22 listopada 2024

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 35 „Bitwa pod Epilą” – 24 VII 1809

Jeszcze raz wracamy do Hiszpanii, bo jest to piękny kraj, który trzeba koniecznie zwiedzić, a jak czas pozwoli, to zwłaszcza te miejsca, gdzie polscy żołnierze przelewali nie tylko swoją krew. Jaką wymowę będą miały obrazy Stanisława Bodesa, gdy nasze historie dotrą w pełnym wymiarze za Pireneje. Niewielu jest takich malarzy, którzy na poważnie ingerują w historię walk innych narodów z taką odpowiedzialnością. Tym razem dotyczy to wydarzeń z 1808-1812 roku. Wcześniejsze opowieści wciąż zaskakiwały rozpiętością i zasięgiem tematów, które przenosi razem z obrazami. Dopiero, jak zakończymy cykl, wtedy z pewnością odczujemy sporą pustkę, gdy w natłoku bieżących spraw zabraknie strefy historycznej i duchowej, która często jest ważniejsza od zwykłej codzienności.

Reklamy

 

Stanisław Eugeniusz Bodes – Z cyklu „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 35 „Bitwa pod Epilą” – 24 VII 1809

 

207 lat temu

Reklamy

 

Przed nami stoi batalistyczny obraz, więc się zapytam naszego malarza, o jakiej bitwie dzisiaj porozmawiamy?

 

Od przeszło roku w Hiszpanii, kraju rozległym stacjonują w wielu miejscach dziesiątki tysięcy żołnierzy francuskich, ale przeciwko nim walczy prawie cały naród w większych i mniejszych grupach, które zwą się Pardidas.

Reklamy

Anglicy, gdy tylko zaczęła się walka, pomagają wojskom hiszpańskim, które przeszły na stronę powstańców, działają też kortezy, a walką rządzi Rada Główna z siedzibą w Kadyksie.

Byliśmy w górach pod San Esteban del Puerte, w bitwie pod Tudelą, pod Talavera del-la- Reina, szarżowaliśmy ze szwoleżerami pod Somosierrą. Teraz pojadę razem z bohaterskim płk Józefem Chłopickim pod Epilę, by przekazać najnowsze wieści z pola bitwy.

 

Czy Polacy dobrze wypełniają swój obowiązek sojusznika Francji?

 

            Powiedz mi, kiedy to historii Polacy źle wypełniali swoje zobowiązania. To nas wiele razy oszukiwano w ważnych sprawach. Jestem, więc tam, gdzie walczą moi rodacy. Padła bohaterska Saragossa, w której zginęło 30 tys. ludzi, a może i więcej. W walce i z głodu, bo miasto razem z mieszkańcami zamieniono w twierdzę, gdzie walczono o każdy dom. Bohater Hiszpanii gen. J. M. Palafox y Melzi musiał w końcu skapitulować. W walce biorą udział 3 polskie pułki piechoty i Pułk Ułanów Legii Nadwiślańskiej. Właśnie o nich kolejny raz będę opowiadać w tym odcinku, bo to najlepsi żołnierze, jakich tylko ze świecą szukać. Nawet bardzo dużo tych żołnierzy zostało na hiszpańskiej ziemi na zawsze. Gdyby walczyli po drugiej stronie pewnie wdzięczni mieszkańcy postawiliby naszym wojakom kilka pomników na terenie całej Hiszpanii (a piękne są pomniki bohaterów wojny 1808 – 1812), a tak tylko my Polacy w kraju musimy o nich pamiętać, bo kto tam na miejscu czci najeźdźców, za jakich ich uważali rodowici Hiszpanie. Tak samo było z legionistami na Haiti w 1803 roku, gdzie wykorzystano ich do tłumienia buntu murzyńskich niewolników.

 

Z różnych przyczyn warto ich wszystkich przypomnieć, bo jednak walczyli o lepsze jutro dla Polski. Jeśli Polacy by odmówili, to jak mogli oczekiwać od Napoleona wskrzeszenia wolnej Ojczyzny, czy tak?

 

            Oczywiście, jak moglibyśmy przypuszczać, żeby coś dla nas zrobiono bez nas. My do Hiszpanii, to może nad Wisłą da się coś zrobić. Taki polityczny szantaż, który z naszej strony był przestrzegany do końca, do ostatniego żołnierza. Podobnie było w 1939 roku, kiedy nas zdradzono i pozostawiono na pastwę losu przeciwko dwóm strasznym wrogom. Mimo to, Polacy kilka miesięcy później walczą w obronie takich sojuszników. Dlaczego Polacy są takimi fanatykami spraw polskich na obcej ziemi? Przecież nikt ich nie zmusza, bardziej podpuszcza i obiecuje, zawsze biorą na barki za duży ciężar. Pewnie jest to wina naszego charakteru, naszej pogoni za sławą, ale nie za taką pustą jak w dzisiejszych czasach, gdzie o randze decydują wynajęci klakierzy. W tamtych czasach na polach bitew wykuwały się prawdziwe wartości narodowe, a medale za odwagę z dumą noszono na piersiach. Odwaga, honor to były przymioty, które dla zasady pociągały wielu młodych Polaków, którzy i dzisiaj staną po właściwej stronie, gdy zaistnieje groźba zamachu czy konfliktu.

 

Jak w takim razie walczono, czy rozterki nie psuły relacji wśród żołnierzy i jak sobie z tym radzono?

 

            Wypada na taki problem zacytować odpowiedniego autora (Bertrand Russell), który w tym miejscu i czasie pasuje jak ulał:

 

„To smutne, że głupcy są tacy pewni siebie, a ludzie rozsądni tacy pełni wątpliwości!”

 

            Nasi żołnierze, co bardzo ważne nie byli bici, jak w wojsku rosyjskim czy pruskim. To świadomość wolności obywatelskiej dodawała nam skrzydeł w trudnych momentach. W naszym przypadku, nagły rozkaz podrywał żołnierzy na nogi, ostre komendy formowały szyk, każdy przeżegnał się, wielu wspomniało bliskich, a z pierwszym strzałem ulatywały wszystkie zwątpienia. Działała wtedy bitewna adrenalina. Czytając dziesiątki wspomnień oficerów, byłych ułanów czy szwoleżerów, którzy w czasie ataku często nie czuli ran, nawet krew tak szybko nie ciekła. Taki fenomen występował zwłaszcza w kawalerii, gdy oprócz własnej, dochodziła jeszcze troska o wierzchowca, tego wiernego towarzysza bojów. Koń był i pozostał w ludzkiej pamięci fantastycznym przyjacielem człowieka.

 

Czy nasi ułani w Hiszpanii odczuwali podobnie, a ich obawy o konie w trakcie służby były podobne do tych, jakie toczyły się w kraju?

 

            W obcych stronach była nawet większa, stracić wiernego konia w Hiszpanii, co często równało się śmierci. Dzięki koniom można było w kilka minut odsadzić się na bezpieczną odległość, lub błyskawicznie dogonić piechura, wziąć do niewoli oficera, zdobyć sztandar albo dokonać innego bohaterskiego czynu, za który były odznaczenia i awanse. Zresztą ułani w Hiszpanii pozostali długo, aż rozkazy poderwały ich do powrotu, kiedy Napoleon szykował się do wyprawy na cara Aleksandra i wielkie terytorium rosyjskie.

 

Czy w bitwie pod Epilą są nasi ułani, jak się zachowali, bo patrząc na obraz, to piechota jest na pierwszym planie i wykonuje główny atak?

 

            Tak było, lecz kilkudziesięciu ułanów wystarczy żeby zwycięstwo stało się pełniejsze. Epila to małe miasteczko w Aragonii na drodze do Madrytu. Dowódca francuski na tym odcinku gen. Lefebvre polecił zbadanie trasy w celu zapewnienia dowozu żywności i dostaw zaopatrzenia dla armii francuskiej.

            Nie znano dokładnie nawet odległości tego miasta od Saragossy, miało to być 5 mil, ale jak się potem okazało było aż 7,5 mili (francuska 1 mila, to 4 km), czyli 30 km.

             Kolumna płk Chłopickiego wyruszyła po południu i pod Epilę dotarła o 10-tej wieczorem. Po drodze do Polaków strzelali ukryci chłopi, co spowalniało marsz, ale nie specjalnie. Postaram się teraz dokładnie wyliczyć ilu żołnierzy prowadził nasz pułkownik, a więc:

1 pułk Legii Nadwiślańskiej–560 żołnierzy, batalion 15 liniowego pułku francuskiego–400 żołnierzy, 50 ułanów z 7 P. Ułanów Nadwiślańskich i dwa działa polowe. Łącznie przed wymarszem było około 1100 żołnierzy. Na przewodników dano dwóch chłopów miejscowych, którzy podprowadzili w ciemnej nocy cały oddział pod same mury, skąd zaraz dano ognia, jednak bez wielkich strat.

 

Czy wiele było sposobów na prowadzenie wojny w trudnym terenie i z tak groźnym przeciwnikiem?

 

            Płk Chłopicki czekał świtu, ale przedtem dobrze ubezpieczywszy swoje nieliczne wojsko czatami, reszcie nakazał wypoczywać, chociaż kilka godzin, które pozostały. Rankiem po brzasku polski pułkownik, który miał w sobie wspaniałe przymioty dobrego i stanowczego dowódcy błyskawicznie podjął w tych warunkach jedyną słuszną decyzję, gdy zobaczył stojące wojsko przeciwnika. Przeprowadzić atak na centrum szyku nieprzyjaciela, który wydawał się najsłabszy.

            Za przeciwnika miał armię hiszpańską dowodzoną przez brata sławnego w Saragossie Palafoxa, którym był don Francisco de Palafox i baron de Versage. Ich zadaniem było przecięcie drogi do Madrytu. Korpus hiszpański składał się z 8 tys. piechoty, z pułku jazdy i czterech dział. Góry dookoła miasteczka były obsadzone przez uzbrojonych chłopów.

            Hiszpanie byli uszykowani w dwie długie linie, z tyłu stały rezerwy, a działa stanęły z przodu w miejscu górzystym. Pułk jazdy stał rozwinięty i osłaniany z boków przez piechotę. Murów miasta bronić mieli jego mieszkańcy. Jak widać zgromadzone siły hiszpańskie przeważały pod wieloma względami, lecz przeciwnik nie wziął pod uwagę rzeczy najważniejszej. Determinacji ludzi, którzy tworzyli ten niewielki korpusik i że składał się on z polskich żołnierzy. Hiszpanie później wiele razy narzekali na Polaków, że gdyby ich nie było, szybciej poradziliby sobie z Francuzami i wojna trwała by o wiele krócej.

 

Przyjemnie nawet po latach jest słuchać takie opinie. Jak polski dowódca zareagował na zgrupowanie wroga, które nie ułatwiało szczupłym siłom atak w centrum szyku?

 

            Chłopicki podzielił swoją malutką armię na trzy kolumny. Pierwsza prawa kolumna francuska powinna uderzyć na lewe skrzydło hiszpańskie. Druga kolumna, najsilniejsza płk Chłopickiego miała uderzyć na środek i działa, trzecia zaś miała za zadanie wspierać atak oddziałów na centrum szyków wroga. Zostawiono także niewielkie siły rezerwowe na wypadek przegranej, które miały wtedy osłaniać odwrót. 2 kompanie I P.P. Legii, 50 ułanów 7 Pułku i owe dwa działa pod kpt. Notkiewiczem. Ten szczupły odwód był umiejscowiony z lewej strony i miał szachować prawą flankę wroga.

 

Dochodzi do bitwy i na podstawie obrazu możemy sobie wyobrazić jej najważniejszy moment, czyli atak na centrum wroga.

 

            Sygnał drugiego wystrzału z armaty miał być początkiem bitwy, który rozpoczął się ostrzałem armatnim z obu stron bez konkretnego skutku dla jednych i drugich. Piechota hiszpańska zaczęła przesuwać się na swoje skrzydła zamierzając otoczyć Polaków. W ten sposób został znacznie osłabiony środek. Płk J. Chłopicki w lot dostrzegł szansę, wydał rozkaz do ataku swojej kolumnie, która krokiem podwójnym ruszyła w stronę Hiszpanów. 50 tyralierów poprzedzało główny oddział strzelając do wybranych celów. Ogień wroga nie zdołał powstrzymać naszej piechoty, a przed frontem wroga zagrzmiał głos pułkownika, który zagłuszył strzały (z takiej siły głosu był znany w całym wojsku” „Naprzód!” Polacy z okrzykiem „hurra!” runęli biegiem na armaty wybijając obsługę i piechurów z osłony. W ciągu kilkunastu minut nim się zorientowano, 4 działa padły łupem naszych żołnierzy.

            Następnie ruszył ku głównej linii Hiszpanów z taką werwą, że po chwilowej walce cały środek nieprzyjaciela poszedł w rozsypkę. Także batalion francuski załamał obronę lewego skrzydła wroga. Hiszpanie w popłochu uciekali, porzucając wszystko, co przeszkadzało w szybkim odwrocie. Działo się to na pozycjach, które sami uważali za nie do zdobycia.

            Dopiero jak ruszyło naszych 50 ułanów pogrom Hiszpanów był zupełny. Nieprzyjaciel jeszcze nigdy nie spotkał się z szarżą ułańską uzbrojoną w lance, którą to broń, jeszcze na półwyspie nie znano. Także gerylasi, którzy obsadzali wzniesienia koło Epili rozpierzchli się w panice, widząc klęskę regularnego wojska.

 

Wspaniałe zwycięstwo, błyskotliwe i szybkie pokonanie wroga, to przecież powód do chwały. Stąd się brały przykłady polskiego męstwa, które później służą jako przykład odwagi i determinacji?

 

            Wróg zostawił na placu 600 poległych i rannych. Zdobyto 4 działa i wielu jeńców, wśród których był oficer angielski. Straty polskie dzięki błyskawicznemu atakowi pozostały o dziwo nieznane.  Płk Józef Chłopicki wrócił do obozu pod Saragossą. W rozkazie dziennym opisano zasługi płk Chłopickiego, wszystkich oficerów i żołnierzy biorących udział w wyprawie. Dziękując żołnierzom męstwa. Pod tymi słowami podpisał się nie, kto inny, tylko sam gen. Lefebvre–Desnouettes późniejszy marszałek Francji.

            Tak zakończyła się wyprawa płk Józefa Chłopickiego pod Epilę, którego powrót z jeńcami i łupami wywołał żywe reakcje wśród wojska, które pozostało w obozie. Dzięki temu zwycięstwu, a także późniejszym zasługom nazwisko dzielnego Polaka figuruje na Łuku Triumfalnym w Paryżu.

 

Skąd się wzięła w ogóle nazwa Legii Nadwiślańskiej i kiedy to nastąpiło?

 

            Już dobrze nie pamiętam, ale żołnierze w swojej masie należeli do Legii Polsko–Włoskiej i chyba w marcu 1808 roku przeszli najpierw na służbę francuską (żeby odciążyć budżet Księstwa Warszawskiego), dopiero wtedy otrzymali nazwę „Legii Nadwiślańskiej”. Potem skierowano Legię do Hiszpanii, wcześniej jednak odbyła się rewia przed Napoleonem, który dla całej Legii nadał 40 krzyży „Legii Honorowej”. Czym, jak zawsze podbijał serca wszystkich żołnierzy. Pięknie zwłaszcza prezentowali się ułani, zachwycony widokiem pięknie umundurowanego pułku cesarz Napoleon bił brawo z ukontentowania. Już dwa razy omawialiśmy dzieje 7 Pułku Ułanów Legii Nadwiślańskiej, a czas pokaże, że nikt o tych ułanach nie ważył się złego słowa powiedzieć. Gdzie by w przyszłości nie byli, to szła za nimi sława niepokonanych bohaterów jazdy, zwłaszcza, kiedy zmyli w bitwie pod Albuera wstyd za Yevennes.

 

To chyba trzeci obraz, który przedstawia dzieje polskich ułanów na półwyspie iberyjskim. Czy obrazy, które w 2014 roku wymieniłeś zostały już namalowane, bo o ile sobie przypominam, wśród nich powinien być, co najmniej jeszcze jeden z żółtymi ułanami?

 

            Tak pamiętam, chodziło o ułanów nadwiślańskich pod Santa Cruz z 1809 roku, który jeszcze nie powstał, jednak może w najbliższym czasie zostanie namalowany, bo warto pokazać dzieje tych ułanów polskich, zwłaszcza w Hiszpanii. Tak samo będzie z „Bitwą nad Duero” 1812 roku, gdzie nasi kawalerzyści ponownie ratują francuskich żołnierzy. Pozostał także do wykonania najważniejszy obraz o szarży przeciwko angielskiej piechocie pod Albuera i ten obraz śni mi się nocami, jak pokazać brawurę atakujących bez pardonu ułanów. Zależy mi bardzo na pokazaniu prawdy o szarży wyjątkowej, która przeszła do historii jako srogi rewanż za wcześniejszą klęskę.

 

Na koniec, czy warto było przez tyle lat kosztem wielu wyrzeczeń, malować tylko obrazy batalistyczne, niektóre obyczajowe, rodzajowe czy też z dziedziny oręża polskiego lub europejskiego i trochę innych. Powiedz, czy za drugim razem chciałbyś być tak samo malarzem polskiej historii i oręża?

 

            Ależ oczywiście, czy po wielu latach obcowania z historycznymi bohaterami, pięknymi strojami czy końmi itd. Zresztą, ilu jest dzisiaj malarzy tworzących historyczną przeszłość. Jak widzisz obok talentu jest to wyróżnienie od „Nieba”, które nie można było zlekceważyć, bowiem już sam dźwięk mas rycerskich czy żołnierskich był niewyobrażalną magią, która przyciąga nieodpartą siłą. Podobnie działają na ludzi największe imprezy sportowe. Tak samo było też w przypadku Legii. Została dekretem cesarza z 19 II 1807 roku powołana Legia Polsko–Włoska i szybko punkty zborne zapełniły się poborowymi. Wbrew nazwie byli w niej sami Polacy bez udziału Włochów, a Wrocław był miastem, w którym formowano 3 Pułki Piechoty i Pułk Jazdy.

            Cała Legia liczyła 8750 ludzi pod bronią, w tym ułani w sile 1035 szabel. Dowódcą całości został gen. Józef Grabiński. 1 PP płk Jan Chłopicki, 2 PP. Płk Kąsinowski, 4 P.P. 3 PP Sykstus Estko, a ułanami dowodził płk Jan Konopka. Przed laty namalowałem szarżę tych ułanów w karmazynach z granatem w bitwie z 1807 roku pod Adelsbach (Struga), gdzie piękna szarża 400 polskich ułanów przesądziło o zwycięstwie francusko–polskim nad Prusakami, a dowodził w tej bitwie właśnie gen. Levebvre-Desnouettes obecny dowódca pod Saragossą. Jak widzisz historia lubi czasami sprawiać dobre niespodzianki jej uczestnikom.

           

Jakie jeszcze obrazy zobaczymy w tym hiszpańskim odcinku?

 

            Wcześniej wspominałem o obrazach, które chciałbym namalować, ale jest jeszcze kilka, które nie pokazaliśmy. Wojna w Hiszpanii była dla Polaków egzotyczna i bardzo trudna, często niezrozumiała. Dla żołnierzy, którzy mieli walczyć o wolność własnego kraju a nie podbijać obcy, lecz chrześcijański kraj. Ale rozkazy były jasne i nie pozwalały na dyskusje i jedynie wspólna religia zbliżały niekiedy żołnierzy do spokojnych mieszkańców. Którzy z kolei obawiali się posądzenia o sympatię i współpracę z Francuzami. Los tych ludzi, których nazywano od króla Józefa „Josephinos” był bardzo często tragiczny, bowiem wystarczyło posądzenie, a jako zdrajcy ginęli w strasznych męczarniach

            Są jednak wydarzenia rzadko publikowane, więc dramat wielu tych ludzi jest większości mało znany, tak samo jak wzajemne okrucieństwa z lat 1809 – 1812. Warto wymienić Kordobę, która zamknęła bramy i mimo nieprzygotowania broniła się dzielnie, korzystając z obronnych metod średniowiecza, czyli wylewając na atakujących mury gorącą smołę czy ukrop. Rzucano też granaty i kamienie. Francuzi zdobyli jednak miasto, które gen. Dupont zezwolił rabować aż cztery dni. Raz popuszczona dyscyplina zrobiła z żołnierzy bandytów, bo dopuszczono się licznych zbrodni, gwałtów i rabunków. Kiedy wojska francuskie opuszczały miasto, to na przeszło 800 wozach wiozły zrabowane dobra z pałaców, kościołów i domów prywatnych. Podobnie będzie z portugalską Evorą. Taka była to wojna, po roku cała Hiszpania nienawidziła Francuzów i ich cesarza. Dopiero po kilku latach i zebraniu bardzo wielu informacji zrozumiałem treść upiornych rysunków z cyklu „Wojna” Francisca Goyi.

            Na co dzień pełniono służbę starannie, obawiając się przede wszystkim zdrady na kwaterach i podczas odpoczynku, kiedy wielu nieostrożnych żołnierzy francuskich było skrytobójczo mordowanych. Trzymano, zatem warty z najwyższą uwagą, byle tylko nie dać się zaskoczyć. Żołnierze czuli się bezpiecznie jedynie na otwartej przestrzeni lub w umocnionych obozach, gdzie wróg miał utrudnione skryte podejścia na niebezpieczną dla wojska odległość.

            Gdybym zamieszkał w Hiszpanii pewnie malowałbym liczne obrazy z walk 1808–1812 lub czasy rekonkwisty, bowiem zamierzam namalować jedną z najsławniejszych bitew i zwiedzić przy okazji znaczną część kraju z teczką rysunkową w ręku. Zwłaszcza, że tyle imiennych śladów prowadzi mnie po różnych drogach Asturii, Andaluzji, Katalonii, Estramadury czy sławnej Maurami Granady. 

            Miał rację prof. Stefan Du Chateau, gdy w 1992 roku w Paryżu mówił, że mam dobre nazwisko, które pasuje we Francji, ale nie przewidział, że jeszcze bardziej w Hiszpanii, o czym nie wiedział wtedy, że tyle mnie łączyć będzie duchowo z tym krajem. Co świadczyć może o moich ponadczasowych związkach z Hiszpanią, gdzie odnalazłem tyle śladów. Potwierdził to pośrednio Miguel Cervantes pisząc, że „Dobre nazwisko jest więcej warte niż bogactwo”.

 

Czy jeszcze coś zostało?

 

Tak, w ostatnich godzinach wskoczyłem na konia i galopem udałem się na miejsce, skąd zobaczyłem jak nasi ułani w górach Sierra Morena 20 I 1810 roku wywalczyli otwarcie przełęczy Paso des Despenaperos, czyli drogę do Andaluzji. Będzie to jeden z faktów, który wyraźnie pokaże jak Polscy ułani najbardziej bojowego pułku walczyli w ekstremalnych warunkach i jak rozsławiali księstwo warszawskie na tak dalekim froncie nie żałując własnej krwi. Dziwnie się składa, ale moi ulubieni ułani, to 14 Pułk Ułanów stacjonujący w okresie międzywojennym we Lwowie nosił takie same żółte potrzeby jak „Nadwiślańscy”. 

Za to drugi obraz będzie zupełnym zaskoczeniem dla wszystkich, zwłaszcza dla mojego syna czy rodziny, a także dla miłośników historii, kiedy to podjazd francuski w sile pół plutonu koło stoku pasma górskiego „Sierra de Bodes” wpadł w zasadzkę i stoczył walkę z  ludźmi Marquesito, który na tamtym terenie dowodzi powstańcami. Według wszelkiego prawdopodobieństwa w walce stracono kilku żołnierzy, lecz więcej zostało rannych, ale ujęto trzech rannych gerylasów. Pasmo leży w górach Kantabryjskich na terenie wspominanej wiele razy Asturii.

 

Obrazy:

 

„Bitwa pod Epilą” – 24 VII 1809, ol.–pł. 78,5 x 113,5 cm (1995) nr inw. 464

„Saragossa – Hasta la ultima tapia!” – 1809, ol.–pł. 70 x 80 cm (1997) nr inw. 519

„Odnaleziony przyjaciel”, karton–akw. 36,5 x 26 cm (1996) nr inw. 473

„Bitwa pod Fuentes de Oñoro” – 15 V 1811, ol.- pł. 50 x 65 cm (1997) nr inw. 512

 

 

Zdjęcia: Zofia Bodes,

Wywiad: Marek Ambroży Kitliński

Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński




 

Czytaj również – (Galerie):

 

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 31 „Psie Pole” – 1109

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 32„Legnica”-1241

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 33 „Racławice” -1794

Stanisław Eugeniusz Bodes „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 34„Paryż” – 1871

itd. do pierwszego numeru

 

Wydania specjalne – (Galerie):

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne cześć 7 – „Korpus Ochrony Pogranicza” –  Pamięci Kresów Wschodnich

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 8 „Lipsk – Bitwa Narodów” 16 – 19 X 1813 roku

Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – Wydanie specjalne nr 9 – Jubileus

itd. do pierwszego numeru