Polska była podzielona na dzielnice jeszcze według woli króla śp. Bolesława Krzywoustego. Większość bitew i potyczek tych lat namalował Stanisław E. Bodes. W obecnym odcinku przedstawi ostatnią i największą bitwę, jaka odbyła się podczas pierwszego mongolsko – tatarskiego najazdu.
Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego,„Bitwa po Legnicą” – 9 IV 1241
775 lat temu
Wiemy, że wszystkie walki polskich rycerzy 1241 roku kończyły się klęską. Czy tym razem los się odwróci.
Pamiętasz, rok temu byliśmy pod Turskiem, gdzie Mongołowie i Tatarzy pokonali polskie rycerstwo, później była jeszcze bitwa pod Chmielnikiem, Tarczkiem i wszędzie nasi rycerze przegrywali, nie dlatego, że brakowało im męstwa czy umiejętności. Nic z tych rzeczy, to wszystko potrafili robić jak najlepiej. Ich klęski wynikały z całkowitej nieznajomości metod walki najeźdźców z dalekich stepów, którzy po raz pierwszy przekroczyli nasze granice na płd. Wschodzie.
Nikt się nie spodziewał takiego zagrożenia ani tak bezwzględnego sposobu prowadzenia wojny, który był całkowicie odmienny od tych, które rycerstwo w tej części Europy znało. Okrucieństwo dzikich najeźdźców przerażało, a także, w jaki sposób tropili w obcym terenie oddziały rycerstwa, by później wszystkich okrążonych uśmiercać. To był wróg, który nie przestrzegał żadnych reguł i zasad, eliminując wszystkich, którzy przeszkadzali im w osiągnięciu celu. Zdobyto i spalono wiele miast i osad, przedtem wymordowawszy mieszkańców. Padł Sandomierz. W kilku bitwach zginęli rycerze razem z kilkoma tysiącami zbrojnych. Tursko Wielkie, Tarczek, Chmielnik, to symbole klęsk, jakie dotknęły płd – wschodnie tereny Polski, spalono także Kraków, jedynie zamek na Wawelu pozostał nie zdobyty, ale, dlatego, że Tatarom bardzo się śpieszyło. Wielu wojowników zginęło, wielu było rannych, a dowódca mongolski nie mógł więcej tak dużo marnotrawić czasu.
Tatarzy docierają na Śląsk, są pod Wrocławiem, gdzie w okolicach gromadzi się rycerstwo tych ziem i wszyscy inni, którzy chcą wziąć odwet na wrogu…
Dziewięć dni dzieli nas od pojawienia się Tatarów pod Wrocławiem, to duży gród i miasto, siedziba księcia, biskupstwo i tysiące mieszkańców. Te dni upłynęły na ostatecznym przygotowaniu armii do bitwy, dla której wybrano Dobre Pole leżące niedaleko Legnicy. Ks. Henryk Pobożny już 1 IV zakończył mobilizację i był gotowy do stoczenia bitwy, której pragnęli wszyscy zgromadzeni, chcąc Mongołom odpłacić za dotychczasowe klęski.
Połączone wojsko nie było wielkie i książę brał pod uwagę możliwość marszu na Czechy w celu połączenia się z tamtejszym rycerstwem i wspólnego pokonania Tatarów. Druga możliwość, to cofanie się na zachód, by razem z Niemcami spróbować szczęścia w boju. Książę Henryk wybrał trzeci wariant i za tym byli wszyscy, żeby pozostać na miejscu, nie zostawiać bliskich na pastwę losu i tu stoczyć bitwę w wybranym miejscu. Nie wydamy kraju na łaskę wroga! Krzyczało rycerstwo. Obrona rodzin była wystarczającą motywacją pozostania, zwłaszcza, że w końcu to Czesi z królem Wacławem na czele rycerstwa mieli przybyć na Śląsk do wspólnej walki z dzikim najeźdźcą.
Walka, która się odbędzie jest najbardziej znana podczas tego najazdu, co jest zrozumiałe, że to ostania bitwa w 1241 roku na ziemiach polskich i największa ze względu na zgromadzone wojska?
Bitwa pod Legnicą 9 IV 1241 roku rozegrała się na „Dobrym Polu”, które od dawna tak nazywano z powodu urodzajnej gleby, a także na położenie z punktu militarnego, gdy wojska książęce zajęły stanowiska okazało się, że miejsce jest rzeczywiście dobre. Już rano wojska stanęły w pełnej gotowości bojowej oczekując wroga, o których krążyły mrożące krew w żyłach opowieści.
8 IV przed opuszczeniem Legnicy odprawiono mszę w kościele Marii Panny, po której miano dokonać przeglądu wojsk. W trakcie uroczystości wydarzył się dziwny wypadek. Otóż książę Henryk, gdy wychodził z kościoła runął z wysoka wielki kawał muru i omal księcia nie zabił. Wielu widziało w tym złą wróżbę, jednak starano się zignorować wypadek, jak to zawsze bywa przy takich zdarzeniach, dopiero potem wszystkie podobne przypadki nabierają odpowiedniego znaczenia, gdy poddaje się analizie każdy nawet drobny gest.
Chciałbym dowiedzieć się w imieniu czytelników, jak wyglądać będą polskie szyki i kto jest z księciem Henrykiem Pobożnym?
Przypomnę tylko, jak mogła wyglądać linia polskich szyków, bowiem cały front rycerstwa wynosił mniej więcej około 3 km. Można zaryzykować, że od prawego skrzydła zaczynając, od niewielkiej rzeki stały hufce margrabiego Bolka, wojewody Sulisława, później oddziały księcia opolsko–raciborskiego Mieszka i zakonni rycerze Poppona.
Największym związkiem i najliczniejszym był hufiec wojewody głogowskiego Klemensa, w którego skład weszły: osobista drużyna przyboczna książęca, oraz najlepsze chorągwie śląskie, wielkopolskie i krakowsko – sandomierskiego hufca wojewody Sulisława, to brat wojewody Włodzimierza, który zginął pod Tarczkiem. Są dwa hufce międzynarodowe, większy margrabiego morawskiego Bolka zwanego „Szepiotką” i mniejszy złożony z rycerzy trzech zakonów rycerskich takich jak, templariusze, joannici i kilkudziesięciu nawet Krzyżaków, którzy w tym okresie mieli lenne zobowiązania.
Na końcu ustawiono piechotę, której było około 2 tys., trochę tarczowników, łuczników i kuszników, a także ludność miejską i wiejską Śląska. Byli też twardzi górnicy złotoryjscy. Całość obliczono na 10 tys. zbrojnych, w tym około 8 tys. Polaków.
Czy wojska księcia były dobrze oporządzone we wszystkie wojenne potrzeby?
Wojsko księcia Henryka wyglądało wspaniale, rycerze imponowali strojami, wszyscy w długich kolczugach, hełmach garczkowych z tarczami, każdy uzbrojony we włócznie, miecze, topory i maczugi. Na dodatek każdy hufiec miał dwie chorągwie łuczników, których cennym walorem było częściowe opancerzenie ochronne.
Za to piechota przedstawiała się ubogo, bez ochrony osobistej i uzbrojona w prymitywny oręż, którym jednak walczyli bardzo dzielnie.
Z tyłu odpowiednie służby trzymały pod strażą tabuny zapasowych koni bojowych razem z koniowodnymi, którzy w każdej chwili byli gotowi skoczyć w wir bitwy podprowadzając swojemu panu świeżego konia.
Odpowiednio ustawiono wozy z zaopatrzeniem w dodatkową broń i uzbrojenie, a także przygotowano wiązki strzał dla oddziałów łuczniczych.
Niewiele zostało czasu do rozpoczęcia bitwy i przeznaczenia, jakiego nikt nie może przewidzieć do końca?
Widzisz, taka w sumie niezbyt duża armia ma walczyć w osamotnieniu za pozostałych mieszkańców tej części Europy. Ks. Henryk zajął miejsce skąd widok był najlepszy na rozstawienie własnych wojsk i na Tatarów, których spodziewano się lada moment. Za księciem stał silny odwód wojewody głogowskiego i kilka chorągwi łuczników.
W promieniach słońca ukazały się nieprzeliczone czambuły Tatarów, tworząc ciemną ścianę, od której odrywały się bez przerwy nieliczne grupy wojowników. Za nimi rozciągały się trzy pagórki, na środkowym jak się domyślał książę musiał stać wódz mongolski Bajdar. Z tyłu nad wzgórzami ukrył bardzo silny odwód, ale tego Polacy nie mogli już zobaczyć. Pole bitwy jeszcze puste od bagien Białej Strugi aż po urwiska Księginickego Potoku.
Rozpoczyna się straszliwa bitwa, która pozostanie w pamięci Polaków, jako przykład poświęcenia się sprawie obrony ziemi i jej mieszkańców. Przecież książę mógł z rycerstwem zamknąć się w zamkach i bronić się do upadłego?
Książę Henryk zamierzał pierwszy uderzyć czterema hufcami równocześnie, gdy nagle ponad 2 tys. Tatarów oderwało się od swoich linii i z wrzaskiem ruszyło na morawski hufiec margrabiego Bolka. Wyjące 2 hezary Tatarów szyjąc w galopie z łuków zbliżały się w szybkim tempie. Rycerze osłonili się tarczami i na rozkaz ruszyli do przodu starając się w ten sposób skrócić dystans, także piechota ze skrzydła szyła z łuków zmniejszając w ten sposób nadjeżdżających wrogów.
Rycerstwo morawskie bez trudu poradziło sobie z lekkozbrojną konnicą. Morawian ogarniał coraz większy zapał, posuwali się ciągle do przodu kłując włóczniami i rąbiąc mieczami wrogie postacie.
Ruszyło także rycerstwo krakowskie wojewody Sulisława, ale znacznie wolniej, więc niebezpiecznie zaczęła się powiększać luka między hufcami. Dostrzegło to ze wzgórza ks. Henryk i rozkazał gońcom powstrzymać oba hufce, zwłaszcza, gdy dostrzegł, że od strony Bajdara sunie kosem duży oddział Tatarów z zamiarem odcięcia Morawianom drogi powrotu, którzy dość lekkomyślnie oddalili się od własnych szyków, odsłaniając z boku front polski.
Margrabia Bolko dość późno zorientował się, że popełnił wielki błąd atakując tak daleko. Nie wiadomo, czy dotarli gońce od księcia, czy sam krzyknął wielkim głosem. Do tyłu!!! Przebijać się z powrotem! Ale było za późno, otoczeni potrójnym pierścieniem Mongołów rycerze walczyli na śmierć i życie i gdyby nie pomoc, nikt z rycerzy morawskich nie uszedłby z życiem.
Czy uratowano tych rycerzy z Moraw, którzy pozostali przy życiu?
Opancerzone oddziały łuczników razem z piechotą uzbrojoną w kusze natarły na otaczających Tatarów szyjąc z łuków. Musiała być w tym miejscu niezła bitwa na łuki, bo wrogowie także strzelali bez przerwy. Rycerze napierali też z tamtej strony, tak, że linia tatarów była coraz cieńsza. Jeszcze jeden wspólny wysiłek i przybysze ze wschodu, jeśli nie leżeli pobici, to uciekali na boczne strony. Dopomogli im jeszcze rycerze wojewody Sulisława, którzy uderzyli z boku na Tatarów, kładąc z nich setki trupów, w końcu Morawianie zdołali własnymi siłami wyrąbać sobie powrót do swoich, zapłacili jednak za to dziesiątkami zabitych i rannych rycerzy.
Łucznicy przejechali przez rzadkie szeregi morawskiego rycerstwa i pognali konie naprzeciw tatarskim świeżym czambułom, które nie miały zamiaru zostawiać nadwerężone hufce. Chmary polskich strzał wypuszczane, co parę sekund ostudziły te zapędy, gdy wróg zostawił setki nieruchomych ciał. Znów przywrócono dawny porządek i linia polskiego frontu tworzyła wyrównane szeregi, Szkoda tylko, że tylu zbrojnych zginęło, ale na przedpolu leżało dużo więcej wojowników tatarskich.
Jak widzę, jeszcze nic nie zapowiadało nieszczęścia, wszystko na razie szło dobrze, byle tylko nie pozwolić na rozerwanie szyków?
Tatarzy bez przerwy próbowali wywabić pojedynczych rycerzy, czy nawet większe grupy, ale nikt nauczony wcześniejszą sytuacją nie kwapił się do samotnego ataku.
Po reorganizacji hufców i po uzupełnieniu strat Morawian dwoma chorągwiami łuczników i kilkunastu rycerzy z pocztami, wszystkie hufce pierwszej linii ruszyły stępa do przodu, potem przeszły w kłus, roztrącając drobne oddziałki łuczników tatarskich spod lekkich znaków. Tysiące strzał leciało w kierunku rycerstwa, bo im dalej, to gęstniał tłum wojowników przed nimi. Polscy łucznicy także bez przerwy strzelali nad głowami rycerzy i walnie przyczynili się do strat wrogich wojowników. Coraz więcej tatarskich hezarów wkraczało do bitwy, ale wyćwiczone wojsko w zwartych szykach pokazało swoje walory. Kunszt rycerstwa w operowaniu włócznią i mieczem osiągnął punkt zwrotny. Każdy atak wroga zatrzymywał się pod naporem rycerzy, którzy znów przeszli w galop, kładąc pokotem kolejne grupy Tatarów. Ks. Mieszko na czelne silnego hufca złożonego z rycerstwa opolsko – kaliskiego rozwinięty w linię gnał przed sobą coraz większe grupy Tatarów, coraz więcej koni biegało bez jeźdźców. Także rycerze spod Sandomierza i Krakowa starali się dotrzymać kroku, a resztki hufca morawskiego walczyły z wielką zawziętością. Jedynie nieduży hufiec rycerzy zakonnych trochę pozostał z tyłu. Wódz tatarski Bajdar celowo nie dawał posiłków w centrum, które cofało się pod naporem Polaków, ale wciąż nowe hezary walczyły z grupą Poppona i powoli, ale ciągle powiększała się luka, na którą liczył wódz mongolski.
Wygląda na to, że Tatarzy celowo przegrywali od czoła, żeby wygrywać na skrzydle?
Stało się, co musiało się stać, w wyłom runęło ze trzy tysiące lekkiej jazdy i uderzyło w bok opolskiego rycerstwa, z których tylko niewielka część zdołała zmienić front. Przecież wiedziano, że Tatarzy są mistrzami w okrążeniu, a potem wybijaniu rycerzy, którzy znaleźli się w kole. Zaraz też doszły do uszu rycerzy krzyki „Biegajcie! Biegajcie! Nikt nie przepuszczał, że to podstęp, słowo biegajcie znaczyło także uciekajcie. Ks. Mieszko posłuchał tego głosu, że to książę Henryk wzywa do powrotu. Gdyby jeszcze trochę wytrzymali pobiliby Tatarów w tym miejscu. Odwrót, a potem ucieczka odsłoniła rycerstwo krakowsko – sandomierskie, które dobrze walczyło i gdy nagle ich oczom ukazał się widok ucieczki bratnich rycerzy. Książe jeszcze nie wiedział o tragedii, sam bowiem szykował się z hufcem odwodowym do bitwy, który składał się ze świerzych nie biorących dotąd w walce rycerzy. Naprawdę był to doborowy oddział a wielu rycerzy hufca ze wschodnich dzielnic brała już udział w walce a Tatarami.
Hufiec odwodowi i drużyna przyboczna księcia Henryka uderzyła na rozproszonych nieprzyjaciół, którzy z kolei nie spodziewali się takiego obrotu. Kolumna rycerzy rozbijając po drodze wszystkich dotarła do Krakowian i resztek rycerzy Pompona, roznosząc Tatarów na strzępy. Nagle zniknęły tatarskie oddziały, rycerze mogli odsapnąć i na nowo uporządkować szeregi. Książę przekazał dowodzenie Klemensowi, a sam wycofał się na wzgórze skąd mógł zobaczyć jak wygląda pole bitwy w innym miejscu. Okazało się, że stoi tam, skąd godzinę temu dowodził wódz mongolski Bajdar.
Czy odwrót niektórych rycerzy nie spowodował krachu?
Dopiero teraz ks. Henryk dowiedział się o ucieczce ks. Mieszko i wielu jego rycerzy, ale sporo było i takich, którzy pozostali i chcieli bić się nadal.
Po szybkim policzeniu żywych, okazało się, że nie ma prawie połowy wojska, które stanęło do bitwy. Pachołkowie uwijali się po pobojowisku szukając rannych, których starano się opatrzyć i odnieść do tyłu, łapano także konie, które mogły się przydać innym zbrojnym. Wszędzie leżeli polegli nasi i obcy, których tak na oko było dużo więcej.
Zadumę księcia przerwały krzyki straży, które sygnalizowały pędzących Tatarów, których cała chmara znów pędziła, a było ich bardzo dużo, jakby wcale nie ponieśli strat. Kontrszarża Polaków rozniosła atakujących, którzy osłaniając plecy tarczami pomknęli do tyłu, ale o wiele w mniejszej liczbie. Ledwie rycerze odsapnęli, gdy kolejny atak tatarski w większej grupie dobiegł do skrajnych chorągwi i znów historia się powtórzyła, kolejne zwały nieprzyjaciół legły, ale wśród naszych zbrojnych zaczęło się robić bardziej pustawo. I tak przynajmniej przez dwie godziny, szarża tatarskich wojowników, starcie, odparcie ataku, krótki odpoczynek i zaraz kolejny atak.
Książe spojrzał w niebo, słońce powoli, ale za wolno zmierzało do zmierzchu, cały ratunek leżał w nocy, aby tylko dotrwać w grupie, wszyscy odpoczną, może doją posiłki, jednym słowem od rana będzie inaczej.
Opowiadasz o tym, tak jakby zwycięstwo było w zasięgu ręki?
Bo było. Tak się przynajmniej pozostałym przy życiu rycerzom wydawało, wciąż żyli, chociaż tylu ubyło, prawie każdy był ranny, ranne były też konie, ale można było wytrzymać.
Jednak wódz tatarski wyraźnie na coś czekał. Dzisiaj mogę powiedzieć, że czekał na wiatr, który wiałby w kierunku polskich linii.
Niedługo było do zachodu słońca, gdy z przodu hufca królewskiego buchnął czarny i miejscami żółtawy dym, który rozprzestrzeniał się na inne polskie chorągwie. Była to tajna broń Mongołów, którzy wynaleźli Chińczycy. Dziś byśmy powiedzieli, że to broń chemiczna, podobna do tej gazowej, którą używano podczas I wojny światowej, ale w pierwszej połowie XIII wieku, to mogły być tylko czary i na dodatek trujące. Z dymów wypadało coraz więcej półprzytomnych rycerzy, zrywali z głów hełmy, żeby zaczerpnąć powietrza. Na tych zatrutych i przestraszonych rycerzy, giermków i zbrojnych runęły odwody ciężkiej jazdy tatarskiej. Pod buńczukiem widziano samego Bajdara, który teraz pod wieczór chciał rozstrzygnąć bitwę na swoją korzyść.
Niewielki hufiec margrabiego Bolka samotnie przyjął uderzenie, jednak musiał ulec, bo przewaga była ogromna, gdy kilkunastu wrogów rzucało się na jednego zbrojnego Polaka. Skoczyli jeszcze ostatni zakonnicy posłuszni regule i kodeksowi rycerskiemu. Jednak nic to nie dało, zaraz też wszyscy polegli.
Ruszył książę Henryk swój ostatni oddział, jeszcze nie wierzył w klęskę, jeszcze myślał, że szarżą rozbije Tatarów i przywrócił front polskich rycerzy, który już nie istniał, bowiem w kłębach dymu wycinano resztki polskich hufców. Książę zawrócił tam, gdzie walczył hufiec odwodowy pod wojewodą Klemensem. Za księciem pędziły grupy zbrojnych, którym udało się wyrwać śmierci.
Chyba nikt nie myślało poddaniu się?
Przy księciu zostały także resztki hufca wojewody głogowskiego i część krakowskiego pod wojewodą Sulisławem. Wojewodowie tłumaczyli rycerzom, że jeśli chcą ocalić życie, muszą trzymać się kupy. Rycerstwo wzięło ks. Henryka w środek i pomknęli galopem na zachód.
Historia zapisała rycerza Jana Iwanowicza, który, gdy księciu Henrykowi padł koń skoczył w kilkadziesiąt koni do tabunu, który pilnowali koniowodni i w ostatniej chwili przesiedli się na świeże konie, zaś wspomniany rycerz najlepszego wierzchowca przyprowadził księciu. W ostatniej potrzebie, przy ks. Henryku znajdowali się: wojewodowie Sulisław i Klemens, rycerze: Konrad Komendowic, Stefan Lis z Wierzbna z synem Andrzejem, Tomasz Piotrkowic, Klemens z Pełcznicy, Piotr zwany Kuza i wielu wielmożów oraz sławnych rycerzy. Był także Iwan Iwanowic, który jako jedyny przeżyje bitwę. Na zmniejszającą się grupę rycerzy bez przerwy napadały hezary tatarskich wojowników szyjące z łuków z bezpiecznej odległości. Przy księciu było coraz mniej rycerzy, aż obskoczyła ich nowa wataha, z którą walczono dopóki wszyscy nie polegli.
Okazało się jednak, że rycerz Jan Iwanowic z kilkoma druhami zdołali się wyrwać z okrążenia i dotrzeć do Legnicy. To oni, bowiem przywieźli hiobowe wieści o śmierci księcia Henryka i wszystkich rycerzy.
Jaki był epilog bitwy, która zakończyła się zagładą całego naszego wojska?
Pierwsze wiadomości przywiózł ks. Mieszko, gdy z niedobitkami własnego hufca zjawił się na zamku ogłaszając, że wszystko stracone. Jednak bitwa trwała nadal, a gdy przybyli gońcy od ks. Henryka wzywając Mieszka do powrotu, którego dopiero wtedy okrzyknięto tchórzem i zdrajcą.
Po prawie dwóch godzinach, gdy przybyli rycerze, którym udało się przeżyć, wtedy rzucono się do domów brać najpotrzebniejsze rzeczy, zapasy i żywy inwentarz i wszyscy garneli się do zamku gotując się do obrony, bo szturmu zaraz się spodziewano. Jednak Tatarzy nie nadchodzili. Bajdar przerażony stratami, nie miał wcale zamiaru atakować murów i tracić jeszcze więcej ludzi. Bardzo późnym wieczorem podjechali Tatarzy żądając otwarcia bram. Według legendy jeden z jeźdźców trzymał na włóczni zatkniętą głowę księcia Henryka. Nie ulękli się jednak Legniczanie jednak tych gróźb i bramy pozostały zawarte.
Co się stało drugiego dnia?
Na drugi dzień po Tatarach nie było śladu, pociągnęli dalej przez Czechy na Węgry, gdzie wzywał ich sam Batu – Chan. Mieszkańcy tłumnie zjawili się na polu bitwy, żeby pogrzebać swoich bohaterów. Starano się odszukać ciało księcia, które rozpoznała małżonka księżna Kinga, bowiem na lewej stopie, Henryk miał sześć palców.
Nie czekali na uroczysty pogrzeb starsi synowie księcia Mieszko i Henryk, tylko zebrawszy niewielką drużynę ruszyli śladami Tatarów, żeby pomścić śmierć księcia, a zarazem ojca. Tatarzy przelecieli jak burza przez Czechy, bo dopiero na Węgrzech trwały zacięte walki do końca roku, gdzie tamtejsze rycerstwo i cały naród stawiło zbrojny i mężny opór. Tak oto wyglądał pierwszy najazd Mongołów–Tatarów na Polskę. Ofiary były znaczne zginęło kilka tysięcy rycerzy, jeszcze więcej zbrojnych i wiele tysięcy ludności. Spalono i zniszczono znaczne połacie kraju na całej trasie przemarszu armii tatarskiej. Do końca wieku jeszcze kilka razy będą atakować Tatarzy nasz kraj, aż Polacy nauczą się walczyć z tak szybkim przeciwnikiem i kilkakrotnie wygrają niektóre bitwy, jak choćby ta, gdy ks. Leszek Czarny po raz pierwszy pod Starym Sączem pobił tatarów.
Jak długo trwały walki z Tatarami?
Policzmy, tak naprawdę, kontakty na wojennej stopie będą trwały przez ponad 450 lat, czyli do końca XVII wieku. Potem, będziemy tylko w przyjaznych stosunkach, kiedy to nasze dwa narody będą cierpieć w niewoli. Dużo wcześniej zobaczymy Tatarów po naszej stronie pod Grunwaldem, o czym będzie opowiadać panorama wielkiej bitwy. Także później jeszcze nieraz dadzą dowody męstwa walcząc z wrogami I Rzeczypospolitej, a także po uzyskaniu niepodległości, kiedy przyjdzie bronić nam polskiej suwerenności.
Dziwaczne bywają losy narodów czy społeczności, kiedy przychodzi taki czas, że z wrogów jedna nacja staje się przyjacielem drugiej, a dotychczasowi sprzymierzeńcy stają się w ważnych momentach wrogami czy zdrajcami.
Rywalizacja polsko–tatarska o prymat na płd.- wschodniej granicy będzie trwała przez kilka stuleci, co nie raz spowoduje wielkie tragedie wojska i ludności polskiej. Jednak to będą inne czasy i wydarzenia, o których już mówiłem, a także, kiedy ciąg dalszy nastąpi. Na koniec mogę zachęcić zainteresowanych, że warto czytać o dawnych czasach, które informują o kulturze, obyczajach i wojnach z naszymi nieprzyjaciółmi, a także o późniejszych przyjaciołach.
Galeria i fragmenty
„Bitwa pod Legnicą” – 9 IV 1241, ol.– pł., form. 65,5×100,5 cm (1979) nr inw 133
„Szarża rycerstwa polskiego” – 1340, ol.-pł., form 66,5 x 125.5 cm (1997) nr inw. 511
„Stary Sącz” – 1287, ol. – pł., form. 70 x 60 cm (`1983) nr inw. 191
„Wódz Mongołów Bajdar „ – 1240, ol. pł. 38,5 x 33,5 cm (1991), nr inw. 359
„Wyprawa książąt piastowskich” – ol. pł. 61 x 81 cm (2000) nr inw. 596
„Ciężkozbrojny Tatar” – karton akw. 40 x 29 cm (2013) nr inw. 994
Zdjęcia: Zofia Bodes
Wywiad: Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński
Czytaj również – (Galerie):
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 28
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 29
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 30
Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 31
itd. do pierwszego numeru
Wydania specjalne – (Galerie):
itd. do pierwszego numeru