Najsławniejszy polski konfederat jest wciąż mało znany w naszym kraju, kto za to odpowiada? Zapytam w takim razie Stanisława E. Bodesa, malarza i znawcy 1000-letniej historii oręża polskiego, kawalerii i piechoty, który przez wiele lat odtwarza w malarstwie wybrane tematy.
Owiany legendą 4-letnich walk bohater konfederacji barskiej, Kazimierz Pułaski marszałek łomżyński, w której razem z ojcem i bratem wielokrotnie brał udział w walkach i to od samego początku. Był niespożyty, rozbity zbierał oddziały, partie i ponownie stawał do kolejnych bojów. Legenda tego bohatera przypadła mi do serca już w latach siedemdziesiątym XX wieku.
Chciałbym Cię zapytać, czy znasz szlak bojowy naszego bohatera w trakcie walk na polskiej ziemi, a może podczas wojny amerykańskiej?
Już na samym początku drogi malarskiej Kazimierz Pułaski został moim ulubionym bohaterem za to, że walczył z Rosjanami okupującymi nasz kraj. Gdy inni w tym czasie całowali się z przyjaciółmi ze wschodu i hołdowali niewoli sowieckiej, moje konspiracyjne malarstwo historyczne przeżywało twórcze uniesienia. Malować wtedy, jak Polacy zwyciężają wojska rosyjskie, to dla mnie dzisiaj jest pewien rodzaj satysfakcji moralnej.
Po czterech latach walk w Polsce, jako obrońca wolności dnia 31 maja 1772 roku w klasztorze na Jasnej Górze żegna się z najbliższymi oficerami i żołnierzami, wiedząc, że lada moment może być otoczony przez Rosjan i stronników króla.
Pan Kazimierz opuszcza Ojczyznę, by nigdy już nie powrócić. Stalowy musiał mieć charakter, żeby przez tyle czasu przeżyć dramaty kilku klęsk, albo tragedie rodzinne. Śmierć ojca w niewoli, śmierć ukochanego brata w bitwie pod Orzechowem 1769 roku. O wszystkich perypetiach bohatera będę mówił, gdy przyjdzie czas walki, kiedy toczył boje o wypędzenie wroga z kraju. Tymczasem Kazimierz Pułaski po zakończeniu walk, dodatkowo oskarżony o królobójstwo. W przebraniu przez Prusy i inne kraje niemieckie dotarł do Paryża, gdzie przez długie miesiące czynił starania o wyjazd do Ameryki. Pięć długich lat trwało tułanie się po zachodzie Europy, gdyż wiedział, że nie może wrócić do kraju. Postanawia pojechać za ocean walczyć o wolność trzynastu kolonii, które zbuntowały się hegemonii angielskiej.
Jak sobie załatwił wyjazd do Ameryki?
W maju 1777 roku otrzymuje od przedstawiciela Stanów Zjednoczonych w Paryżu Benjamina Franklina list polecający do Kongresu. W dniu 23 lipca 1777 roku ląduje w Marblehead koło Bostonu na ziemi amerykańskiej. Jakże znamienny jest list, który pisze K. Pułaski zaraz po wylądowaniu do Jerzego Washingtona. Jakże wymownie brzmią słowa z uwagi późniejszej drogi.
„Przybyłem tutaj, gdzie broni się wolności, aby jej służyć, dla niej żyć lub umrzeć” Kazimierz Pułaski oferuje swoje doświadczenie kawalerzysty i dowódcy. Generał Washington życzliwie przyjmuje usługi Pułaskiego i rekomenduje pana Kazimierza Kongresowi. Efekt jest taki, że już 15 IX 1777 roku otrzymuje nominację na generała kawalerii. Wcześniej wziął udział w walce z Anglikami nad rzeką Brandywine, gdzie wojska amerykańskie poniosły straty, które mogły być większe, gdyby nie kontratak prowadzony przez Pułaskiego osłaniający odwrót, co zapobiegło kompletnej klęsce.
Jak to, nie jest jeszcze oficjalnie w wojsku, a walczy?
Tak, to niespokojny duch, który nie może być bezczynny. Pokazał się już na początku z najlepszej strony będąc formalnie jeszcze cywilem. To są atuty, z których zasłynie nasz bohater, bowiem jest odważny aż do szaleństwa i nie mniej ważne, że błyskawiczny w działaniu. Mija niewiele czasu, gdy pod Germantown 4 X 1777 roku przegrywa wojsko Washingtona, a niewielkie oddziałki konne rozrzucone po całej armii nie odgrywają żadnej ważnej roli.
Nie tak, jak w Polsce, gdzie jazda potrafiła rozstrzygać o bitwie, atakując w wielu miejscach niespodziewanie żywe siły przeciwnika, zwłaszcza w walce na białą broń. W Ameryce jest inaczej, nie ma jazdy w zwartych jednostkach, które można używać w dalekich zagonach czy w decydujących szarżach, które przełamują szyki wroga.
Czy to prawda, że dopiero Kazimierz Pułaski stworzył podstawy kawalerii amerykańskiej, której wcześniej w ojczyźnie kowbojów nie było?
Tak, istnieje taka opinia już od dawna i miło jest słyszeć, że nasz rodak, jako pierwszy w historii Ameryki jest twórcą kawalerii. Nominacja na generała jazdy była równoznaczna z objęciem dowództwa nad wszystkimi konnymi żołnierzami rozproszonymi po różnych brygadach. Oni jak się wydaje, służyli tylko, jako gońcy, a także, jako zwiadowcy.
Od samego początku dąży gen. Pulasky, tak jest nazywany przez Amerykanów do walki. Po kilku miesiącach pod komendą generała są cztery pułki dragonów, liczące raptem 700 ludzi. (u nas byłby to, niepełny jeden pułk). Koniec roku spędza nasz bohater w Trenton, gdzie w okolicach Valley Forge w bardzo trudnych warunkach zimuje niewielka armia Washingtona. W tym czasie spotykają naszego rodaka same kłopoty i chroniczny brak funduszy, które spędzają sen z powiek. Bez przerwy musi się także użerać z urzędnikami czy dostawcami o każdy egzemplarz broni lub umundurowania.
Zaciska zęby i szkoli nowych żołnierzy, zmienia musztrę, starając się małymi ruchami przemienić dragonów w szybkich ułanów używających lanc, których na gruncie amerykańskim nikt nie zna. A pan Kazimierz doskonale wie, jaka to groźna broń w sprawnych rękach. Jego metody szkolenia psują stosunki z oficerami, którzy często narzekają na surową służbę.
Widzę, że trudności legionu się mnożą, zamiast maleć?
Na to wygląda, inaczej byłoby wszystko łatwiejsze, gdy działają sprawnie tryby wojennej machiny. Na wiosnę legion Pułaskiego bierze udział w obronie stanu New Jersey przed żołnierzami angielskimi, którzy plądrują okoliczne farmy. Odpowiada za te działania gen. Anthony Wayne, któremu z rozkazu Washingtona podlegać ma gen. Pulasky. Dochodzi do nieporozumień między dowódcami, bowiem sprawy kompetencji i ambicje przesłaniały działania wojenne.
W końcu gen. Pułaski prosi o dymisję, bo całkiem inaczej widzi sposób prowadzenia wojny partyzanckiej, której w Polsce był mistrzem. Gdyby tylko miał wystarczająco dużo ludzi i swobodę działania, mógłby wtedy pokazać, co potrafi. Gdyby miał z 1500 polskich konfederatów, byłby w stanie samodzielnie prowadzić operacje na wielką skalę.
Czy amerykańska biurokracja nie stoi na przeszkodzie Pułaskiemu, który mógłby zrobić o wiele więcej dla sprawy niepodległości 13 kolonii?
Projekt utworzenia samodzielnego oddziału ma pełne poparcie Georga Washingtona, któremu kilka razy już taki plan proponował Pułaski. Dzięki wsparciu tak wpływowego człowieka, Kongres 28 III 1778 roku zezwala utworzyć samodzielny legion dowodzony przez gen. Pułaskiego w składzie 68 żołnierzy kawalerii i 200 piechoty. Tak, można się uśmiać z takiej ilości wojska, gdyby to było śmieszne, a tak, to jest żałosne, organizowanie legionu o takim składzie osobowym, który ma zwalczać oddziały Anglików i odwrócić na dobre losy rewolucji.
W naszym kraju Kazimierz Pułaski miałby na zawołanie parę tysięcy szabel i dopiero z taką siłą mógłby udowodnić, na czym polega prawdziwa wojna podjazdowa (partyzancka). Miejsce formowania legionu było Baltimore w stanie Maryland i tu Pułaski założył główną kwaterę. Z nową energią przystąpił do pracy, nie żałując nawet własnych pieniędzy, byle tylko powstał wymarzony oddział. Jednak skład pozostawał wiele do życzenia, bowiem w legionie znaleźli się Amerykanie, Polacy, Francuzi, Irlandczycy i Niemcy, byli dezerterzy z oddziałów heskich służących w armii brytyjskiej i inni o niewielkim morale.
Kiedy będzie gotowy oddział, z którym gen. Pułaski rozpocznie prawdziwe działania wojenne przeciwko wojskom brytyjskim?
W maju 1778 roku wręczono uroczyście sztandar Legionu, kiedy przyjdzie sierpień gen. Pulasky melduje gotowość bojową i prosi gen. Washingtona, a także Kongres o skierowanie na front. Tak bardzo chce pokazać, że potrafi się bić i może być wielce przydatny. Jednak nikt z polityków nie ma koncepcji, co zrobić z legionem i w jakim kierunku posłać.
Pułaski prosi i przekonuje Washingtona o skierowanie gdziekolwiek, aby tylko mógł się w końcu wykazać, a nie tracić czas na jałowe spory. Nie wiadomo tym razem, ile trwają targi i kiedy otrzymał zgodę na udanie się do New Jersey i do Egg Harbor, gdzie miał chronić wybrzeże przed desantem angielskim z morza.
Pewnego dnia kilku żołnierzy zdradza Anglikom miejsce pobytu legionu. Głęboką nocą ma miejsce napad, który zaskakuje we śnie żołnierzy legionu, których w walce zginęło aż trzydziestu. Zdrada i porażka Pułaskiego zahamowała na pewien okres udział w wojnie, zanim nie zostaną uzupełnione posiłki i nowe dostawy. Postanowiono skierować oddział na północne słabo zaludnione tereny z dala od Anglików. Szykuje się karna ekspedycja przeciwko Indianom, ale ten rodzaj służby nie odpowiada honorowi polskiego szlachcica i prawego człowieka. Znów Pułaski zgłasza dymisję, jeśli Kongres nie przeniesie Legionu w inne miejsce, gdzie będzie można walczyć z Anglikami.
Mam nadzieję, że tym razem władze kolonii przestaną robić trudności we własnej sprawie?
Mniej więcej, otóż 2 II 1779 roku Legion Pułaskiego dostaje rozkaz wymaszerowania do Karoliny Północnej, ma wzmocnić armię Benjamina Lincolna, która działa na południu. Tam walki przybierają na sile, bowiem wojsk amerykańskich jest niezbyt dużo.
Anglicy chcą z tej strony rozpocząć natarcie. Kazimierz Pułaski gromadzi wszystkich swoich ludzi do Yorktown, gdzie Legion zostaje zasilony ochotnikami i powiększony do 600 ludzi. Teraz dopiero okazuje się prawdziwym dowódcą i generałem, jest przecież w swoim żywiole. Wyrusza dalej na południe do Charlestonu, który musi bronić od 8 maja przed Angielskimi oddziałami, którzy w tym czasie opanowali prawie cały stan Georgii. Zajęli Savannah i wkroczyli do Karoliny Południowej.
Co dzieje się z Legionem Pułaskiego?
Broni murów miasta, które okrążyli Anglicy, robi wypady i zasadzki, zatruwając życie żołnierzom i oficerom angielskim. Jest wszędzie i nie nigdy nie wiadomo, gdzie uderzy. Od tych ciągłych walk legion ponosi straty, ale nieprzyjaciel zwija oblężenie Charlestonu. Od połowy maja do połowy czerwca gen. Pułaski bierze udział w rekonesansach, jego ludzie śledzą Anglików na każdym kroku i organizują wypady. Bez przerwy toczona jest wojna podjazdowa z korpusem angielskim.
Taki tryb życia odpowiada polskiemu bohaterowi, który wymyśla wciąż nowe sposoby, byle tylko coś urwać z angielskiej armii. Gdy nastaje gorące lato działania wojenne zamierają. Powstaje z dwóch stron cichy rozejm, bo marsze i walki w takim upale są nie do wytrzymania.
Co w tym czasie robią żołnierze?
Legion stacjonuje razem z generałem w Auguście (tam jest jazda), a piechota jest Sheldon. Pułaski dogląda swoje oddziały, dba o zaopatrzenie, także troszczy się o różne potrzeby żołnierzy. Często bywa w Charlestonie, gdzie może jest jakaś piękność, która zatrzymuje naszego rodaka. Jednak to nic pewnego, to tylko moje sugestie, ale to Polak, ma gorącą krew i typową sarmacką galanterię wobec dam. Należą mu się chwile i miejsce, gdzie może zapomnieć o kłopotach, których los nie szczędzi. Przez wojenną przeszłość pozostał kawalerem, bo czas był nie po temu, kiedy przez kilka lat walczył w kraju.
Zbliża się jesień, a z nią działania wojenne, które przerywają letnie lenistwo?
Jesteśmy niedaleko Savannah, gdzie dojdzie do bitwy. Anglicy są schowani w dobrze ufortyfikowanych szańcach, które trzeba zdobywać szturmem. Dobrze, że francuskie okręty blokują miasto od strony morza. Okrętami przypłynęły także posiłki, którymi dowodzi admirał Charles Henri d’Estainga. Sprzymierzeńcy chcą jak najszybciej uderzyć, nie mogą za długo stać, bowiem flota angielska jest nie tak daleko.
Gen. Pułaski jest z całym legionem. Admirał nie chce wystawić swojej floty wrogowi i proponuje szturm generalny już 9 X 1779 roku, nie czekając na zakończenie podkopów, którymi miały na bezpośrednią odległość od szańców i redut dotrzeć wojska amerykańsko-francuskie.
Po naradzie postanowiono, że główny atak wezmą na siebie Francuzi, szturmując redutę od strony płd.-zachodniej strony. W tym samym czasie chciano upozorować kilka pomocniczych uderzeń na innych kierunkach, żeby zmylić Anglików. Także fregaty zbliżyły się do brzegu rzeki, żeby ostrzeliwać brytyjskie umocnienia. Zadanie Legionu Pułaskiego miało być maszerowanie zaraz za oddziałami francuskimi i uderzenie między redutami, a następnie przełamanie angielskiego frontu. Oglądałem kilka dni temu bardzo dobry i ciekawy film „Patriota” z Melem Gibsonem, właśnie o tych czasach rewolucji amerykańskiej. Jak mógłby być podobny film np. z Kazimierzem Pułaskim czy Tadeuszem Kościuszką, którzy obydwaj tak trwale zapadli w serca i pamięć amerykańskiego narodu, a następnie zostając bohaterami narodowymi na dwóch kontynentach. Udział tych oficerów w wojnie potwierdził ich zdolności, jako żołnierzy, którzy przysłużyli się sprawie wolności pierwszych kolonii, ale tytułowa bitwa przerwie życie konfederackiego bohatera, który pod Savannah miał zyskać nowe laury.
Czy atak powinien być dopracowany i dobrze zgrany w czasie?
Plan był bardzo misterny, jednak wykonanie było trudniejsze, a niektóre oddziały po ciemku się zgubiły i nie mogły odnaleźć drogi. Więc zanim uporządkowano kolumny, zrobiło się jasno i Anglicy mogli salwami z armat i karabinów ostrzeliwać całkiem już wyraźny cel.
Zresztą jest jeszcze sprawa dezertera, który przekazał wrogowi tajny plan ataku ze wszystkimi szczegółami. Więc, gdy o brzasku ruszono do szturmu na umocnienia angielskie, otrzymano od razu dobrze i prosto w twarze skoncentrowany ogień obrońców. Zaprawiona w walce francuska piechota i wspomagana przez żołnierzy amerykańskich dobiegła do szańców mimo wąskiego przejścia. Wydawało się, że cel został osiągnięty. Jednak z najbliższej odległości po kilku morderczych salwach nastąpił kontratak szkockiej piechoty, której powierzono ten najważniejszy odcinek.
Trzy razy admirał podrywał swoje wojska do ataku, aż sam został ranny. Wyborowe regimenty francuskie, to najlepsi żołnierze w armii i radzą sobie w tym ważnym miejscu całkiem dobrze. Jednak, jak okiem spojrzeć, całe przedpole jest już usłane zabitymi i rannymi i nie widać nigdzie żadnych postępów. Huk strzałów niesie się dookoła, kolejny atak zaraz załamie się w palbie Szkotów, którzy słynęli i słyną w angielskiej armii z nieustępliwości i bohaterstwa w walce. To bardzo dzielny naród bez nich o wiele gorzej wiodłoby się Anglikom wielu wojnach.
Jak w tej sytuacji reaguje gen. K. Pułaski?
Kazimierz Pułaski czeka na dogodny moment, który nie nadchodzi, widzi za to, jak rzędną szeregi atakujących w kanonadzie angielskich dział. Jeszcze chwila, a panika ogarnie żołnierzy, którzy nie mogą długo wytrzymać takiego ognia. Czuje, że musi poderwać ludzi do jeszcze jednego szturmu.
Zostawia, więc legion za wzgórzem i z adiutantem kpt. Bentalou rusza w kierunku reduty Springhill, gdzie toczy się zacięta walka wręcz. Kazimierz Pułaski pędzi konno, jest już niedaleko, gdy blisko wybucha granat armatni i ciężko rani naszego rodaka. Jezus Maria! Krzyknął po polsku i runął z koniem na ziemię, której chciał tak bardzo bronić. Wyniesiono rannego generała z pola bitwy i przetransportowano na bryg „Wasp”, którym chciano przewieźć generała do szpitala w Charlestonie.
Rany okazały się tak ciężkie, że 11 X nie odzyskawszy przytomności nasz wspaniały polsko-amerykański bohater umiera. Z powodu upałów, ciało gen. amerykańskiego bohatera dwóch narodów oddano morzu, prawdopodobnie tam, gdzie rzeka Savannah uchodzi do Oceanu Atlantyckiego.
To koniec bogatej drogi Kazimierza Pułaskiego, człowieka czynu, wielkiego bohatera konfederacji barskiej, a później generała amerykańskiej armii, który trwale wpisał się w historię ludzi walczących o wolność.
Dzisiaj w miejscu, gdzie zginął znajduje się „Fort Pulasky” w mieście Savannah i nad rzeką o tej samej nazwie. Amerykanie dobrze docenili K. Pułaskiego po śmierci, jako obrońcę niepodległości Stanów Zjednoczonych i pierwszego twórcę kawalerii amerykańskiej.
Od 1969 roku proklamowano 11 października, jako święto, a w 1972 roku prezydent USA ogłosił dzień śmierci polsko-amerykańskiego bohatera Świętem Ogólnonarodowym, jako „Pulasky Day” i tak jest do dnia dzisiejszego. Amerykanie pamiętają Kazimierza Pułaskiego (Casimir Pulasky), stawiają pomniki i uczą młodzież, kim był i co zrobił dla Ameryki.
P.s. Warto zadać sobie pytanie, co myśmy przez ostatnie dwadzieścia siedem lat zrobili dla Kazimierza Pułaskiego, bohatera walczącego o wypędzenie rosyjskich wojsk z kraju i o wolność Rzeczypospolitej w latach 1768-1772, dlatego ten odcinek będzie poświęcony pamięci o walce naszego bohatera na polskiej i amerykańskiej ziemi, bo zasłużył sobie za oceanem na wdzięczność rodowitych Amerykanów. Wielka szkoda, że w powojennej antypolskiej polityce nie było woli i miejsca dla odpowiedniej rangi uroczystości, które mogłyby przybliżyć ciekawe życie i działalność niezwykłego w XVIII wieku człowieka, dla którego powinności wobec Ojczyzny były czymś naturalnym. Dzisiaj powinien być otoczony dużo większym szacunkiem dla wielorakich cnót, które posiadał, a wśród nich „wypędzenie wroga z polskiej ziemi było najważniejsze”.
Do końca stycznia trwa moja mini-wystawa w Bibliotece Pedagogicznej w Hrubieszowie, na którą zwłaszcza młodzież serdecznie zapraszam, a kto zechce, to będę mógł się spotkać i oprowadzić po wystawie i opowiedzieć o historii. Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym 2018 Roku.
Galeria:
„Słonim-1769” ol.-pł. 70,5×61,5 cm, (1985) nr inw. 233
„Śmierć K. Pułaskiego pod Savannah”-9 X 1779, akw.47,5×68,5 cm, (1989) nr inw. 313
„Gen.Pułaski pod Cooper’s Ferry”-27 II 1778, akwarela, 57×72 cm, (1982) nr inw. 174
„Savannah-ostatni kwadrans”-9 X 1779, ol.-pł. 75×95 cm, (1988) nr inw. 302
„Odparty atak”-1769, ol.-pł. 23,5×45,5 cm, (1998) nr inw. 554
Reprodukcje i zdjęcia: Zofia Bodes, Zdzisław Gil
Wywiad: Marek Ambroży Kitliński
Opracowanie: Stanisław E. Bodes i Marek A. Kitliński
Zobacz też:
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 51 „Wysowa – 1770”
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 52 „Borodino – 1812”
Stanisław Eugeniusz Bodes – „Chwała Bohaterom” – Dzieje Oręża Polskiego – część 53 „Prostki – 1656”
itd. do pierwszego numeru
Wydania specjalne – (Galerie):
itd. do pierwszego numeru