Po trzech latach od rowerowej wyprawy na Nordkapp, która w dużym stopniu ukształtowała moje życie, pojawił się pomysł wyjazdu na najdalej wysunięte punkty Europy na zachód (Cabo da Roca) i południe (Przylądek Marroqui).
Przygotowania ruszyły zimą. W tym czasie schudłem 16 kilogramów i pokonałem trzy tysiące kilometrów. Pierwszy trening odbył się 1 stycznia 2018 r. (30 km). Najniższa temperatura przy której trenowałem to -19 stopni.
Kilkanaście dni przed wyprawą pojawiła się Zuzia, która zmieniła ją o 180 stopni. Pojawił się słynny Sztab, w którego skład weszli Piotr, Baha, Małgorzata, Wioletta, Agnieszka i Ewa Awe. Rozkręcili akcję i głupio już było się wycofywać, a muszę wam powiedzieć, że taka myśl pojawiła się w momencie, gdy wiele rzeczy zaczęło układać się nie tak, jak zakładałem.
Wreszcie po kilkumiesięcznych przygotowaniach, 24 czerwca po Mszy Świętej ruszyłem, pokonując pierwsze 150 km. Przede mną było 30 razy więcej. Krok po kroku a raczej „koło za kołem” przejechałem przez następujące kraje:
1. Polska – 170 km (trasa Rzeszów-Wałbrzych pociągiem, niewliczona do całości) – 1 dzień
2. Czechy: 390 km – 2 dni
3. Niemcy: 570 km – 3 dni
4. Szwajcaria: 10 km – 0,5 dnia
5. Francja: 1160 km – 8 dni
6. Hiszpania: 1460 km – 10 dni
7. Portugalia: 730 km – 4 dni
8. Gibraltar: 10 km – 0,5 dnia
Całość zrobiłem w 29 dni, pokonując 4500 km, co daje średnią 166 km na dzień. Bagaż ważył ok. 20 kg. Trzy razy miałem normalny nocleg (czyli w łóżku). Poza tym namiot. Spałem na campingach (dwukrotnie), plażach, między skałami, sadach, nad jeziorami, w górach, przy autostradzie, na opuszczonych stacjach benzynowych. Po prostu w samych cudownych miejscach.
Z postami na fb udało dotrzeć się do 400 tysięcy osób. Największą oglądalność miał filmik z apelem o pomoc dla Zuzi (zasięg 100 tysięcy, wyświetleń 50 tysięcy).
Udało nam się zebrać ponad 40 tysięcy złotych! Kosmos! A to jeszcze nie koniec. Jest pomysł pikniku charytatywnego i wydania książki. I tu będę was prosił o pomoc ale to nie dziś.
Dziś chcę bardzo podziękować. Najpierw Panu Bogu. Za to że pojawiłem się na tym świecie, za to wszystko co mnie na tej fajnej planecie spotyka. Za to, że mogłem Go poznać jako Tego, który JEST dobry. Chcę Mu podziękować za bycie księdzem. To kolejna dobra rzecz, na którą kompletnie nie zasłużyłem a która daje mi dużo satysfakcji. I za cierpliwość do mnie na tej wyprawie. Tylko On i ja wiemy ile razy wątpiłem, rezygnowałem, poddawałem się. Ile razy krzyczałem z bezsilności i złości w Jego stronę. A On cierpliwie czekał i dawał mi ludzi, którzy niespodziewanie pojawiali się i pomagali. Boże, jaki Ty jesteś fajny!
Mojej Rodzinie – Mamie, Rodzeństwu, i ich „połówkom” i ich dzieciom. No.
Dzięki mojemu Sztabowi, bez którego – co już pisałem – zginąłbym marnie.
Dziękuję każdej i każdemu z Was. Są dwie rzeczy, które strasznie mnie bolą.Pierwsza taka, że nie odpisywałem na komentarze i wiadomości na bieżąco… Mogłem trochę lepiej wykorzystywać przerwy i czas wolny. Kilometry i zmęczenie nie tłumaczą wszystkiego.. Przepraszam.
I druga taka, że większości z Was nigdy nie spotkam w „realu”. A wydajecie mi się być naprawdę fajnymi i ciekawymi ludźmi. Jeśli będziecie w Hrubieszowie, wpadajcie z chęcią was poznam.
Wyprawa się skończyła, Wróciłem do parafii. Normalnie spowiadam, odprawiam Mszę, siedzę w słynnej z filmików kancelarii. Zauważyłem, że po każdej wyprawie wracam… samotny. A może bardziej, szukam samotności. Ten czas, prawie 30 dni, gdy jestem sam sprawia, że ciężko odnaleźć mi się wśród ludzi. Od momentu, gdy kolejnego dnia nie musiałem wsiadać na rower i jechać, krążą mi po głowie słowa św. Pawła „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne”.
Tak więc, spróbuję żyć i być tutaj, choć marzę już o kolejnej wyprawie, która dla mnie osobiście jest tym „życiem z Chrystusem” o którym mówi Paweł.
I myślę…
I patrzę na mapę…
Kto wie, może jeszcze się spotkamy?
źródło i fot.: facebook.com / Z księdzem na Gibraltar
Zobacz też:
Rowerem na Gibraltar. Ksiądz z Hrubieszowa przejedzie 4300 km dla Zuzi
Zapraszamy na mszę rozpoczynająca wyprawę na Gibraltar dla chorej Zuzi
Hrubieszów: Ksiądz Witek wyruszył w rowerową podróż na Gibraltar
W drodze na Gibraltar. Nowy sposób wpłat dla Zuzi
Z księdzem na Gibraltar: Czechy, Niemcy, Szwajcaria, Francja.
Z księdzem na Gibraltar. Dzień 22 – Agonia. Dzień 23 – Wiemy kiedy koniec
Z księdzem na Gibraltar. Dzień 30, ostatni – my winner