy sztuki malarskiej, przypominając wszystkim na portalu internetowym LubieHrubie, że obok obrazów istnieją także słowa, które są uzupełnieniem wiarygodnej historii przedstawianej w każdym wymiarze czasu. Za nami imponujący wykaz poszczególnych odcinków cyklu na dowód, że czas szybko mija.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku składamy mieszkańcom Hrubieszowa i okolic, a także Polakom w kraju i na Świecie najserdeczniejsze życzenia, szczęścia, zdrowia oraz wszelkiej pomyślności!!!
Czytaj również – (Galerie):
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 1: „Lwów 1675”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 2: „Wiedeń 1683”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 3: „Koronowo 1410”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 4: „Psków 1581”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, część 5: „Hohenlinden 1800”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, cześć 6: „Byczyna 1588”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom – Dzieje Oręża Polskiego”, cześć 7: „Grochów – 1831”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 8: „St. Estevan – 1810”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 9: „Raszyn – 1809”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 10: „Korostyszew – 1920”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 11: Beresteczko 1651
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 12: „Grunwald – 1410”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 13: „Smoleńsk 1812”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 14: „Krasnobród – 1939”
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 15:„Cecora” – 6 X 1620
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego, cześć 16: „Malinówka” – 1863.
oraz
Wydania specjalne
Zdjęcia:
Zofia Bodes, Marek Jawor, Grzegorz Zabłocki, Stanisław E. Bodes
Wywiad:
Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie:
Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński